AAA
Babcia Marianna od wierszy
Pisze, co jej w duszy gra
Piatek, 22 kwietnia 2011r. (godz. 16:32)

Pisze o rzeczach całkiem normalnych, a wena przychodzi do niej najszybciej, gdy skrobie sobie ziemniaki na obiad. Patrzy w okno i pisze, na wszystkim, co ma wtedy pod ręką. A to na paczce od cukru, a to na paragonie. Potem układa w rymy i zanim mleko się zagotuje wiersz jest gotowy.

Pani Marianna Grzelka
Pani Marianna Grzelka
fot. Gazeta Starachowicka

We wsi znają ją chyba wszyscy. Często przychodzą do niej po wiersze: na Dzień Matki, na komunię, otwarcie szkoły, albo na czyjeś wesele. Jest w nich o skokach Małysza, Lepperze, Ziobrze, a nawet o Wąchocku, wigilii samotnej matki, a także zwykłym braku miłości. Pani Marianna Grzelka, mieszka w Parszowie już prawie … 90 wiosen. I co ważne, trzyma się dobrze, bo nie brak jej ani energii, ani uśmiechu, a ciętych ripost i żartu, mógłby jej pozazdrościć niejeden młody.


- Wie pani, ja się latami nie przejmuję w ogóle – mówi już na początku naszej rozmowy – Zawsze lubiłam mieć dużo wszystkiego, lata nie przeszkadzają, jeśli jest tylko zdrowie – dodaje z lekką przekorą.

Od kiedy pisze, nie pamięta. Chyba tworzyć zaczęła, gdy była mała. Zawsze lubiła coś tam ułożyć. Ale czy wiersze? Sama by tego tak nie nazwała.

- Wiersze to piszą tacy, co mają szkołę, a ja co najwyżej czasem się może podpiszę i to nie zawsze – mówi z uśmiechem i nie żartuje. Bo, jak dodaje, skończyła jedynie niecałe pięć klas. Skąd u niej te rymy? Tego nikt nie wie, same jakoś przychodzą.

- Najszybciej, jak skrobię ziemniaki – śmieją się bliscy. – Dostaje wtedy jakiejś weny, patrzy w okno i pisze, na wszystkim, co jest wtedy pod ręką. A to na paczce od cukru, a to na paragonie…

- Pamiętam, jak byłam jeszcze dzieckiem – mówi pani Henryka Żołądek – mama zawsze wypisywała dla mnie wiersze do szkoły. A potem wnuczkom i prawnuczkom, nawet teraz.

A ma już ich trochę – dwanaście wnucząt i jedenaście prawnucząt, rozsianych po Polsce i Europie. Niektórzy mieszkają tuż obok, w Wąchocku, Parszowie, Wielkiej Wsi, albo Warszawie, inni dalej - w Anglii, Belgii, Włoszech. Żadnemu z nich nie odmówi swych rymów.

- Czasem chciałoby się o czymś napisać, ale człowiek nie wie jak. Pisze się wszystko, a potem układa. Musi to jakoś pasować i brzmieć – tłumaczy pani Marianna.

- Trwa to mniej więcej tyle, co ulepienie pierogów, albo ugotowanie mleka – śmieje się jej córka. – Wczoraj przyszła do mnie wnuczka. Pytała się, czy prababcia jest w domu, bo nikt jej o Ojcu Świętym nie chce napisać. Zdążyła wejść i chwilę posiedzieć, a zaraz potem wyszła już z wierszem – mówi pani Henryka.

Zresztą nie tylko rodzina przychodzi do niej po rymy. Napisała też sporo dla szkoły. Jest o Wąchocku, Parszowie, a także sprawach większego formatu, jak choćby wybory. Pisze o wszystkim, co podpowiada jej serce – o miłości, a czasem o bólu, jubileuszu kapłaństwa, a także 50. rocznicy ślubu.

Wiersze na dokładkę

Zawsze tak było, choć obowiązków miała aż nadto. Za mąż wyszła dość wcześnie, mając lat 18. Ale co robić, z miłością się nie wygrywa. Dziś sobie z tego żartuje.

– Poszłam wtedy, kiedy mnie chcieli. Co bym potem zrobiła, jakby ktoś mi mojego sprzed nosa zwinął? – mówi o mężu.

Szybko na świecie pojawiły się dzieci, zresztą dość liczna gromada – dwie córki i czterech synów. Obowiązki mnożyły się same.

- Zawsze jak coś robiłam, czy to prałam, czy gotowałem brałam długopis i od razu pisywałam. A później układałam, żeby to pasowało.

