AAA
Zaczęło się od "dychy" dla prezydenta
Jak z tą korupcją było
Sobota, 25 lutego 2012r. (godz. 12:04)

Płacili mu dwaj byli prezesi Zakładu Energetyki Cieplnej. W latach 2008 - 2011 prezydent Starachowic Wojciech B. przyjął od nich 7 łapówek o wartości 66 tys. zł. Pieniądze przynosili mu osobiście, w kopertach, tylko raz gratyfikacja została przekazana za pośrednictwem Justyny Z., dziś już byłej naczelnik Wydziału Finansów Urzędu Miejskiego. Pojedynczym płatnikiem był Marian S., jeden z czołowych kontrahentów miejskiej ciepłowni, który wręczył prezydentowi 30 tys. zł. Cała trójka ma już przedstawione akty oskarżenia przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie. Pierwsza rozprawa 12 marca w sądzie w Starachowicach.

fot. Gazeta Starachowicka

Były prezes ZEC Szymon Sz. i jego zastępca, a potem następca Norbert G. oddawali prezydentowi część nagród pracowniczych, które im przyznawał. Jedna z łapówek odstawała od tej reguły, bo prezes Sz. przeznaczył na nią pieniądze rodzinne. Pochodzenie kilku kolejnych, przekazanych na prezydencką kampanię wyborczą, są na razie nieznane. Prokuratura nie ujawniła ich w akcie oskarżenia, być może informacje na ten temat pojawią się w trakcie procesu.


Kasa na kłopoty

Wszystko zaczęło się na początku kwietnia 2008 roku. W tym dniu Zgromadzenie Wspólników ZEC, czyli de facto sam prezydent, podjęło uchwałę o przyznaniu prezesowi Sz. nagrody w wysokości 10 tys. zł brutto. Posiedzenie wspólników odbywało się w dość luźnej atmosferze w lokalu gastronomicznym w Wielkiej Wsi w gminie Wąchock.

W trakcie biesiady prezydent i prezes znacznie ocieplili swoje, dotąd oficjalne, relacje, zaczęli sobie mówić po imieniu. Po bruderszfacie Wojciech B. odwołał nowego kolegę na bok i poprosił o przysługę. Potrzebował "dychy", bo, jak mówił, miał kłopoty finansowe. Na pytanie, co rozumie przez "dychę", sprecyzował, że 10 tys. zł. Sz. odebrał słowa prezydenta jako "propozycję nie do odrzucenia", od której zależy jego utrzymanie się na stanowisku.

Wcześniej bowiem prezydent miał zastrzeżenia do jego pracy. Co prawda z ust Wojciecha B. nie padły żadne słowa szantażu, ale prezes uznał, że lepiej dać mu pieniądze. Obiecał więc, że to załatwi. I istotnie, kilka dni później odwiedził prezydenta w jego urzędowym gabinecie z kopertą.

W środku było 10 tys. zł, które prezes pożyczył od matki. Wojciech B. przyjął gotówkę i włożył do teczki. Sz. jednak uznał, że to za mało, by zdobyć przychylność szefa miasta. Razem z Norbertem G., swoim ówczesnym zastępcą, ustalili, że warto podzielić się z prezydentem także przyznaną mu w kwietniu nagrodą. W rezultacie odwiedzili go obaj z kopertami, których zawartość opiewała na 11 tys. zł. G. dołożył do tego butelką koniaku i kartę z życzeniami wielkanocnymi.

Oddawali część nagród

To uruchomiło korupcyjną serię, która trwała do 2011 roku. Kolejną łapówkę prezesi dali w grudniu 2009 roku w obawie, że nie dostaną nagród, bo ZEC miał zły wynik finansowy. Prezydent miał coś na to poradzić pod warunkiem okazania wdzięczności. Zanieśli mu więc po 2,5 tys. zł plus butelkę alkoholu.

Misja się jednak nie opłaciła, bo nagród nie dostali. Powetowali to sobie w 2010 roku. Wtedy Sz. otrzymał 20 tys. zł brutto, a G. - 16 tys. zł. Nagrody były uzasadnione, bo ZEC zakończył rok na finansowym plusie, niemniej prezesi znów postanowili podziękować kopertami, których zawartość opiewała na 15,5 tys. zł.

