Zwłoki dziesięciu żołnierzy Wermachtu, zabitych w styczniu 1945 roku, odkopano w lesie w Wąchocku. Kolejnych trzysta ciał czeka na ekshumację.
Miejsce to wskazał wąchocczanin, który przed 65 laty był świadkiem tego pochówku, a teraz chce pomóc niemieckim rodzinom w odnalezieniu bliskich.
Trwało to osiem lat, ale w końcu udało się doprowadzić do ekshumacji niemieckich żołnierzy zabitych przez Rosjan w styczniu 1945 roku w Wąchocku.
Zabiegał o to Mieczysław Tyl, mieszkający przy ulicy Tysiąclecia w Wąchocku, który przed laty był świadkiem grzebania ich ciał. Mimo że miał wtedy zaledwie 10 lat, dokładnie pamięta te wydarzenia.
- Wszystko działo się 17 stycznia 1945 roku . Około godz. 9.00, pierwsi rosyjscy żołnierze pojawili się na skraju lasu. Z początku myślałem, że to jacyś leśnicy, bo wojsko niemieckie miało inne mundury, a tylko takie wówczas znałem. Czasami widywałem także gajowych, którzy ganiali mnie nieraz po lesie za to, że kozy tam wypasałem. Dopiero ojciec powiedział mi, że to rosyjskie oddziały. Plecaków żadnych nie mieli, tylko worki przewiązane sznurkiem parcianym. W dodatku większość bez butów, tylko w walonkach. I tylko o „ku dam Berlin” pytali – wspomina ponad 70 – letni mężczyzna.
W lesie, kilkaset metrów dalej, wciąż stacjonował duży oddział niemiecki.
Pamięta, jak dziś
- Wyszedłem na podwórko, poranek był bardzo mroźny – wspomina pan Mieczysław. – Zobaczyłem jednego z oficerów niemieckich, jak wyszedł z lasu i udał się do domu, sąsiadującego z naszym, nie wiedząc zapewne, że Ruscy są już we wsi. Żądał konia oraz powozu, żeby przewieź broń do Skarżyska na stację kolejową.
Gdy sąsiad wyprowadził zaprzęg, na drodze pojawili się rosyjscy żołnierze, na widok których Niemiec zaczął uciekać. Ale nic to nie dało, zauważyli go migiem. Zaczęli gonić i strzelać, a po chwili także złapali. Może gdyby przykucnął i spróbował przeczekać, albo oddał się do niewoli i wyśpiewał o reszcie, to inni by też przeżyli ... – zastanawia się głośno mężczyzna.
- A była ich tam jeszcze cała granda, jakieś trzysta osób – dodaje. – Spóźnili się trochę, bo w noc poprzedzającą ich przyjście, Niemcy spalili tory i mosty, żeby utrudnić Ruskim dotarcie. W Wąchocku pociągu nie było żadnego, więc na piechotę przyszli tu prawie spod Lipska. Ktoś ich tu podwiózł jakąś furmanką, a gdy tylko zorientowali się, co się tu dzieje, chcieli się szybko wydostać do Skarżyska.
Ale było już na to za późno
- Rosjanie zaczęli szybko zajmować kwatery w naszych domach – opowiada M. Tyl. - W jednym z nich mieściło się chyba dowództwo, bo właśnie tam zaprowadzili Niemca, którego schwytali. Mieszkał tam chłopak w moim wieku, więc poszedłem do niego. Widziałem, jak Rosjanie każą Niemcowi zdjąć buty, które założył potem jeden z przesłuchujących go mężczyzn. Trwało to długo, może nawet jakieś dwie godziny. Później wyprowadzili go na dwór i strzelili w tył głowy. Chyba wszystko powiedział, bo około 13.00 zaatakowali niemiecki oddział, stacjonujący w lesie.
Straszna strzelanina trwała do późnych godzin nocnych.
- Ponieważ Niemcy stawiali opór, Rosjanie wezwali na pomoc dwa samoloty, które latały nisko nad lasem. Zginęli prawie wszyscy. Poległo także 34 Rosjan. Mieszkający w pobliżu ludzie mówili, że jeszcze w nocy słychać było jęczenie rannych. Bo nie wszyscy zginęli od razu. Większość godzinami konała na mrozie – mówi pan Mieczysław, który tamtego ranka poszedł tam ze swoim ojcem.
Nie sposób o tym zapomnieć
- Widok był wstrząsający – mówi poruszony na samo wspomnienie. - Na białym śniegu widać było zieleń mundurów, a także ogromne, czerwone kałuże zastygłej już krwi. Natomiast po lesie wiatr roznosił listy, zdjęcia i inne papiery.
Pierwszej nocy żołnierzom zginęły buty, a potem również mundury, które zdarli z nich mieszkańcy, bo bieda panowała wtedy ogromna.
- Porozbierali ich całkiem do naga… - pan Mieczysław do dziś nie może zapomnieć tego widoku.
Dwóch jakimś cudem przeżyło, ale gdy wyszli z lasu, kazali się zaprowadzić do radzieckiego dowódcy, który stacjonował w klasztorze.
