AAA
Nieoczekiwana zmiana na stanowisku dyrektora Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach
Zabrakło zaufania?
Sobota, 28 stycznia 2012r. (godz. 20:46)

Zarząd Powiatu odwołał we wtorek(17 stycznia) Magdalenę Gorzkowską z funkcji dyrektora MPiT, tłumacząc to w głównej mierze otrzymywaniem niepełnych i sprzecznych ze sobą informacji na temat sytuacji finansowej placówki, a także błędami podczas przygotowania specyfikacji. M. Gorzkowska odpiera wszystkie zarzuty, poddając swoją pracę ocenie mieszkańców. Przyznaje, że od jakiegoś czasu współpraca z zarządem nie układała się dobrze, bo coraz częściej próbowano wywierać na nią presję i wchodzić w jej kompetencje...

fot. Gazeta Starachowicka

Dla przeciętnego mieszkańca, wtorkowa decyzja była niemałym zaskoczeniem, zwłaszcza że przy każdej okazji władze powiatu zdawały się głośno chwalić działalność muzeum i jego dyrekcję.


Podobnie było na sesjach Rady Powiatu, gdzie prawie bez zająknięcia przyjmowano sprawozdania z działalności placówki. Ale wiedza przeciętnego człowieka na temat funkcjonowania muzeum rożni się od tej, którą posiada Zarząd Powiatu, wynika z rozmowy GAZETY ze starostą Andrzejem Matynią.

- Jako Zarząd Powiatu stawiamy pewne oczekiwania, nic czego nie dałoby się zrealizować. Dajemy na to wystarczający czas, a w związku z tym, że sprawujemy nadzór, oczekujemy jasnej oraz rzetelnej informacji na temat sytuacji muzeum, które - przypomnijmy - od samego początku utrzymuje się z dotacji podmiotowej powiatu - tłumaczy starosta.

Właśnie tej informacji miało zabraknąć, co było jednym z głównych powodów odwołania dyrektor.

Oczekiwali innej współpracy

- Otrzymaliśmy niepełne i wzajemnie sprzeczne ze sobą informacje, o niektóre musieliśmy wielokrotnie prosić, bo albo ktoś zapomniał ich przygotować, albo różniły się znacznie od tego, co było przekazywane nam wcześniej - mówi Andrzej Matynia.

- Jednego dnia sytuacja muzeum wydawała się wręcz tragiczna, a drugiego okazywało się, że nie jest tak źle. Takiej sytuacji nie możemy tolerować, chociażby z tego względu, że to nie muzeum zarabia na siebie, tylko jest utrzymywane z dotacji powiatu. Wiele z tego, co zostało zrobione, udało się dzięki wsparciu finansowemu samorządu. Jeżeli ktoś daje na coś pieniądze, to ma prawo dokładnie wiedzieć, na co zostaną przeznaczone. A my na koniec roku dowiadujemy się, że muzeum dysponuje gotówką, a w planie finansowym na rok następny okazuje się, że tych pieniędzy nie ma, co daje podstawę twierdzić, że jesteśmy informowani w sposób nierzetelny lub sprzeczny - tłumaczy starosta Matynia.

W związku z pojawieniem się nieścisłości, Zarząd Powiatu jeszcze w ubiegłym roku zaczął domagać się od dyrekcji pewnych wyjaśnień. Jesienią powołana została specjalna komisja, która miała się przyjrzeć funkcjonowaniu placówki.

- Pani dyrektor starała się jednak utrudniać jej pracę, nie udostępniała wszystkich dokumentów - twierdzi Marek Pawłowski, członek Zarządu Powiatu i dodaje, że doszły też inne kwestie, jak choćby błędy przy przeprowadzaniu przetargu na ochronę muzeum.

- Zaniedbano tu obowiązek zmiany planu ochrony, czyli dokumentu, który określa dokładnie, jak taki obiekt powinien być zabezpieczony. W efekcie, umowę z firmą musieliśmy unieważnić i - mimo monitoringu - ochrona odbywa się tu na podobnych zasadach, a mieliśmy dzięki niemu zmniejszyć przecież dotychczasowe koszty - przypomina Pawłowski.

- Swoją decyzją zarząd dał jasny sygnał, że stracił zaufanie do obecnej dyrektor - oznajmił nam w środę starosta, według którego nie wykonywała ona w sposób właściwy swych obowiązków.

- O muzeum mówiło się wielokrotnie, że to nasza perełka, że wielka szansa, i że powinno być dużą atrakcją, ale jeśli spojrzymy na to, co wydarzyło się tu w ubiegłym roku i liczbę zwiedzających, to okaże się, że w dużej części trafili tam dzięki naszym działaniom i organizacji różnego rodzaju przedsięwzięć przez powiat, a nie staraniom pani dyrektor. Muzeum nie może być puste, nie zakładamy, że będzie na siebie zarabiać, ale trzeba ściągać tu ludzi, bo żeby budować właściwie relacje musi być zaufanie, którego w tym przypadku - jak twierdzi - zabrakło.
W tej akurat kwestii zgadza się z nim Magdalena Gorzkowska.

Wciąż pod kontrolą

- Właściwie to chyba się spodziewałam takiej decyzji - przyznała w rozmowie z nami.

-Współpraca z Zarządem Powiatu już od jakiegoś czasu faktycznie nie układała się dobrze. Odczuwałam nieprawdopodobnie dużą presję, zupełnie nie uzasadnioną. Pojawiały się żądania dokumentów, wchodzenie w kompetencje dyrektora, który podejmuje przecież samodzielnie decyzje. Tak jest w ustawie, to dyrektor odpowiada za całą gospodarkę finansową.

