AAA
Spirala śmierci pochłonie szpital?
Czarne chmury nad służbą zdrowia
Sobota, 25 lipca 2009r. (godz. 14:24)

Starachowicka lecznica wykorzystała już większość środków przeznaczonych na ten rok, choć do jego końca pozostało jeszcze ponad pięć miesięcy. W sierpniu ostatnie oddziały wyrobią kontrakt. Dalsze przyjmowanie pacjentów grozi zadłużaniem placówki, bo NFZ gwarantuje finansowanie procedur ratujących nie zdrowie, a życie. Rząd na to ma jedną radę ... liczyć szpitalne łóżka.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Sparing na plus

Poprzednia wiadomosc:
ť Giełda transferowa

Szykuje się ciężki czas dla lecznictwa w naszym województwie, bo najprawdopodobniej straci ono na podziale środków z Narodowego Funduszu Zdrowia. A wszystko przez bezduszny algorytm, według którego do poszczególnych oddziałów przekazywane są pieniądze z centrali. Podział dokonywany jest na podstawie zarobków mieszkańców danego regionu. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zorientować się, że Świętokrzyskie, jako jedne z biedniejszych województw, wiele nie zyska.


- Taka zasada rozdziału środków jest niesprawiedliwa i nie ma uzasadnienia – uważa starosta Andrzej Matynia. – Trudno oczekiwać, by koszty świadczeń medycznych w świętokrzyskich szpitalach były niższe niż w placówkach w innych województwach.

Między innymi temu tematowi poświęcone było czerwcowe posiedzenie Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego, w którym obok miejscowych włodarzy i dyrektorów szpitali uczestniczył również wiceminister zdrowia Jakub Szulc. Właśnie wtedy pojawiła się informacja o nowym przeliczniku opartym na liczbie mieszkańców województwa, co napawało pewnym optymizmem. Ale wygląda na to, że wszystko pozostanie po staremu. Świętokrzyski oddział NFZ dowiedział się, że na leczenie pacjentów w przyszłym roku otrzyma 1,7 mld zł. Jest to wprawdzie o 30 mln zł więcej niż w roku bieżącym, ale na oddział spadły nowe zadania, np. finansowanie transplantologii, którą od lipca musi zajmować się samodzielnie. A to oznacza mniejsze fundusze na pozostałe zadania, w tym chociażby zapłatę za nadwykonania.

- Nie wiem, co o tym sądzić – przyznaje starosta. – Oczekuję jednoznacznego stanowiska Ministerstwa Zdrowia. W tej chwili informacje są sprzeczne. Z jednej strony mamy panią minister Ewę Kopacz, która obiecuje, że wszystkie nadwykonania zostaną zapłacone, z drugiej – dyrektora NFZ, który twierdzi, że pieniędzy na to nie ma.

Według szefowej starachowickiego szpitala, obecny algorytm jest nie do przyjęcia. Opiera się na błędnych przesłankach.

- Twierdzenie, że w województwach bogatszych koszty leczenia są wyższe niż w biedniejszych jest bzdurą - uważa Jolanta Kręcka. – Wielu tamtejszych mieszkańców leczy się prywatnie, bo stać ich na to. U nas wszystko spada na barki publicznej służby zdrowia. W związku z tym zapotrzebowanie na tego typu procedury jest o wiele większe, podczas gdy koszt świadczeń pozostaje taki sam. Tyle samo płacimy za prąd, leki, a nawet wynagrodzenia. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy utrzymanie tego algorytmu nie powinno podlegać zaskarżeniu do Trybunału Konstytucyjnego. Kłóci się to z równym traktowaniem wszystkich województw.

Stawiają na „zamożnych specjalistów”

Krzywdzący wskaźnik zamożności stawia nasz region na przegranej pozycji, także świadczenia wysoko specjalistyczne, w których przodują duże miasta. Jeżeli pacjenci z naszego województwa są tam leczeni, wówczas świętokrzyski oddział NFZ musi za to zapłacić, uszczuplając jednocześnie pulę środków, które mógłby przeznaczyć na nasze szpitale. W efekcie, ciągle brakuje pieniędzy na nowe inwestycje.

