AAA
Gra z gwiazdami
Starachowiczanin w świecie idoli
Niedziela, 03 stycznia 2010r. (godz. 20:30)

Nie kończył szkół muzycznych, a mimo to chcą z nim pracować znani i popularni artyści. Ceni go Kasia Wilk, dołączył na stałe do grupy Afromental, a przed nim koncerty z Agnieszką Chylińską. Grzegorz Dziamka 28 - letni perkusista urodzony w Starachowicach ma teraz jeden z najlepszych okresów w swoim życiu zawodowym. Ale nie rezygnuje z marzeń o kolejnych sukcesach.

Grzegorz Dziamka
Grzegorz Dziamka
fot. Gazeta Starachowicka

Wzięło go po obejrzeniu teledysku do hitu „Nothing else matters” zespołu Metallica. Zobaczył, jak perkusista kultowej grupy obkleja sobie dłonie plastrami, żeby je chronić przed uszkodzeniem. W czasie walenia drewnianymi pałkami w talerze i bębny skóra się odparza i ściera. To musi się odbić na wyglądzie dłoni.


- Robią się bąble, potem odciski. Po tylu latach grania mam ręce, jakbym pracował kilofem w kopalni - porównuje Grzegorz patrząc na swoje palce.

Gdy zobaczył w akcji legendę muzyki metalowej miał dłonie 12- letniego dziecka i nie zdawał sobie sprawy z tego, jak się zmienią. Wtedy chciał po prostu też tak grać. Młodzieżowy Dom Kultury w Starachowicach, do którego chodził akurat miał perkusję na stanie.

- Nauczycieli - perkusistów jako takich nie było. W tajniki tego instrumentu i w ogóle muzyki i rytmu wprowadził mnie świętej pamięci Paweł Wikiera. Na początku pałki zastępowały mi druty do swetrów wyciągnięte z szuflady babci. Machałem nimi w powietrzu do utworów zespołu Metallica. Potem tata kupił mi prawdziwe, a mama przyniosła ze szkoły różne instrumenty perkusyjne i tak złożyłem sobie zestaw do ćwiczeń w domu – wspomina.

Oczywiście, jeśli chciał się tym zajmować na poważnie, nie mógł grać sam. Perkusista - singiel nie znaczy prawie nic. Liczy się dopiero w zespole. Pierwszą grupą, z którą wystąpił na scenie był własny zespół Wolfgang założony wraz z kilkoma kolegami. Chłopców wziął pod swoje skrzydła Krzysztof Stanik, instruktor MDK.

- Mieliśmy wokalistę, który jednocześnie grał na gitarze. Wykonywaliśmy własne utwory i covery. Trochę bluesa, trochę Jimiego Hendrixa i Iry. Nie były to jakieś stylistyczne rewelacje, tylko nasze „pierwsze młodzieńcze podrygi”. Działaliśmy przez całą podstawówkę i liceum – opowiada Grzegorz.

Potem nabierał wprawy w młodzieżowej orkiestrze jazzowej Juniors Band prowadzonej przez Mirosława Gęborka, która wtedy nazywała się jeszcze Międzyszkolny Big - Band. Tę przygodę Grzegorz wspomina jako bardzo cenne doświadczenie edukacyjne. Z następną grupą Godd Stuff stworzoną z trzema kolegami z Big – Bandu (Norbert Pajek, Piotr Mameła i Marcin Gęborek) grał, jak to sam określa, „mieszankę rocka, jazzu, fusion i elementów progresywnych”.

Tam zaznał radości z pierwszych sukcesów. I to od razu znacznych, bo zespół zajął trzecie miejsce na prestiżowym międzynarodowym „Jazz Juniors” w Krakowie (festiwal dla początkujących muzyków jazzowych) oraz zdobył Grand Prix przeglądu „FAMA” (Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej) w Świnoujściu.

Poprowadził go talent i ciężka praca


W czasie występów z Good Stuffem Grzegorz skończył liceum i zdał na studia w Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach (dzisiejszy Uniwersytet Jana Kochanowskiego). Wykształcił się tam na nauczyciela muzyki, co oficjalnie nazywało się zdobyciem tytułu magistra sztuki. Natomiast nigdy nie ukończył typowo muzycznej uczelni, ale ciągle ma to w planach. Grę na perkusji, po podstawach wpojonych mu w MDK, opanowywał samodzielnie przez ćwiczenia, młodzieńcze występy i podpatrywanie profesjonalistów. A potem już szlifował w trasach koncertowych.