Ostatnią łapówkę będącą częścią nagrody, prezydent przyjął w kwietniu 2011 roku. Przekazał mu ją Norbert G., który od kilku miesięcy piastował funkcję prezesa ZEC, po odwołanym z inicjatywy prezydenta, Szymonie Sz. Nowy szef ciepłowni otrzymał aż 27 tys. zł brutto nagrody, z czego do kieszeni prezydenta powędrowało 9 tys. zł.

Finansowali wybory

Wcześniej, czyli jesienią 2010 roku, Sz. i G. jeszcze dwa razy pomagali prezydentowi wpłacając na jego kampanię wyborczą odpowiednio 10 oraz 5 tys. zł. Jak zeznali, prezydent sugerował, że oczekuje takiego wsparcia. Zresztą nie tylko od nich, bo w tej sprawie odbyło się zebranie z prezesami także innych spółek gminnych. Pieniądze na wybory od Sz. przekazała prezydentowi Justyna Z., jedna z jego najbliższych współpracownic, zawdzięczająca mu awans na stanowisko pełniącej obowiązki naczelnika Wydziału Finansowego Urzędu Miejskiego w Starachowicach.

Z wyborczym prezentem w postaci 30 tys. zł odwiedził prezydenta także Marian S., mieszkaniec Jadownik (gmina Pawłów), jeden z głównych zaopatrzeniowców ZEC, a prywatnie dziadek naczelniczki. Na przesłuchaniu tłumaczył, że zrobił to z lęku o przyszłość. Bał się, że nie wygra kolejnego przetargu na dostawę opału do miejskiej ciepłowni.

Areszt, wolność i znów areszt

Prezydent, naczelniczka i przedsiębiorca pod koniec sierpnia 2011 roku zostali zatrzymani przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która dysponowała zeznaniami prezesów ZEC- u obciążającymi całą trójkę.

Śledczy zarzucili zatrzymanym popełnienie przestępstw korupcyjnych polegających na przyjmowaniu, pośredniczeniu w przyjmowaniu i wręczaniu korzyści majątkowych. Na początku wszyscy zaprzeczyli postawionym zarzutom. Prezydent zmiękł po prawie 2,5 miesiącach spędzonych w krakowskim areszcie. Przyznał się do 8 łapówek informując, że przeznaczył je m.in. na imprezy dla mieszkańców promujące jego osobę. Potem wpłacił 90 tys. zł poręczenia i wyszedł na wolność pół miesiąca wcześniej.

Justyna Z. konsekwentnie nie przyznawała się do winy. Prokuratura potraktowała ją w miarę łagodnie, odstępując od aresztowania. Wróciła do domu zaraz po przesłuchaniu wpłacając 9 tys. zł kaucji. Zamknięcia uniknął też jej dziadek, ale musiał uiścić 50 tys. zł kaucji.

Wojciech B. opuścił areszt 10 listopada br. Nie zważając na oburzenie społeczne kontynuował przerwaną pracę w urzędzie. Na swoje nieszczęście postanowił też rozmówić się z Norbertem G. Jak potem tłumaczył prokuratorom zrobił to, bo dotarły do niego informacje, że prezes ZEC -u chce anulować swoja zeznania.

Wcześniej Wojciech B. pojechał do Warszawy po poradę do cieszącego się dużą renomą prawnika. Ten miał stwierdzić, że podejrzany może się spotkać ze świadkiem chcącym zmienić zeznania w jego sprawie, ale powinien to zrobić w obecności innych osób.

Norbertowi G. też zależało na rozmowie z prezydentem. Miał dzwonić do niego i wysyłać sms- y z prośbą o wybaczenie i spotkanie. Zależało mu na widzeniu, bo chciał się dowiedzieć, jakie ma szanse na utrzymanie stanowiska.

Chciał również poruszyć temat bezumownego dostarczania ciepła przez ZEC do domu Wojciecha B. przy ulicy Romantycznej (ten wątek w ramach odrębnego śledztwa, dotyczącego działania na szkodę spółki, bada prokuratura w Kielcach).

