AAA
W kręceniu gałką są najlepsi
Starachowicki Klub Krótkofalowców skończył 30 lat!
Niedziela, 14 lutego 2010r. (godz. 12:45)

Jedni zbierają znaczki, inni łowią ryby, a oni bawią się w ... kręcenie gałką i od ponad 30 lat puszczają w eter słowo. Dziś ich klub liczy 23 członków i jest najprężniej rozwijającą się organizacją krótkofalowców w regionie. A wszystko dzięki ogromnej pasji, z jaką oddają się temu hobby.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Marian Sokolnicki mistrzem

Poprzednia wiadomosc:
ť Stadion marzeń

Przetrwali pożar, stan wojenny i wciąż nadają, bo tym, co ich prawdziwie fascynuje są fale.

- To takie zamiłowanie z dzieciństwa – mówią zgodnie. – Każdy chyba zastanawiał się kiedyś, w jaki sposób głos wydobywa się na zewnątrz. Dwóch ludzi w lesie, jeden schowany za drzewem, drugi za górką kilkaset metrów dalej, a mimo to rozmawiają, jakby byli obok siebie. Zawdzięczają to falom, które od setek lat rozchodzą się naturalnie w przestrzeni, poddając się tylko własnym prawom.


Ta niczym nieograniczona wolność jest tym, co ich najbardziej pociąga.

- Każdy coś lubi robić. Jedni zbierają znaczki, inni łowią ryby, a my po prostu kręcimy gałką – żartuje Krzysztof Sokół, dla kolegów SP7 MFR, bo podczas rozmów posługuje się tylko takim „imieniem”. Pozostali mają podobne. Wojtek Jagieła to SQ7 MHN, Józef Borkowski SP7 CKU. Pod wizytówką SP7 CXV kryje się Stanisław Becher, który przewodniczy im od ponad dwóch lat. SP7 MFR to Krzysztof Sokół, zaś SP7 MFQ nazywa się Krzysztof Janos. I można by tak jeszcze wymieniać długo, bo klub liczy obecnie 23 członków. Oprócz nich, są jeszcze amatorzy, którzy nie zdobyli dotąd licencji.

- To naprawdę dużo – ocenia S. Becher. – Na świecie jest ponad 4 mln krótkofalowców, w Polsce ponad 12 tysięcy licencjonowanych, z tego zrzeszonych ok. 4 tysiące. W Starachowicach jest nas 23. Rzadko, który klub może poszczycić się takim wynikiem, zwłaszcza, że dwóch naszych członków zasiada w zarządzie Staropolskiego Oddziału Terenowego Polskiego Związku Krótkofalowców.

Jesteśmy prawdziwym ewenementem. Dziw, że klub jeszcze istnieje. Przetrwał dwa inne. Jeden był w LOK – u i razem z nim poszedł z dymem, a drugi w hufcu. Rozleciał się, gdy tylko wprowadzono stan wojenny – opowiada mężczyzna. - Na terenie województwa świętokrzyskiego przez prawie 15 lat nie było żadnego czynnego klubu krótkofalowców. Nie miały go takie potężne miasta jak Radom, Skarżysko czy Kielce, za to w Starachowicach istniał, ale tylko dzięki kolegom – dodaje po chwili.
Nic więc dziwnego, że w 2009 roku został uhonorowany srebrną odznaką PZK.

Na osiągnięcia pracują przez lata


Jego założycielem był Marian Tarasiuk, do którego szybko dołączyli inni. I właśnie tak powstał SP7 PFD. Można powiedzieć, że jego kadra to ludzie z pierwszej ligi krótkofalowej. Wielu z nich, jak pan Stanisław Becher, ma na swoim koncie wspaniałe osiągnięcia – po 300 pozaliczanych podmiotów radiowych.

W sumie jest ich 338. Oznaczają państwa lub ich części, z którymi radiowcy próbują nawiązać kontakt. Duże kraje, takie jak Rosja, podzielone są na kilka stref, a każdej z nich nadano inny symbol. Marzeniem każdego krótkofalowca jest zaliczenie jak największej ilości punktów.

Nie wystarczy jednak połączyć się z osobą na innym kontynencie. Trzeba również udowodnić, że taki kontakt się rzeczywiście nawiązało. A służy do tego karta QSL, czyli specjalny blankiet, który krótkofalowcy przesyłają sobie, by potwierdzić pierwszą łączność.

Za „zaliczenie” wszystkich krajów otrzymuje się dyplom Honor Roll, wydawany przez najstarszą światową organizację, która była założycielem krótkofalarstwa – ARRL (American Radio Relay League). Posiadaczem takiego dyplomu jest pan Stanisław. Dwaj jego koledzy – SP 7 MFR (Krzysztof Sokół) i SP7 MFQ (Krzysztof Janos) – są temu bliscy.

- Jeszcze rok i będą w stanie złożyć aplikację – mówi S. Becher.