- Wiele dały mi konsultacje z Arturem Lipińskim, z którym grałem w Big - Bandzie i który odniósł potem duże sukcesy (współpracował m.in. z Marylą Rodowicz i Moniką Brodką). Było też naśladowanie idoli, co później w dobie internetu stało się bardzo łatwe i dostępne na jedno klikniecie myszką. No i uczenie się przez udział w koncertach. Jasne, że łatwiej byłoby spotkać się z mistrzem, niż podpatrywać, jak gra. Ale czasami nie ma takiej możliwości, bo najlepsi są niedostępni lub nie zainteresowani dawaniem lekcji.

Pozostają samodzielne poszukiwania. Ale to też jest dobre, bo człowiek sam się napędza do rozwoju. Pomaga mi również moje ogólne przygotowanie muzyczne, bo w czasie studiów grałem na fortepianie, gitarze i gitarze basowej – tłumaczy Grzegorz, który miał też w swoim życiu epizod wokalny: przez 3 lata śpiewał tenorem w chórze akademickim Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jednocześnie szukał w tym mieście możliwości robienia tego, co kręciło go najbardziej.

Tak trafił do zespołu o nazwie Wolny Band, o którym zrobiło się głośno w 2007 roku po udziale w konkursie debiutantów na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.

- Wokalistą tej formacji jest Daniel Moszczyński, dawniej występujący z grupą Just 5. Nasza współpraca trwała 3 lata, w tym czasie nagrałem z nimi jedną płytę. W Poznaniu powstał też mój kolejny autorski zespół założony z poznanymi tam kolegami, z którymi jestem związany do dziś. Nazywa się Terminal i gra projekty metalowo - progresywno - popowe.

Mieliśmy okazję pokazać się w Londynie, Paryżu i Berlinie, a teraz przygotowujemy wydanie płyty z gościnnym udziałem światowej sławy bębniarzem, Australijczykiem Virgilem Donatim, który zagrał z nami dwa utwory – podkreśla Grzesiek.

Również w Poznaniu dołączył rok temu do zespołu koncertowego Kasi Wilk, wokalistki znanej choćby z występów z raperem Mezo (ich wspólne przeboje to m.in. „Sacrum” i „Ważne”).


Z Aftromentalem na planie znanych seriali


Kolejną fuchę starachowiczanin podłapał w zespole Afromental, który występuje od 2007 roku i specjalizuje się w piosenkach z pogranicza reaggae, rhytm & bluesa, hip - hopu i soul. Na początek Grzegorz zastępował ich perkusistę Tomasza Torresa (syn Josego Torresa, polskiego muzyka kubańskiego pochodzenia, który zaczął być szerzej rozpoznawany po udziale w telewizyjnym talk show „Wywiad z wampirem” Wojciecha Jagielskiego – przyp. autorki), potem został przyjęty na stałe jako drugi bębniarz. Z Afromentalem trafił na plan znanej komedii „39 i pół” wyprodukowanej przez telewizję TVN.

- Zagraliśmy tam siebie, czyli grupę Afromental. To była bardzo fajna sprawa, bo oznaczała dużą promocję nie tylko naszej muzyki, ale i wizerunku ludzi z zespołu. Wiadomo, telewizja to potęga – uśmiecha się Grzegorz.

Rzeczywiście skorzystali na tym. Ich piosenki, m.in. „Pray 4 love”, wykorzystano przy nagraniu ścieżki dźwiękowej innego hitu filmowego - komedii romantycznej „Kochaj i tańcz” z Izabellą Miko i Mateuszem Damięckim w rolach głównych.

Afromental został uznany przez Polaków za „zespół roku” i nagrodzony „Superjedynką” w plebiscycie TVP 1 i radia RMF FM organizowanym w Opolu, a ich drugi krążek „Playing with pop” otrzymał status Złotej Płyty.

Teraz Chylińska


To, co się aktualnie dzieje w życiu artystycznym Grzegorza Dziamki spokojnie można nazwać dobrą passą. Gra w trzech zespołach, a wkrótce dołączy do czwartego. Tym razem do grupy, która będzie towarzyszyć na koncertach Agnieszce Chylińskiej, słynnej buntowniczce z O.N.A. która ostatnio zaskoczyła wszystkich pogodną płytą „Modern rocking” i pochodzącym z niej roztańczonym przebojem „Nie mogę ci zapomnieć”.

- Casting wygrałem niedawno, bo na początku grudnia br. W trasę z Agnieszką wyjadę w nowym roku. Bardzo się cieszę, ponieważ to dla mnie kolejny krok do przodu. Będę grał z ludźmi mającymi naprawdę duże doświadczenie, na przykład z muzykami, którzy pracowali z grupą Sistars. Czy mam jeszcze marzenia? Jasne, chcę wystąpić z gwiazdą zagraniczną. Najlepiej za oceanem. Tam stać się sławnym i wtedy zaatakować Polskę – mówi starachowiczanin.

Iwona Bryła

REKLAMA