AAA
Kulisy nagrywania najnowszej płyty starachowickiego bandu i Stanisława Soyki
"Artystycznie byliśmy pod sufitem…"
Niedziela, 31 lipca 2011r. (godz. 12:31)

fot. Gazeta Starachowicka

Przez kilka dni żyli tylko muzyką i … pizzą, która wjeżdżała do nich na scenę. Gdyby nie wspólny cel oraz przyjemność z grania, pewnie w końcu spadliby z krzeseł. Było tak intensywnie, jak nigdy wcześniej. Na jednej scenie spotkało się ponad trzydziestu znakomitych muzyków, zachwycająca głosem Justyna Motylska i jedyny w swoim rodzaju Stanisław Soyka. Nowe, zaskakujące aranże i doskonałe brzmienie - tego możemy spodziewać się po ich płycie.

fot. Gazeta Starachowicka
fot. Gazeta Starachowicka

Zrobili kawał dobrej roboty, jeśli tak można powiedzieć o artystach. Najpierw przez dwa dni nieprzerwanie ćwiczyli, a potem przystąpili do nagrań. Na scenę weszli już w czwartek (14 lipca), a zaraz potem zaczęli roszady ze sprzętem.


- Próbowaliśmy różnych ustawień - mówi kierujący orkiestrą Mirosław Gęborek. - Zaczęliśmy bardzo klasycznie, zwracając się ku widowni. Ale szybko się okazało, że nie możemy tak grać, bo nawzajem się nie słyszymy. Zaczęliśmy szukać takiego miejsca, w którym będziemy mieć lepszy ze sobą kontakt.

W końcu udało się, mogli rozpocząć próby. Akustyka na sali była wręcz idealna, a cisza momentami aż przejmująca, co pozwalało na uchwycenie naturalnego brzmienia koncertu.

- Jestem bardzo zadowolony - stwierdził po zakończeniu nagrań Mirosław Gęborek. Cenię sobie opinię kolegów, gdyż są to muzycy wysokiej klasy.

Jerzy Główczewski i Adam Kawończyk towarzyszą Bandowi od ponad dziesięciu lat. Obaj są znani w kręgach jazzowych. Pierwszy z nich to saksofonista oraz flecista, który koncertował dość dużo w Stanach. Profesor Akademii Muzycznej w Katowicach, współpracował z zespołem Aleksandra Maliszewskiego "Alex Band", Jarkiem Śmietaną, Zbigniewem Lewandowskim, Erykiem Kulmem czy Markiem Bałatą. Nagrywał też dla Prejsnera, w tym "Requiem for My friend" w Royal Festival Hall z Orkiestrą BBC w Londynie.

Drugi jest jednym z czołowych trębaczy jazzowych w Polsce. Zadebiutował w 1975 roku na festiwalu Jazz nad Odrą, a podczas swojej 30 - letniej obecności na scenie współpracował z wieloma muzykami i zespołami, m.in. Extra Ball, Made in Poland Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Samymi Swoimi, Januszem Muniakiem, Krzysztofem Ścierańskim, Markiem Bałatą, Janem Kantym Paluśkiewiczem, czy wreszcie Juniors Band -Starachowice. Obaj grali też z nimi w Kielcach, zasilając "profesorskie szeregi".

- Byli bardzo zadowoleni - twierdzi Mirosław Gęborek. - Chwalili dobre przygotowanie młodzieży.

Nie było w tym żadnej przesady, bo poziom faktycznie mógł imponować.
- Ćwiczyliśmy intensywnie od kilku miesięcy, ostre treningi zaczęliśmy zimą - mówi głównodowodzący młodzieżową orkiestrą, choć - jak dodaje - pomysł płyty zrodził się wcześniej, przy okazji jubileuszu.

Zaczęło się od urodzin

- Po każdym "leciu", podsumowujemy dorobek. To był grudzień 2009 roku - wspomina dyrygent - daliśmy wspaniały koncert. Zamierzaliśmy w tym samym składzie nagrać też płytę. Ale po drodze wydarzyła się ciekawa historia.

Stanisław Soyka zaprosił do współpracy moich dwóch synów. Zagrali na jego jubileuszowej płycie, potem na koncercie we Wrocławiu. Razem z żoną byliśmy tam zaproszeni. Nieskromnie poprosiłem Marcina, aby spytał się Staszka, czy nie zgodziłby się z nami zaśpiewać. Przyznam, że było to trochę trudne dla niego w relacji młodego muzyka i mistrza. Ale Staszek się zgodził. Powiedział - dlaczego nie - opowiada Mirosław Gęborek.

Musieli się tylko poznać, z czym poszło już gładko.

- Spotkaliśmy się podczas świąt w Wąchocku. Od samego początku Staszek był zafascynowany naszą wieloletnią działalnością. Zaimponowało mu, że wychowujemy w ten sposób młodzież. A nie jest to teraz standardem w Polsce. W szkołach brakuje lekcji muzyki, co przekłada się na kulturę młodzieży, bo przecież także i tego uczymy na lekcjach.