- Brakuje im dosłownie po kilka krajów, które można byłoby zliczyć na palcach jednej ręki – dodaje Wojtek Jagieła.

On także, jak twierdzą jego koledzy, jest aktywnym „graczem”, choć jeszcze za krótko. Bo żeby osiągnąć taki wynik, jak pan Stanisław trzeba pracować ponad 10 lat. A są i tacy w tym gronie, którzy poświęcają się temu zajęciu od prawie 40. Jednym z nich jest wspomniany już SP7 CKU czyli Józef Borkowski, który najmilej wspomina łączność z krótkofalowcem z Litwy.

- Nie znaliśmy się w ogóle, a rozmawialiśmy kilkakrotnie. W ubiegłym roku postanowiłem wybrać się na Litwę i po raz pierwszy spotkaliśmy się na żywo. Okazało się, że jest to major Armii Litewskiej. Do dziś utrzymujemy kontakt, nie tylko drogą radiową – opowiada.

Mają swój kodeks


Pewnie dlatego, że unikają tematów powodujących jakiekolwiek zadrażnienia.

- Krótkofalowcy muszą przestrzegać regulaminu radiowego, tj. przepisów, które obowiązują na całym świecie, również w Polsce – tłumaczy S. Becher.

- Ponieważ nazywamy się ludźmi dobrej woli, nie pytamy do jakiej partii należy nas rozmówca. Nas to kompletnie nie interesuje – zapewnia. - Grunt, by był dobrym krótkofalowcem i umiał nawiązywać łączności. Wszystko inne schodzi na plan dalszy. Może dlatego zawarte w ten sposób znajomości trwają latami.

- Jesteśmy, jak zgrany kolektyw – mówi S. Becher. – Wszystko robimy razem. Od ponad 10 lat organizujemy wyjazdy na Wykus. Co roku o tej samej porze (w pierwszy weekend czerwca) nadajemy z leśnej polany, w tym samym miejscu, gdzie kiedyś była radiostacja AK Okręgu „Jodła” Inspektora „Jacka”. To takie nasze własne eskapady.

Na inne stać tylko wybrańców. Bywa, że udział w nich kosztuje nawet kilka milionów dolarów, dlatego korzystają z nich tylko pasjonaci z grubszymi portfelami. A trudno o takie z członkowskich składek, bo właśnie z nich utrzymuje się starachowicki klub.

- Wszystko robimy tu sami, oczywiście z pomocą Spółdzielczego Domu Kultury, za co jesteśmy mu wdzięczni – przekonuje S. Becher. – Gdyby nie Ryszard Wróbel, byłoby nam naprawdę trudno. Klub pewnie by istniał, siłą inercji, ale trudno byłoby się spotykać w domu i opowiadać o rzeczach, które nikogo tam nie interesują. Nasza rozmowa przypomina czasem istną chińszczyznę, ale tylko osobom nie wtajemniczonym. Posługujemy się specjalnym slangiem, który zrozumie tylko krótkofalowiec.

- O, przepraszam – wtrącił się pan Wojtek. – Muszę sprostować! Moja żona Izabela, gdy tylko przychodzi z pracy, a wie, że byłem w domu i próbowałem nadawać, pyta od wejścia, czy zrobiłem dzisiaj jakiś nowy kraj. A gdy uzbiera mi się sporo łączności, często siedzi ze mną i wypisuje SQL-ki. Nie muszę jej nawet tłumaczyć co i gdzie ma wpisać, sama wie doskonale. Mimo że nie ma licencji, choć nie wiem dlaczego, to w sprawach merytorycznych jest ekspertem.
Bywa, że za jednym razem wypisujemy 100, czy 200 takich kart.

- Ale większość z nas nie ma niestety takiej komfortowej sytuacji – śmieje się pan Stanisław.

Dlatego tak chętnie przychodzą do klubu. Sprzęt skompletowali sami, korzystając z pomocy różnych instytucji.

Szukają gdzie się da


- Ten na przykład – mówi pokazując na urządzenia pomiarowe S. Becher - dostaliśmy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. Był zezłomowany w wydziale łączności. Przyrządy okazały się jednak sprawne. Korzystamy z nich do tej pory.

Z kolei starostwo powiatowe przekazało im radiostację, która po trzech latach użytkowania ma przejść na ich własność. Niezależnie od tego, każdy z nich posiada własną radiostację w domu, z której nadaje. Często wykonaną metodą „chałupniczą”, bo dobry sprzęt kosztuje i to dużo. Czemu więc nie skorzystać z tańszego rozwiązania?

- Niedawno zorganizowałem sobie części, złożyłem urządzenie na fale krótkie, które z pomocą kolegów udało mi się zestroić – mówi pan Wojtek. - Z mocą 5 W nawiązałem łączność praktycznie ze wszystkimi krajami całej Europy. Dopiero później zakupiłem urządzenie fabryczne. W tej chwili osiągnięcie Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Australii jest już realne.

