AAA
Moja była żona spółkuje z psem... grozi to epidemią...
Donosy wciąż zasypują urzędy
Piatek, 24 sierpnia 2012r. (godz. 23:04)

Tak napisał w liście do urzędnika jeden z mieszkańców. Inny prosił o pomoc, bo - jak tłumaczył - śledzi go ktoś z kosmosu i każdej nocy poddaje promieniowaniu. Starszawa pani bała się natomiast wejść do ubikacji, bo wcześniej ponoć wleciał tam piorun - to tylko ułamek spraw, z jakimi muszą zmagać się nasi urzędnicy. Część wzbudza śmiech, inne zażenowanie, a czasem niemoc, bo jak niby pomóc komuś, kogo atakują kosmici?

fot. Gazeta Starachowicka

Setki przeróżnych spraw trafia co miesiąc do magistratu. W końcu samorząd w swoim zamyśle miał być blisko mieszkańców. Ale gdzie jest granica między pomocą w rozwiązywaniu problemów, a zwykłym absurdem? Patrząc na co niektóre pisma z prośbą o interwencję, skargi czy wręcz donosy, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy w ogóle coś takie istnieje. Bo jak inaczej odebrać pismo, w którym mąż donosi na byłą żoną, że ta od co najmniej dwóch lat spółkuje z psem, a jako że każdy pies jest nosicielem choroby wenerycznej, może to grozić epidemią z przygodnie spotkanym mężczyzną, jak napisał w liście do Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska, który nie raz musiał już sobie radzić z takimi "kwiatkami".


- Dostajemy setki, a nawet tysiące, przeróżnych spraw - przyznaje naczelnik Marcin Góźdź. - Gros z nich jest mądra i zasadna, choć trafiają się także takie, które stanowią pewne kuriozum i wywołują czasami śmiech, innym razem zażenowanie, a czasem i niemoc twórczą, bo nie wiadomo za bardzo, co można zrobić w tego rodzaju sprawie. Zdarzają się różne pisma, począwszy od lapidarnych, które sprowadzają się do jednego zdania, a czasem nawet równoważnika, z którego trzeba się jeszcze domyśleć, "co autor miał w danej chwili na myśli", po takie, których odczytanie i odszyfrowanie zajmuje do kilku godzin. Często tego rodzaju listy pisane są drobnym maczkiem, linijka pod linijką na kilku kartkach papieru kancelaryjnego. Odnoszą się do różnych spraw i rożnych zaszłości, o których wie ten, który pisze, a niekoniecznie, ten który to czyta - mówi naczelnik.

Co boli mieszkańców?

Na porządku dziennym są skargi, donosy i próby załatwienia spraw, które nie leżą w ogóle w gestii urzędu. Normą są spory sąsiedzkie.

- Sąsiad donosi na sąsiada, że ten go systematycznie podtruwa przy pomocy butli gazowej, dziurki wywierconej w ścianie i wsadzonego tam wężyka, a my mamy jakoś zareagować - mówi naczelnik. Pytanie tylko jak...

Trafiają się także petenci, obsesyjnie dbający o czystość. Twierdzą, że ktoś im wylewa skażone substancje, dlatego myją wszystko lizolem, niewykluczone, że także i siebie. Inni uparcie twierdzą, że są pod wpływem fal radiowych i ktoś ich ciągle śledzi z kosmosu. Proszą, by zdjąć z nich promieniowanie.

W każdym społeczeństwie, co przyznają socjologowie, trafiają się ludzie, którzy albo się nudzą, albo mają dołek psychiczny, albo coś zupełnie innego...a pisanie sprawia im widać dużą przyjemność.

- Mieliśmy kiedyś mieszkańca, który wpadał tu regularnie i mówił:: "nam drzewa tam wycinają, a wy tu sobie siedzita". Kiedy pytaliśmy kto, padało zaraz: "ja wam powiem, a wy pójdzieta i data mu zezwolenie. Nic wam nie powiem!" - opowiada naczelnik.

Nie kryje też przy tym, że niektóre sprawy zostawiają bez rozpoznania.

