W toczącym się w starachowickim Sądzie Rejonowym procesie, w sprawie przydziału mieszkań komunalnych osobom spoza listy oczekujących na lokale gminne, zeznawało już kilkudziesięciu świadków. W minionym tygodniu przed obliczem Temidy stanęli kolejni, ale większość z nich nie wiedziała po co i w jakim charakterze ich wezwano.
- Byłam osobą oczekującą na lokal - mówiła pani Katarzyna, która mimo ośmiu lat starań, nie dostała mieszkania.
Pierwsze podanie złożyła do gminy w 2005 r., Mieszkała z dziećmi (8 i 12 lat) i swoim ojcem w 34-metrowej kawalerce, a jeden z jej synów zmuszony był spać na podłodze. Po śmierci ojca lokal podzielono między spadkobierców, ale do dziś sprawy te nie zostały uregulowane.
- W dalszym ciągu jestem na liście oczekujących - powiedziała sądowi.
Przyznała, że już dwukrotnie otrzymała propozycję mieszkania, ale ich nie przyjęła, gdyż były to jednopokojowe lokale, a starała się o co najmniej dwa. Byłaby skłonna przyjąć nawet mieszkanie do gruntownego remontu, bo gdyby sprzedała spadek po ojcu miałaby na to środki. Najważniejszy jednak był dla niej metraż.
- Mam I grupę inwalidzką, cierpię na reumatoidalne zapalenie stawów, powinnam mieć trochę spokoju - powiedziała na rozprawie.
Pani Małgorzata chciała dostać jakiekolwiek mieszkanie. Na liście była od 2007 r. i w zeszłym dostała 2 pokoje z kuchnią i łazienką przy ulicy Granicznej.
- Czekałam na nie prawie 5 lat, mieszkałam wówczas z matką i dwójką małych dzieci na 38 metrach kwadratowych - relacjonowała swą sytuację sądowi.
Raz była u prezydenta Wojciecha Bernatowicza, ale wyszła już po pięciu minutach, bo - jak zeznała - nie zwracał na nią uwagi. Przeglądał w tym czasie jedynie pisma. Ograniczyła się więc tylko do składania podań. Za każdym razem odpowiedź była ta sama: trzeba cierpliwie czekać, bo wolnych mieszkań brakuje.
- Od lutego 2012 r, byłam praktycznie bezdomna, po sprzedaniu przez matkę mieszkania. W końcu dowiedziałam się, że jest pozytywna decyzja, a podjął ją prezydent Sylwester Kwiecień - mówiła usatysfakcjonowana.
Jedni dostali, inni nie
W przypadku pani Justyny, która od 2002 roku starała się o mieszkanie, było podobnie.
- Mieszkałam z teściami, mężem i synem w dwóch pokojach z kuchnią, a potem urodziło się nam kolejne dziecko. To było już drugie, chciałam więc dwupokojowe mieszkanie - wyłuszczyła swoją sytuację kobieta. W lipcu zeszłego roku lokal taki dostała.
- Wcześniej miałam też propozycję innych, nawet 3- pokojowego przy Alei. Wyzwolenia - mówiła sądowi.
Odmówiła jednak, z uwagi na odległą lokalizację od szkoły. Zintensyfikowała starania i zdecydowała, że pójdzie do prezydenta, ale z uwagi na 2 - miesięczne kolejki na liście przyjęć do Wojciecha Bernatowicza, wybrała się do zastępującego go wówczas Sylwestra Kwietnia.
- Chodziłam do niego co dwa tygodnie, a potem nawet i częściej..
Gdy dowiedziała się o wolnym mieszkaniu przy ulicy Granicznej od razu napisała podanie. Niestety, nie otrzymała go, ale zaoferowano jej inne przy ulicy 9 Maja, które odrzuciła nawet go nie oglądając.
