AAA
Mordercą może zostać każdy...
„Moje życie tam”, czyli za murami więzienia
Niedziela, 14 listopada 2010r. (godz. 17:04)

Nieważne ile masz lat, gdzie się urodziłeś i z jakiej rodziny pochodzisz. Masz twarz bandziora, czy lico anioła. Bo nic tak naprawdę nie chroni nas przed przejściem na ciemną stronę ludzkiej osobowości, skąd blisko już do więziennych krat oraz tęsknoty za nieskrępowaną niczym wolnością. Przekonał się o tym Paweł Maksymow ze Starachowic, który przez pięć dni w kieleckim areszcie podglądał życie osadzonych więźniów. Efektem tych obserwacji stała się niecodzienna wystawa, jaką prezentowano niedawno w zakładzie. Byliśmy jednymi z niewielu gości, którzy uczestniczyli w tym wydarzeniu.

fot. Gazeta Starachowicka
fot. Gazeta Starachowicka
fot. Gazeta Starachowicka

Praca ma formę eseju i portretu psychologicznego różnych skazańców, jak mówi autor, 26 – letni Paweł Maksymow ze Starachowic. By poznać prawdziwie bohaterów swej opowieści, spędził w zakładzie pięć długich dni, przyglądając się ich zwykłemu życiu podczas pracy, codziennych posiłków, a nawet wędrówek po „spacerniaku”. Pomysł na jej stworzenie zrodził się nagle, gdy do aresztu trafił bliski mu krewny. Trzeba było jednak wielu zabiegów, by doprowadzić sprawę do końca, w czym dopomogła mu Ewa Wiśniewska - Zduniak, założycielka fundacji imienia Michała Zduniaka, która wspiera młodych i utalentowanych artystów, do których niewątpliwie zalicza się Paweł.


- To była iskra, od której wszystko się tak naprawdę zaczęło – wspomina. Później poszło już całkiem gładko, zwłaszcza że chętnych do udziału w projekcie nie brakowało.

- Podczas pierwszej wizyty znalazłem 34 więźniów zainteresowanych wyraźnie moim pomysłem. Wybrałem z nich 26, z których ostatecznie zostało 21. Dla nich była to spora odmiana, szansa na zrobienie czegoś innego. Wydaje mi się, że współpraca układała się między nami bardzo dobrze, a wszystkie moje pomysły były realizowane bez większego sprzeciwu.

Zaraz na drugim spotkaniu pojawiły się pierwsze koncepcje. Każdy dostał rysunek z własnym portretem, zawierającym głębsze przesłanie. A potem zaczęły się zdjęcia. Już samo stworzenie studia w zakładzie karnym było sporym wyzwaniem, zwłaszcza jeśli się nie chce emanować więzieniem na każdym kroku, o co zabiegał autor.

- Starałem się odbiegać od tego, co przytłacza w tym miejscu, a więc krat i łańcuchów, które zastępowałem zwykłą grą świateł – mówi Paweł.
I tak powstało 21 niepowtarzalnych portretów, z których każdy przedstawia inną historię.


Życie tam...

Mężczyzna spoglądający z utęsknieniem na kobietę namalowaną na ścianie. Więzień, który z nienawiścią i wzgardą patrzy na przechodzącego obok „klawisza”, czy wreszcie osiłek, który idzie przed siebie trzymając w dłoni dziecięcego misia – to tylko niektóre z obrazów, jakie uwiecznił swym obiektywem.

- Ukazuję ludzi, którzy zrobili rzeczy ciężkie i straszne, po czym nagle stali się oświeceni – mówi autor. – A także cierpienie, bo wszyscy tam cierpią, chociażby dlatego, że są w ciągłym zamknięciu. Próbowałem postawić się w ich sytuacji, aby dowiedzieć się, o czym myślą i co może ich zaskakiwać.

Na jednym ze zdjęć uwiecznił dwójkę skazańców, którzy odsiadują długie wyroki. Na innym młodego, nieszczęśliwego chłopaka, który cały swój ból przelewa na ciało. Zostało ono przez niego dokładnie pocięte. Robi to co miesiąc. Podcina sobie żyły, a potem go „składają”, żeby znów mógł robić swoje. I tak bez końca.