- Jeżeli są one z pogranicza zaburzeń emocjonalnych, wówczas w ogóle się nimi nie zajmujemy - mówi GAZECIE Marcin Góźdź. - Ale najgorsze są te, które mają wszelkie znamiona prawdopodobieństwa, gdzie wszczyna się procedurę, robi się wizje, wysyła pisma, zawiadomienia, a potem się okazuje, że nie potwierdzają się one w rzeczywistości. Mało tego, osoby, które je piszą, nie zgłaszają się nawet na wizje w terenie, marnując nasz czas i wysiłek - mówi naczelnik.

Zalewanie posesji, przerastanie gałęzi, korzeni, niszczenie podwórek substancjami żrącymi, hałas czy uciążliwe zapachy - to najczęstsze tematy sąsiedzkich skarg.

- Nie ma takiej dziedziny, której by one nie dotyczyły - mówi naczelnik Góźdź. - Najgorsze jest to, że często są to konflikty rodzinne, sąsiedzkie, a czasem wielopokoleniowe, angażujące służby, bez możliwości rozwiązania problemu na jakiejkolwiek płaszczyźnie.

Są i stali korespondenci, który pisują od kilku lat, nawet po kilka razy w miesiącu.

- Mamy jednego pana, który potrafi zapisać 4-5 kartek papieru kancelaryjnego drobnym maczkiem - mówi naczelnik Góźdź. Zna go także kierownik Referatu Lokalowego w Urzędzie Miejskim - Janusz Twardowski, który uzbierał już pełną teczkę listów jego autorstwa.

- Pan ten dawno wykupił mieszkanie i nie zgadza się z systemem rozliczeniowym za ciepło - mówi kierownik. - Pisze więc po kolei do wszystkich, łącznie z zarządcą. Jest przy tym bardzo dokładny, szczegółowo omawia, że w tym i w tym punkcie naczelnik odpowiedział mu tak, a tak, a w innym w ogóle nie odpowiedział. I tak przez kilka stron, wszystko zależy od weny.

Nie jest zresztą odosobniony. Wystarczy, że ktoś płaci więcej za prąd, a zaraz pojawiają się oskarżenie, że ktoś musiał się nielegalnie podłączyć i podejrzani są wszyscy sąsiedzi.

- Trudno jest wytłumaczyć, że jeśli zasilanie ma od licznika, to nie było to w ogóle możliwe - mówi kierownik. - Co innego na klatkach - przyznaje Twardowski. W blokach, jak twierdzi, często do tego dochodzi.

Życzliwie donoszą...

- Kiedyś dostaliśmy list, żeby sprawdzić mieszkanie pewnego pana, bo prawdopodobnie jest tam groźna choroba zakaźna i mieszkańcy boją się tamtędy chodzić - opowiada kierownik.

Czasem bywa jak w "Kiepskich" - ludzie zamykają sobie złośliwie ubikacje, zanieczyszczają je, kradną papier, a potem skarżą...

- Najczęściej dzwonią, mówiąc: "nie mogę powiedzieć kto, ale ten pan czy tamten zrobił to czy tamto" - opowiada kierownik.- Jakiś czas temu mieliśmy interwencję od mieszkańca jednego z bloków, który twierdził, że ktoś wykopał mu dół w piwnicy, głęboki na 5 metrów, w którym ktoś zniknął. Żądał, żeby pracownicy to załatwili, bo nie może korzystać z piwnicy. Szybko się okazało, że wspólnota mieszkaniowa wymieniała studzienki i kiedy zdjęli pokrywę, przypominało to dziurę... Ale na pewno nie była głęboka - mówi pobłażliwie Twardowski.

Innym razem mieszkaniec Bugaju zażądał sobie drzwi na ogródek, bo z drugiej strony ubikację miał sąsiad i kiedy wychodził, mężczyzna obawiał się o swoje życie. Starsza pani natomiast najpierw prosiła o oddzielną ubikację, a kiedy gmina ją wykonała, napisała kolejne pismo z prośbą o chodnik, żeby wychodząc w nocy mogła iść w "ciapach". A miała do niej jakieś 30 metrów. Kolejna wiekowa już pani zadzwoniła do urzędu z prośbą, by kogoś jej przysłać, bo piorun wpadł do ubikacji i teraz boi się tam wrócić.

