AAA
Po MMA i K 1, kolej na tajski boks...
Brąz dla debiutanta "Dragona"
Sobota, 15 pazdziernika 2011r. (godz. 14:34)

Przed czasem i już drugiej rundzie zakończył walkę o medal Dominik Matusz, jeden z najnowszych odkryć "Dragona", który sięgnął po brąz na Mistrzostwach Polski Muay Thai. Dodajmy, że pierwszych w jego karierze. Serce do walki pokazał też Ernest Lis, który, mimo kontuzji nogi, nie dał odpocząć swoim rywalom. Walczył zacięcie do końca, czym niewątpliwie zasłużył na podziw.

Dominik Matusz
Dominik Matusz
fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Ćwierć wieku za podpalenie

Poprzednia wiadomosc:
ť Klaster Przemysłowy COP

To była kolejna udana impreza z udziałem starachowiczan, co tylko cieszy, jeśli wziąć pod uwagę silną obsadę. Zjawiła się tam czołówka polskich zawodników, specjalizujących się w tajskim boksie. Swoich reprezentantów wystawiły m.in. Palestra Warszawa, Corpus Gdańsk, czy Puncher Wrocław. Łatwo nie było, zwłaszcza dla debiutantów, jakimi byli nasi sportowcy.


W przypadku Ernesta Lisa był to już trzeci start, z czego pierwszy na ringu. Zadebiutował on w MMA, gdzie wygrał, potem przegrał 2:1 w kick lighcie, a teraz spróbował swych sił w tajskim boksie. Mniej doświadczenia miał Dominik Matusz, który jeszcze niedawno ćwiczył w piwnicach. Kopać nauczył się sam, przyszedł jednak na sparing i poszło mu bardzo dobrze.

- Ma niesamowite serce do gry -uważa Marek Jasiński. - Niczego się chyba nie boi.

Trenuje go Piotrek Nogajski i to właśnie on towarzyszył naszym sportowcom na mistrzostw, jakie odbyły się w Świebodzicach. Zaczęło się od seniorów i kat 71 kg, w której startował Ernest. Po siedmiu godzinach jazdy, prawie że z marszu musiał wkroczyć na ring, gdzie stoczył pierwszą walkę z zawodnikiem z Legionów Głogów, aktualnym mistrzem w K1, którego trenuje Maciek Domińczak, trener polskiej kadry. I choć przyznaje, że łatwo nie było, to zaraz dodaje, że walczyć trzeba też z najlepszymi. Wykazał się tu dużym zacięciem. Już w drugiej rundzie miał szansę znokautować rywala, który chwiał się na nogach. Trafił go nogą, ale tak niefortunnie, że odezwała się dawna kontuzja.

- Podczas treningów starałem się ją jak najbardziej oszczędzać, udało się ją trochę podleczyć, ale w ferworze walki zapomniałem jak gdyby o niej - przyznaje Ernest. - Myślałem tylko, jak znokautować rywala. Walkę wygrałem 3:0, ale na punkty. Tak uszkodziłem nogę, że kuśtykałem schodząc już z ringu.
Kontuzjowany trafił na zawodnika z Rybnika, który specjalizuje się w twardych formułach walki, K1 oraz Muay Thai.

- Stawiałem mu opór, ale nie byłem w stanie z nim skończyć - opowiada Ernest. -Zamiast zająć się walką i oddawaniem ciosów, musiałem ochraniać nogę. W trzeciej rundzie postanowiłem zaryzykować. Kopnąłem rywala i zacząłem kuleć gorzej niż wcześniej. Przegrałem 0:3.

- Jestem z niego naprawdę dumny - powiedział Gazecie trener Marek Jasiński. - To bardzo waleczny chłopak.

Tym razem nie udało się wygrać, ale nie traci woli do walki. Ciągle czeka na swoją szansę. Dostał ją startujący w juniorach Dominik Matusz, któremu szczęście wyraźnie dopisywało. Kategoria, w której startował (67 kg) nie była tak oblegana. Do walki zgłoszonych zostało osiem osób. I znów padło na zawodnika z Legionów Głogów. Tym razem został znokautowany już w drugiej rundzie.

- Szybko poszli na wymianę, sędzia ich rozdzielił, pouczał, żeby słuchali komend - opowiada Ernest. - W drugiej było już jakby spokojniej. Chyba trochę się "wystrzelali". Po drugim wyliczeniu, sędzia uznał wygraną Dominika.

Za drugim razem trafił się mu zawodnik Palestry Warszawa, od którego mocno oberwał. Sędzia wzywał nawet ratowników medycznych, żeby zatrzymali krwawienie.

- W sumie stoczył trzy rundy. W ostatniej, podczas cofania, potknął się i upadł - opowiada Ernest. - Sędzia policzył, że było to po uderzeniu, co przeważyło szalę. Choć na dobrą sprawę to Dominik prowadził.

Przegrał co prawda, ale otrzymał brąz. Pogratulować tylko takiego debiutu.
Były to najprawdopodobniej ostatnie w tym roku zawody z udziałem fighterów "Dragona", bo na udział w zawodach klub nie ma już funduszy, co było widać podczas ostatniego wyjazdu. Z pierwotnej piątki, została się tylko dwójka, która dzięki wsparciu trenerów mogła udać się na mistrzostwa, co w efekcie dało klubowi kolejny już medal.

- Zamykamy ten rok bilansem ośmiu medali z Mistrzostw Polski - mówi Marek Jasiński. - Dwóch w kategorii juniorów, dwóch w kat. kadetów i czterech, jakie wywalczyli seniorzy. Plus oczywiście dwa tytuły zawodowych Mistrzów Polski w low kicku i K1 - dodaje Jasiński.

(An)

Dołącz do nas na Facebooku!

REKLAMA