AAA
Zainfekowany żydowską przeszłością Starachowic (zdjęcia)
Człowiek, który odkrył i pielęgnuje zapomnianą historię naszego miasta
Piatek, 06 sierpnia 2010r. (godz. 20:52)

Praca Macieja Frankiewicza
Praca Macieja Frankiewicza
fot. Gazeta Starachowicka

Dla starachowiczanina Macieja Frankiewicza historia i kultura potomków Abrahama to więcej niż pasja. To sposób na życie, a może część osobowości? Może, bo nawet on sam nie potrafi jednoznacznie dociec przyczyn tego, co określa zainfekowaniem mało znaną historią naszego miasta stworzoną przez społeczność wyznania mojżeszowego. Opiekuje się pożydowskim cmentarzem na osiedlu Trzech Krzyży i Izbą Pamięci Żydów Wierzbnickich. Umarły świat próbuje też wskrzesić poprzez sztukę. Jego prace gościły na kilkunastu wystawach w Polsce i za granicą. Ostatnio mogli je obejrzeć uczestnicy wernisażu w Kanadzie. Z panem Maciejem rozmawiamy nie tylko o tym wydarzeniu.

Praca Macieja Frankiewicza
Praca Macieja Frankiewicza
fot. Gazeta Starachowicka
fot. Gazeta Starachowicka
fot. Gazeta Starachowicka

- Która to już pana zagraniczna wystawa?

- Czwarta. Wcześniej miałem dwie w 1999 roku w Izraelu w Muzeum Bojowników Getta w kibucu (spółdzielcze gospodarstwo rolne – przyp. autorki) Lohamey Hagetaoot niedaleko granicy z Libanem. Dwa lata temu prezentowałem swoje prace na festiwalu żydowskim w Kanadzie organizowanym przez Fundację Ashkenaz.


Dyrektor artystyczny Fundacji Eric Stein to mój przyjaciel. Jego dziadkowie pochodzą z Wierzbnika. Po tej wystawie moje prace (około 50) pozostały w Kanadzie. Około 30 z nich dzięki pomocy Fundacji Ashkenaz zostało ponownie wystawionych w tym roku 24 czerwca w Green Gallery w Toronto, kierowanej przez Lindy Green.

Na pierwszą kanadyjską wystawę poleciałem razem z żoną Anitą. Korzystaliśmy wtedy z uprzejmości Fundacji, która zasponsorowała nam podróż, pobyt i transport prac. W najnowszej nie mogłem już, niestety, uczestniczyć osobiście.

Wiem, że na otwarciu było około 150 osób, w tym kilka szacownych, m.in. polski konsul generalny w Toronto i profesor tamtejszego uniwersytetu, a także przedstawiciele Fundacji Ashkenaz oraz Ziomkostwa Żydów Wierzbnickich w Toronto. Miałem też wystawy krajowe w Warszawie, Krakowie i Starachowicach. W sumie 16.

- Na fotografiach z wydarzenia w Toronto nie widać dobrze techniki, jaką pan stosuje. To pastele?

- Nie tylko. Także farby wodne, gwasze, akwarele, tempera. Jest też technika wydrapywania, co może pani zobaczyć na rysunku przedstawiającym prawdopodobne wnętrze synagogi żydowskiej z Wierzbnika.

- Tematyka prac wydaje się jasna: środowisko starachowickich Żydów. Próba odtworzenia świata, którego już nie ma. Ale nie realistyczna, tylko przetworzona przez pana wyobraźnię. A ta stworzyła różnorodne wizje: od bardzo rzeczowych, jak wyobrażenie żydowskiego targu, czy biesiady w szynku, poprzez radosne, liryczno – sentymentalne, smutne, dramatyczne, aż po przerażające. Jak ten potwór wciągający do paszczy ludzi, budynki, ulice...

- Jak pani interpretuje tego potwora?

- To złe uczucia i postawy wymierzone w Żydów. Zagłada zgotowana przez hitlerowców, holocaust. Ale także antysemityzm.

- Owszem, choć nie tylko. To także uniwersalne wyobrażenie destrukcyjnych, albo spektakularnych zmian w życiu człowieka. Po takim „potworze” ja muszę sobie wszystko od nowa nadbudowywać, stworzyć własny świat.