Postanowił więc wesprzeć ich swoim autorytetem.

- Szukaliśmy aranżerów i wtedy pojawił się Kamil (Urbański - przyp. red) - mówi dyrygent. - Gra z nami od samego początku, tj. od 1993 roku, gdy tylko powstał ten Band. Jest pianistą, ostatnio ukończył kolejne studia na wydziale aranżacji , pracuje obecnie w Warszawie, aktualnie gra m.in. z Wandą Warską.

Zaproponował, że sam coś napisze. Gdy skończył pracę i przyniósł ją pokazać, okazało się, że to było to. Tylko tak młody człowiek, mógł "wlać" w stare piosenki, tak świeże brzmienie. Staszek śpiewa standardy, bardzo to lubi. Uwielbia jazz, ale jego twórczość nie była bigbandowo wykonywana. Gdy to usłyszał, był zaskoczony nowoczesnym brzmieniem i aranżacją. Posypały się brawa i ciepłe słowa.

Dali z siebie wszystko

Wymagało to jednak sporej pracy. Aranżacje były dość trudne, a młodzież podchodziła do nich z dystansem.

- Łatwiej gra się melodie, gorzej z akompaniamentem - mówi dyrygent. - Riffy, czyli akcenty muzyczne w orkiestrze, trudno się ćwiczy. Ale jakoś przemyciłem je między utworami. Młodzież trochę grymasiła, ale ciężko pracowała. Efekty będą słyszalne na płycie.

Trudno uwierzyć, że wszystko udało się dograć. Zorganizowanie sesji dla 34 muzyków to nie lada wyczyn.

- Gdyby nie chęci wszystkich i każdego z osobna, byłoby to niemożliwe. Chcieliśmy razem zagrać i znaleźliśmy właściwy na to moment. Ktoś chyba nad nami czuwał też z góry, bo wszystko poszło dość gładko - stwierdza.

Choć, jak przyznaje, łatwo nie było. Większość muzyków ma jakieś koncerty, młodzież wyjeżdża na wakacje, akustycy są bardzo zajęci, a w miejscu, które wybrali, non stop organizowane są jakieś imprezy. Na dzień przed ich wejściem odbywał się na przykład Festiwal Harcerski.

Spotkali się tu z niesamowitym przyjęciem. Pomoc ofiarował im nawet prezydent Kielc, Kieleckie Centrum Kultury, a także dyrektor Filharmonii, który udostępnił im wspaniały fortepian i pulpity, za które normalnie musieliby płacić. Wspierała ich także obsługa. Przez cały czwartek i piątek ćwiczyli trudne frazy i różne niuanse.

- Musieliśmy trochę pograć razem, by zgrać się jak najlepiej i poczuć klimat utworów. Nikt nie był tu obcy, ale każdy gra inną muzykę - tłumaczy Gęborek.

- Weźmy na przykład perkusistów, Grzegorz Dziamka gra na co dzień w Afromentalu, Artur Lipiński z Urszulą Dudziak, a więc to zupełnie inne klimaty muzyczne . Z kolei Kamil "ciągnie" ku klasyce.

Dobrze, że próby przyniosły oczekiwany efekt, bo po weekendzie zaczęły się już nagrania.

- W poniedziałek i wtorek żyliśmy tylko muzyką i … pizzą, która przyjechała do nas na scenę - śmieje się dyrygent. - W pewnym momencie byliśmy już naprawdę zmęczeni. Trudno grać nieprzerwanie przez tyle godzin. Gdybyśmy nie mieli celu i przyjemności z tego, co wspólnie robimy, pewnie spadlibyśmy z krzeseł…

Zagrali z mistrzem

Tak się jednak nie stało, młodzież dzielnie znosiła wszystkie niewygody.

- Staszek zjawił się nieco spóźniony - opowiada szef Bandu. - Jechał do nas z Katowic, dzień wcześniej miał tam koncert. Bałem się trochę tego spotkania. Wiedziałem, że taka osoba z jednej strony emanuje ciepłem, a z drugiej - szacunek do niej może nieco przygniatać. Bałem się, że ktoś może się "zaciąć".

Ale było odwrotnie. Takiej koncentracji i brzmienia jeszcze nie słyszałem. Nie była to tylko moja opinia, wszyscy zwrócili na to uwagę. Zagraliśmy jak nigdy wcześniej i o to właśnie chodziło. Żeby wyzwolić takie emocje, trzeba przeżywać je wspólnie. Artystycznie byliśmy pod sufitem - ocenia z radością M. Gęborek.

I nawet Soyka, który przyjechał nieco spóźniony i - jak to w podróży - bardzo się spieszył, gdy tylko usłyszał muzykę, wiedział, że musi zwolnić.

