AAA
Trzy lata więzienia za nękanie
Paragraf na natrętów
Sobota, 23 lipca 2011r. (godz. 19:55)

Nocne telefony, dyszenie w słuchawkę, przedziwne przesyłki - co dziesiąty dorosły Polak przyznaje, że padł ofiarą stalkingu, czyli celowego i wielokrotnego prześladowania. Dręczeni są wszyscy: znani sportowcy, politycy, konkubiny i małżonkowie, gwiazdy dużego formatu, a także zwykłe, przypadkowe osoby. Teraz jest to przestępstwem! Zgodnie z nowelizacją Kodeksu Karnego, za uporczywe nękanie i wzbudzanie poczucia zagrożenia lub naruszanie prywatności grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności, a nawet 10 , jeśli w wyniku tego działania ofiara targnie się na swoje życie.

fot. KPP w Starachowicach

Z badań przeprowadzonych na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że ok. 3 mln Polaków pada ofiarą stalkingu, czyli uporczywego nękania. Stalkerzy nie mają żądań materialnych, chcą po prostu nawiązać z ofiarą kontakt albo zwyczajnie uprzykrzyć jej życie. Trwa to przeciętnie rok, chociaż 15 proc. badanych przyznaje, że byli dręczeni przez przynajmniej trzy lata. Nie są to tylko setki niechcianych sms-ów czy prezentów. Czasem dręczyciel posuwa się dalej. I obiekt westchnień staje się jego obsesją.


Uporczywe wydzwanianie, często po nocach, głuche lub obsceniczne telefony, kręcenie się w okolicy domu ofiary, wystawanie pod drzwiami, wysyłanie listów, czy maili - to tylko niektóre metody stalkerów. Są także i inne: chwytanie, dotykanie, całowanie, włamanie do domu czy samochodu, nękanie rodziny i przyjaciół ofiary, a nawet fizyczne napaści na nich.

Największym problemem był do tej pory brak prawnej ochrony. Bo niektóre z tych czynów są przestępstwami, a inne, jak np. śledzenie, zasypywanie niechcianą korespondencją, przez prawo zakazane nie są, mimo że powtarzane wielokrotnie niosą dotkliwe konsekwencje - prześladowca może ofiarę zastraszyć, zmusić do zmiany obyczajów, planów, życia.

- Do tej pory musieliśmy dopasowywać sytuację do jakiegoś z wykroczeń, określonych w kodeksie - mówi GAZECIE Tomasz Marczak, naczelnik wydziału dochodzeniowo - śledczego w Starachowicach. - Zazwyczaj było to złośliwe niepokojenie, groźby karalne, znieważenie, zmuszanie do określonego zachowania, naruszenie miru domowego, lub nietykalności cielesnej. Chodzi głównie o przestępstwa przeciwko wolności i przestępstwa przeciwko czci i nietykalności cielesnej, ścigane z oskarżenia prywatnego.

A takich u nas było podobno wiele, średnio kilkadziesiąt na rok. Ostatnio na przykład zgłosił się lekarz, który zawiadomił policję, że ktoś wysyła oszczercze maile do jego przełożonych i Izby Lekarskiej, sugerując, że ten żąda łapówki. Teraz może się bronić. Osoby wykorzystujące wizerunek pokrzywdzonego lub inne jego dane osobowe w celu wyrządzenia mu szkody majątkowej lub osobistej, np. poprzez zamawianie na jego koszt towarów oraz tworzenie, bez jego wiedzy, kont osobistych na portalach społecznościowych, podlegać będą karze. Podobnie jak ci, którzy nękają telefonami, smsami, lub w inny wspomniany już sposób.

- Trudno dokładnie określić skalę tego zjawiska - mówi T. Marczak. - Nie wszystkie osoby zgłaszały się do nas.

Bo typowy stalking balansował zawsze na granicy prawa, będąc trudnym do udowodnienia. Mogły to być z pozoru niewinne sytuacje, jak wystawanie przez mężczyznę w kolejce przy kasie supermarketu, przy której pracuje ofiara. Jedynym ratunkiem był tu kodeks wykroczeń, ale za złośliwe niepokojenie groziło jedynie ograniczenie wolności, grzywna do 1,5 tys. zł albo nagana, czyli dość marna ochrona przed stalkingiem.

Policjanci nie mogli sami podjąć działania, chyba że byłaby to sytuacja zagrażająca życiu. W innym wypadku, mieli związane ręce. Poszkodowany musiał więc złożyć wniosek do sądu. A ten przekazywał sprawę z powrotem policji w celu przeprowadzenia czynności zmierzających do ustalenia sprawcy.

Potrzebna była też pomoc prokuratury, co powodowało, że zanim dotarto do sprawcy mijało wiele miesięcy, zwłaszcza że operatorzy sieci komórkowych i różnych portali internetowych do współpracy nie są zbyt skorzy. Zasłaniają się ustawą o ochronie danych osobowych. Czy nowa ustawa coś zmieni?

Zdaniem prokuratora Krzysztofa Grudniewskiego, są to pobożne życzenia. Bo sprawca na ogół jest nie do wykrycia. Operatorzy sieci komórkowych na wszelkie możliwe sposoby bronią się od przekazywania informacji o swoich klientach.

- Zanim uda się nam ustalić personalia sprawcy często mijają miesiące - mówi rzecznik starachowickiej prokuratury. - W wielu przypadkach jest to wręcz niemożliwe. A dzieje się tak, jeśli dręczyciel korzystał z telefonu na kartę, aparatu, który zakupił "z drugiej ręki", albo w sklepie nie podając swoich danych. I okazuje się, że stoimy w miejscu - mówi prokurator. - Musimy się na coś zdecydować. Albo chcemy większej ochrony, albo większej suwerenności oraz swobody.

W tej chwili sprawcę broni wiele przepisów. Optymizmem nie napawają też najnowsze pomysły dotyczące skrócenia do tygodnia czasu przechowywania bilingów, który w tej chwili wynosi 2 lata.

- Jak po kilku miesiącach mielibyśmy ustalić posiadacza telefonu, jeśli już po tygodniu operator nie miałby obowiązku przechowywania bilingów? - dziwi się prokurator Grudniewski. - Może gdyby powstał centralny bank DNA i linii papilarnych łatwiej byłoby udowodnić niektóre przestępstwa.

Jedyne co się - według niego - zmieniło, to wprowadzenie wprost wyrażonej definicji stalkingu, która będzie przestępstwem.

- Zakładanie jednak, że z tego tylko powodu zmniejszy się ilość zdarzeń, wydaje się jednak naiwne - twierdzi prokurator .

(An)

REKLAMA