fot. Gazeta Starachowicka
Skąd wzięła się nazwa Marcinków i dlaczego tak wiele zawdzięcza rzece Kamiennej? Jak to się stało, że jeden z tamtejszych dzierżawców młyna został odznaczony Krzyżem Niepodległości z Mieczami, a działające tam Koło Gospodyń Wiejskich, jako pierwsze w kraju, otrzymało Order Odrodzenia Polski? Na te i inne pytania odpowiedź jest w najnowszej książce Kazimierza Winiarczyka "Marcinków. Zarys dziejów", której promocja odbędzie się w przyszłym tygodniu, w Wiejskim Domu Kultury w Marcinkowie.
- Nie jest to monografia, a tylko jej zarys - tłumaczy autor.
To pierwsze tego typu opracowanie poświęcone tej wsi. Na blisko 200 stronicach opisana została historia, prawie od pradziejów aż po współczesność.
- Początkowo planowałem napisać tylko jeden rozdział, poświęcony najstarszym jej dziejom, bo wiedza na ten temat była bardzo umiarkowana, żeby nie powiedzieć znikoma - mówi GAZECIE Kazimierz Winiarczyk, znany wąchocki regionalista, historyk, a przy tym radny.
Zaczął od prehistorii i Rydna, po środku którego leżał Marcinków.
- Prof. Bielenin, który w 1960 r. prowadził badania archeologiczne, odkrył tam wiele dymarek. Już zresztą w okresie międzywojennym znaleziono tam ślady, związane z okresem rzymskim - mówi Winiarczyk.
Kiedy zorientował się, że materiałów może być więcej, postanowił je nieco rozwinąć. I zamiast jednego rozdziału zrodziło się kilka. Szczególnie ciekawy wydaje się okres po wojnie, kiedy doszło do nieprawdopodobnie szybkiego rozwoju.
- W okresie międzywojennym Marcinków był typową wioską "zabitą dechami", gdzie nie było żadnego obiektu użyteczności publicznej, ani nawet drogi, łączącej go z jakąś cywilizacją - mówi historyk. - W tym czasie kolej nie odgrywała tu dużej roli. By móc z niej skorzystać, trzeba było jechać aż do Wierzbnika.
Dopiero w 1928 roku, na co zwraca uwagę, dzięki staraniom mieszkańców i w dużej mierze kierowniczki szkoły, powstał tam wreszcie przystanek. Od tego czasu, w miarę rozwoju przemysłu w Skarżysku oraz Starachowicach, niektórzy mieszkańcy zaczęli dojeżdżać pociągiem do pracy.
- Wiele ówczesnych domów krytych było jeszcze strzechą, a szkółka, do której chodziły dzieci, była tylko jednoklasowa, choć czterooddziałowa - mówi Winiarczyk. - Pierwsza i druga klasa miała kurs jednoroczny, trzecia - dwuletni, a czwarta - trzyletni. Szkoła pierwszego stopnia, bo tak się nazywała, zachowała się tu aż do okresu powojennego.
Nieśmiałe początki
Marcinków, jak twierdzi Winiarczyk, powstał dzięki Cystersom i rzece Kamiennej. Ci pierwsi nie robili nic w ciemno.
- Zanim gdziekolwiek się osiedlili, przeprowadzali w tym miejscu wywiad gospodarczy, można powiedzieć językiem bardziej współczesnym. Badali teren, sprawdzając czy są tam odpowiednie warunki - mówi Winiaczyk.
- Najważniejszy był las, a także rzeka, która musiała być w miarę bystra, nadająca się do spiętrzenia. Do tego kamień budulcowy i ewentualnie jakieś surowce. W przypadku tej wsi wszystkie warunki zostały spełnione i w połowie XVI w. powstała tutaj kuźnica, z którą wiąże się także nazwa. Wzięła się od nazwiska kuźnika - Feliksa Marcinka, który w 1575 roku został wypędzony przez wąchockiego opata Andrzeja Karwickiego. Wcześniej musiał się jednak mocno zasłużyć, bo to od jego nazwiska nazwano wieś. Najpierw była to Ruda Marcinkowska, później Marcinek, a potem nagle - nie wiadomo nawet dokładnie kiedy, zaczęto używać nazwy Marcinków. Mogło to być w połowie XVI wieku - mówi autor publikacji.