- A jest to jedyny sposób, by zmienić coś w służbie zdrowia – uważa J. Kręcka, która, co zdradziła w rozmowie z GAZETĄ, zastanawiała się nad wprowadzeniem do Starachowic operacji kręgosłupa.

- Mam chętnych lekarzy. Byłoby to korzystne zarówno z punktu widzenia szpitala (są to procedury wysoko specjalistyczne, a więc dobrze płatne), jak i samych pacjentów. Zmniejszyliśmy w ten sposób kolejki w Świętokrzyskiem. W tej chwili operacje takie w wykonują tylko Kielce. Spokojnie moglibyśmy z nimi konkurować. Pod warunkiem, że Fundusz podwyższyłby nam kontrakt. W przeciwnym razie sami musielibyśmy sfinansować usługi, a później zastanawiać się, czy ktoś za nie zapłaci. Z drugiej strony, jeśli nie „wejdziemy” w nie teraz, to nie będziemy mogli ubiegać się o kontrakt na nie w przyszłym roku. Brak w tym wszystkim jakiejkolwiek logiki.

Dopatrzyć się jej nie sposób także w finansowaniu samych nadwykonań, a więc procedur wypracowanych ponad kontrakt, za które NFZ powinien zapłacić lecznicom. Ale jak na razie z obowiązku się nie wywiązał, bo wciąż zalega szpitalom za poprzedni rok. W przypadku starachowickiej placówki jest to kwota ok. 2 mln 600 tys. zł. A że nie skutkowały ponaglenia, dyrekcja zdecydowała się skierować sprawę do sądu.

- W tej chwili przygotowywany jest pozew – poinformowała dyrektor.
Ale jest i druga strona medalu. Bo, żeby wystąpić z roszczeniami, placówka musi najpierw wnieść wadium w wysokości 10 procent kwoty, o którą się ubiega. W tym przypadku 260 tys. zł. A to powoduje, że koszty rosną.
- Nie dość, że nie mamy zapłacone za nadwykonania, to jeszcze musimy ponosić dodatkowe opłaty sądowe i kancelaryjne. Dla nas, to taka spirala śmierci – stwierdziła dyrektor.

Trudno tu o jakieś dobre rozwiązanie. A sytuacja będzie komplikować się jeszcze bardziej, bo za ostatnie sześć miesięcy uzbierało się kolejne 6 mln 800 tys. zł (z czego ok. 900 tys. przeznaczone na usługi z zakresy kardiologii inwazyjnej).

- W tym przypadku nie możemy na razie dochodzić swoich praw na drodze sądowej, bo według umowy rozliczamy się z NFZ w systemie rocznym – tłumaczy J. Kręcka. – Dopiero w przyszłym roku możemy upomnieć się o pieniądze. Są jednak szpitale, które praktycznie co miesiąc wystawiają faktury, a jeśli fundusz nie płaci kierują sprawy do sądu.

Ważne nie zdrowie, a życie

Będzie pewnie jeszcze „ciekawiej”, bo od 1 czerwca zmieniły się zasady rozliczania procedur.

- W pierwszej kolejności musimy rozliczać te ratujące życie, później nagłe przyjęcia, a na końcu zabiegi planowe – wyjaśnia dyrektor J. Kręcka.
Zaniepokojenia sytuacją nie kryje starosta, bo Fundusz sugerował szpitalom, by skoncentrowały się na procedurach ratujących życie i za nie będzie zwracał pieniądze. W przypadku pozostałych takiej pewności nie ma.

- Cały czas nie mamy jasnej definicji stanu zagrożenia życia czy nagłego przyjęcia. Z punktu widzenia etyki, każda hospitalizacja pacjenta w szpitalu jest procedurą ratującą życie. Zapalenie pęcherzyka żółciowego, jeżeli nie będzie zoperowane, też może skończyć się śmiercią. To samo dotyczy na przykład złamania szyjki kości udowej, jeśli pacjent nie będzie miał wstawionej endoprotezy – przekonuje dyrektor. - Ale czy Fundusz uzna to za procedurę ratującą życie? Wątpię, bo w momencie przyjmowania do szpitala takowe zagrożenie nie istniało – mówi.- Są to tylko nasze przypuszczenia. Wszyscy dyrektorzy oczekują jasnego katalogu procedur.

