AAA
Walka o serca
Kliniki kontra szpital
Niedziela, 13 czerwca 2010r. (godz. 19:53)

Wraca - i to ze zdwojoną siłą - konflikt między powiatową lecznicą, a Polsko – Amerykańskimi Klinikami Serca. Zarząd PAKS zarzuca dyrekcji PZOZ, a przy okazji także popierającym ją władzom, działania zmierzające do wyrządzenia szkody spółce, szpitalowi, a nawet powiatowi. Czym zasłużyli sobie na taką ocenę?

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Roman Kaput zwycięzcą

Poprzednia wiadomosc:
ť Poczuli się, jak zaszczute psy

Lista powodów jest długa. Skrupulatnie wymieniał je wszystkie Grzegorz Dzik, ordynator oddziału Polsko- Amerykańskich Klinik Serca na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Mówił m.in. o złamaniu zakazu konkurencji przez szpital, bo właśnie tak władze spółki odebrały decyzję o rozpoczęciu wszczepiania tu rozruszników serca, a później zakupie własnego angiografu.


- Jest rzeczą zrozumiałą, że na terenie jednego powiatu nie ma miejsca dla dwóch tego typu jednostek, więc takie decyzje były z gruntu wrogie wobec AHP – przekonywał G. Dzik.

Do przełomowego momentu we wzajemnej współpracy doszło jednak 4 maja, kiedy to starachowicka lecznica wypowiedziała klinikom umowę na podwykonawstwo w zakresie kardiologii inwazyjnej, tłumacząc to faktem uruchomienia własnej pracowni hemodynamiki dla pacjentów z ostrym zespołem wieńcowym. Skutkiem tej decyzji było wycofanie starachowickiego oddziału PAKS – u z rejestru Narodowego Funduszu Zdrowia jako podwykonawcy.

- Bez względu na ten fakt postanowiliśmy pozostać w Starachowicach i świadczyć dalej nasze usługi –mówił G. Dzik. – Pracujemy normalnie, leczymy pacjentów tak jak wcześniej. A wszystkie usługi są dla nich bezpłatne.

Głównym punktem konfliktu wciąż pozostają jednak rozliczenia finansowe. Według przedstawicieli PAKS – u szpital jest im winien ok. 4 mln zł. Przyczyn ordynator upatruje w niewłaściwym raportowaniu przez lecznicę do NFZ wykonanych procedur, głównie ratujących życie, a więc tych, za które Fundusz musi zapłacić.

- Fakt ten uniemożliwił ich rozliczenie. Z tego powodu szpital nie mógł otrzymać, a następnie przekazać nam należnych z tego tytułu pieniędzy – mówił ordynator Dzik.

I choć nie udało się nam skontaktować z dyrektor szpitala, to jej zdanie w tej sprawie jest powszechnie znane: jedynymi procedurami medycznymi, jakie szpital może zgłaszać do NFZ są tylko te odnotowane w księgach szpitalnych. By zapis taki mógł się tam pojawić, pacjent musiałby być kierowany na oddział AHP przez Szpitalny Oddział Ratunkowy, a z tym bywało różnie. I stąd wiele problemów.

W celu zażegnania konfliktu powołano trójstronny zespół zadaniowy, do którego weszli przedstawiciele stron konfliktu oraz reprezentanci Zarządu Powiatu jako jednostki nadzorującej starachowicką lecznicę. Przewodniczącym grupy negocjacyjnej został Cezary Berak – pełniący od miesiąca funkcję nieetatowego członka Zarządu Powiatu.

Pierwsze posiedzenie odbyło się 31 maja. Ale jak na razie trudno spodziewać się cudów, bo już dzień później, jak twierdzą przedstawiciele Klinik, dowiedzieli się, że szpital wypowiedział im umowę na wykonywanie badań laboratoryjnych, sterylizacje sprzętu i inne usługi, które świadczył im do tej pory. Zdaniem dr Dzika, decyzja ta była podyktowana chęcią przeszkodzenia w ich działalności.

- Szpital na tym nic nie zyska, co najwyżej straci – przekonywał lekarz. - Analitykę będziemy wykonywać u siebie, wkrótce zakupimy własne urządzenia. Podobnie będzie z diagnostyką, a do tego czasu opłacimy usługi u kogoś innego. Zamiast zapłacić szpitalowi 300 tys. zł, damy je podmiotom postronnym. W żaden sposób tego typu działania, mające charakter szykan, nie zwolnią nas z naszej działalności.

Ostrzejsze słowa padły w oświadczeniu, jakie wydał PAKS.
Jest tam mowa o niegospodarności, działaniu na szkodę AHP, szpitala, a nawet powiatu, naruszaniu dyscypliny finansów publicznych i widmie gigantycznego odszkodowania, jakie trzeba będzie wypłacić spółce. A „oskarżaną” o taki stan rzeczy jest nie tylko szefowa lecznicy, ale także inni, bo „oberwało się” również staroście, Zarządowi Powiatu, a nawet partii PiS.

- Tekst ten jest dość ostry i surowy – przyznał G. Dzik. - Ale w sposób wyraźny przedstawia nasze stanowisko. Społeczeństwo samo oceni na ile został wyważony.

Starosta póki co nie chciał tego komentować.

- Nie znam treści tego dokumentu, dlatego na razie nie będę się na ten temat wypowiadać – powiedział GAZECIE.

Przedstawiciele Klinik nadal utrzymują, że są zainteresowani współpracą.

- Nie odrzucamy możliwości porozumienia i rozmów, ale długi trzeba spłacać – przekonuje Dzik. - W jakiej formie, w jakim czasie i kto będzie uczestniczył w ich spłacie pozostaje kwestią przyszłości. Ale kwestii finansowych pominąć nie wolno, tak samo jak tego, co się wydarzyło. Mamy prawo do prezentacji naszego stanowiska – przekonywał.

Czy do niedawna partnerzy przejdą do porządku dziennego, po tym, co usłyszeli, lub przeczytali w oświadczeniu? Czas pokaże. Następna tura rozmów zaplanowana jest na 14 – 16 czerwca. Tym razem ma się odbyć w Katowicach, w jednym z oddziałów spółki.

(ska)

REKLAMA