Wojciech "wszechmogący"i jego zastępca, który był tylko "bezwładnym zatwierdzaczem jego decyzji" - taki obraz rządzących oraz stosunków, panujących w urzędzie, wyłania się z zeznań byłego już wiceprezydenta, który z uwagi na cechy "psychofizyczne"swojego szefa nie podejmował żadnych decyzji. I twierdził przy tym, że była to jedna z najgorszych funkcji...
Kto i w jakim zakresie podejmował decyzje dotyczące przydziałów lokali gminnych, próbował dociec we wtorek (6 listopada) sędzia Stefan Czebieniak, który przewodzi w procesie o przekroczenie uprawnień przez prezydentów: Wojciecha Bernatowicza i zastępującego go aktualnie Sylwestra Kwietnia. Prokuratura dopatrzyła się czternastu takich decyzji W. Bernatowicza, a w czterech kolejnych miał mieć udział Sylwester Kwiecień, podczas gdy jego poprzednik (Tomasz Jarosław Capała) - występował jedynie w charakterze świadka. Przyznał, że pełnił funkcję zastępcy do spraw gospodarczych, ale zgodnie z regulaminem zajmował się tylko utrzymaniem i remontami w zasobach mieszkaniowych, należących do gminy. Decyzje dotyczące przydziałów pozostawały - jak zeznał pod przysięgą - w wyłącznej kompetencji prezydenta Bernatowicza.
Wiceprezydent nic nie mógł?
- Ja przyjmowałem tylko mieszkańców, bo moja rola ograniczała się do roli "zderzaka". Mogłem co najwyżej wysłuchać i współczuć - zeznawał Capała i przyznał, że podpisywał niektóre z umów, ale nie były to absolutnie jego decyzje.
- Od 2008 roku (po tym jak odwołano ze stanowiska zastępcę prezydenta Wandę Balcerzak - Judasz - przyp. red.), byliśmy tylko we dwóch: prezydent Bernatowicz i ja, ale organem wykonawczym był tylko prezydent.
- Podpisywałem umowy o najem lokali, zgodnie z obiegiem dokumentów w urzędzie. Zdarzało się mi czasem dzwonić do prezydenta, ale umowy zazwyczaj przynosił kierownik Referatu Lokalowego. Gdybym robił inaczej niż życzyłby sobie tego prezydent, na pewno straciłbym pracę - stwierdził były zastępca, który - jak mówił - samodzielnie decyzji nie podejmował, jak sugerowano to w mediach.
Cotygodniowe posiedzenia kolegium wykonawczego, które miało być organem opiniodawczo - doradczym prezydenta, nazwał zupełną fikcją, próbą rozmydlenia uprawnień władczych prezydenta i swego rodzaju kamuflażem, bo decyzje zapadały już wcześniej, jeszcze przed posiedzeniem i były wynikiem dyskusji pomiędzy prezydentem a naczelnikiem czy kierownikiem.
- Zdarzało się, że padało jakieś nazwisko i adres, prezydent zastanawiał się i mówił: zgoda - twierdził Capała zapewniając, że sam osobiście żadnych kandydatur nie popierał. Czasem, tylko podpowiadał mieszkańcom, jak się dostać do prezydenta.
- Mimo że byłem koalicyjnym prezydentem, wpływu na decyzje nie miałem, lub miałem niewielki. Tak naprawdę żyliśmy w świecie uchwały, która wówczas obowiązywała. Ze względu "na cechy psychofizyczne Wojciecha Bernatowicza rzadko korzystałem z uprawnień władczych" - przyznał. - Gdybym nie uzgadniał swoich decyzji, wyleciałbym z pracy - dodał.
W innej sytuacji, jak stwierdził, jest teraz jego następca (Sylwester Kwiecień), bo część jego problemów wynika z tego, że podejmował decyzje jeszcze jako prezydent, lub w czasie gdy Bernatowicz był już w areszcie.
Kto mówi prawdę?