Jest także pan, który co trochę pisze, że najpotrzebniejszą inwestycją w Starachowicach jest budowa szpitala psychiatrycznego, na który należy przeznaczyć budynek starego szpitala. Jeśli wziąć pod uwagę niektóre z tych pism, pomysł wydaje się całkiem rozsądny...

Podobne problemy mają także inne urzędy. Sekretarz powiatu Marlena Kostrzewa przyznaje, że skarg i donosów, które dezorganizują pracę jest tutaj mnóstwo. Najwięcej dotyczy Wydziału Geodezji, do którego jedna z petentek zaczęła pisać już nawet wierszem. Inna żądała od urzędników, aby zmienili jej świadectwo maturalne, bo ma na nim ocenę z biologii, a ona zdawała geografię.

- Ludzie piszą w przeróżnych sprawach - przyznaje Elżbieta Kita, pełniąca obowiązki dyrektora Wydziału Geodezji, Ochrony Środowiska i Rolnictwa w powiecie. - Chcą, aby wydać im zaświadczenia o posiadanym gruncie, kierują wnioski o regulację stanów prawnych. Mamy na przykład panią, która zaczęła przychodzić kiedy nie było jeszcze powiatów i nadal to robi. Sprawę rozpatrywano już wielokrotnie. Decyzje zapadły we wszystkich instancjach, a pani odwoływała się od nich, bywało, że także od tych dla siebie korzystnych. Pracuję już ponad 19 lat i takich absurdów spotkałam już mnóstwo - przyznaje Elżbieta Kita. - Często dotyczą one granicy działek. Ludzie chcieliby pewne rzeczy uzyskać, zgłaszają się do nas, mimo że powinni wystąpić do sądu. Ale w sądzie trzeba zapłacić, a u nas nie. Chyba, że sprawę kończy decyzja administracyjna. Ale jest to raptem 10 zł.

Trzeba wysłuchać, a potem tłumaczyć

Duże roszczenia mają także klienci opieki społecznej, choć zdaniem Małgorzaty Szczodrej, zastępcy kierownika Działu Pomocy Społecznej w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Starachowicach, osób konfliktowych jest coraz mniej.

- Zdarzają się tacy donoszący na krewnych, lub kiedy w rodzinie dojdzie już do rozwodu, małżonkowie szkalują się mocno nawzajem. Ale jest coraz lepiej - uważa kierownik. - Główne problemy wynikają z tego, że wiele osób nie kwalifikuje się do pomocy, bo kryteria faktycznie są niskie. Nie wszyscy rozumieją, że musimy badać aktualną sytuację rodziny, która pobiera świadczenia. Oburzają się także bliscy osób, które umieszczane są w DPS-ie, chcieliby bowiem obowiązek utrzymania krewnych w całości scedować na gminę. Ale taka już nasza praca... Trzeba kogoś wysłuchać, a potem dokładnie mu wytłumaczyć - mówi kierownik.

Ale jak wytłumaczyć na przykład, że chorągiewki, z którymi jeździły auta podczas Euro 2012 nie stwarzały zagrożenia mieszkańcom, o co obawiała się starachowiczanka, która wielokrotnie zgłaszała tę sprawę Straży Miejskiej w Starachowicach, lub że ekspedientka nie jest groźna, czego obawiał się inny pan, bo ta podobno krzywo na niego patrzyła i wydawała mu drobne monety, gdy dał jej banknoty.

- Mamy mnóstwo takich spraw - twierdzi komendant Waldemar Jakubowski. - Czasem rozmowy trwają około 40 minut. Żeby uniknąć bezzasadnych skarg, zakupiony został rejestrator. Pozwolił on ograniczyć liczbę absurdalnych interwencji.

Trudno je jednak wyeliminować. W połowie kwietnia zeszłego roku weszły w życie nowe przepisy Kodeksu Postępowania Administracyjnego, wymierzone w pieniaczy. Po modyfikacji, artykuł 239 mówi, że jeśli ponowiona skarga była już wcześniej oddalona, a nie wnosi niczego nowego, to wtedy stosowny organ nie musi jej ponownie rozpatrywać. Wystarczy, jeśli odnotuje się wpłynięcie skargi i nie ma nawet obowiązku informować o niczym skarżącego. Czy ta zmiana poskromiła zapędy niektórych pieniaczy? Raczej nie, bo pewnie i ją zaskarżyli.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA