AAA
Namierzyli strażników
Sąd się wkrótce wypowie
Piatek, 15 marca 2013r. (godz. 10:48)

Były strażnik miejski skazany za kradzież telefonu, a w stosunku do pracującego w komendzie trwa postępowanie, bo mógł prowadzić auto po alkoholu. Nie był to jednak radiowóz, ani godziny służby.

fot. Sz
Nastepna wiadomosc:
ť "Dragoni" zbierają siły

Poprzednia wiadomosc:
ť Debiut kulturysty

Sprawy są w toku i trudno na razie w nich wyrokować. W stosunku do jednego wyrok zapadł, ale został zaskarżony, a tryb jego wydania różnił się od tradycyjnego. Był to tzw. wyrok nakazowy, poinformował GAZETĘ sędzia Michał Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach. Wydaje się go w drobniejszych sprawach, na posiedzeniu bez udziału stron i bez przeprowadzania rozprawy. Jest traktowany jak propozycja kary, składana oskarżonemu przez sąd (w tym przypadku była to grzywna w wysokości 1000 zł i zwrot kosztów sądowych), która może zostać odrzucona przez oskarżonego poprzez wniesienie tzw. sprzeciwu. Ma na to siedem dni i nie musi go uzasadniać. Wówczas wyrok utraci moc, a sprawa trafia do sądu.


- To tak, jakby wyroku jeszcze nie było. Sprawa będzie przedmiotem rozprawy, która wyznaczona została na 19 marca br. - dodał sędzia.

Dotyczy wydarzeń znacznie wcześniejszych, sprzed blisko 1,5 roku i interwencji, w której miał uczestniczyć były już strażnik. Wspólnie z kolegą z patrolu pojechali pomóc mężczyźnie, który stracił przytomność i leżał na drodze. Wcześniej zbyt hucznie świętował narodziny dziecka kolegi i nie udało mu się wrócić do domu. Ktoś ze świadków zdarzenia wezwał straż miejską, a oni Pogotowie Ratunkowe. Przed wyjściem ze szpitala mężczyzna zorientował się, że nie ma telefonu.

Sądził, że zgubił aparat, ale kilka dni później dowiedział się od znajomego, który był w miejscu, gdzie zemdlał, że widział, jak jeden z funkcjonariuszy wziął jego telefon i papierosy i chował je do kieszeni munduru. Interweniując u strażników usłyszał, że nikt nie wziął mu aparatu, więc zgłosił sprawę policji. Najpierw postępowanie umorzono z braku dowodów, ale po otrzymaniu billingów wszczęto je znowu. Okazało się, że ukradzionym telefonem posługuje się ojciec jednego z funkcjonariuszy straży. Tłumaczył, że odkupił go okazyjnie na ulicy, od nieznanego człowieka za 50 złotych, bez karty gwarancyjnej i ładowarki.

Aparat wrócił do właściciela, a jego dotychczasowy użytkownik usłyszał zarzut kupna przedmiotu, co do którego istniało podejrzenie, że pochodzi z kradzieży. Sąd warunkowo umorzył postępowanie wobec ojca strażnika. Syn jednak usłyszał zarzut kradzieży telefonu i paczki papierosów o łącznej wartości 360 złotych. 14 lutego br. został uznany winnym i skazany na 1000 złotych grzywny i zwrot kosztów sądowych. Sprawą zajmie się ponownie sąd.

Strażnik już nie pracuje. Jego zwierzchnik dowiedział się o zdarzeniu 7 lutego br., z informacji pisemnej z Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego w Starachowicach, z której wynikało, iż przeciw funkcjonariuszowi wpłynął akt oskarżenia. Komendant skierował wniosek o zawieszenie go w pełnieniu obowiązków pracowniczych w trybie natychmiastowym i jeszcze tego samego dnia został zawieszony, a później na jego wniosek została rozwiązana umowa o pracę.

- Ubolewam z powodu tej sytuacji - stwierdził komendant Waldemar Jakubowski - ale w takich przypadkach jestem zobowiązany podejmować radykalne działania. W dniu otrzymania informacji z sądu, funkcjonariusz został niedopuszczony do pracy i natychmiastowo zawieszony. W chwili obecnej nie jest pracownikiem Straży Miejskiej.

13 lutego, co potwierdziła nam Monika Kalinowska, rzecznik prasowy starachowickiej policji, na ulicy Kopalnianej zatrzymano 42-letniego kierowcę mazdy. Okazał się nim strażnik, który jechał swoim autem po godzinach pracy. Wstępne badanie alkomatem wykazało 0,4 promila alkoholu, co stanowi wykroczenie. Zażądał jednak pobrania krwi do badania.

- Próbki wysłane zostały do ekspertyzy - powiedziała nam rzecznik. - Ciągle czekamy na jej wyniki. Może to potrwać około miesiąc.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA