AAA
Amatorski teatr wraca na scenę
W Starachowicach
Czwartek, 24 marca 2011r. (godz. 10:41)

Chcą udowodnić, że życie w mieście nie musi być nudne, a dobra sztuka obroni się sama. Część z nich zaczynała od ról w plenerowych rekonstrukcjach wydarzeń, inni uczestniczyli w konkursach recytatorskich, grali w kabaretach, lub szkolnych grupach. Teraz zamierzają spróbować na deskach teatru. Czy się to uda, pokaże czas. Plany mają bardzo ambitne.

fot. Gazeta Starachowicka

Idea powstania grupy, jak twierdzi Tomasz Kordeusz, dyrektor Starachowickiego Centrum Kultury, zrodziła się kilka lat temu. Mówi o niej m.in. Strategia Rozwoju SCK. Próby podejmowano już wcześniej. Wszyscy pamiętają choćby teatr „VERBUM”. Od jego czasów odbywały się tu tylko zajęcia z recytatorami. Miały one jednak charakter pracy ze słowem, a mniej z inscenizacją.


- Teraz chcielibyśmy stworzyć w mieście amatorski teatr, który animowałby różne ciekawe wydarzenia i realizował projekty – zdradza GAZECIE dyrektor.

Kreatywnym zaczątkiem do tego działania, była współpraca z Urzędem Miasta w ramach organizacji licznych już rekonstrukcji, którym trudno odmówić teatralnej oprawy. I tak pojawiła się grupa pasjonatów, którzy współtworzyli te wydarzenia, coraz bardziej rozwijając skrzydła.

Nic więc dziwnego, że to właśnie rekonstrukcje historyczne będą jedną z tych „półek”, na które chcą nadal wchodzić. Z prostej przyczyny – to się sprawdziło, miało dobry poziom i podobało ludziom, mówi T. Kordeusz. A poza tym niesie ze sobą fantastyczne wartości kulturowe, nawiązując do naszej historii poprzez sztukę, teatr, inscenizacje i żywe słowo.

- Jest to żywa i wiarygodna lekcja nie tylko dla dzieci oraz młodzieży – uważa dyrektor. – Bo także starsi byli nią zachwyceni. Mimo małych potknięć i niedociągnięć, które są w każdym amatorskim ruchu, wypadła ona całkiem nieźle – ocenia dyrektor, który przywołuje dawne kulturalne poranki.

- Kilku ludzi z tego teatru jest w zasadzie profesjonalistami, albo od lat pracuje w branży – mówi T. Kordeusz. – Wspomnę tu choćby Szczepana Mroza, czy Jacka Tarnowskiego. – Zdaję sobie sprawę, że taki kierunek nie będzie łatwy do zrealizowania, bo świat poszedł do przodu w innym niż żywy teatr kierunku. Zanurzamy się wszyscy w jego wirtualny aspekt.

Coraz trudniej zachęcić dziś ludzi, aby wyszli ze swoich domów. Spada zainteresowanie recytacją i żywym słowem, choć uważam, że jest to ogromny błąd. Uczestniczenie w zajęciach teatralnych, czy to związanych z poezją, stanowi ogromny handicap na przyszłość, zarówno dla dzieci, jak i młodzieży, a także ludzi dorosłych, którzy korzystają z tego, że potrafią się dobrze wysławiać, świetnie zaprezentować i nie boją się publiczności. To prosta droga do polityki, gospodarki, do tego, by być sprawnym menadżerem – uważa dyrektor.

- Znakomicie uczy organizacji, wpisywania się w projekt i wykonywania zadań. Teatr to taki mały oddział wojska niezwykle uzdolnionych żołnierzy, którzy muszą zrealizować bitwę pod tytułem spektakl – dojść precyzyjnie do puenty i dostać brawa. I myślę, że reżyser, który taką bitwę prowadzi, nie ma łatwego zadania, ale nagroda w postaci uznania publiczności, wynagradza wszelkie trudy. A tych akurat mieliśmy ostatnio dużo – mówi nawiązując do inscenizacji.

- Mamy nadzieję, że jeszcze w tym roku będziemy je mogli znowu zobaczyć – dodaje Kordeusz.

Przyciągnął ich teatr

Za nimi na razie pierwsze, organizacyjne spotkanie, z udziałem byłych i nowych „aktorów”, którzy dostali się tu w drodze castingu. Dla wielu był to czysty przypadek.

- Przyszłam spróbować tu czegoś nowego – tłumaczyła swoją obecność nastoletnia Emilia, która brała już udział w szkolnych przedstawieniach, a nawet musicalach. Ostatnio można ją było zobaczyć też w kabarecie. Pisze prozę, wiersze i scenariusze.

