AAA
Pomogli swojej uczennicy i koleżance
I LO zbierało pieniądze dla chorej Igi
Piatek, 07 maja 2010r. (godz. 20:05)

Na charytatywnym koncercie w Starachowickim Centrum Kultury 30 kwietnia br. wystąpił jeden ze sław polskiego aktorstwa Krzysztof Kolberger, wybitny organista Robert Grudzień i Georgij Agratina, ukraiński mistrz gry na fletni Pana. Organizatorem wydarzenia było I Liceum Ogólnokształcącego, które w ten sposób wyciągnęło rękę do poważnie chorej trzecioklasistki.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Starachowickie szachy

Poprzednia wiadomosc:
ť Obronili tytuł

Iga cierpi na mukowiscydozę, schorzenie genetyczne atakujące układ oddechowy i pokarmowy. Choroba sprawia, że organizm wydziela zbyt dużo śluzu zatykającego narządy. Taki stan prowadzi do niewydolności oddychania, cukrzycy, lub marskości wątroby.


Z mukowiscydozą dziecko przychodzi na świat. W przypadku Igi choroba została jednak wykryta dopiero po 10 latach. Do tego czasu lekarze niczego nie podejrzewali. Dziewczynka była co prawda chorowita, często łapała zapalenia płuc, ale nie przypuszczano, że powodem może być mukowiscydoza.

- Do drugiego roku życia córka była ciągle w szpitalu. Po tym czasie orzeczono, że ma astmę – zaczyna opowieść pani Aldona, matka Igi, dziś już nastolatki.

- Leki jej jednak nie pomagały. W nocy musiała spać na siedząco, bo się dusiła. Co drugi dzień jeździłam z nią do szpitala w Kielcach. W końcu poprosiłam o poradę moją kuzynkę, która jest lekarzem. To ona domyśliła się, że to może być mukowiscydoza. Skierowała Igę na badanie wykrywające chlorki w pocie, typowe na tę chorobę. Test potwierdził, że chlorki są. I już wszystko było wiadomo... – głos pani Aldony nabrzmiewa łzami.

- Dla mnie to był szok, bo słyszałam, że na mukowiscydozę umierają już maleńkie dzieci. Na szczęście u Igi przebieg był trochę lżejszy. Ale to nie zmienia faktu, że mukowiscydoza jest chorobą postępującą, leki mogą ją tylko spowolnić i wydłużyć człowiekowi życie. Iga wymaga bardzo częstych inhalacji i drenaży pomagających jej oczyścić płuca i oskrzela ze śluzu. Jeden taki drenaż trwa od 15 do 30 minut, inhalacje odbywają się trzy razy dziennie. Do tego dochodzą stale podawane leki – opisuje pani Aldona codzienność swojej córki.

Na szczęście najważniejsze zabiegi dziewczyna może przechodzić w domu. Wykonuje je matka, pielęgniarka z wykształcenia. To duże ułatwienie, pozwalające zaoszczędzić trochę czasu w podporządkowanym chorobie życiu Igi. Często zdarzają się jednak dodatkowe kłopoty, gdy osłabiony organizm łapie infekcje, lub staje się nosicielem groźnych bakterii. Wówczas konieczna jest terapia antybiotykowa w szpitalu.

W szkole zapominała o chorobie


Lekarze ostrzegali rodziców przed kontaktem Igi z otaczającym światem, ale oni nie mieli serca więzić w mieszkaniu energicznej i towarzyskiej nastolatki.

- Iga powinna mieć nauczanie indywidualne w domu, jednak posłałam ją do normalnej szkoły uznając, że będę po prostu bardziej na nią uważała. I jakoś daliśmy sobie z tym radę. Teraz córka kończy liceum, zaraz będzie zdawać maturę. W szkole bardzo mało osób wie, co jej jest, bo Iga nie wygląda na chorą. Jednak czasami jej stan wyraźnie się pogarsza, ma na przykład krwioplucie i wtedy jestem zmuszona zabrać ją ze szkoły. W takich sytuacjach ratują nas wyjazdy do Rabki, gdzie mieści się jedyna w Polsce specjalistyczna klinika dla chorych na mukowiscydozę. Miałyśmy szczęście trafić tam na wspaniałą panią doktor, która potrafi sama zatelefonować do nas z pytaniem, czy wszystko w porządku – mówi z wdzięcznością pani Aldona.

Jest szczęśliwa, że mimo ciężkiej choroby córka radzi sobie w szkole. Może mogłaby trochę lepiej się uczyć, ale to wymaga czasu, którego Iga po prostu nie ma. Bo gdy jej rówieśnicy odrabiają lekcję, czy oddają się ulubionym rozrywkom, ona musi w pierwszej kolejności pamiętać o domowych zabiegach, o przyjęciu leków. Dopiero potem może usiąść nad podręcznikiem, czy wyjść na dwór, co też jest uzależnione od pogody. A jednak Iga nie rezygnuje z marzeń o dalszej nauce.

- Najważniejsze, żeby udało jej się zdać maturę – pani Aldona z rozsądkiem podchodzi do ambicji córki, ale jednocześnie wspiera jej plany.

