AAA
Zaskakujące i zachwycające Indochiny
Dla niejednego byłaby to podróż życia - czyli opowiedz swoja historię
Niedziela, 03 czerwca 2012r. (godz. 01:14)

Zaraz po wylądowaniu na lotnisku w Hanoi czekała na nas służbowa taksówka, by zabrać nas do hotelu "TRIUMF" - lotnisko jest położone bardzo daleko od starego miasta. Zza szyb taksówki, widać było wielkie uprawy pól ryżowych, a pośród nich Wietnamczyków w tradycyjnych kapeluszach, a także wielkie koryto Rzeki Czerwonej...

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Odnowią "Saharę"

Poprzednia wiadomosc:
ť Najlepsi w pływaniu

Właśnie wstawał mglisty, pochmurny poranek. Hotel był bardzo elegancki i drogi, być może dlatego, że rekomendowany przez osobę, która mieszka tam od lat 70-tych. W północnym Wietnamie, klimat jest wilgotny i bardzo często pada deszcz. Kiedy zostaje się na dłużej, można zaopatrzyć się w specjalny zbiornik - który zbiera wilgoć z pomieszczeń, po miesiącu może uzbierać się ok. 0,25 litra wody - pisze starachowiczanka Ewa Guzowska.


Bardzo duży ruch uliczny i setki motocykli, które służą nie tylko do przewozu osób, ale także do najbardziej dziwnych rzeczy: plecionych koszy, słomianych kapeluszy, kwiatów, dziesiątek kur, ale także i taboretów... Pomysłowość Wietnamczyków jest zaskakująca. Ulicami mijamy przechodzące kobiety, noszące na ramionach kosze z egzotycznymi owocami, głównie są to ananasy, banany, awokado, duriany i pieczone kasztany, które smakują naprawdę wyśmienicie.

Czy lepsze niż na "placu Pigalle", tego nie wiem, ale każdy wie, że "Zuzanna lubi je tylko jesienią". Podziwiam Wietnamczyków za sprzedaż, naprawdę potrafią to świetnie robić i są nawet lepsi niż sprzedawcy z Bliskiego Wschodu. Wszystkiemu towarzyszy francuski postkolonialny klimat, w małych i przytulnych kawiarenkach można napić się smacznej kawy o smaku czekoladowym, przyrządzanej w wietnamski tradycyjny sposób, albo shaki z melona, mango, czy papai. Nad jeziorem, położonym w środku miasta, rano i wieczorem ludzie w różnym wieku uprawiają gimnastykę - to z kolei jest pozostałością chińskiej tradycji, po 1000- letniej okupacji. Potem tradycyjna sztuka teatralna - pokaz kukiełek w wodzie, obowiązkowy punkt programu.

Wieczorem planowana podróż - do Laosu - niestety nie mamy wiz - gdyż ambasada polska została zlikwidowana, a najbliższa jest w Berlinie. Jeśli chodzi o przejścia graniczne, to czasami może być z tym problem, przejście może zostać zamknięte z niewiadomych powodów i zgodnie z informacjami, zdarza się to dość często. Takich uroków nieznanego nie da się wykluczyć podczas takich podróży, to te blaski i cienie. Nam szczęście dopisało - mamy wizy - jesteśmy w Wientian, przepięknym kurorcie - obecnej stolicy Laosu.

Kolacja w hinduskiej knajpce, z widokiem na koryto rzeki Mekong - klimat zupełnie inny od poprzedniego - jest gorąco i naprawdę cudownie. Całodzienna wycieczka do wielkiego złoconego, kompleksu buddyjskiego, a w nim różne wizerunki Buddy: młody, stary, gruby, chudy, jak zwykle niesamowity... Potem nocna podróż piętrowym autobusem - do Luang Prabang - niegdyś nazywanego "królestwem miliona słoni" (dawna stolica Laosu). I tutaj frajda, trzeba wskoczyć do piętrowego łóżka..., potem się wygodnie umościć i jest super. Autobus jedzie z prędkością 20/30 km/h i to nie jest żart. To właśnie tutaj niektórzy przyjeżdżają na chwilę, a zostają na całe życie.... Przepiękne miejsce, zachody i wschody słońca nad Mekongiem, tutaj także francuski kolonializm przeszedł wszystko, małe knajpki i restauracje w tym właśnie stylu... A po drugiej stronie Mekongu widać malowniczą Tajlandię....

Całe ulice buddyjskich świątyń, których renowacją zajmują się mnisi, siedzący w swoich pomarańczowych szatach na starych dachach świątyń - pod parasolem, chroniąc się przed słonecznym żarem, malują detale na stropowych belkach. Bardzo malowniczy obrazek... Charakterem i klimatem miasteczko to bardzo przypominało mi stolicę Birmy (Rangun), podobnie jak tam, ma się wrażenie, że czas tutaj się zatrzymał. Niedługo, takie miejsca będą należeć do rzadkości, bo w zastraszającym tempie wkracza tam zorganizowana turystyka, a wraz z nią komercja, zmieniając klimat i wystrój tych miast. I, to co ważne, naprawdę pieniądze leżą tutaj na ulicy, ale nie należy ich podnosić, gdyż Laotańczycy - wyrzucając pieniądze - symbolicznie pozbywają się problemu. Podnosząc taki banknot, bierzemy czyjś problem na siebie... Zupełnie inaczej niż w Polsce.

Przelot do Siem Reap , to jedyny, pewny sposób, by dostać się do Kambodży, ze względów wizowych. Siem Reap - które pamiętam sprzed paru lat, niestety nie przypominało już dzisiejszego. Drogi asfaltowe, towarzyszący wszędzie uliczny hałas i bardzo wystawne hotele, gabinety masażu, mnóstwo restauracji i prawie wszystkie kuchnie świata. Rano całodzienna wycieczka do świątyni Angkor, która została zbudowana przez Surjawarmana II (1113-1150 n.e.) ku czci hinduskiego bóstwa Wisznu. Przy budowie tego kompleksu pracowało około 5 tysięcy rzemieślników i 50 tysięcy robotników. Budowa trwała 37 lat. Tysiące turystów każdego dnia odwiedza to miejsce, gdzie człowiek przenosi się zupełnie w inne czasy... tym bardziej że whisky ryżowa jest w cenie wody, a z czekoladą gorzką "Wedla" smakuje po prostu wybornie! Do Hanoi wracamy przez wszystkie istotniejsze miasta Wietnamu, m.in. przez Ho Chi Minh (dawniej Sajgon) - teraz już nie mam wątpliwości, skąd to powiedzenie, tam nawet przejście przez ulicę wymaga wiele umiejętności, niestety nie ma miejsc, gdzie jest to znacznie łatwiejsze. Generalnie obowiązuje zasada, większy zawsze ma pierwszeństwo i "z reguły" obowiązuje prawostronny ruch.... I wreszcie ta wisienka na torcie - zatoka Ha long - to ona, była celem tej podróży, magiczne i niesamowite miejsce - cud natury - wart obejrzenia. Serdecznie polecam...

Rejs stylowym statkiem, na nim lunch z owoców morza, a potem przesiadka do łódki - wiosłowanej przez tubylczynię, której życie związane jest z zatoką, gdyż są tam pływające domki, przedszkole, kościół, targ, a nawet hodowla owoców morza... Zwiedzanie licznych wapiennych jaskiń i grot - niezapomniane widoki i cudowne przeżycie. A zaczęło się od filmu "Indochiny" z Cathrine Deneuve...

Ewa Guzowska

Zapraszamy starachowiczan do opisywania swoich podróży i przysyłanie do GAZETY.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA