AAA
Karani za nadmiar śniegu
Kierowcy MZK mają dość obrywania za trudne warunki na drogach
Piatek, 19 lutego 2010r. (godz. 23:00)

Ulice: Bema, Stalowa, Kościelna, Boczna, Warszawka, Nowowiejska, Moniuszki, Miodowa, Smugowa. Kierowcy autobusów miejskich bez trudu potrafią wymienić starachowickie drogi, na których z powodu śniegu mieli trudności z mijaniem innych aut. Ale zdarzały się także kolizje, uszkodzenia pojazdów i, co najbardziej ich rozgoryczyło, mandaty. Bo, jak mówią, czy to ich wina, że służby drogowe nie zadbały o znośne warunki na ulicach? A przecież muszą jeździć, bo taką mają pracę.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Tag Rugby – zmiany

Poprzednia wiadomosc:
ť Zmiany w zarządzie

Kłopoty z poruszaniem się po mieście mają nie od dziś, ale co najmniej od miesiąca. Odkąd porządnie sypnęło, a potem co jakiś czas podsypywało kolejne porcje śniegu. Jeździli w niełatwych warunkach, znosili narzekania pasażerów na opóźnienia. Ale w końcu nie usuwany na bieżąco śnieg zaczął stwarzać poważne zagrożenia. Rosnące na poboczach białe pryzmy zawężały jezdnie.


Coraz częściej autobusy MZK nie były w stanie minąć się nawet z samochodem osobowym, nie mówiąc już o większych pojazdach. Zaczęły się kolizje, stłuczki, otarcia karoserii. I konsekwencje związane z naruszeniem kodeksu drogowego.

- Za obtarcie autobusu wlepia się 200 – 260 zł mandatu i 6 - 7 punktów karnych - mówi Mirosław Galas, pracownik MZK.

- A przecież jazda po mieście to nasza praca. Mamy rozkłady jazdy, chcemy ich przestrzegać i dojechać punktualnie, bo na przystankach czekają na nas pasażerowie. Z drugiej strony jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo wiezionych osób. Ja miałem taką sytuację, że byłem zmuszony przerwać jazdę po Stalowej. Ulica była za wąska z powodu zalegającego śniegu. Przy wymijaniu innego samochodu obtarłem autobus.

Oczywiście była policja i mandat. Szkoda, że funkcjonariusze nie powiedzieli mi, jak mam dalej jechać po zasypanej śniegiem drodze. Musiałam sam podjąć decyzję o zakończeniu kursu. Przeprosiłem pasażerów, że to koniec, bo jakie miałem inne wyjście? A przecież ktoś jest odpowiedzialny za odśnieżanie miasta – słusznie zauważa pan Mirosław.

Nie tylko on ma za sobą stresujące doświadczenia.

- W ostatnim czasie 6 naszych kolegów zostało ukaranych mandatami. Niektórzy po kilka razy. Oprócz tego było kilka pouczeń od policjantów – mówi Zbigniew Lisowski.

- Już teraz jest tyle mandatów, a gdzie jeszcze do końca zimy – dodaje Tomasz Bracik.

- A jak mamy jeździć choćby po takiej ulicy Bocznej. Tam jest ciasno przez cały rok, a zimą jazda graniczy z cudem. Oczywiście, miałem kolizję, zrobiłem kobiecie rysę na wozie i już lecą punkty karne. Albo obrywamy od pasażerów za opóźnienia. Miałem taką sytuację, że od 14.00 do 18.00 non stop przyjeżdżałem spóźniony. Ile się przez to nasłuchałem bluzgania od ludzi... - denerwuje się pan Tomasz.

- Przed każdym dniem pracy modlę się, żeby mi się nic nie przydarzyło. Bo jak tak dalej pójdzie, to przez jedną zimę nałapie maksymalną ilość punktów karnych – dodaje.

- Komenda policji kiedyś przysłała do MZK pismo z prośbą o współpracę. Bo ciągle jeździmy po mieście i najlepiej znamy sytuację na drogach. Szkoda, że teraz policja nie chce zrozumieć, że właśnie przez tę sytuację mamy kłopoty. Tylko od razu daje mandat. Ja miałem jeszcze o tyle szczęścia, że jechałem pustym autobusem. Bo jakbym wiózł pasażerów, to od razu jest surowsza kara z paragrafu o zagrożeniu życia – opowiada Leszek Graba.

- To jest wina tego, że od czasu, gdy spadł pierwszy duży śnieg w styczniu, miasto nie jest odśnieżane, jak należy. Nikt nie pomyśli o tym, że śnieg trzeba wywieźć, bo przez zalegające muldy nie da się przejechać – stwierdza Z. Lisowski.

- Kierowcy są już tym wszystkim wkurzeni. Myślimy nawet o czymś takim, żeby przy kolejnym trudnym mijaniu zetknąć się lusterkami i odmówić dalszej jazdy. I niech się inni głowią, co robić dalej - rzuca desperacko pan Mirosław.

- Nowe autobusy kosztowały MZK po 800 tys. zł. Ale przez to, że miasto nie jest odśnieżone nie ma poszanowania tych pieniędzy. MAN-y są już porysowane na karoserii, nie wspominając o podwoziach. To jest marnowanie pieniędzy podatników – podkreśla Z. Lisowski.

Do listy przeklinanych przez kierowców starachowickich dróg dołączyła ostatnio ulica Bema. W minionym tygodniu rozpoczęły się tam roboty drogowe. Na poboczach wykopano kilka dołów, pojawiły się koparki i inny ciężki sprzęt. Pracownicy MZK, którym wypadnie kurs po tej trasie, przemierzają ją z duszą na ramieniu.

- Tam się nas zmusza do łamania przepisów drogowych i wjeżdżania na chodniki, żeby się wyminąć. Ale nawet to nie zawsze się udaje, bo na chodnikach są zbyt wysokie sterty śniegu. Dlaczego taką drogę dopuszczono do ruchu zamiast pomyśleć o objazdach na czas robót? – dziwi się Z. Lisowski.

To pytanie „Gazeta” zadała przedstawicielowi specjalnej komisji do opiniowania organizacji ruchu na drogach, która funkcjonuje przy staroście.

- Zgadzam się, że kierowcy mają na Bema utrudnioną jazdę, ale co z pasażerami? Czy ich racje też nie są ważne? Zamkniemy drogę i co dalej? Co z pensjonariuszami domu pomocy społecznej, w większości starszymi ludźmi, dla których autobusy stanowią jedyny dojazd np. do przychodni zdrowia? – mnoży pytania Krzysztof Korus, dyrektor Wydziału Komunikacji i Dróg w Starostwie Powiatowym w Starachowicach. Obiecał jednak pojechać na Bema, żeby przyjrzeć się sytuacji.

Ze skargami kierowców na ekstremalną jazdę po mieście solidaryzuje się prezes MZK Jarosław Kateusz.

- Warunki są rzeczywiście ciężkie. Zdajemy sobie sprawę, że nie da się odśnieżyć całego miasta, ale są takie newralgiczne punkty, gdzie trzeba zareagować jak najszybciej. Wywieźć choć część śniegu z poboczy, by powstały tzw. mijanki dla kierowców. Dziś wybrałem się z przedstawicielem urzędu miasta panem Goździem na ulicę Bema, po której jazda zrobiła się wyjątkowo trudna. Nie dość, że śnieg, to jeszcze roboty drogowe – mówił nam w miniony piątek prezes.

- Zastanawialiśmy się, czy nie kończyć jazdy na tzw. „placyku” przy ulicy Stalowej. Tyle, że wtedy ludzie musieliby dalej iść na piechotę. Dlatego przyjrzeliśmy się uliczkom bocznym do Bema, czy po odśnieżeniu nie dałoby się tamtędy przeprowadzić komunikacji autobusowej. Jeśli to by się powiodło, to już od poniedziałku moglibyśmy tamtędy wozić pasażerów – deklaruje J. Kateusz.

- Wywozimy śnieg i robimy mijanki na tych ulicach, które MZK wskazał nam jako najbardziej newralgiczne. Czyli m.in. z Bocznej, Bema, Partyzantów – informował w piątek „Gazetę” Marcin Góźdź, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska UM w Starachowicach.

- Najpóźniej do jutra będzie to zrobione. Oczywiście na tych ulicach, które należą do gminy, bo nie wszystkie z wymienionych przez kierowców są nasze - zaznacza naczelnik.

To prawda. Miodowa, czy Nowowiejska podlegają pod Zarząd Dróg Powiatowych w Starachowicach. Chyba nie trzeba dodawać, co ZDP powinien teraz zrobić.

(iwo)

REKLAMA