- Świadek wprowadza sąd w błąd. Ja te decyzje podjąłem w pełni autonomicznie, w lutym i marcu 2011 roku, kiedy prezydent nie był jeszcze w areszcie (stało się to dopiero w sierpniu 2011 r - przyp. red.). Zrobiłem to w pełni świadomie i nie bojąc się reakcji psychofizycznej prezydenta, ani zwolnienia z pracy, przewodząc Kolegium Wykonawczemu, tak jak wówczas wiceprezydent Capała - ripostował Sylwester Kwiecień i stwierdził, że obaj działali w oparciu o te same przepisy.
Ostrzej skwitował to Wojciech Bernatowicz, oceniając zeznania Capały, jako "stek kłamstw i bzdur".
Wiary nie dawał Capale również prokurator, więc spytał się wprost: czy kiedykolwiek w ciągu czterech lat rządzenia sprzeciwił się pan prezydentowi, zaoponował, czy choćby przedstawił mu argumenty? Czy tylko przez cały czas był pan bezwładnym zatwierdzaczem jego decyzji? Ale odpowiedź, którą usłyszał nie zaskoczyła...
- Samodzielnie nie podjąłem żadnej decyzji w sprawie przydziału mieszkań- powtarzał jak mantrę Capała.
Odniósł się również do sytuacji, kiedy pod nieobecność prezydenta, zastępując go w obowiązkach, złożył swój podpis pod umową najmu.
- Dostałem informację od kierownika Referatu Lokalowego, że prezydent zadzwonił do niego i podjął decyzję o przydziale mieszkania. Wyraziłem zgodę formalną, ale decyzja była prezydenta - podkreślił Capała.
Okazało się jednak, że w tym czasie prezydent był poza granicami kraju. Miało to być 14 dni po śmierci jego ojca, kiedy - jak stwierdził Bernatowicz - nie podejmował żadnej decyzji.
- Prezydent dzień po śmierci taty otwierał nową Krytą Pływalnię, co jest najlepszym dowodem na to, że wykonywał swoje obowiązki w podanym okresie - opierał to T. J. Capała. - Jeśli miałbym podejmować decyzję o przyznaniu mieszkania komunalnego pani Annie G. (bo o niej była mowa), to nie otrzymałaby ona tego lokalu, ponieważ wszystkie moje decyzje były blokowane przez prezydenta. Wówczas mieliśmy sprzeczne już interesy - uzasadniał Capała.
Inaczej tę sprawę pamiętał kierownik Referatu Lokalowego, który we wtorek też składał zeznania.
- Nie przypominam sobie konsultacji tego wniosku z prezydentem - powiedział przed sądem. A złożył go osobiście na Kolegium Wykonawczym, któremu przewodniczył wiceprezydent Capała. Zdarzało się również, że wnioskował o przydzielenie wolnego mieszkania osobom, które akurat znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, jak choćby kobieta, która była ofiarą przemocy w rodzinie.
- Byliśmy z nią u wiceprezydenta, a później, na posiedzeniu wykonawczym, prezydent podjął decyzję o przydzieleniu jej niewielkiego lokalu. Było to zaniedbane mieszkanie na poddaszu, które do dziś zamieszkuje - zeznał kierownik "lokalowego".
Stwierdził też, że wiceprezydent popierał niektóre kandydatury o przydział lokali. Nie był jednak w stanie powiedzieć, o które osoby dokładnie chodziło i czy w konsekwencji dostały one mieszkania.
- Mnie osobiście było wszystko jedno, czy decyzje o sporządzeniu umowy wydaje mi sam prezydent, czy jego zastępca - mówił kierownik, zapewniając, że robili to obaj. Obu służył też radą podczas przyjęć interesantów.
- W pierwszej kolejności petenci trafiali do mnie, ale bywało, że kierowali się bezpośrednio do prezydenta, jako osoby, która może podjąć decyzje - wyjaśniał przed sądem. A takie kompetencje, jak przekonywał, przysługiwały również zastępcy.
Urzędnicze przypadki
Dokładnie pamiętał też większość rzeczonych spraw, choćby dotyczące dwóch urzędników, którzy dostali mieszkania, mimo że nie było ich nazwisk na liście.