Gosia jest jeszcze w gimnazjum, choć teatr ma już we krwi. Brała udział w różnych konkursach, uczęszczała na zajęcia recytatorskie. Najlepiej czuje się w dramacie, zwłaszcza Szekspira. Uwielbia „Otella”, a w wolnych chwilach pisze wiersze, prozę, a także maluje. Inaczej niż Dorota, która polubiła teatr, bo – jak twierdzi - została do tego zmuszona. Sprawczynią była oczywiście polonistka, która wysyłała ją na różne konkursy.

Dziś gra już sama i to z ogromną przyjemnością. Nie ma znaczenia, czy wiedźmę, czy babę ze wsi. Każda z tych ról wydaje się jej równie zabawna. Razem z kolegami stworzyła szkolny kabaret, w którym parodiuje teraz klasyczne dramaty.

Dla Magdy jest to powrót do marzeń. Po nieudanym starcie do szkoły teatralnej i nauce w krakowskim Lart Studio, postanowiła spróbować czegoś nowego. Teraz jest masażystką, ale do gry – jak widać – nadal ma słabość.
W przypadku Piotra wszystko zaczęło się od stowarzyszenia Semper Fidelis. Można go było zobaczyć, gdy razem z innymi biegał w mundurach z repliką broni, czy to na Złazie Szlakiem Rębajły, czy to na Dębowej Górze. Ale bakcyla aktorstwa podłapał na rekonstrukcjach, gdzie wcielił się m.in. w postać niemieckiego gestapowca.

- Nie tańczę, nie czytam, ani nie maluję, ale chcę być aktorem – deklarował podczas spotkania.

Dla Andrzeja Jacka Tarnowskiego udział w teatrze ma być powrotem do zaniedbanej nieco przez niego sztuki aktorskiej. Chętnie zagrałby w jakimś autorskim projekcie, stworzonym najlepiej przez kogoś stąd.

Pan Marian wstąpił na casting całkiem przypadkiem. Grał w teatrzyku, lecz tylko szkolnym. I pewnie szybko by wyszedł z SCK - u, gdyby nie siła perswazji, jednej z pracujących tam instruktorek.

- Co z tego wyjdzie? Sam jeszcze nie wiem – przyznaje szczerze. – Zaryzykowałem i dziś jestem w tym miejscu. Jak długo? To się dopiero okaże.

Sądząc jednak po jego minie, z pewnością miałby ochotę grać tak jak Krzysztof Globisz, Tadeusz Huk, czy Anna Polony, których często podziwiał w Krakowie.

Znani nauczyciele i nieznane jeszcze pomysły

Nauki będą pobierać m.in. od Katarzyny Bargiełowskiej, która była między innymi pedagogiem sztuki aktorskiej w Szkole państwa Machulskich, jest także aktorka teatralną i filmową.

- Myślę, że będą też inni twórcy i aktorzy – mówi Tomasz Kordeusz, nie ukrywając, iż liczy na ludzi, którzy się stąd wywodzą.

- Będziemy chcieli, aby nasz teatr jeździł i oglądał inne przedstawienia, ucząc się na „żywym materiale”. Spróbujemy też zapraszać do nas ludzi, którzy tworzą ten świat. Pierwsze takie spotkanie odbyło się przy okazji premiery „Matki Teresy od Kotów”, gościliśmy wtedy u siebie Pawła Salę i Ewę Szykulską. Mamy też kilka innych planów, ale nie chciałbym o nich na razie mówić. Trochę na to za wcześnie. Musimy określić logistykę, a także pozyskać sponsorów, bo jak na razie nasze środki są bardzo skromne. Chciałbym, aby nasze projekty były pokazywane na deskach, w plenerze i w innym anturażu, jak choćby w zjawiskowej architekturze poindustrialnej muzeum. Bo teatr to również happening, działania konceptualne, połączenie różnych sztuk w jedną. Będzie nam łatwiej realizować rozwiązania nowoczesne i niekonwencjonalnie, na które jest teraz ogromne zapotrzebowanie.

Przed nimi więc niemałe wyzwanie.

- Chcemy powiedzieć i udowodnić ludziom, że życie w Starachowicach nie musi być smutne i szare – mówi dyrektor. - Dzięki sztuce stajemy się lepsi, zyskujemy klasę, wspólnie tworzymy dobre społeczeństwo, potrafimy zrealizować wiele ważnych projektów, związanych z naszą tradycją, tożsamością, a także regionem.

