AAA
Wzięli drapieżnika pod swoje skrzydła
Z łowcy stał się ofiarą
Czwartek, 21 lipca 2011r. (godz. 10:12)

Po jaskółkach, kaczkach i sarnach, kolej na jastrzębie. To właśnie jednego z nich przygarnęli w niedzielę miejscy strażnicy. Chorego ptaka przyniósł im jeden z mieszkańców. Jak skończyła się jego historia i czy udało się do niej dopisać szczęśliwy finał?

fot. Gazeta Starachowicka

Ptaka znalazł starachowiczanin, który przyniósł go na komendę wspólnie z rodzinę.

- To było w niedzielę (10 lipca) ok. godz. 12.30 - relacjonuje Waldemar Jakubowski, komendant Straży Miejskiej w Starachowicach. - Trzymał go w tekturowym pudełku, prosząc, żeby strażnicy się nim zajęli.


Ptak okazał się jastrzębiem gołębiarzem, z tegorocznego wylęgu. To bardzo rzadki gatunek, znajdujący się pod ścisłą ochroną. Niejednemu hodowcy spędził sen z oczu, wyłapując jego gołębie. Atakuje je w trakcie oblotów, napada na nie, gdy wracają z lotów, kiedy chodzą po dachu, lub wylatują w pola.

Ci, którzy mieszkają w rewirze ich łowów nie mogą się dochować młódków, bo większość z nich pada łupem tych drapieżników w trakcie pierwszych oblotów, zanim jeszcze nabiorą pełnej sprawności lotowej. Innym zabierają najlepsze lotniki, najczęściej w okresie pierzenia, gdy są one mniej sprawne lotowo.

Tym razem to jeden z nich stał się ofiarą. Sprawiał wrażenie chorego, albo rannego. Ale już na drugi dzień miał się wyraźnie lepiej. Strażnicy napoili go wodą i nakarmili surową wątróbką, a także filetem z kurczaka, a potem rozpoczęli poszukiwania kogoś, kto mógłby się nim zaopiekować.

Skontaktowali się z ptasimi pogotowiami, nadleśnictwem, strażą leśną, a także naszą GAZETĄ, by wspólnie poszukać domu dla niego. Jastrząb dzielnie zniósł sesję fotograficzną. Z zaciekawieniem spoglądał nawet w obiektyw.

Pozowanie musiało się mu najwyraźniej spodobać, bo w pewnym momencie rozpostarł skrzydła i wzniósł się do góry, wprost na biurko, przy którym siedział komendant. Szkoda tylko, że nie chciał współpracować, wskazując na mapie miejsce, z którego tu dotarł.

Całkiem towarzyski okazał się z niego drapieżca, bo ze spokojem przyjmował wizyty kolejnych ciekawskich. Można nawet powiedzieć, że rozgłos się mu chyba spodobał, bo żal mu było opuszczać komendę. Może marzyła się mu kariera "Szeregowca Dolota", no, ale co robić, skoro wakatu nie było.

A owczarek niemiecki z pewnością nie odstąpiłby mu swojego etatu. Dlatego trafił do leśniczego, pasjonata ornitologii, który mieszka w Bliżynie. Strażnicy zapewnili mu jednak wszystkie możliwe wygody podczas przejazdu. I tak zakończyła się jego krótka przygoda w straży.

(An)

REKLAMA