Jak na razie z ich klasyfikowaniem nasz szpital radzi sobie nieźle, o czym świadczą wyniki wewnętrznej kontroli, jaką na zlecenie dyrekcji przeprowadziła warszawska kancelaria prawna.

- Chcieliśmy sprawdzić, czy prawidłowo rozliczamy procedury – tłumaczyła J. Kręcka. – Wkrótce w całej Polsce rozpoczną się kontrole NFZ. Jest kilka szpitali, które dostało już potężne kary za niewłaściwe raportowanie wykonanych świadczeń.

Wygląda na to, że nie mamy z tym większych problemów, a sprawozdania sporządzamy uczciwie. Jedyne uwagi dotyczyły Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, który nie uwzględniał wszystkich procedur. W te chwili są one uzupełniane. Do końca lipca prześlemy dokumentację do NFZ i zamierzamy stanowczo negocjować ryczałt. Ponieśliśmy duże koszty związane z doposażeniem tego oddziału. Dzięki starostwu i unijnym środkom mamy jeden z lepszych SOR – ów w województwie.

Wyrobili kontrakt, zamkną szpital?

Ale i to nie pomoże, jeśli pieniądze z NFZ przeznaczone na jego funkcjonowanie w tym roku się wyczerpią. A tak jest w przypadku większości szpitalnych oddziałów.

- Praktycznie wyrobiliśmy kontrakt na cały rok. W czerwcu wyczerpał się na ortopedię, w maju na „udary”. Z kolei w lutym wykorzystaliśmy cały limit procedur na urologię – wylicza J. Kręcka. – Podobnie jest teraz z chirurgią ogólną, a także oddziałem wewnętrznym I. W lipcu skończą się pieniądze na pediatrię, a w sierpniu - na oddział wewnętrzny III i neonatologię. Trudno wyobrazić sobie, żebyśmy nie odbierali porodów.
Nawet dyrektor nie potrafiła powiedzieć, co w tej sytuacji.

- Mam naprawdę duży dylemat – przyznała. – Jako dyrektor powinnam zamknąć oddziały i przyjmować tylko nagłe przypadki, by dalej nie zadłużać szpitala. Ale jako lekarz wiem, że nie można tu wszystkiego zaplanować. To nie fabryka, w której produkuje się śrubki. Pewnych rzeczy, jak zatrucia czy wypadki, po prostu nie da się przewidzieć.

Można stosować ekonomiczne cięcia, limity przyjęć czy leków, ale to spowoduje, że pacjent nie otrzyma leczenia. W najbliższym czasie będziemy musieli podjąć strategiczną decyzję co do dalszych losów szpitala. Obawiam się, że znowu wchodzimy w spiralę zadłużeń. Na razie jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że mamy płynność finansową. Ale nie wiadomo jak długo uda się ją utrzymać. Trwa kryzys, co nienajlepiej wpływa na stan zdrowotny społeczeństwa. Rosną wskaźniki bezrobocia, wiele osób powraca z zagranicy, zwiększa się zachorowalność i liczba pacjentów w szpitalu. Trudno przewidzieć, co będzie dalej.

A rząd zamiast zwiększyć środki na leczenie, „wyskakuje” z kolejnym pomysłem na usprawnienie systemu zdrowotnego, który ma polegać na ... liczeniu szpitalnych łóżek. Jeśli na którymś z oddziałów jest ich za dużo, powinny trafić na inny. Według minister Ewy Kopacz, jest to sposób na lepsze wykorzystanie pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Bo tylko od 30 do 60 procent łóżek jest w tej chwili zagospodarowane. Podobnie w przypadku sal operacyjnych. Tyle tylko, że ani samorządowcy, ani dyrektorzy nie podzielają tego zdania.