Obaj początkowo spotkali się z decyzjami odmownymi. Jeden z nich, wówczas jeszcze pracownik Miejskiego Centrum Rekreacji i Wypoczynku, za namową prawnika - tego samego, który był radcą prawnym Urzędu Miasta - podał do sądu Gminę Starachowice. W efekcie skończyło się to ugodą i podpisaniem umowy najmu gminnego mieszkania komunalnego, należącego niegdyś do starszej pani, którą urzędnik się opiekował. Po tym, jak kobieta zmarła, wystąpił z wnioskiem o najem. Drugi zamienił tymczasowo zajmowaną kawalerkę na gminne mieszkanie komunalne, gdy starania o wynajem lokalu komunalnego spełzły na niczym. Wówczas był jeszcze współwłaścicielem mieszkania, które de facto zajmował brat z rodzicami. Ale tytuł prawny do tego lokalu utrudniał jego starania o nowy. I tylko przypadek sprawił, że natknął się w magistracie na starszą kobietę, która chciała zamienić się na mieszkania. Dotychczasowe, w którym mieszkała, było dla niej zbyt duże, a w dodatku dość zadłużone. Zaległości za czynsz i ogrzewanie wynosiły blisko 10 tys. zł.
Ze łzami w oczach twierdziła w sądzie, że zarówno prezydent Wojciech Bernatowicz, jak i urzędnik, pomogli jej bardzo w wyjściu na prostą i gdyby nie oni, wylądowałaby pewnie pod mostem. Sama niemal błagała o tę zamianę.
- Byłam świadoma, że lokal, na który się zamieniam, ma umowę terminową (w momencie pojawienia się spadkobierców musiałaby go natychmiast opuścić), ale myślałam, że nie dożyję końca terminu umowy - stwierdziła przed sądem.
- Złożyłam wniosek o przedłużenie umowy najmu, ale na razie bez odpowiedzi. Chyba nikt mnie nie wyrzuci na bruk, bo nie mam gdzie się podziać - dodała niepewnym głosem i zapewniła sąd, że nie czuje się oszukana. Co więcej, nie mogła przestać dziękować prezydentowi oraz urzędnikowi, którzy zgodzili się na tę zamianę.
- To był cud od Boga - stwierdziła przed sądem.
Zeznania składali także kierownik Referatu Geodezji i Zarządzania Nieruchomościami w Urzędzie Miejskim oraz naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska oraz prezes STBS, ale ich zeznania nie wniosły niczego nowego, a już na pewno nie dostarczyły tylu emocji, co wcześniejsze.
Kolejny termin rozprawy sędzia wyznaczył na 28 listopada. Planowana jest konfrontacja kierownika Referatu Lokalowego z byłym wiceprezydentem, bo ich wtorkowe zeznania były ewidentnie sprzeczne.
(An)
DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU
Internet światłowodowy (FTTH/FTTB) (81)
II Starachowicki Test Coopera (0)
Świętokrzyski Turniej Piłki Nożnej Olimpiad Specjalnych w Starachowicach (0)
Zrób dziecku paszport na Dzień Dziecka (0)
Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa (0)
Pełnowymiarowe boisko z zapleczem sportowym wkrótce w Starachowicach (0)
SMS Absolwenci dają kibicom kolejne powody do radości (0)
Trwa budowa basenów letnich w Starachowicach (0)
Powstała wizualizacja przejścia nad torami w Starachowicach Zachodnich (3)
Rodzinny Rajd Rowerowy do Wąchocka
Biegiem z Pomocą 4 dla Antosia
Nieruchomości
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(0) Mam do wynajęcia(0) Poszukuję do wynajęcia(0)
Motoryzacja
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(1)
Praca
Zatrudnię(9) Szukam pracy(0) Dodatkowa(0)
Komputery
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0)
Telefony
RTV / AGD
Sprzedam(1) Kupię(0) Zamienię(0)
Edukacja
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Dla domu
Sprzedam(5) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Flora i fauna
Różne
Sprzedam(25) Kupię(1) Zamienię(0) Oddam(0) Usługi(21) Towarzyskie(0) Urzędowe(0) Różne(8)