AAA
Jagiełło wychodzi z cienia?
Jest dwugłos, czy go nie ma
Niedziela, 25 pazdziernika 2009r. (godz. 11:46)

Odsiedział wyrok i usunął się w cień. Dziś, za namową kolegów, chce wrócić do „żywych”. Czy do polityki? Tego jeszcze nie wie. Na razie czeka na zatarcie kary. Ostatnio zaczął spotykać się z „weteranami lewicy”. Widziano go także w towarzystwie byłych radnych SLD. Czy możliwy jest jego „come back”?

Nastepna wiadomosc:
ť Nowoczesne zaplecze sportowe

Poprzednia wiadomosc:
ť Mistrzostwa w siatkówce

Jak na razie były poseł spisał swoją wersję wydarzeń dotyczącą tzw. „afery starachowickiej”, w którą był zamieszany. Zmieścił ją na 200 stronach.


- Na razie mam tylko suchy tekst. Jest w nim wszystko: fakty, detale dokumenty – mówi w rozmowie z GAZETĄ. - Przydałaby się jednak jakaś fabuła, żeby się dobrze czytało. A jeszcze lepiej dziennikarz o lekkim piórze, który pomógłby złożyć ją „do kupy” i znaleźć wydawcę.

Do tej pory Andrzej Jagiełło raczej nie rzucał się w oczy. Zaszył się w domu po wyjściu z więzienia. Dopiero od niedawna zaczął częściej pokazywać się w mieście. Widziano go w siedzibie jego dawnej partii, gdzie mieści się biuro posła Sławomira Kopycińskiego. Parlamentarzysta, jak twierdzi, o niczym nie wiedział.

- Spotkania na pewno nie organizowały władze SLD – zapewnił podczas telefonicznej rozmowy z GAZETĄ. – Nie wiem kto i w jakim celu to robił.

- Uważam, że byłoby ogromnym nieporozumieniem, zresztą ze szkodą dla całej partii, gdyby ten fakt rzeczywiście zaistniał – mówi Marian Mróz. - Za wizerunek SLD odpowiadają władze na poszczególnych szczeblach, dlatego powrót Andrzeja Jagiełły wydaje mi się grubym nieporozumieniem.

- Spotkania nie organizowała Rada Miasta SLD – zapewnił Piotr Nowaczek, szef struktur w mieście.

Na pytanie, czy możliwy jest powrót byłego posła do polityki i partii, odpowiada:

- Absolutnie nie, dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki.

W podobnym tonie wypowiada się wiceprzewodniczący miejskich struktur, który zaprzecza jakoby organizowano spotkania z udziałem dawnego parlamentarzysty.

- Do niczego takiego dojść nie mogło, bo pan Jagiełło nie jest członkiem partii. Jeśli odbywały się jakieś spotkania, to ja o tym nic nie wiem. Być może bliższa jest temu Rada Powiatu – sugerował Robert Sowula. –Trzeba by było rozmawiać na ten temat z jej przewodniczącym. Organizował on jakieś spotkania. Ale czy miały one charakter partyjny, czy towarzyski, tego nie wiem, bo nie byłem na nie zaproszony.

Okazało się, że chodziło o ognisko byłych radnych SLD, na które A. Jagiełło rzeczywiście został poproszony jako że kiedyś sprawował mandat radnego Sejmiku Wojewódzkiego.

Zaprosili „weterani”


Do biura partii przyszedł na zaproszenie Klubu Weteranów Lewicy.

- Jego prezes - Bogdan Kolbus, jeszcze za poprzedniej kadencji poprosił o możliwość spotykania się tu środowiska weteranów – mówi Sylwester Kwiecień, szef powiatowych struktur partii. - Taką zgodę otrzymał. Spotkania odbywają się w dzień dyżuru asystentki posła Kopycińskiego. Nie ma powodu, żebyśmy jako organizacja odtrącali starszych działaczy – uważa. - Natomiast suwerenną decyzją Klubu Weteranów Lewicy jest to, kogo zaprasza i o czym rozmawia. To jest organizacja poza SLD – zapewnia Kwiecień. – W żaden sposób nie powiązana ze strukturami partii.

Spotkanie miało podobno charakter czysto koleżeński.

- Sam poprosiłem kolegę Andrzeja, by przyszedł – przyznał B. Kolbus. – Wystarczająco długo zamykał się w domu. Chciałem, żeby wypowiedział się na temat tego, co się stało i odnowił dawne znajomości. Mam nadzieję, że uda mi się go zaangażować w naszą działalność.
I niewykluczone, że tak właśnie się stanie.

- W tej chwili wciąż jestem na boku. Usunąłem się w cień, nikomu nie przeszkadzałem – mówi A. Jagiełło. – Nie chcę burzyć nowego ładu i porządku, tylko odnowić koleżeńskie znajomości. Postarzeliśmy się w międzyczasie. Chcę pogodzić dawnych kolegów i stąd moja obecność w klubie weteranów – tłumaczy.

