AAA
Słońce we wnętrzu mieszkania i wnętrzu człowieka
Przyroda i duchowość to wyznaczniki jej życia
Niedziela, 08 maja 2011r. (godz. 14:13)

Teresa Dobrowolska częstuje herbatą ze stewią. W czasie rozmowy włącza muzykę do medytacji. Po latach jeżdżenia na warsztaty rozwoju duchowego ma siódmy, najwyższy stopień wtajemniczenia. Stara się zdrowo odżywiać, wybiera ubrania z naturalnych tkanin. Latem opuszcza mieszkanie w bloku i wyjeżdża do domku na wsi, by wrócić do miasta dopiero zimą.

Teresa Dobrowolska
Teresa Dobrowolska
fot. Gazeta Starachowicka

Herbata, którą pani Teresa stawia na stole pięknie pachnie jakimiś przyprawami. Gospodyni proponuje do niej stewię. Czy to odmiana cukru? Tajemnica wyjaśnia się, gdy otwieram wskazaną przez nią puszeczkę. W środku jest zielono - szary proszek przypominający zmielony susz roślinny.


- Stewia to zioło – potwierdza moje domysły pani Teresa.

- Pochodzi z Ameryki Południowej. Tylko proszę sypać niewiele, bo jest niesamowicie słodka. Wystarczy na czubek łyżeczki – radzi.

Trochę z niedowierzaniem wsypuję nieco proszku do filiżanki. Mieszam, próbuję. Rzeczywiście, napój robi się przyjemnie słodki.

- Używam jej na co dzień do gotowania, do pieczenia ciast. Oprócz drożdżowych, bo stewia działa bakteriobójczo i ciasto na drożdżach by nie wyrosło. Nie jest trudno ją zdobyć, ponieważ jest hodowana w Polsce. Ja zamówiłam ją właśnie z takiej krajowej uprawy. Stewia jest słodsza od cukru, ale o wiele mniej kaloryczna. Dlatego polecam ją zamiast sztucznych i szkodliwych słodzików – mówi.


Urlop od miejskich murów

Pani Teresa stara się jak najdłużej przebywać w bezpośrednim kontakcie z przyrodą. Przybiera to u niej nawet tak radykalną formę, jak kilkumiesięczna separacja od miasta. Czeka aż na dobre zrobi się ciepło, by móc zamknąć mieszkanie w bloku i wyjechać na wieś.

- Moi znajomi mają tam chałupkę, z której korzystam uprawiając swój ogródek. Siedzę, słucham śpiewu słowików, zalecających się do siebie bażantów i nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Do domu wracam dopiero na zimę - mówi.

Zamiłowanie do natury to też efekt członkostwa w Polskim Towarzystwie Turystyczno - Krajoznawczym. Pani Teresa była przewodnikiem wycieczek, a w słynnych ogólnopolskich Rajdach Świętokrzyskich uczestniczyła od, jak mówi, niepamiętnych czasów. Teraz już mniej wędruję z grupą, ale z indywidualnych wypraw nie zrezygnowała.


Ekocodzienność jest możliwa

Wiedzę czerpaną z natury stara się stosować praktycznie. W kuchni, w urządzaniu mieszkania, w sposobie ubierania się. Zdrowe jedzenie to dla niej nie egzotyczne składniki, ale powrót do tradycji, prostota i unikanie chemii.

- Jarzyny i owoce bez nawozów, w miarę możliwości samodzielnie wyhodowane na działce. Nie używać sztucznych polepszaczy smaku, na przykład „vegety”. Kisić barszcz. Jak najwięcej potraw przygotowywać w domu, a nie kupować. Oczywiście, czasy są takie, że nie da się zupełnie wyłączyć z postępu. Ale pewne rzeczy nie wymagają dużego wysiłku. Dżem przygotowany bez Żelfixu smakuje o wiele lepiej – daje przykłady pani Teresa.

- Nosić ubrania z naturalnych tkanin. Pewnie, że wszystkiego się nie da, bo sztuczne włókna też są potrzebne, ale choć bieliznę osobistą, czy pościelową. Czyli to, co bezpośrednio styka się z ciałem. Ludzie teraz nagminnie kupują sztuczne prześcieradła. A przecież to jest ekran, którym oddzielamy się od świata w czasie snu. Zwłaszcza w bloku, gdzie jest tyle różnych instalacji, spanie na lnianym, czy bawełnianym prześcieradle jest bardzo istotne .

Mieszkanie starać się urządzać ekologicznie, na przykład zastępując niektóre sztuczne dywany bawełnianymi chodniczkami. Przy dobieraniu kwiatów pamiętać, że nie wszystkie są dobre dla naszego samopoczucia. Z tego powodu będzie nam się bardzo źle spało w pokoju z fikusem, który pochłania korzystne jony ujemne. Dobry jest za to kot, który zbiera na siebie szkodzące nam jony dodatnie.