Zakład funkcjonował dość długo, swoją działalność zakończył dopiero w połowie wieku XIX. W połowie wieku XVIII powstał Marcinków Górny, na terenach pokarczunkowych, a jego żywot związany był z młynem.
- Ten, który opisuję w książce, pochodzi z 1903 roku - zdradza Winiarczyk. - Dzisiaj, niestety, nie ma już po nim śladu, żadnych spiętrzeń, ani też spustów.
Obok niego stał także tartak, w którym przycinano drzewo. Dosyć dobrej jakości - ocenia historyk. - Ale zaraz po II wojnie światowej przestał działać. Za to w miejscu dzisiejszego domu kultury funkcjonowała pierwsza we wsi karczma.
Ciekawe były też dzieje szkoły. Zaraz po wojnie wstąpił w mieszkańców, jakby nowy duch inicjatyw gospodarczych. Zbudowali mosty na rzece Kamiennej i wystarali się o szkołę.
- Nie było wówczas żadnej chałupy, w której mogłaby funkcjonować - mówi Winiarczyk. - Władze carskie nie stwarzały wcześniej warunków do rozwoju oświaty. Dopiero kiedy pojawili się Austriacy, ucisk powoli zelżał. Można było nauczać w języku polskim. Nie robiono też przeszkód z powstaniem szkół.
A, że akurat nadarzyła się dobra okazja, bo mieszkańcy wynaleźli w Skarżysku poniemiecki barak, pojechała po niego niemal cała wioska, kto ile miał koni. Przywieźli i zestawili - opowiada historyk.
Był to pierwszy budynek użyteczności publicznej.
Mała wieś z dużym potencjałem
- Porównując Marcinków z innymi wsiami, trzeba przyznać, że jego mieszkańcy sporo zrobili - uważa autor. - Wybudowali drogę aż do Wąchocka, potem remizę, dom kultury, szkołę z prawdziwego zdarzenia oraz kaplicę.
Jak na tak małą wioskę przeszła ona ogromną metamorfozę w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat, co w dużej mierze odbyło się sporym wysiłkiem społecznym - uważa Winiarczyk. - I nagle z wioski, która niczego nie miała stała się taką, która ma wszystko. To była zasługa ludzi, sołtysów, miejscowego aktywu i straży pożarnej. Prężnie działało także Koło Gospodyń Wiejskich, zresztą jedyne w gminie.
Jak to możliwe?
- Nauczycielką w Marcinkowie była wówczas niejaka pani Honorata Ćwiklińska. Miała też siostrę - Marię, instruktorkę od KGW w Starachowicach, która pomagała rozkręcić je u nas - tłumaczy Winiarczyk. - I pewnie dlatego tak dobrze działało, a potem jako pierwsze w kraju otrzymało Order Odrodzenia Polski. Na uroczystość zjechały tu największe wówczas osobistości - przewodniczący Rady Wojewódzkiej, wojewoda, wicewojewoda, przewodniczący Komitetu Wojewódzkiego, a także przedstawiciele centrali. To koło zawsze było aktywne. Wyróżniało się w środowisku jeszcze przed wojną, kiedy w nagrodę jego przedstawiciele pojechali na dożynki prezydenckie do Spały w 1934 roku.
Równie prężnie, jak twierdzi, działał także dom kultury.
- To była wzorcowa placówka - uważa Winiarczyk. - Funkcjonowało w niej ognisko muzyczne, na bazie którego powstały różne zespoły. Mieli własne pianino, kolorowy telewizor, ściągnęli tu nawet kino objazdowe, żeby projekcje odbywały się w Marcinkowie.