O powrocie do polityki mówi niewiele, choć nie wyklucza i takiej ewentualności.

- Być może z chwilą zatarcia kary... Ale za wcześnie jeszcze, by na ten temat rozmawiać – ucina dalsze pytania. - Mam duży żal do kraju, w którym żyję. Jeśli człowiek świadomie robi coś źle, to wie, że może liczyć się z konsekwencjami. Ale jeśli niczego takiego nie robił i nagle dowiaduje się, że świadomie i z premedytacją miał ostrzegać mafię, to nagle przestaje żyć... Ale starachowiczanom zawsze dziękuję i chylę przed nimi czapkę - podkreśla.

Tyle tylko, że według członków SLD jego powrót jest raczej niemożliwy. Poseł S. Kopyciński na temat hipotetycznych sytuacji wypowiadać się nie chce.
A. Jagiełło na pytanie, czy nie obawia się braku akceptacji ze strony dawnej partii odpowiada, że łaska ludzka na pstrym koniu jedzie i przypomina swój rekordowy wynik, jaki udało się mu zdobyć podczas wyborów do parlamentu.

Mówią (nie) jednym głosem


Ale od tamtego czasu zmieniło się wiele, także w SLD, która z partii rządzącej została zepchnięta do opozycji, tak w kraju, jak i w Starachowicach. W dodatku coraz częściej dochodzi tu do rozdźwięku między członkami, czego dowodem może być pojawienie się dwóch kandydatów do przyszłorocznej walki o fotel prezydenta w naszym mieście – Sylwestra Kwietnia i Piotra Nowaczka.

Podziały na młodych i starych, postępowych i zachowawczych, doświadczonych i doświadczenia dopiero szukających, zaczynają być coraz bardziej widoczne, ale wydaje się, że nie dla wszystkich. Sami zainteresowani ciągle utrzymują, że problemu nie ma.

- Nie zauważyłem żadnych rozłamów, ale może dlatego, że nie utrzymuję aż takich kontaktów z działaczami w mieście. Jestem przewodniczącym Klubu Radnych SLD w powiecie i staram się koncentrować na tej pracy – mówi Marian Mróz.

W „mieście” też problemu jakby nie widzą, a przynamniej nikt otwarcie do tego przyznać się nie chce.

- Jak każda nowoczesna partia zrzeszamy ludzi w każdym wieku – zapewnia Robert Sowula. – W przeciągu ostatnich czterech miesięcy zapisało się do nas ok. 20 osób. Mamy seniorów i młodzieżówkę, która działa dość prężnie. Rozdźwięków nie ma – przekonuje. - Są pewne podziały z racji wieku. Jeden jest starszy, drugi młodszy. Jak w każdej organizacji są różne zdania i głosy, bo partia powinna żyć. Nasza liczy ponad 150 osób tylko mieście i z pewnością nie jest partią kanapową - przekonuje. - Nie przyświeca nam już także duch Dzierżyńskiego. Opieramy się na socjaldemokratycznych ideałach Maxa Webera, które bardziej przystają do naszej rzeczywistości. A równowaga w partii, jak w życiu, jest zawsze wskazana.

Według Piotra Nowaczka więcej jest rzeczy, które ich łączą, niż dzielą.

- Wystarczy popatrzeć na skład Rady Miasta. Są tam zarówno ludzie młodzi, jak i nasi doświadczeni koledzy - mówi. – Bo młodość i doświadczenie to taka „pigułka”, która nas „kręci”. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, czasem się spieramy. W końcu po to jest partia, by wymieniać w niej swoje poglądy.

Ale, jak twierdzi R. Sowula, to nie partia tworzy ludzi, tylko ludzie - partię, a za jej najbardziej żywotną siłę uważa osoby młode.

- Jako wiceprzewodniczący SLD w mieście sądzę, że trzeba stawiać na ludzi rzutkich, wykształconych i młodych – mówi Sowula.

Za takiego właśnie uważa P. Nowaczka, który - jak zaznacza - jest wiceprzewodniczącym struktur wojewódzkich.

- To prawa ręka posła Kopycińskiego, zresztą przewodniczącego. Jest inteligentny, wykształcony, młody, ma głowę pełną pomysłów – wylicza. - I my, jako Rada Miasta, stawialiśmy głównie na niego. Później zwrócił się do nas o rekomendację drugi kolega. Także ją dostał. Na tę chwilę mamy dwóch kandydatów do prezydenckich wyborów. Może dobrze, a może źle... Czas to zweryfikuje.

A jednak coś ich dzieli...


- W SLD jest miejsce dla każdego, trzeba tylko się zastanowić kto i jakie stanowisko powinien zajmować – uważa Sowula. – Doświadczenie uczy, że nikt nigdy władzy sam z siebie nie odda i tym właśnie różnimy się od starszych kolegów. Miejska organizacja i koła to szkielet lewicy w naszym powiecie. Trzy lata temu, przejmując władzę w mieście mieliśmy dużo pracy, którą - wydaje mi się - wykonaliśmy dobrze. Nie chciałbym chwalić ani siebie, ani kolegów, ale u nas organizacja działa. Co do działań rady powiatowej wypowiadać się nie będę.