- Pan Kwiecień zapewniał mnie, że dostanę to na Granicznej, a zwłoka miała wynikać z przeciągających się formalności w związku z eksmisją. Potem dowiedziałam się jednak, że dostała je inna kobieta z dwójką dzieci, czym zdziwieni byli też w "lokalowym". Prezydent tłumaczył, że była w bardzo trudnej sytuacji życiowej, podobno "spała z dziećmi po klatce" - stwierdziła mieszkanka.
Dla 79-letniej pani Janiny, która czekała cierpliwie na przydział od ponad 10 lat, mieszkanie się nie znalazło. Zajmowała niewielkie lokum przy ulicy Sportowej, ale warunki miała złe - sama paliła w piecu, wody nie miała w ogóle, a właściciel zgodził się dobrotliwie użyczać jej dziennie ok 4 -5 l. W 1997 r. złożyła więc podanie w gminie. Chciała zamienić je wówczas na inne i właśnie wtedy po raz pierwszy umieszczona została na liście, a potem były kolejne. W 2008 r. dostała wezwanie do obejrzenia jednopokojowego lokalu przy Zakładowej, w tym samym budynku, gdzie była ponoć pijacka melina. Z tego powodu też odmówiła.
- Pani w urzędzie powiedziała mi, że jak nie przyjęłam tego na Zakładowej, to nie dostanę innego, chyba że na Bugaju. Przestałam więc składać podania - stwierdziła dodając, że teraz pomieszkuje na zmianę u synów, raz u jednego, raz u drugiego, opiekując się ich wnukami. W międzyczasie zaproponowano jej jeszcze lokal przy Ostrowieckiej (w budynku dawnej przychodni), na który nie było jej jednak stać.
- Prosiłabym, żeby więcej mnie nie wzywano - powiedziała wychodząc z sali sądowej, bo mam już dosyć całej tej sprawy...
Entuzjazmu z sądowego wezwania nie przejawiał także pan Szymon, który z żoną stara się o mieszkanie, a ciągle nie ma go na liście przydziałów. Po raz pierwszy trafił do grona oczekujących na gminne lokale w 2007 r., choć pierwsze podanie złożył dziesięć lat wcześniej.
- Obecnie z żoną i dziećmi mieszkamy w domku po zmarłym wujku na osiedlu Lubianka. Mamy tam pokój z kuchnią oraz łazienką. Oczekiwałbym dwóch pokoi z kuchnią - powiedział.
15-lat jest na liście, a gmina nie zaproponowała mu żadnego lokalu.
- Sądziłem, że to przez odległą pozycją, jaką zajmowałem - mówił.
W 2008 roku był u prezydenta Bernatowicza, który kazał mu cierpliwie czekać, więc czeka....
Mieli propozycje, tylko warunki nie takie
Pani Małgorzacie, która mieszka z chorym mężem, cierpliwość się wyczerpała. Starania o lokal zaczęła prawie osiem lat temu, gdy wymówiono jej umowę najmu w podległym gminie lokalu, bo znalazł się jego dawny właściciel.
- Napisałam do wydziału lokalowego i w 2007 roku (gdy skończyło się wymówienie) zostałam wciągnięta na listę. Od tego czasu mieszkam w wynajętych mieszkaniach, obecnie już drugim, i wciąż czekam na przydział - mówiła poirytowana. - Poinformowano mnie o mieszkaniu przy Alei Wyzwolenia, ale chyba nie byłabym w stanie finansowo go utrzymać. Było zresztą bez niczego - dosłownie podłoga i ściany, sama musiałbym go wyposażyć, a na to mnie nie stać - stwierdziła.
Dostała propozycję lokalu przy ul. Reja, 22 - metrowego, na 3 piętrze.
- Było zbyt małe na moje potrzeby życiowe, mąż nie byłby w stanie wdrapać się na nie częściej niż raz dziennie. Ma uszkodzoną korę mózgową, w konsekwencji cierpi na epilepsję, ma także zaburzenia węchu, bierze dość mocne leki. Porusza się samodzielnie, lecz w zeszłym roku złamał sobie kręg szyjny. Chodzi, ale nie jest tak sprawny - wyjaśniała odmowę.