O wiele lepiej będziemy się też czuli w mieszkaniu z meblami bez ostrych kantów. Nie bez powodu mówi się „ Nie siedź na rogu”, bo takie kształty silnie promieniują. Można to wyczuć przybliżając do nich wnętrze dłoni. Po pewnym czasie poczujemy zimno. Albo taka ekierka, której używają uczniowie. Gdy dziecko przy używaniu będzie często kierowało na siebie jej „dzioby”, może się to źle odbić na jego samopoczuciu.

Nie zasłaniajmy też okien tyloma kotarami, firanami. Wpuśćmy słońce i jego energię do naszych mieszkań – wylicza miłośniczka natury.


- To są proste sprawy do zastosowania na co dzień. Wiedzieli o nich kiedyś nasi dziadkowie, którzy budowali domy na kamiennych podmurówkach, a na podłogi dawali glinę, która jest doskonałym odpromiennikiem – mówi.



Ćwiczenia na ciało i duszę

Styl życia propagujący powrót do natury to nie jedyne hobby pani Teresy. Fascynują ją też niekonwencjonalne dziedziny wiedzy. Przez długi czas prowadziła w Starachowicach klub psychotroników. Teraz od lat wyjeżdża na warsztaty rozwoju duchowego.

- Organizuje je Fundacja Homo Homini Frater. Muszę powiedzieć, że to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Biorę w tym udział już furę czasu. Zaraz dokładnie policzę, bo mam zapisane – sięga do zeszytu i przesuwa palcem po długim rządku dat.

- To już 19 lat – podlicza.

- Warsztaty nie mają nic wspólnego z religią, choć czerpią z różnych wierzeń. Przyjeżdżają na nie ludzie wierzący i niewierzący. Także z zagranicy: ze Szwecji, Niemiec, Austrii. Warsztaty to rodzaj wczasów z gimnastyką, medytacjami, wykładami. Poruszamy tematy rozwoju człowieka, omawiany elementy różnych religii, na przykład Dekalog. Są też wplecione elementy radiestezji, czyli nauki o wpływie cieków wodnych na funkcjonowanie człowieka.

Ćwiczenia są dostosowane do różnych stopni rozwoju, ale nie jest to nic forsownego. Warsztaty prowadzi przesympatyczny, bardzo skromny człowiek. Jasnowidz, mający tzw. „trzecie oko”. Na tych wyjazdach nawiązują się wspaniałe, trwające latami przyjaźnie. Jest to po prostu przecudowna sprawa - nie może się nachwalić pani Teresa.

Medytacja uczy braterstwa

Uczestnicy warsztatów o duchowości z biegiem czasu zdobywają kolejne stopnie wtajemniczenia. Pierwszy jest dostępny dla każdego, kolejne wymagają wcześniejszego przysłania własnego zdjęcia, by organizatorzy na jego podstawie ocenili możliwości zainteresowanego.

- Ja jestem już po siódmym, najwyższym stopniu. Ale to jest dopiero taki pierwszy zestaw. Potem są jeszcze wyższe – wyjaśnia pani Teresa.

Warsztaty organizowane są w miejscach sprzyjających relaksowi. Nad morzem, w górach. Wszędzie tam, gdzie można odciąć się od cywilizacji i zasmakować kojącego wpływu natury. Pobiegać boso po trawie, zachwycić się zachodem słońca na nadmorskiej plaży, wejść w pole kwitnącego rzepaku.

- Ostatnio przez kilka lat wyjeżdżaliśmy w góry, do Wisły. Teraz pewnie warsztaty będą nad morzem. Zmieniamy miejsca ze względów, jak my to mówimy, energetycznych. A jak to wytłumaczyć laikowi? - zastanawia się pani Teresa.

- Może tak, że chodzi o zmianę klimatu – znajduje wyjście.
Warsztaty to też medytacja, czyli rodzaj głębokiego zamyślenia służącego człowiekowi do nawiązania kontaktu z własną osobowością. Wprowadzeniu się w taki stan pomaga recytowanie mantry – wersetu do ciągłego powtarzania.

- Układa je nasz pan jasnowidz. Są to słowa w rodzaju: „kocham każdego człowieka”, „ jestem życzliwy dla ludzi”, „wybaczam urazy”. Po takiej pozytywnej medytacji człowiek wychodzi z poczuciem, że kocha cały świat. Zresztą nazwa Fundacji Homo Homini Frater, to znaczy „człowiek człowiekowi bratem” – wyjaśnia pani Teresa.

- Przykre jest tylko to, że często człowiek zderza się w życiu z okrucieństwem – zamyśla się pani Teresa.

Ale nie na długo. Bo mimo wszystko świat ma też piękniejszą stronę. A
przyroda jest tego najlepszym dowodem.

(iwo)

REKLAMA