- Nie udało się nam nagrać niektórych głosów, zostaną dograne pózniej, ale za to muzykowaliśmy razem. Wykonaliśmy wspólnie trzy z największych przebojów Staszka: "Życie to krótki sen", "Cud Niepamięci" i "Są na tym świecie rzeczy…", które stały się polską klasyką. Tym razem jednak, w nowej big-bandowej odsłonie. Naprawdę warto będzie tego posłuchać - zapewnia dyrygent, który chyli czoła przed aranżerem-Kamilem Urbańskim.

Na płycie znajdzie się 12 utworów. Zacznie się ona klasyką jazzu, kompozycjami Charliego Parkera i Duke Ellingtona. Potem piosenki rodzimego artysty czyli Stanisława Soyki, a na koniec kilka popowych numerów - Norah’y Jones, Michaela Jacksona i na finał "September".

Trzy piosenki wykona też Justyna Motylska, absolwentka wokalistyki Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach, a obecnie wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i Akademii Muzycznej w Katowicach, która współpracowała z wieloma gwiazdami - m.in. Ewą Bem, Mieczysławem Szcześniakiem, Jerzym Filarem czy Maciejem Maleńczukiem. Wystąpiła także z big-bandem na jubileuszowym koncercie, jaki odbył się w Starachowickim Centrum Kultury w grudniu 2009 roku.

- To zdolna, młoda osoba - uważa M. Gęborek - i do tego wysokiej klasy wokalistka, co zresztą słychać.

W poszukiwaniu tytułu

Krążek na razie nie ma jeszcze tytułu. Propozycje padają różne, najciekawsza wydaje się ta nawiązująca do jednego z utworów - "Jaki piękny jest ten świat". Ale temat wciąż jest otwarty. Wiadomo, że na okładce znajdzie się Juniors Band Starachowice, Stanisław Soyka i Justyna Motylska, zdradza GAZECIE dyrygent, który chce uhonorować w ten sposób gości. Nie zapomina także o mieście, z którego wszyscy wyrośli. Dlatego akcent fotograficzny znajdzie się też na okładce.

- Najważniejsze za nami - uważa dyrygent. - Nagraliśmy już orkiestrę . Został nam tylko śpiew. Ze względów czysto technicznych trudno byłoby je razem uchwycić. Dlatego "dogramy" w warunkach studyjnych.

Resztą zajmą się już realizatorzy dźwięku i masteringu, którzy ustawią właściwe proporcje. Chodzi o obróbkę techniczną, a nie o dźwięki, bo te - jak przekonuje dyrygent, mają pozostać naturalne. Ich wyważeniem zajmą się akustycy. Jak długo może to potrwać, zależeć będzie już tylko od nich.

- Z pewnością nie krótko - mówi dyrygent. - Nie będę ich w tym poganiał. Nie da się tworzyć pod presją czasu, sztuka musi dojrzewać - uważa muzyk.

Chciałby sfinalizować płytę jeszcze w tym roku. Czy to się uda? Ma taką nadzieję. W grudniu mógłby się odbyć koncert promocyjny, a później trzeba rozpocząć poszukiwania kogoś, kto by to wydał.

- Dotychczas robiliśmy to własnymi siłami, z pomocą miasta oraz sponsorów - mówi Mirosław Gęborek.

Na tym etapie projektu wsparło ich wiele osób, m.in.: Michał Pastuszka, który zajmował się realizacją nagrań, Magdalena Komorowska, która wzięła na siebie ciężar dokumentacji fotograficznej oraz zaprojektowania okładki, Marek Molenda, odpowiadający za realizację filmową, a także miasto Starachowice oraz niezawodni przyjaciele

- Odlewnie Polskie S.A. i firma TARCOPOL, którzy pomogli im finansowo.

- Nie ukrywam, że nadal na to liczymy. Do tej pory nakład nie był zbyt duży, ok. 500 sztuk, ale może ta płyta dorośnie do skali ogólnopolskiej… - powiedział nam dyrygent.
Byłby to chyba najlepszy prezent z okazji 18. urodzin zespołu. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że wciąż przyciąga on ludzi jak magnes, nawet tych którzy już wyjechali.

- Mieliśmy Olę, która rozpoczęła studia medyczne i Kacpra, który jest teraz studentem informatyki. Mimo że skończyli już szkołę i opuścili Starachowice, przyjechali, ćwiczyli i nagrywali z nami. Nadal są także pierwsi członkowie Bandu z 1993 r.: Artur Lipiński (perkusja), Kamil Urbański (fortepian), Marcin Gęborek (saksofon), Norbert Pajek (gitara), Rafał Gęborek (trąbka), Grzegorz Dziamka (perkusja). Jest to ewidentny dowód na to, że muzyka łączy. W ich przypadku na lata…

(An)

REKLAMA