Problemy pojawiły się w latach 90 - tych, kiedy zlikwidowana została chociażby szkoła. W dużej mierze spowodowała to reforma, która wprowadziła szkoły 6 - klasowe. Dodatkowo nałożył się na to głęboki niż demograficzny. Przejściowe kłopoty miał również dom kultury, który powoli zaczyna znowu ożywać.
- Sporo młodych wstępuje także do straży, a KGW przekształciło się w stowarzyszenie i korzysta dziś ze środków unijnych. Dzięki zamknięciu tu wysypiska, ludzie się chętniej budują - wylicza historyk, co - jego zdaniem - świadczy o tym, że wieś łapie dziś drugi oddech.
Czym nas zaskoczy?
Każda miejscowość skrywa pewne ciekawostki. Tak było i tutaj. Podczas kompletowania materiałów, pan Kazimierz dotarł do dokumentów, które go zaskoczyły.
- Okazuje się, że dziadek męża obecnej wiceprezydent Starachowic, niejaki Jan Piotrowski został odznaczony Krzyżem Niepodległości z Mieczami za pracę na rzecz Odrodzenia Niepodległości - mówi Winiarczyk dodając, że był to działacz PPS. - Wcześniej mieszkał w Iłży, kilkukrotnie nocował podobno u Józefa Piłsudskiego. Do 1935 roku pracował jako dzierżawca młyna.
Niedługo potem zmarł. Udało mi się jeszcze porozmawiać z jego synem. Jak widać sporo jest jeszcze rzeczy, o których nie wiedzą nawet mieszkańcy - uważa Winiarczyk, który na motto swojej książki wybrał słowa Zygmunta Glogera, znanego etnografa: "Cudze znać warto, swoje obowiązek". Bo warto, jak twierdzi, sięgać wciąż do korzeni, choć w tym przypadku było to nieco trudne.
Wiele materiałów, zwłaszcza z okresu międzywojennego, zaginęło już bezpowrotnie, bo gmina była dwukrotnie spalona. Swoje poszukiwania prowadził głównie w archiwach: w Radomiu, w Starachowicach, a potem też w Kielcach. Rozmawiał z ludźmi, korzystał z kronik, gromadził też zdjęcia.
- Starałem się wykorzystać wszystkie możliwe źródła, bo pamięć ludzka bywa zawodna. To pierwsza taka książka, w całości o Marcinkowie,prawie 200 stron tekstu, opatrzonego zdjęciami, sporo nazwisk, faktów i różnych ciekawostek - mówi Winiarczyk. - Wiadomo, że nie jest to powieść, ale sądzę, że mieszkańców powinna zainteresować. To takie kompendium wiedzy o Marcinkowie - mówi, zachęcając do lektury.
(An)
Dołącz do nas na Facebooku!
Internet światłowodowy (FTTH/FTTB) (81)
II Starachowicki Test Coopera (0)
Świętokrzyski Turniej Piłki Nożnej Olimpiad Specjalnych w Starachowicach (0)
Zrób dziecku paszport na Dzień Dziecka (0)
Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa (0)
Pełnowymiarowe boisko z zapleczem sportowym wkrótce w Starachowicach (0)
SMS Absolwenci dają kibicom kolejne powody do radości (0)
Trwa budowa basenów letnich w Starachowicach (0)
Powstała wizualizacja przejścia nad torami w Starachowicach Zachodnich (3)
Będzie konkurs na Dyrektora Starachowickiego Centrum Kultury
Nieruchomości
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(0) Mam do wynajęcia(0) Poszukuję do wynajęcia(0)
Motoryzacja
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(1)
Praca
Zatrudnię(9) Szukam pracy(0) Dodatkowa(0)
Komputery
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0)
Telefony
RTV / AGD
Sprzedam(1) Kupię(0) Zamienię(0)
Edukacja
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Dla domu
Sprzedam(5) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Flora i fauna
Różne
Sprzedam(25) Kupię(1) Zamienię(0) Oddam(0) Usługi(21) Towarzyskie(0) Urzędowe(0) Różne(8)