- Ma pan przyjaciół wśród żyjących dziś poza Polską Żydów. Jak nawiązał pan kontakty z tymi ludźmi?

- Na zasadzie dość luźnych zbiegów okoliczności. Wszystko zaczęło się od odnalezienia przez pewnego kolekcjonera fragmentów Tory z wierzbnickiej synagogi użytej jako element bębna. Fragment ten przekazany mi przez tego człowieka przetłumaczył mieszkający w Izraelu Józef Halperin, jedyny Żyd - partyzant w oddziale „Ponurego”.
Poznaliśmy się w 1997 roku, gdy przyjechał na Wykus na zjazd „Akowców” i został spontanicznie przyprowadzony do mojego domu.

Przez Halperina poznałem z kolei Beniamina Yarima, który współpracował z ziomkostwami żydowskimi za granicą. To organizacje skupiające tych, którym udało się przeżyć II wojnę światową, a potem wyemigrowali ze swoich ojczyzn do USA, Kanady, czy Izraela.

Przez Yarima o kimś takim jak ja dowiedziało się izraelskie Ziomkostwo Żydów Wierzbnickich. Jego przedstawiciel przyjechał na moją pierwszą wystawę w Starachowicach. I tak to się zaczęło toczyć aż do 2001 roku, w którym z inicjatywy mojej i żony w Starachowickim Centrum Kultury została otwarta Izba Pamięci Żydów Wierzbnickich.

W tej chwili odbywają się w niej czasami lekcje historii dla młodzieży szkolnej. Także z zagranicy. W tym roku miałem tu delegację licealistów ze Szwecji, skierowaną za pośrednictwem Fundacji Dawida Rubinowicza z Bodzentyna, która organizuje różne inicjatywy żydowskie w naszym regionie.

W międzyczasie miałem wspomniane wystawy, do tego doszedł dyplom od Szewacha Weissa, dziś już byłego ambasadora Izraela w Polsce, przyznany mi wspólnie z żoną w 2003 roku za zasługi dla ochrony dziedzictwa kultury żydowskiej w naszym kraju.

Nie liczę już tego, że były tu dwie telewizje amerykańskie i jedna angielska, że powstała gruba książka o historii starachowickiego cmentarza żydowskiego. Po nitce doszliśmy do kłębka moich kontaktów. A teraz po wystawie w Toronto zaznaczę na dłużej swoją obecność w Kanadzie, ponieważ moje prace tam pozostaną.

- Na stałe?

- Tego jeszcze nie wiem. Mam informacje, jak zostaną wykorzystane w najbliższym czasie. Powstaje książkowa historia Żydów wierzbnickich przygotowana przez ich ziomkostwo oraz Fundację Ashkenaz. Moje prace z wystawy, a także inne, posłużą do zilustrowania tego dzieła.

- Skąd wzięło się u pana zainteresowanie narodem hebrajskim?

- Proste pytanie, prosta odpowiedź: nie wiem.

- Ma pan żydowskie korzenie? A może przez literaturę, która miała wybitnych autorów wyznania mojżeszowego?

- Nie. Postaram się jakoś to wytłumaczyć, choć nie będzie łatwo. Każdy z nas ma jakiś poziom wrażliwości. Mamy też potrzebę znalezienia swojego miejsca na ziemi. Ja znalazłam je w Starachowicach, a mając duszę artystyczną, a jednocześnie sentymentalną szukałem tego, co najbardziej w moim mieście oryginalne.

Ona zawiodła mnie do Wierzbnika, najstarszej części tego miasta, jego matecznika ze swoją historyczną otoczką. Ta otoczka poprzez swoje zapomnienie zaczyna cię ciekawić, więc szukasz dalej. A jeżeli spotykasz przy tym starych ludzi, którzy jak wehikuł czasu przenoszą cię swoimi opowieściami w przeszłość, to dochodzi do tego, że w końcu zaczynasz chodzić zapalać świeczki na cmentarz żydowski.

Myślę, że moja wrażliwość skoncentrowała się na Żydach właśnie przez zapomnienie o ich obecności, a także przez pewną tajemnicę spowodowaną hermetycznością tego środowiska, które doprowadziło do powstania stereotypów i uprzedzeń z obu stron.