Działania te będą prowadzone również u naszych sąsiadów, z którymi współpracujemy od dawna. Być może uda się nam stworzyć wreszcie Festiwal Teatrów Amatorskich. Chciałbym zorganizować go właśnie w Starachowicach, choć nie ukrywam, że trudno dostać dotacje. Ministerstwo wybiera zazwyczaj większe miasta i projekty o większym splendorze, co nie oznacza, że nie będziemy próbować – dodaje szef SCK.

Mają też inne ciekawe koncepcje. Jeszcze przed wakacjami chcą spędzić z teatrem dwie noce w plenerze. Tak naprawdę jest to pomysł Stowarzyszenia Promocji Talentów przy Młodzieżowym Domu Kultury, z którym ma współpracować SCK.

- Jesteśmy zbyt małym miastem, by dzielić środowisko kulturowe. Jeśli już konkurować, to tylko na jakość, a nie źle pojmowane ambicje – uważa Kordeusz. - Trzeba pomagać sobie wzajemnie i myśleć wspólnie, tak jak w prawdziwej drużynie.

Podobne zasady mają obowiązywać w nowo powstałej grupie, która nazywa się zresztą TEAM.

- To nie jest tak, że zrobiliśmy casting, który załatwił sprawę – przekonuje dyrektor. – Wykonaliśmy dopiero pierwszy krok. Następny to udział w warsztatach i otwarcie ich dla innych ludzi, którzy chcieliby przyjść i dać się zaczarować temu działaniu. Bardzo byśmy chcieli zacząć także pracę z małymi z dziećmi, które tworzyłyby teatrzyk.

Postaramy się w najbliższym czasie przeprowadzić takie przesłuchanie. Jestem przekonany, że racja ruchu teatralnego ma głębokie uzasadnienie. Kosztuje, jak wszystko inne. Na razie mamy chęci i wielu przyjaciół, którzy deklarowali swą pomoc, w tym prezydenta miasta Wojciecha Bernatowicza. Myślę, że teatr w różnych odsłonach, będzie mógł doskonale promować miasto i jego kulturę.

Prawdziwie starachowicki TEAM

Chcą zajmować się sceną faktu i spektaklami złożonymi z prawdziwych losów starachowiczan.

- Jest wielu fantastycznych ludzi, którzy tworzyli to miasto przez lata – uważa T. Kordeusz. - Ich życiorysy mogą spokojnie posłużyć za scenariusze, lub doskonały materiał na monografię. W tej chwili analizujemy możliwości. Jedno jest pewne – inwestujemy w ludzi, którzy ten teatr będą tworzyli, doskonaląc przy okazji siebie organizacyjnie i logistycznie.

Jeszcze w tym roku planują premiery.

- Z pewnością grudzień przyniesie takie wydarzenie – potwierdza dyrektor. - Nie chciałbym o tym na razie za dużo mówić, bo jest to ciągle w sferze pomysłu. Mogę jedynie zdradzić, że ma to związek z rocznicą wprowadzenia stanu wojennego i losami starachowickiej opozycji. Być może uda się nam stworzyć wartościowy spektakl przy współudziale uczestników tych zdarzeń.
Zanim to jednak nastąpi, odbędzie się inna premiera dla dzieci i dla dorosłych. Niewykluczone, że będzie to „Mały Książe”, ale w zupełnie nowej inscenizacji i zaskakującej obsadzie. O tym jednak wkrótce.

- W tej chwili chcemy skoncentrować się na pracy – mówi T. Kordeusz. – Wyznaczyć główne kierunki działania oraz terminy. Spróbujemy też znaleźć ludzi, którzy nam w tym pomogą. Być może oprócz Kasi Bargiełowskiej, uda się ściągnąć do siebie Konrada Imielę, który ma wprawdzie daleko z Wrocławia, ale bywa w Starachowicach. Chcemy to wykorzystać – zapowiada dyrektor. – Tylko przez kontakt z innym artystą i nowe wyzwania możemy iść do przodu – uważa Kordeusz.

- Dlatego z wielką skromnością ogłaszam, że teatr, teatrzyk czy grupa teatralna, jakby jej nie nazwać, zaczyna właśnie swoją działalność. Prosimy także o wsparcie ewentualnych sponsorów. Mogę zapewnić, że będą czuć się usatysfakcjonowani.

Znajdziemy sposób, żeby im kreatywnie podziękować, nawet jeśli miałyby to być scenki produktowe, czy lokalizacja marki. Kto wie, czy w przyszłości nie będziemy zaczynać tak właśnie spektakli. Żyjemy w takim świecie, że wszyscy stanowimy cel dla marketingu. Nie obrażę się, jeśli ktoś będzie wspierał nasz TEAM i wymagał od nas wzajemnej promocji. Jesteśmy na to gotowi – zapewnia dyrektor.

(An)

REKLAMA