Niedawno klub miał także możliwość pozyskania samochodu wojskowego STAR A66, wyposażonego w radiostację. Prezent chciał im zrobić PZK, ale wyświadczył tylko niedźwiedzią przysługę, bo wozu w żaden sposób nie można było ściągnąć do Starachowic.

- Samochód był złomowany. Musielibyśmy z powrotem go zarejestrować i wciągnąć w ewidencję, co nie jest możliwe – mówi W. Jagieła. –Zaproponowano nam „niskopodwoziówkę”, ale za każde 100 km (a byłoby ich ok. 450) trzeba byłoby zapłacić ok. 1,5 tys. zł. Dlatego ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.

Współpracują nie tylko z władzą


Oprócz czysto pasjonackich korzyści, krótkofalarstwo ma również bardzo praktyczny wymiar. A jego zwolennicy na trwale zapisali się w historii Opolszczyzny podczas powodzi w ’97 roku. Kiedy wysiadły wszystkie telefony i zerwała się łączność z zalanymi terenami, to właśnie oni przekazywali informacje odpowiednim służbom z zalanych terenów.

- Jak była powódź, to do nas ludzie przychodzili i pytali, co dzieje się z ich dziećmi. Nie raz można się było przekonać, że w sytuacjach kryzysowych taką piętą achillesową jest łączność. Ludzie myślą, że telefony komórkowe będą działały zawsze i wszędzie, a ostatnie wydarzenia w Jurze Krakowsko – Częstochowskiej pokazały całkiem co innego. Dwa powiaty były zupełnie odcięte od świata. Podczas wichury w Szczecinie nie działy żadne telefony, a my nadawaliśmy...

Z ich ogromnego znaczenia doskonale zdają sobie sprawę starachowickie władze, które podpisały z klubem porozumienie o współpracy w sytuacji szczególnego zagrożenia.

- W tej chwili wykonujemy tylko łączności testowe. I obyśmy nie musieli sprawdzać tych umiejętności w praktyce – mówi S. Becher.

Mimo że klub liczy sobie ponad 30 lat, na brak świeżej krwi nie może narzekać.

- Mamy bardzo zdolnego licealistę, który odwiedza nas regularnie, a także młodego strażaka – mówi przewodniczący klubu. – Nie można powiedzieć, by były to jakieś masowe szkolenia, bo tak dużej liczby nie bylibyśmy w stanie „przełknąć”.

Każdego takiego adepta łączności muszą dokładnie przeszkolić. Żeby mógł samodzielnie nadawać, potrzebny jest mu egzamin państwowy. Do tego czasu może korzystać z radiostacji klubowej.

- Przy okazji można nauczyć się angielskiego – mówi pan Stanisław. - Wszystkie łączności tzw. foniczne przeprowadza się w tym właśnie języku, alfabet Morse’a powoli wychodzi z użycia.

Niezbędna jest więc podstawowa znajomość obcego języka i slangu krótkofalarskiego, a więc wszelkiego rodzaju niezbędnych kodów.

Kto przejmie pałeczkę?


Najmłodsza amatorka łączności ma zaledwie ... 6 lat. To Ola, córka pana Wojciecha.

- Chętnie jeździ ze mną na wszelkie imprezy, spotkania krótkofalarskie, a także przychodzi do klubu – mówi jej ojciec. – Gdy pani w zerówce kazała dzieciom narysować coś co lubią, ona namalowała SP7 PFD czyli nasz klub – mówi dumny tata.

- Co prawda nie nawiązuje jeszcze łączności, ale za to strasznie lubi batony – śmieje się pan Stanisław.

Jej obrazek do dziś wisi na honorowym miejscu. Możliwe, że uda się im wyłowić jeszcze inne małe perełki. Od 7 do 20 lutego trwają dni aktywności, zorganizowane przez Staropolski Oddział Terenowy PZK.

- Dostaliśmy okolicznościowe znaczki, z których będziemy korzystać w tym czasie i rozsławiać nasz oddział – mówi pan Wojtek.

Możliwe, że w przyszłości ktoś zorganizuje wystawę ich kart.

- Jako stary filatelista, zbieram znaczki, ale od jakiegoś czasu obserwuję, że filatelistyka się kończy, a wy jesteście w pełnym rozkwicie – mówił podczas jubileuszowego spotkania Ryszard Wróbel, kierownik Spółdzielczego Domu Kultury. - Niewykluczone, że za kilka lat, zamiast robić kolejną wystawę filatelistyczną, zaprezentujemy kart SQL – zapowiedział.

I może warto byłoby się nad tym zastanowić, bo mieszkańcy Starachowic wciąż jeszcze wiedzą niewiele o tym klubie, mimo że działa od ponad 30 lat.

(An)

REKLAMA