- Być może z punktu widzenia funkcjonowania służby zdrowia w skali całego kraju, to miałoby jakiś sens, ale na pewno nie uzdrowi sytuacji w naszym województwie – uważa starosta Andrzej Matynia. - Szpital nie otrzymuje pieniędzy za pacjenta, tylko za wykonane procedury. W jego interesie leży, by leczenie trwało jak najszybciej. Bo dłuższy pobyt pacjenta generuje większe koszty, chociażby wyżywienia. Wskaźnik obłożenia łóżek ma pewne uzasadnienie, ale nie w kontekście bieżącego funkcjonowania szpitali, a uzyskania wiedzy na temat kierunku jego dalszego rozwoju.

Łóżkowe roszady

Podobnego zdania jest szefowa starachowickiej lecznicy.

- Kiedyś rzeczywiście były to istotne czynniki – przyznaje J. Kręcka. -Dziś, dużo ważniejsza jest ekonomia – uważa. - Skończyły się czasy, gdy pacjenci leżeli na korytarzach. A z tego typu sytuacjami mielibyśmy do czynienia w przypadku 85 – 90 proc. wykorzystania łóżek, jak chce ministerstwo. Obłożenie rozkłada się różnie w ciągu roku. Na przykład wiosną mamy ok. 40 procent zajętych łóżek na pediatrii, ale już jesienią musimy dostawiać nowe. Decyzje o tym, jak liczny będzie oddział winny leżeć w gestii dyrektora, który wie ile procedur wykonuje i zna demografię obszaru, na którym działa, w związku z czym podejmuje określone decyzje.

Wydaje się, że w naszym mieście okazało się to dobrym rozwiązaniem. Jeszcze rok temu, gdy szpital mieścił się w starym budynku posiadał 386 łóżek. Dziś ma ich 470.

- Ze 115 na 106 zmniejszyliśmy ich liczbę na trzech oddziałach wewnętrznych – mówi dyrektor.

Podobnie było na pediatrii, gdzie obecnie jest 31 łóżek (wcześniej 34). Z kolei na kardiologii dodano trzy dodatkowe (z 28 na 31). Bez zmian pozostały oddziały: neurologiczny (29 łóżek) i zakaźny (28), przynajmniej na razie.
- Planujemy przeniesienie zakaźnego do nowego budynku – mówi J Kręcka. – Wciąż czekamy na decyzję Urzędu Marszałkowskiego w sprawie przyznania środków unijnych. Wówczas zmniejszylibyśmy go do 21 łóżek.

Taki los spotkał już chirurgię, która do niedawna była jednym oddziałem. W tej chwili liczy 37 łóżek. O brakujące dziesięć wzbogaciła się chirurgia II. Z kolei o pięć miejsc (z 26 na 31) powiększono: ortopedię i okulistykę. Za cenę poprawy warunków leczenia, zmniejszono oddział położniczy (z 30 do 28), ginekologiczny (z 24 do 16) czy noworodków (z 35 na 21).

- Przeprowadzona korekta odzwierciedla bieżące potrzeby szpitala i nasze plany na przyszłość. W przypadku okulistyki, zwiększenie łóżek wynikało z dużego zainteresowania oddziałem pacjentów spoza naszego powiatu. Chcemy wejść także w procedury wszczepiania endoprotez. Kwestią dyskusyjną pozostaje istnienie trzech oddziałów wewnętrznych. Mam nadzieję, że dwa z nich uda się wkrótce przekształcić w oddział nefrologiczny i gastrologiczny. Mając tak dobrą pracownię endoskopii, moglibyśmy specjalizować się w rozpoznawaniu i leczeniu schorzeń przewodu pokarmowego – przekonywała J. Kręcka.

Wciąż jednak pozostaje ten sam problem.

- W systemie jest zbyt mało pieniędzy i to jest nasza podstawowa bolączka – uważa starosta. – Wprawdzie możemy próbować poprawiać tę sytuację, ale z pewnością nie rozwiążemy samego problemu. Szpital starachowicki jest tego najlepszym przykładem. W ciągu 5 miesięcy wykonał nadwykonania na ok. 5 mln zł. A to oznacza, że jego możliwości są duże, podobnie jak zapotrzebowanie na tego typu świadczenia. Problem jest tylko Fundusz, który powinien za nie zapłacić. Trzeba więc skupić uwagę nie na liczeniu łóżek, a szukaniu większych środków – uważa starosta.

(An)

REKLAMA