- Pamiętam, jak jeszcze żył tata, a mama poszła do koleżanek na „hejtki”. Zostawiła mu tylko kartkę, na której pisało: „Twoja żona to nie faja, ugotowała ci dwa jaja…”. Albo jak syn był w wojsku i miał właśnie wychodzić, mama napisała mu wiersz i wysłała nie mówiąc o tym nikomu. Pamiętam jak się dziwił – babcia pisała, że kupi mi fiata - mówi pani Marianna.

- A bo to wtedy wymiana pieniędzy była – śmieje się pani Marianna – to mu napisałam: „Dobiega w wojsku służby dwa lata/ Syn pisze do domu kupcie mi fiata/ Wiecie, że syn wasz Ojczyźnie służy/ Niekoniecznie fiat mały może być i duży/ Mama odpisuje synu kochany/ Nie bądź w gorącej wodzie kąpany/ Gdy wrócisz z wojska szczęśliwie zdrowy/ Duży fiat będzie ze sklepu nowy/ Bo te na giełdach już przechadzane/ Są z wierzchu ładnie wymalowane/ Druki na pożyczkę już poskładane/ Nie wiadomo kiedy będą przyznane/ Na razie w bankach pieniędzy nie mają/ Bo się teraz w rządzie zmieniają/ A gdy się w rządzie już unormuje/ Druga reforma obejmie świat/ To wtedy synu przed naszym domem/ Będzie stał duży nowiutki fiat” – recytuje z pamięci.

- A kiedy na święta do domu nie wrócił, napisałam mu tak: „Gdy będziesz w święta stał na warcie/ I miał karabin w swojej ręce/ Nie rozpaczaj tylko pomyśl, żeś w Betlejem przy stajence/ Dziś w stajence Boże Dziecię błogosławi rączką swoją/ W naszym kraju tym żołnierzom, co dzisiaj na warcie stoją/ A my w domu przy wieczerzy, gdy opłatkiem się łamiemy/ Choć Cię nie ma między nami, również ci życzenia ślemy/ Bóg na pewno Cię wysłucha, bo za tobą też tęsknimy/ I na pewno najbliższe święta już wszyscy razem spędzimy/ Ja ci moc życzeń składam, zdrowia, szczęścia, pomyślności/ Samych dni szczęśliwych i uśmiechu i radości/ W nadchodzącym nowym roku już powrotu do wolności” – deklamuje staruszka.

Na każdą okazję znajdzie się rym

- Jeszcze lepiej, jak wnuczka mamy, rozdarła sobie płaszcz u księdza na płocie, bo była ciekawa, co jego psy jedzą. Przyszła i płacze: -Babciu broń, dostanę w domu – opowiada pani Henryka. – Mama wzięła ją na kolana i zaczęła mówić: „Nieszczęśliwa ta godzina, co na płot weszła dziewczyna/ z tej zabawy finał taki, że na płocie zostały trzy fraki”. A ona w jeszcze większy płacz i uciekła – śmieje się córka pani Marianny.

I zaraz opowiada następną podobną historię. Kiedy sąsiadka o lasce zaczęła chodzić, pani Marianna skleciła coś także i o tym: „Dwie sąsiadki starsze panie obie laski mają/ Kiedy idą coś załatwić, to się nimi podpierają/ Taka laska to nie hańba kochany człowieku/ Może tobie też się przyda gdy będziesz w tym wieku/ Krzyż odmawia posłuszeństwa bo lata sędziwe/ Choć na ustach jeszcze uśmiech ale nogi krzywe/ Gdy zobaczysz starszą panią z podobną laseczką/ To przeprowadź ją przez jezdnię i poprowadź ścieżką”.

Dziś będzie tych wierszy ponad sześćdziesiąt, ale co dzień powstają nowe, zaraz jednak szybko znikają.

- Szkoda, żeby się zmarnowały – uważa Artur Bzdręga, sołtys Parszowa. Dlatego wspólnie z radnymi Parszowa i Wielkiej Wsi czyni starania, by ukazały się one drukiem.

- Jeśli nie w formie książki, to może chociaż jakiejś broszury – dodaje. – Dyrektor MGOK – u obiecał drukować w wąchockiej gazecie. Kiedyś robiła to „Przyjaciółka” i „Rolnik Polski”, ale były to już zamierzchłe czasy – śmieje się sołtys. Chcemy, by zapoznali się z nimi inni, kto wie może spodobają się młodym.

Mają również cichą nadzieję, że znajdą się jacyś sponsorzy.
- Liczymy na wsparcie organizacji i stowarzyszeń – mówi A. Bzdręga. - Szkoda by było, gdyby nie zostało z tego żadnej pamiątki.

(An)

REKLAMA