- W naszych strukturach dzieje się tyle, co w miejskich – zapewnia jej szef - Sylwester Kwiecień. - Ale to jest sprawa wewnętrzna partii. Jeśli ktokolwiek ma jakieś uwagi, chętnie wysłucham ich na najbliższym spotkaniu. Nie widzę potrzeby rozmawiać o nich za pośrednictwem mediów. I właśnie to doświadczenie nas odróżnia - uważa.

- Problemy potrafię rozwiązać wewnątrz partii i to samo sugeruję kolegom, polecając im lekturę statutu. Choć moim zdaniem podziałów w partii nie ma, to nie będę ukrywał, że niektórym młodszym kolegom wydaje się, że mają na plecach już dwie buławy.

Myślę, że najpierw trzeba popracować, a dopiero potem po nie sięgać. Próba dzielenia ludzi na młodych i starych jest sztuczna, zwłaszcza w partii. Nie wydaje mi się, by komukolwiek należała się premia za młody wiek czy pochodzenie. Tak naprawdę liczy się praca. Ja na swoją szansę w szeregach SLD czekałem dość długo. Dostałem ją dopiero w 2002 roku, po 12 latach pracy w samorządzie. Można opowiadać sobie różne rzeczy, ale wszystko tak naprawdę weryfikują wyborcy.

Tego samego zdania jest jego kontrkandydat, który - mimo młodego wieku, sroce spod ogona nie wypadł.

-W lokalnej polityce jestem już od 12 lat – twierdzi P. Nowaczek. - A zaczynałem jako szef struktur młodzieżowych, jeszcze we wcześniejszych realiach. Później byłem szefem młodzieżówki Socjaldemokratów. Wystartowałem na radnego i nim zostałem. Dużo udzielam się także społecznie. Uczestniczyłem w zbiórkach żywności i wielu aukcjach charytatywnych. Co roku wspólnie z kolegami biorę udział w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Polityka i działalność społeczna mocno się przeplata. Myślę, że mam wiele atutów, które pozwolą mi wygrać prezydenckie wybory – utrzymuje Nowaczek.

A wśród głównych wymienia wspomniane już 12 – letnie doświadczenie polityczno – społeczne i znajomość zarządzania budżetem zadaniowym.
- Wiem, co znaczą priorytety. Powinniśmy skupić się na problemie infrastruktury, miejsc pracy. A także pomocy społecznej – uważa.

Ostatnia próba?


Jego kontrkandydat ma jeden atut, którego przebić się nie da – doświadczenie prezydenckie. Choć niektórzy uważają to za zdradziecki argument, on sam jest innego zdania.

- Pewnie, że niektóre rzeczy dziś można byłoby zrobić zupełnie inaczej. Ale decyzje trzeba rozpatrywać w określonym miejscu i czasie. Odchodząc z urzędu prezydenta zostawiałem gminę z ogromną nadwyżką, której nie chciałem wykorzystać na siłę w ramach kampanii wyborczej. Jestem lojalny i potrafię grać zespołowo - przekonuje. - Świadomie wycofałem się z wyborów parlamentarnych, by do Sejmu mógł wejść poseł z naszego powiatu.

Dla dwóch nie było wówczas miejsca. Przeszedłem długą drogę w SLD. Byłem wiceprzewodniczącym Rady Wojewódzkiej. Tak więc to żaden atut, jak uważają niektórzy. Samorząd znam, a myślę, że to udowodniłem swoją pracą. Każdego, kto ma inne zdanie, zachęcam do sprawdzenia protokołów z sesji. Są one dostępne na stronach internetowych RM.

W ostatnich wyborach prezydenckich miałem bardzo dobry wynik. W pierwszej rundzie wygrałem, w drugiej przegrałem z koalicją prawicowych kandydatów. Ale wszyscy byli wtedy przeciwko mnie. I myślę, że chociażby dlatego powinienem jeszcze raz poddać się weryfikacji. Zapewniam, że będzie to moja ostatnia próba. Nie będę już nigdy startował na prezydenta – deklaruje Kwiecień.

- Konkurencja to zdrowa rzecz – uważa R. Sowula. - Na pewno do wyborów będziemy szli jednym frontem – zapewnia.
Wiążącą decyzję, kogo wystawić do boju o fotel prezydencki, podejmie Rada Powiatu SLD, w porozumieniu z województwem.

- Może do tego czasu któryś z kandydatów zrezygnuje, przemyśli sprawę...- zastanawia się Sowula.

Ale na razie na to się nie zanosi. Obaj wysoko oceniają swoje szanse. Jak długo to potrawa?

- Do czasu aż gajowy się zdenerwuje i wygoni niektórych z lasu – parafrazuje Kwiecień. – A reszta niech pozostanie tajemnicą...

(An)

REKLAMA