AAA
„Widzę światełko w tunelu”
Sobota, 29 maja 2010r. (godz. 14:49)

Z Tomaszem Serkiem, trenerem i jednocześnie działaczem Gracza rozmawiamy o starachowickiej koszykówce. O tym, co było, co jest i co czeka nasz rodzimy basket.

Tomasz Serek
Tomasz Serek
fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Nowy „orlik” rozwija skrzydła

Poprzednia wiadomosc:
ť Mamy mistrzów

- Jaką widzi pan przyszłość dla żeńskiej koszykówki w Starachowicach?

- Jest ciężko, bo ludzi do pracy bardzo mało. Trenerzy i instruktorzy nie chcą zbyt szeroko współpracować z klubem, a młodzieży jest coraz mniej, jak zresztą w każdej z dyscyplin.


Zauważyłem w końcówce sezonu, że jest lekka poprawa w naborze. Wprowadziliśmy drugą sportową klasę w Gimnazjum nr 1. Jestem zadowolony, bo przeprowadziliśmy nabór do klas trzecich, czwartych i piątych i zrobiły nam się trzy bardzo ciekawe grupy.

Niedawno dodatkowo, poza swoimi dotychczasowymi obowiązkami, zacząłem tworzyć grupę na bazie Szkoły Podstawowej nr 12, a także pobliskich szkół. Mam tutaj grupę kilkunastu dziewcząt, z którą chciałbym w lipcu pojechać do Gdyni na obóz sportowy.

Mamy również ciekawą grupę z klas piątych, która z trenerem Borowskim jedzie do Koszalina na coroczny Festiwal Koszykówki. Widzę światełko w tunelu i trzeba się cieszyć z zaangażowania tych młodych dziewcząt.

- Rządzimy i dzielimy w żeńskiej koszykówce w województwie świętokrzyskim, czy zatem możliwe jest w przyszłości powołanie drużyny seniorek?

- Pracujemy nad tym i staramy się, żeby tak było, aczkolwiek nie wszystko od nas zależy. Nieznane są ludzkie losy i tak jak w przypadku Oli Majewskiej, która wybrała Liceum Sportowe w Warszawie, czy Agnieszki Siczek, która wyjechała do Żyrardowa i gra w pierwszej lidze.

Gdyby te wszystkie dziewczęta zostawały w Starachowicach, gdyby można było pozyskać sponsora strategicznego i gdyby miasto wykładało większe pieniądze na sport seniorski, to wtedy moglibyśmy z naszych wychowanek zrobić drużynę I-ligową.

- Przez kilka sezonów Starachowice były niezmiennie obecne na koszykarskiej mapie Polski. Czy jeżdżąc do różnych ośrodków w lidze, czy przy okazji różnego rodzaju turniejów spotyka się pan z pytaniami „co się stało ze starachowicką koszykówką”?

- Oczywiście, że są takie pytania. Ale każdy kto stawia te pytania za chwilę sam sobie opowiada, że na pewno zabrakło pieniędzy i to jest prawda. Starachowicka koszykówka dalej by funkcjonowała, gdyby były pieniądze i ludzie, którzy tym by się zajmowali. Sport seniorski jest typowo komercyjny i o powrocie dużego basketu w Starachowicach możemy mówić tylko wtedy, kiedy byłyby pieniądze.

- W czym w takim razie tkwi fenomen obecnej starachowickiej koszykówki? Jesteśmy jedynym klubem w województwie, na dodatek – nie ma co ukrywać – nie z wielkiego miasta, a potrafimy wygrywać z dużymi ośrodkami koszykarskimi, jak Kraków czy Tarnów...

- Musimy się trochę pochwalić, bo jest to nasza ciężka praca, nierzadko społeczna, ponieważ poświęcamy bardzo dużo swojego wolnego czasu. Tak bardzo chcemy reprezentować miasto i województwo na zewnątrz, że zapominamy często o własnym wynagrodzeniu.

Owszem, pobieramy środki finansowe z Urzędu Miasta, jakie nam przysługują, ale są niewspółmiernie małe, do tych, jakie nam się należą. I w tym chyba trzeba upatrywać główny powód, że ta koszykówka w naszym mieście jeszcze istnieje.

Nie ukrywam, że gdybyśmy tę działalność zaprzestali, to koszykówka najpewniej by się rozsypała. Były już w historii różne momenty, ale klub się utrzymał i jesteśmy na dobrej drodze, żeby było coraz lepiej.

- Dziękuję za rozmowę.

Marcin Pokrzywka

REKLAMA