AAA
Uwielbia portretować dzieci
Tworzy odkąd pamięta
Sobota, 20 sierpnia 2011r. (godz. 20:14)

Starachowiczanka Elżbieta Jabłońska woli, by jej prace wisiały w domach przyjaciół, niż w galeriach. Wystawy za bardzo ją stresują. Do tej pory uwieczniała naturę, ale marzy, by kiedyś wyrazić siebie w pracach nie mających wiele wspólnego z realizmem.

Elżbieta Jabłońska
Elżbieta Jabłońska
fot. Gazeta Starachowicka

- Maluje Pani...?

- ...praktycznie od zawsze.


- Był jakiś szczególny impuls, który uświadomił Pani, że będzie malarką?

- Kiedy traktuje się malarstwo jak pasję, impuls jest zbędny. Nie można też powiedzieć, by ta świadomość zrodziła się we mnie nagle. Była to raczej kwestia potrzeby wyrażania siebie. Niemniej jednak same uwarunkowania nie wystarczą. Wiele zawdzięczam nauce w liceum plastycznym.

- Ktoś Panią namówił do nauki w takiej szkole?

- Od początku była to moja świadoma decyzja, doskonale wiedziałam, że to ściśle wiąże się z wyjazdem z domu i zamieszkaniem w internacie. Początki nie były łatwe, z czasem jednak dołączyła do mnie siostra. Żałuję, że po liceum nie miałam możliwości zdawania na studia. Rozpoczęłam pracę. Aby nie zaprzepaścić dotychczasowych umiejętności i dalej się rozwijać zapisałam się do Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Starachowicach.

Dzięki związkowi zaczęłam wyjeżdżać na plenery malarskie. Potem założyłam rodzinę i musiałam przerwać malowanie na kilka lat. Zdarzało się, że wyciągałam zakurzone sztalugi z nadzieją na chwilę dla siebie, ale ciasne mieszkanie i małe dzieci skutecznie mi to uniemożliwiały. Z czasem, gdy moje dzieci coraz bardziej się usamodzielniały, zaczęła mnie nakręcać myśl o studiach. I rozpoczęłam naukę na wydziale multimedialnym.

- Takie nowoczesne oblicze sztuki…

- Dziś wiem, że było to słuszne postanowienie. Prawdopodobnie, gdyby nie studia, nie zdecydowałabym się na naukę komputerowych programów graficznych.

- Gdzie były te studia?

- Na Politechnice Radomskiej, otwarto tam katedrę sztuki.

- Jakimi technikami Pani pracuje? Jest jakaś ulubiona?

- Portrety i kwiaty lubię wykonywać pastelami, farbami olejnymi głównie pejzaże. Te ostatnie nie należą do moich ulubionych, choć z drugiej strony malowanie w plenerze, w otoczeniu natury przynosi satysfakcję i jest jednocześnie niezwykle uspokajające. W domu warunki nie są już tak sprzyjające, zawsze znajdą się inne priorytety. Teraz chciałabym poświęcić się innej tematyce, od jakiegoś czasu mam na to wielką ochotę.

- To znaczy na co?

- Skłaniam się ku surrealizmowi. To fascynujący kierunek, ale wymaga prawdziwego spokoju do refleksji, tworzenia szkiców. Realizm jest odtwórczy, człowiek patrzy i odwzorowuje. Fakt, że każdy na swój sposób, ale odrealnianie jest jednak czymś zupełnie innym. To duże pole dla wyobraźni.

- Portrety robi Pani na zamówienie, czy proponuje pozowanie komuś, kogo wygląd Panią zainteresuje?

- Zasadniczo jestem o to proszona. Ubolewam, że dysponuję tak małą ilością czasu i nie mogę realizować wszystkich zleceń. Najwięcej przyjemności sprawia mi portretowanie dzieci. Maluję zawsze na podstawie zrobionych przez siebie zdjęć. W czasie sesji robię po kilkanaście fotografii, jedna nigdy nie odda charakteru człowieka. Istotnie, najlepiej malować z natury, ale to wymaga od portretowanej osoby niezwykłej cierpliwości, a ode mnie wygospodarowania czasu.

- Potrafi Pani podać liczbę swoich prac?

- Mogę jedynie zgadywać, dopiero od jakiegoś czasu zaczęłam je katalogować.

- A ilość wystaw?

- W wystawach zbiorowych, głównie poplenerowych, brałam udział wielokrotnie, miałam też jedną indywidualną. Muszę jednak przyznać, że jestem nastawiona dość sceptycznie do tego rodzaju przedsięwzięć, nie jestem odporna na stres z nimi związany. Definitywnie większą satysfakcję odnoszę z malowania dla przyjaciół i znajomych, wtedy wszystko zostaje w wąskim kręgu. A chwilowo, gdy aura na to pozwala, postanowiłam poświęcić się plenerom.

Rozmawiała Iwona Bryła

Dołącz do grona fanów Portalu Wirtualne Starachowice na Facebooku!

REKLAMA