Rozliczamy się z dotacji, przedkładając sprawozdania, które zatwierdza nie zarząd, a Rada Powiatu. W 2011 r. sprawozdanie takie zostało przyjęte, podobnie jak sprawozdanie półroczne, w którym przedłożyliśmy plan finansowy. I nie ma tu mowy o żadnym ukrywaniu kwestii finansowych - stwierdza dyrektor Gorzkowska, którą wciąż zastanawia tak duża drobiazgowość zarządu.

- Kontrola w małym przedsiębiorstwie według ustawy powinna trwać 18 dni i być przeprowadzana przez oddelegowaną do tego jedną, góra dwie osoby.

Natomiast u nas było ich 12 przez 9 tygodni. Mimo że zakończyli pracę w połowie grudnia, od tamtej pory nie mieliśmy jeszcze protokołu pokontrolnego do wglądu. Z przekazów ustnych wiem, że, poza jakimiś drobnymi pomyłkami, które zdarzają się przecież każdemu, nie znaleziono nic -mówi M. Gorzkowska, dodając że można się było tego spodziewać, bo finanse muzeum są transparentne.

- W ubiegłym roku mieliśmy kontrolę z Ministerstwa Kultury, wypadła bardzo dobrze - przypomina.

- Co roku jesteśmy kontrolowani przez powiat, zazwyczaj dwa razy. Jak dotąd nie było żadnych uchybień, a teraz okazuje się, że są. Jakie? Tego nie wiem - mówi była już dyrektor.

- Fakt, prosiliśmy wcześniej o pomoc, a potem stwierdziliśmy, że muzeum sobie jednak poradzi. Zaczęliśmy oszczędzać na wszystkim: na świetle, energii i cieple. Zostałam postawiona pod ścianą - mówi dyrektor.

- Wiedząc, że dotacja nie zostanie zwiększona, musieliśmy poczynić pewne kroki. Zarobione ponad 100 tys. zł przekazaliśmy na utrzymanie muzeum, co też nie do końca jest zgodne z prawem, bo na normalne funkcjonowanie powinna wystarczyć dotacja, natomiast dochód powinien być przeznaczany na rozwój muzeum. Starałam się zarabiać pieniądze, choć muzea są przecież instytucjami non - profit, co także jest przecież ujęte w ustawie. Nie powinny być nastawione na zarabianie pieniędzy, a tego niestety od nas oczekiwano...

Magdalena Gorzkowska przyznaje, że dużo imprez organizował powiat, ale mnóstwo, jak choćby wystawy, czy festyn "Od Prasłowian do Polaków", na który przyszło ponad 700 osób, robiło- jak przypomina - samo muzeum.

Nie boi się ocen

W kwestii monitoringu nie czuje się winna.

- Został wykonany dopiero w grudniu, lecz by mieć plan ochrony trzeba to wcześniej zlecić. Jeżeli praca nie została jeszcze wykonana, można tylko wnioskować do Komendy Wojewódzkiej Policji o zmniejszenie w przyszłości zakresu ochrony, co zresztą zrobiliśmy. Ale na odpowiedź trzeba czekać - tłumaczy dyrektor.

Najbardziej bolesne wydaje się jej wchodzenie przez władze w jej kompetencje.

- Jeżeli w ustawie jest napisane, że dyrektor gospodaruje finansami i za nie odpowiada, to jak inaczej odbierać mam pismo, w którym jestem informowana, że nie mogę zaciągać zobowiązań bez zgody zarządu, albo nie mogę zbyć majątku do jakiejś wysokości. To przeczy przecież ustawie...

M. Gorzkowska przyznaje, że jest rozżalona, ale równocześnie dodaje, że startując w konkursie, nie miała ambicji być dyrektorem.

- Chciałam coś zrobić dla tego miasta, muzeum i jego zabytków. To było moim celem - przekonuje w rozmowie. - Cała moja praca, ponad 7 - letnia, była skierowana na dobro muzeum, co doceniono na zewnątrz, chociażby Złotą Odznaką ministra kultury za opiekę nad zabytkami, czy przyznaną w ubiegłym roku Nagrodą Wędrowca.

Zewsząd spotykała się z pochlebną opinią, że robi dobrą robotę. Ocenę swej pracy pozostawia dzisiaj mieszkańcom. Sama czuje się jednak usatysfakcjonowana.

- Udało mi się osiągnąć, to co sobie założyłam - wypromować muzeum i zrobić z niego prawdziwą perełkę. Mam tylko nadzieję, że nowy dyrektor nie zaprzepaści tego, co osiągnęłam. Bardzo bym chciała, żeby ta atmosfera oraz życzliwość dla zwiedzających została. Do stanowiska nie jestem przywiązana, choć mam dyrektorską chorobę... Z zawodu jestem archeologiem. Będę miała więc czas, żeby do tego powrócić. Na pewno będę pracować na rzecz zabytków i dla ich ochrony, ale w innej nieco profesji. Mam tylko mały żal, że najbliższe środowisko nie doceniło moich wysiłków i pracy... - stwierdziła na koniec.

Na stanowisko szefa placówki zostanie wkrótce ogłoszony konkurs. Do czasu jego rozstrzygnięcia obowiązki dyrektora powierzono Pawłowi Kołodziejskiemu, dotychczasowemu pracownikowi merytorycznemu MPiT.

(An)

Dołącz do nas na Facebooku!

REKLAMA