AAA
Starachowiczanie żegnali tragicznie zmarłych rodaków
Echa katastrofy smoleńskiej ciągle obecne
Niedziela, 02 maja 2010r. (godz. 20:32)

Nie przestajemy żyć strasznym lotniczym wypadkiem z 10 kwietnia. Tak jest w całym kraju, tak jest w miejscowościach, w których pochowano kolejne ofiary katastrofy. I tak też było w Starachowicach. W minionym, kolejnym tygodniu już nieoficjalnej żałoby narodowej nasi mieszkańcy masowo wyjeżdżali na pogrzeby, a władze miasta na nadzwyczajnej sesji podjęły uchwałę o uczczeniu pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 towarzyszy jego feralnej podróży do Rosji na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Wkrótce poczuje się Europejką

Poprzednia wiadomosc:
ť Jazz nad Kamienną

Sesja zwołana z inicjatywy klubu radnych PiS w Starachowicach odbyła się 20 kwietnia br. Uczestniczył w niej także starosta Andrzej Matynia. Po tradycyjnej minucie ciszy ku czci zmarłych głos zabrał Dariusz Nowak, przewodniczący klubu PiS.


-Wszyscy z nas znali większość ofiar z mediów, ja niektórych poznałem osobiście m.in. premiera Przemysława Gosiewskiego. Byliśmy na uroczystościach żałobnych w Warszawie, gdzie w Pałacu Prezydenckim złożyliśmy hołd przed trumną Lecha Kaczyńskiego. Prezydent był rodzinnie powiązany z naszym miastem (jego matka Jadwiga urodziła się w Starachowicach – przyp. autorki).

Odpowiednim uhonorowaniem przez nasze miasto jego życia i śmieci będzie nadanie imienia Pana Prezydenta rondu budowanemu przy ulicy 1- go Maja lub jednej z ulic. Dobrze by było, by przygotowywaną w tej sprawie uchwałę podpisali przedstawiciele wszystkich klubów działających w naszej radzie – podsumował D. Nowak.

Póki co radni podjęli jedną uchwałę w sprawie przyjęcia „Aktu pamięci poświęconego Prezydentowi RP prof. Lechowi Kaczyńskiemu oraz wszystkim ofiarom katastrofy, która miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku”.

W akcie rada miejska wyraziła cyt. „ogromny żal i ból” z powodu śmierci wymienionych osób oraz złożyła cześć i hołd „Wielkiemu Patriocie i Polakowi Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej (...) który wraz z osobami towarzyszącymi poniósł tragiczną śmierć w służbie naszej Ojczyźnie.

Prezydent (...) pozostanie w naszej pamięci jako mąż stanu bliski nam poprzez osobiste i rodzinne związki z naszym miastem Starachowice. Miejsce i słowo „Katyń” staje się dla Polaków symbolem tragedii i równocześnie patriotycznej służby najlepszych synów i córek naszego Narodu. Cześć ich pamięci!”.


Pogrzeb przyjaciela starachowiczan


W katastrofie pod Smoleńskiem zginęło 96 osób. Ich ciała po identyfikacji stopniowo przez dwa tygodnie powracały do kraju, by spocząć w miejscach wskazanych przez rodziny. W pożegnaniu niektórych z nich uczestniczyli także starachowiczanie, zarówno służbowo, jak i prywatnie.

Delegacji z naszego miasta nie mogło oczywiście zabraknąć na najważniejszych nabożeństwach, czyli na warszawskiej mszy za prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego żonę Marię i za ich towarzyszy z pokładu feralnego samolotu oraz przy pochówku Prezydenckiej Pary na Wawelu. W licznej asyście mieszkańców Starachowic odchodził do Pana także poseł PiS, były wicepremier Przemysław Gosiewski.

Wiele razy odwiedzał nasze miasto i wiele pomógł w jego inwestycyjnym rozwoju. Za to starachowiczanie, m.in. władze naszego miasta, urzędnicy, lokalni politycy PiS zrewanżowali się panu Przemysławowi wiernym towarzyszeniem w ostatniej drodze biorąc udział zarówno w mszy żałobnej w Kielcach, jak i w ceremonii pogrzebowej w Warszawie.


Przemek i ja


Stratę parlamentarzysty najsilniej odczuli jego starachowiccy przyjaciele. Do tych najbliższych należał Janusz Skibiński, działacz PiS, naczelnik magistrackiego Wydziału Edukacji i Spraw Społecznych, którego tragicznie zmarły w chwilach emocji tytułował kumpelsko - pieszczotliwym zwrotem: „Janusz, dziecko...”. O łączących ich więzach wzruszająco opowiedział naszej „Gazecie”.

Do wszystkich Jego cech, o których teraz tak dużo się mówi, dodam jedną – lojalność! Jak mało komu można Mu było w pełni zaufać we wszystkim i mieć pewność, że odtąd będą to już tylko nasze sprawy. W zamian żądał tego samego, ale mimo nieraz braku lojalności wcale nie przekreślał człowieka, starał się go zrozumieć i wytłumaczyć przed sobą i innymi.

Nie było dla niego ludzi przegranych (poza jedną grupą - skorumpowanych, zamieszanych w dziwne układy). Było w nim coś w rodzaju „solidarnościowej ufności” w drugiego człowieka, nie było nadęcia. Zawsze pragnął zgody, szukał kompromisów i najlepszych dróg wyjścia z trudnych sytuacji. Często w naszych dyskusjach słyszałem odmianę mojego imienia: „Janusz, dziecko…” , czy „Janek!...”. Szanował argumenty innych i jeżeli uznał je za słuszne przyjmował jako swoje.

Łączyła nas więź, którą trudno mi wytłumaczyć. Więź psychiczna, intelektualna, a może emocjonalna? Był jednym z nielicznych polityków naszego regionu, któremu zaufałem do reszty i na którym się nigdy nie zawiodłem! Zakładaliśmy razem PiS w Ostrowcu i w Końskich, a później tworzyliśmy struktury partii w województwie.

Pamiętam pierwszy Jego przyjazd do nas. Bałem się tego spotkania! Ja, świeżo upieczony polityk mam się spotkać z krajowym pełnomocnikiem na nasz teren! Jednak jego usposobienie i przyjazna natura szybko skruszyła lody i już do końca zostaliśmy przyjaciółmi. Darzyłem Go wielkim szacunkiem i uznaniem i mam skrytą, nieskromną nadzieję, że z wzajemnością.

Potrafił dzwonić o każdej porze dnia i nocy, ale zawsze było to uzasadnione i stosowne. Miał niesamowitą zdolność szybkiego czytania ze zrozumieniem. Pamiętam, jak po wyborach samorządowych w 2002 roku napisałem kilkustronicową notatkę z ich przebiegu i Mu ją wręczyłem. Po kilku sekundach schował kartkę, a na moją prośbę, żeby ją przeczytał, bo to są ważne sprawy z uśmiechem odparł: „Już przeczytałem”.

Zdumiałem się, a kiedy spytałem o zdarzenia opisane w przedostatnim akapicie i usłyszałem jego precyzyjną odpowiedź dosłownie osłupiałem. Już nigdy potem nie miałem wątpliwości co do znajomości opasłych tek dokumentów, które Mu nieustannie towarzyszyły.

Ponad wszystko stawiał wychowanie patriotyczne. Wspólnie promowaliśmy program edukacji patriotycznej pod tytułem „By Mądrzej Kochać Ojczyznę” rekomendowany w 2007 roku przez Świętokrzyskiego Kuratora Oświaty. To On był jego inspiratorem. Program ten był realizowany w 90% naszych gimnazjów.

Za to chylę przed Nim czoła! Wielka szkoda, że teraz zniknął ze stron internetowych kuratorium oświaty. Przemek pracował przy tworzeniu komitetu na rzecz utworzenia Uniwersytetu Świętokrzyskiego i Komitetu ds. Budowy Centrum Czynu Niepodległościowego w Kielcach, które na wzór Muzeum Powstania Warszawskiego miało w sposób interaktywny uczyć współczesnej historii naszego regionu.

Cele więzienia kieleckiego miały zamienić się w sale lekcyjne. To było Jego marzenie i jeżeli kiedykolwiek zostanie zrealizowane powinno nosić Jego imię.
Kiedyś zostałem poproszony przez marszałka o otwarcie Dni Województwa Świętokrzyskiego w powiecie starachowickim. Tego samego dnia, tyle, że wcześniej, uczestniczyłem na „Wykusie” w uroczystościach patriotycznych polegających na leśnej wędrówce po miejscach pamięci.