Dlatego ta spuścizna jest taka trudna, wymagająca wyjaśnień. A ja zostałem zainfekowany czymś dobrym z przeszłości tego miasta, co dobija się o prawdę. Jej poszukiwanie zajmie mi pewnie całe życie.

- To musi być silna pasja, skoro rzutuje też na pana życie rodzinne. Dzieci nazwał pan imionami starotestamentowymi.

- Tak, ale Eliasz, Samuel, Efraim, Sara, Judyta to nie jest żaden snobizm. Dla mnie to normalne, polskie imiona, które nie tak dawno słychać było w Wierzbniku, gdzie powstały zręby tego, co dziś mamy tylko w odpryskach, bo różne totalitaryzmy pomieszały szyki.

- W ramach dobijania się o prawdę odtworzył pan na rysunku wygląd synagogi wierzbnickiej. To już nie jest artystyczna wizja, tylko rzeczowa rekonstrukcja wykonana na podstawie wspomnień naocznych świadków.

- M.in. Jakuba Snira z ziomkostwa izraelskiego, bo nie zachowała się ani jedna fotografia synagogi. Miał 8 lat, gdy został do niej wprowadzony. Jego opowieści pomogły mi zrekonstruować wygląd wnętrza z najważniejszymi elementami: szafą ołtarzową (aron ha - kodesz), w której przechowywano Torę, miejscem pośrodku synagogi (bima), gdzie odczytywano zwoje świętej księgi i babińcem, czyli zakątkiem wydzielonym tylko dla kobiet. Synagoga wierzbnicka znajdowała się na końcu dzisiejszej ulicy Niskiej.

Bezpośrednio do niej przylegał budynek, w którym mieściła się kongregacja wyznania mojżeszowego z chederem, czyli szkołą religijną dla małych chłopców. Wygląd tego miejsca mogłem tylko spróbować oddać. Inne można jeszcze obejrzeć na starych fotografiach w naszej Izbie w SCK.

Można się z nich dowiedzieć m.in., że na rogu rynku i Niskiej w miejscu, gdzie dziś jest Mac Burger, przed wojną była żydowska tawerna. Synagoga została doszczętnie spalona przez Niemców. A 27 października w 1942 roku hitlerowcy wywieźli z Wierzbnika wszystkich Żydów. Bez 85, których zabili w czasie wysiedlania. W jednym momencie przestał istnieć pewien świat.

Rozmawiała Iwona Bryła

PRZECZYTAJ TAKZE:
iceman - 10-08-2010 21:40
zydzi,zydzi , cala Polska sie .......no i nie dokoncze:P
slonce555 - 10-08-2010 20:54
...I znowu sie zaczyna
pit1573 - 10-08-2010 18:23
Dawid, to zależy o jakim okresie jest mowa. Ty przytaczasz liczbe ludności żydowskiej w Wierzbniku sprzed II wojny św. Tu zgoda. ALe we wczesniejszym okresie sprawa nie jest jednoznaczna. W połowie XIX wieku na skutek licznej migracji blisko połowy całości populacji miasteczka Wierzbnik stanowili Żydzi. Pomijając nawet te niuans [...]
blus12 - 09-08-2010 21:07
hmmm szkoda tylko że ani w pierwszym ani w drugim linku nie ma tego o czym w temacie .....zdjecia bodajze jednego sie nie doszukałem ..... a najciekawsze są chyba dla wszustkich a przynajmniej większości zdjęcia zdjecia zdjecia ......no chyba ze są pod jakowymś udziałem...
Dawid_k - 07-08-2010 13:03
Jaką większość znowu? W Wierzbniku było 3500 Żydów na 12000 mieszkańców. W Starachowicach Żydów było bardzo niewielu.
kitefan - 07-08-2010 08:17
to milo ze ktos wreszcie zainteresował sie osoba Pana Maćka. to niebywale wartosciowa postac naszego miasta, zupelnie bezinteresownie nawiazujaca do czasów kiedy wiekszosc mieszkancow stanowili zydzi. przez swoja pasje ukazuje prawdziwy obraz spolecznosci ktory przez wiele lat, i wciaz, obarczony jest skrajnie negatynymi skojarz [...]
pit1573 - 06-08-2010 21:33
Polecam strone Pana Macieja www.frankiewicz.strefa.pl Szacunek dla działalności Pana Macka
REKLAMA