Z podobnych powodów nie zgodziła się na lokal przy ul. Żeromskiego, który był ponoć na 4 piętrze.
- Mieszkanie było maleńkie, a okna przy suficie. Remont nie wchodził też w grę z powodów finansowych. Czuję się pokrzywdzona, bo osoby, które nie były na liście, dostały mieszkania, a my, znajdujący się w takiej sytuacji, już nie - zakończyła sądową wypowiedź.
O wiele młodsza starachowiczanka mówiła przed sadem o swoich kilkuletnich staraniach, uwieńczonych sukcesem. Mieszkanie dostała w 2012 roku, kiedy o przydzielaniu mieszkań osobom spoza listy zrobiło się w Starachowicach głośno. Czekała na nie jedynie rok. Nie miała gdzie podziać się z dzieckiem, bo ani rodzice, ani teściowie nie potrafili zapewnić jej lokum, a mąż był akurat w zakładzie karnym. O pomoc poprosiła prezydenta Bernatowicza. Dostała 22-metrowe mieszkanie na Bugaju, bez wody i łazienki, ogrzewane piecami węglowymi.
- Nie wiem, czy byłam na liście mieszkaniowej, ani w jakim trybie dostałam mieszkanie. Mnie najbardziej zależało, żeby wyprowadzić się od teściów. Udało się, nikt nie żądał ode mnie za to korzyści majątkowych - powiedziała.
Zgoła odmienną historię przedstawiła pani Izabela, oczekująca na przydział od 2007 roku. Ani razu nie dostała propozycji, mimo że kilka razy rozmawiała z prezydentem Bernatowiczem i później z Sylwestrem Kwietniem.
- Pan Bernatowicz powiedział mi raz, że jest jedno mieszkanie, ale gdy przyszłam do niego znowu stwierdził, że sprawa go chyba przerosła. W pewnym stopniu czuję się pokrzywdzona, bo wiem, że dostały mieszkania osoby, które były dalej na liście, a ja nadal nie mam gdzie mieszkać - zeznała.
Wśród wezwanych na rozprawę świadków był także młody mężczyzna, który wprawdzie starał się wcześniej z żoną o lokum, ale po rozwodzie w 2008 roku, wycofał swoje podanie. Żona, która miała kontaktować się gminą, mieszka z dziećmi w Londynie i nie wydaje się już przydziałem zbytnio zainteresowana.
Była to jedna z ostatnich rozpraw w sprawie przydziałów gminnych lokali, w której oskarżonymi są prezydenci miasta. Na kolejnej, zaplanowanej w maju, sąd zamierza przesłuchać ostatnich już świadków i przeprowadzić pozostałe czynności procesowe.
(An)
DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU
Internet światłowodowy (FTTH/FTTB) (81)
II Starachowicki Test Coopera (0)
Świętokrzyski Turniej Piłki Nożnej Olimpiad Specjalnych w Starachowicach (0)
Zrób dziecku paszport na Dzień Dziecka (0)
Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa (0)
Pełnowymiarowe boisko z zapleczem sportowym wkrótce w Starachowicach (0)
SMS Absolwenci dają kibicom kolejne powody do radości (0)
Trwa budowa basenów letnich w Starachowicach (0)
Powstała wizualizacja przejścia nad torami w Starachowicach Zachodnich (3)
Będzie konkurs na Dyrektora Starachowickiego Centrum Kultury
Nieruchomości
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(0) Mam do wynajęcia(0) Poszukuję do wynajęcia(0)
Motoryzacja
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(1)
Praca
Zatrudnię(9) Szukam pracy(0) Dodatkowa(0)
Komputery
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0)
Telefony
RTV / AGD
Sprzedam(1) Kupię(0) Zamienię(0)
Edukacja
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Dla domu
Sprzedam(5) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Flora i fauna
Różne
Sprzedam(25) Kupię(1) Zamienię(0) Oddam(0) Usługi(21) Towarzyskie(0) Urzędowe(0) Różne(8)