- Poszedłem z nimi i ja. Rosjanie mieli akurat czas wolny, bo gdy dotarliśmy na miejsce, siedzieli na ławach i jedli chleb ze słoniną, popijając ją czymś gorącym z blaszanych garnuszków. Jaki był dalszy los tych żołnierzy, nie mam pojęcia. Podejrzewam, że zostali rozstrzelani, jak inni.
Po przejściu frontu, mieszkańcy na polecenie sołtysa, pochowali poległych w pięciu mogiłach na skraju lasu.
- Pierwszy grób wykopano tuż za naszymi domami – mówi pan Mieczysław. - Pogrzebano w nim dziesięciu Niemców. Wciąż widzę nagie ciała żołnierzy, ściągane z furmanki, a potem wrzucane do dołu…
Te wydarzenia głęboko utkwiły w pamięci 10-letniego chłopca, który – już jako dorosły człowiek - widząc młodzież bawiącą się tej polanie, postanowił działać.
- To tak, jakby ktoś urządził plac zabaw na czyimś cmentarzu – mówi pan Mieczysław, który przez długi czas gryzł się sam ze sobą nie mogąc nic zrobić.
- Jak tu działać, skoro system był inny – tłumaczył swoje długie milczenie. – Dopiero po przemianach postawiłem coś zrobić. Bo przecież tyle rodzin mogłoby odnaleźć swych bliskich.
Ciała rosyjskich żołnierzy odkopano i pochowano najpierw na cmentarzu w Wąchocku, a potem w innej, wspólnej radzieckiej mogile. Natomiast Niemcy leżą tam nadal po lasem. Ich groby już dawno zrównały się z ziemią i porastają chwastem. A przecież byli to tacy sami ludzie, którym kazano walczyć, podobnie jak setkom innych.
Sprawa nie była łatwa.
- Bo niby do kogo pisać? Zaadresować pismo na Niemcy i wysłać? – mówi mężczyzna. – Dopiero znajomy poradził mi, żebym zadzwonił do ambasady niemieckiej i właśnie tam dostałem adres do niemieckiego rządu.
Napisał do rządu
Odpowiedź dostał przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Niemiec z podziękowaniami za informacje o mogiłach żołnierzy, które przekazał następnie do Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi w Kassel. Trwało to długo, bo prawie osiem lat, ale w końcu odpowiednie służby skontaktowały się z panem Mieczysławem i odwiedziły go niedawno w Wąchocku.
- Przyjechało dwóch młodych ludzi ze specjalistycznej firmy zajmującej się ekshumacją, na zlecenie rządu. Pokazałem im najpierw mogiłę dziesięciu Niemców, znajdującą się tuż przy ulicy – mówi mężczyzna. - Wystarczyło kilka razy ruszyć łopatą, by pokazały się pierwsze piszczele, a potem kolejne. Sami byli bardzo zdziwieni. Wykonali więc kilka telefonów do Nadleśnictwa w Starachowicach, które warunkowo zgodziło się na kopanie w lesie. Nie można tak było zostawić tak tych kości.
W sumie odkopano dziesięć kompletnych szkieletów.
- W dwóch szczekach szkliły się jeszcze złote zęby – mówi mężczyzna. – Niektóre czaszki były całe, inne roztrzaskane. Ocalało też kilka nieśmiertelników, z których można było sporo wyczytać, a nawet niewielki pojemniczek z proszkiem do uzdatniania wody, wyprodukowanym w 1938 roku.
Wszystkie kości ułożono w specjalnych metalowych pojemnikach i – jak powiedziano panu Mieczysławowi – przewieziono na niemiecki cmentarz wojskowy w Polesiu koło Puław.
Obecnie trwają też przygotowania do ekshumacji pozostałych 300 żołnierzy Wermachtu. Miałaby ona nastąpić jeszcze w tym roku.
(An)
Internet światłowodowy (FTTH/FTTB) (81)
II Starachowicki Test Coopera (0)
Świętokrzyski Turniej Piłki Nożnej Olimpiad Specjalnych w Starachowicach (0)
Zrób dziecku paszport na Dzień Dziecka (0)
Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa (0)
Pełnowymiarowe boisko z zapleczem sportowym wkrótce w Starachowicach (0)
SMS Absolwenci dają kibicom kolejne powody do radości (0)
Trwa budowa basenów letnich w Starachowicach (0)
Powstała wizualizacja przejścia nad torami w Starachowicach Zachodnich (3)
Będzie konkurs na Dyrektora Starachowickiego Centrum Kultury
Nieruchomości
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(0) Mam do wynajęcia(0) Poszukuję do wynajęcia(0)
Motoryzacja
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(1)
Praca
Zatrudnię(9) Szukam pracy(0) Dodatkowa(0)
Komputery
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0)
Telefony
RTV / AGD
Sprzedam(1) Kupię(0) Zamienię(0)
Edukacja
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Dla domu
Sprzedam(5) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Flora i fauna
Różne
Sprzedam(25) Kupię(1) Zamienię(0) Oddam(0) Usługi(21) Towarzyskie(0) Urzędowe(0) Różne(8)