Z tego powodu miałem na sobie mało oficjalny strój, ale przewidująco zabrałem garnitur planując, że przebiorę się w lesie i bezpośrednio stamtąd pojadę do Starachowic na Dni Województwa. Kiedy zakładałem krawat zatrzymała się przy mnie ciemna limuzyna i powoli zaczęło otwierać się tylne okno.

Obserwowałem to z nieukrywanym przerażeniem, bo wokół nie było żywej duszy! Jakież było moje zdziwienie, kiedy w otwartym oknie zobaczyłem twarz ...Przemka! Był tytanem pracy. Podczas kampanii wyborczej w 2005 roku pojechałem do sztabu w Kielcach po Jego materiały reklamowe. Był po kilku nieprzespanych nocach, wyglądał na śmiertelnie zmęczonego, ale jak zwykle był uśmiechnięty i ze specyficznym poczuciem humoru.

Po przyjacielsku, ale stanowczo poprosiłem, żeby odpoczął. „Masz rację dziecko! Już to robię” – odparł i położył się na kanapie. Po kilkunastu minutach w drodze powrotnej zadzwonił telefon. Odebrałem go, a w słuchawce usłyszałem znajomy, radosny głos: „Janusz, a ulotki to ty zabrałeś?”

Wszyscy wiemy, że miał dużo spotkań i dlatego z reguły przybywał punktualnie jedynie na pierwsze z nich. W pamięci utkwiło mi szczególnie to zorganizowane w Starachowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Kiedy po kilkunastu, może po kilkudziesięciu minutach spóźnienia pojawił się, odetchnąłem z ulgą. Wreszcie jest!

Kiedy wchodziliśmy na salę podeszła do Niego matka z niepełnosprawnym dzieckiem na wózku i prosiła o chwilę rozmowy. Przemek nie zawahał się ani chwili. Krótkie spojrzenie w moje oczy i już wiedziałem! Mam wejść na salę sam i jeszcze kilka minut rozmawiać z przybyłymi. Taki był Przemek! Prostolinijny, otwarty na ludzkie problemy!

Powiązani ze Starachowicami


Przedstawiciele naszego miasta byli też obecni na pogrzebach osób może mniej znanych lokalnej społeczności, ale związanych z grodem nad Kamienną, czy to rodzinnie, czy przez kontakty służbowe. Delegacja w składzie: Aleksander Łącki, dyrektor UM w Starachowicach i Wojciech Wiśnios, sekretarz miasta pojechała na pogrzeb Katarzyny Doraczyńskiej, pracownicy Kancelarii Prezydenta RP i Tomasza Merty, wiceministra kultury i sztuki.

Katarzynę Doraczyńską, młodą 31- letnią kobietę, mamę 4 -letniej córki poznaliśmy w listopadzie ubiegłego roku, gdy przyjechała do Starachowic w związku z przygotowaniami do wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do której, niestety, ostatecznie nie doszło. Wraz z sekretarzem W. Wiśniosem spędziliśmy z nią około 5- 6 godzin. W tym krótkim czasie zdążyliśmy ją poznać jako osobę dynamiczną, konkretną i merytoryczną - opowiada dyrektor Łącki.

Wzięliśmy też udział w pożegnaniu wiceministra Tomasza Merty. Byliśmy na mszy w kościele Świętego Krzyża w Warszawie i na pogrzebie. Była to bardzo wzruszająca ceremonia, w trakcie której wszyscy płakaliśmy patrząc jak żegnała go żona i kilkunastoletnie córki i słuchając pięknego przemówienia ministra kultury i sztuki Bogdana Zdrojewskiego.

Wspomniał on m.in. że pan Merta kochał literaturę romantyczną, ale potrafił też czytać faktury. Wiceminister był powiązany ze Starachowicami przez swoich dziadków Stefana i Marię, którzy mieszkali tu przy ulicy Partyzantów. Wnuk odwiedzał ich prawie w każde wakacje. Starsi mieszkańcy naszego miasta powinni kojarzyć Stefana Mertę, który pracował jako kierownik stolarni. Wraz z żoną jest pochowany na cmentarzu parafialnym na Bugaju.

Nasze uczestnictwo w pożegnaniach tych osób to efekt decyzji prezydenta Bernatowicza o obecności na pogrzebach wszystkich ofiar katastrofy związanych ze Starachowicami - wyjaśnił A. Łącki.

(iwo)

REKLAMA