Spotkań z udziałem G. było dwa. Na pierwsze prezes zabrał swoją żonę. Prezydent wtedy się nie zjawił, zamiast niego przyjechała Justyna Z. Rozmawiali w Starachowicach, nocą, na terenie składu węgla należącego do Mariana S.

Urzędniczka poleciła G., by napisał oświadczenie, w którym poinformuje, że nigdy nie przekazywał pieniędzy prezydentowi, a zeznania takie złożył na skutek zastraszenia przez CBA. Pismo miało uratować G. przed zwolnieniem ze stanowiska.

Potem prezes spotkał się już osobiście z prezydentem w urzędzie, w obecności dwóch świadków: kierownika jednego z magistrackich referatów i prezesa jednej ze spółek miejskich. Mimo sugestii, Norbert G. ostatecznie niczego nie napisał, za to stracił posadę, na której tak mu zależało. Natomiast prezydent i naczelniczka narazili się krakowskiej prokuraturze, która postawiła im dodatkowy zarzut: nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań.

Na początku grudnia oboje trafili na 3 miesiące do aresztu, bezpowrotnie stracili kaucje. Czas odosobnienia kończy się im 1 marca.

Proces za miesiąc

W ubiegłym tygodniu krakowska PA zamknęła śledztwo w sprawie korupcji w Starachowicach kierując akt oskarżenia przeciwko Wojciechowi B., Justynie Z. i Marianowi S. do Sądu Rejonowego w Starachowicach. Prezydent odpowie za przyjęcie łapówek wartości 96 tys. zł, Marian S. - za wręczenie mu 30 tys. zł, Justyna Z. - za przekazanie 10 tys. zł.

Jak informowaliśmy, Wojciech B. chciał się dobrowolnie poddać karze, ale prokuratura odrzuciła jego propozycję. Powodów nie ujawnia.

- Nie będziemy tego komentować, ani ujawniać treści wniosku złożonego przez Wojciecha B. - ucina rozmowę Piotr Kosmaty, rzecznik PA w Krakowie.

Prezydent, a także pozostali oskarżeni, mogą jeszcze ubiegać się o wymierzenie im dobrowolnej, a więc łagodniejszej, kary.

- Mogą składać wnioski w tej sprawie do momentu zakończenia pierwszego przesłuchanie na rozprawie głównej - mówi "Gazecie" Janusz Kubicki, prezes Sądu Rejonowego w Starachowicach, w którym odbędzie się proces skorumpowanej trójki.

Będzie mu przewodniczyć sędzia Barbara Nowak - Łon. Termin pierwszego posiedzenia wyznaczyła na 12 marca br.

Dwaj byli prezesi ZEC, mimo wręczenia 66 tys. zł łapówek, uniknęli sankcji. Skorzystali z tzw. klauzuli bezkarności w zamian za ujawnienie procederu i złożenie kluczowych zeznań.

(iwo)

Dołącz do nas na Facebooku!

PRZECZYTAJ TAKZE:
bydlewludzkiejpostaci - 26-02-2012 07:13
Wybrańcy i słudzy Ludu mają inne prawa. Wojtek to i tak przy nich kmiot, zobacz 460+100 pasożytów.
hd600fan - 25-02-2012 14:52
Gdybym ja został zatrzymany tymczasowo to na drugi dzień nie pracuję(firma prywatna).Jestem tego pewien.
Jesion - 25-02-2012 14:45
Bo prawo w takich sytuacjach nie jest takie proste, chcemy odwołać i już.
slaytanic - 25-02-2012 13:38
Czemu jeszcze go nie odwołali z funkcji prezydenta, może ktoś wytłumaczyć? Bo tego nie rozumiem. Wiem że nie ma jeszcze prawomocnego wyroku, ale sam fakt że siedzi tak długo i pewnie szybko nie wyjdzie, do tego bierze niezłą kasę, rada miasta powinna go odwołać, Jakies referendum czy coś innego. Wstyd i hańba dla miasta.
Oscar - 25-02-2012 12:36
Dycha za dychę?:) Ale bez rat:)
Hubert - 25-02-2012 12:14
Miejmy nadzieję że teraz Pan Prezydent usłyszy w sądzie słowo "DYCHA"
REKLAMA