- Iga chciałaby studiować pedagogikę z informatyką lub pójść na dziennikarstwo. Oczywiście, boję się jej wyjazdu z domu, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że to już dorosła osoba, która chciałaby prowadzić normalne życie, pracować, założyć rodzinę, mieć dzieci. Moja córka pomimo choroby pozostała osobą bardzo otwartą na świat, pogodną i towarzyską. Jest lubiana i umie się odnaleźć w różnych sytuacjach. Trudno jej usiedzieć na miejscu i wytrzymać bez koleżanek i kolegów. To dlatego pozwoliliśmy jej chodzić do szkoły i dlatego w każde wakacje, za zgodą lekarza, wyjeżdżamy z nią w Tatry. Wysiłek związany z chodzeniem po górach bardzo Idze pomaga. Szybciej wtedy oddycha i łatwiej się drenażuje. Miała 11 lat, gdy stanęła na Świnicy – podkreśla z dumą pani Aldona.


Budowaną z wysiłkiem normalność burzą jednak takie chwile, gdy Iga i pani Aldona dowiadują się o śmierci znajomych osób chorych na mukowiscydozę. Wiadomość, że odszedł ktoś, kogo jeszcze niedawno widziały w klinice w Rabce, musi być dla nich jak trzęsienie ziemi rujnujące cały optymizm, którym usiłują się kierować.

- Ale nie tracimy nadziei, że Iga będzie miała zdecydowanie więcej czasu na życie. Medycyna idzie do przodu, a córka jest w tej chwili w dość dobrym stanie. Wierzymy, że on się nie pogorszy – mówi matka.

Koszty leczenia to studnia bez dna

Pozytywne nastawienie jest potrzebne do zmagania się z codziennością, która dla poważnie chorych jest zdecydowanie trudniejsza, czy też po prostu kosztowniejsza. Wydatki na leczenie to studnia bez dna.

- Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie leki ma mukowiscydozę w większości nie są refundowane przez NFZ – mówi pani Aldona. I podaje jakże wymowny przykład: medykamenty dla Igi kosztują ją miesięcznie 500 zł.

Rodzina marzy także o zakupie nowoczesnej sprężarki powietrza: małej, wielkości discmana, dyskretnej i wygodnej. Iga mogłaby ją nosić przy sobie i czuć się swobodnie, zamiast stresować koniecznością szybkiego powrotu do domu na inhalację. Nowinka techniczna nie jest oczywiście tania. Sam aparat to wydatek rzędu 3000 zł, do tego dochodzą baterie za 300 zł, które trzeba wymieniać co 3 miesiące.

Dlatego pani Aldona ze wzruszeniem mówi o nauczycielach i uczniach ze szkoły Igi, którzy zorganizowali dla niej koncert charytatywny w Starachowickim Centrum Kultury z udziałem gwiazdy tej wielkości, co aktor Krzysztof Kolberger.

- Bardzo dziękuję pomysłodawcom, organizatorom i patronom koncertu oraz występującym artystom. To wspaniały prezent dla Igi na zakończenie szkoły. Szczególnie jestem wdzięczna dyrektorowi I LO i nauczycielom: Elżbiecie Ceglarskiej, wychowawcy córki Piotrowi Michcie i szkolnej pani pedagog Ilonie Traczyk. Dziękuję również bibliotekarce Ewie Długosz - Wojnarowskiej za niezapomniane chwile na przerwach szkolnych, które Iga wciąż wspomina.

Nie mogę też pominąć młodzieży, kolegów i koleżanek Igi, którzy zawsze traktowali ją z przychylnością. Dzięki temu mogła uczestniczyć w normalnym życiu i zapomnieć choć trochę o swojej chorobie – uśmiecha się przez łzy matka dzielnej nastolatki.

Dla niej zaprosili gwiazdy


Na pomysł, by wspomóc finansowo chorą uczennicę wpadła Elżbieta Ceglarska nauczycielka języka angielskiego w I LO. Podzieliła się tą ideą z mężem Tomaszem, koneserem muzyki klasycznej, inicjatorem starachowickich Międzynarodowych Dni Muzyki Organowej i Kameralnej, dobrym znajomym wybitnych muzyków, m.in. mistrza gry na organach Roberta Grudnia.

- To właśnie Robert Grudzień był wspaniałym pośrednikiem w zaproszeniu na koncert znakomitych artystów, w tym Krzysztofa Kolbergera, który już raz koncertował charytatywnie w naszej szkole – mówi E. Ceglarska.

Impreza, która odbyła się 30 kwietnia br. była rodzajem podsumowania dobroczynnej akcji, która została przeprowadzona wcześniej.

- Większość pieniędzy na rzecz Igi zebraliśmy w ciągu kilku tygodni przed koncertem rozprowadzając bilety – cegiełki wśród uczniów i nauczycieli. Jednak w SCK też będziemy zachęcać do nabywania tych cegiełek, które nam jeszcze zostały – informowała pani Elżbieta przed koncertem, którego organizację wsparli finansowo poseł Krzysztof Lipiec i starosta Andrzej Matynia.

Pomoc okazali również właściciele restauracji „Pod Sosnami”, kwiaciarnia Anny Kopeć, prezydent Wojciech Bernatowicz oraz dyrektor I LO Dariusz Lipiec akceptując zaangażowanie szkoły w pomoc dla uczennicy.

Sama bohaterka filantropijnej imprezy nie pojawiła się na koncercie. Jest za bardzo skrępowana tym, co dzieje się wokół jej osoby.

(iwo)

REKLAMA