Jest także posiłek, bo każdy przecież lubi jeść. Jak on wygląda w więzieniu? Wystarczy zerknąć na zdjęcie. Daleko odbiega od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

- I jeszcze bezradność wobec życia „tam” – dodaje autor. - Bo to nie ty decydujesz o tym, co się z tobą dzieje, tylko ludzie, którym tam podlegasz. Kiedy masz wyjść, to musisz wyjść, kiedy każą ci zostać, zostajesz. To taka dziecinna bezradność, wobec której nie możesz nic zrobić. Także na spowiedzi, która bardziej przypomina spotkanie z sędzią, świadomym tego, że ma nad tobą ogromną władzę.

- To on decyduje o twoim być albo nie być, jak prawdziwa wyrocznia – tłumaczy przesłanie jednego ze zdjęć.

Nawróceni?

Wśród skazańców są też ludzie pełni wiary, którzy oddali się Bogu.

- Nie mogę stwierdzić, czy jest to rzeczywista przemiana, czy tylko poza – przyznaje. – Spędziłem z nimi za mało czasu, by móc ich dobrze poznać. Niektórzy się otwierali podczas rozmowy, inni wręcz przeciwnie. A ja nie naciskałem. Starałem się nie wnikać za bardzo w ich życie, szanowałem prywatność. Próbowałem skoncentrować na własnej pracy, a nie na tym, co się tam dzieje. Zresztą nie czułem się odpowiednią do tego osobą. Zdaniem księży, którzy z nimi pracują, część z nich przechodzi prawdziwe oczyszczenie.

Są i inni, którzy w porównaniu z pozostałymi, przypominają raczej świętych. A ich pobyt tu wydaje się jakąś wielką pomyłką.

- Ukazałem ich nieco teatralnie, z pomocą chłopaka w białej masce, którą zakrywa sobie twarz wygiętą w geście zastanowienia :„co ja tu właściwie robię?” – opowiada Paweł.

Jest także inne ciekawe zdjęcie, w smugach deszczu na „spacerniku”, z piłką w rękach, spętanych kajdankami.

- Sam nie wiem, czemu to w ten sposób ukazałem – przyznaje. - Chyba dlatego, że wszyscy faceci lubią piłkę nożną, a tam nie można w nią grać.
Przypomina o tym rosły mężczyzna w koszulce Roberta Carlosa, który z utęsknieniem spogląda za więzienne mury.

- Co ciekawe, specjalizował się on w robieniu piłek, dlatego pomyślałem, że fajnie byłoby pokazać go z tym co robił na co dzień. Bo to, że człowiek tam trafia nie znaczy, że zawsze był zły i okrutny. Są oczywiście wyjątki, tacy którzy powinni tam siedzieć przez całe życie. I siedzą – dodaje Paweł. – Na szczęście nie wszyscy. Część z nich w pewnym momencie po prostu zboczyła z właściwej ścieżki, co nie oznacza, że tak jak inni nie tęsknią za pięknem przyrody, lasem czy nawet zwykłym powietrzem, ale tym prawdziwym, zza murów więzienia.

Inna niż wszystkie

Było to zresztą widać podczas premierowej wystawy w więzieniu, która odbiegała od tradycyjnych ekspozycji. Czarno – białe fotografie Pawła Maksymowa przeplatały się z doskonałym dźwiękiem, stworzonym przez Marcina Gęborka, który jeszcze bardziej potęgował wymowę zdjęć.

Wszystko grało w najdrobniejszym szczególe – płacz dziecka, szczekanie psów, odgłosy kroków stawianych na korytarzu, czy wreszcie przeraźliwy krzyk - o co zatroszczył się odpowiedzialny za montaż Paweł Wróblewski. Nic więc dziwnego, że prezentacja zrobiła tak duże wrażenie na wszystkich.

Maria Sroczyńska, która jest socjologiem na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, oglądała ją z dużym wzruszeniem. Podkreślała jej niezmiernie ważną wymowę i doceniała ukazanie w niej wielowarstwowości ludzkiego istnienia. Z kolei Beata Klimer chwaliła subtelny sposób pokazania „tamtego” życia i nakreślenia indywidualnego rysu każdego skazańca.

Także zdaniem oficera prasowego aresztu, por. Michała Głowackiego, zdjęcia robią duże wrażenie. A dzięki ich symbolicznemu wymiarowi, wystawa nabrała wyjątkowego znaczenia, zwłaszcza dla samych skazańców, którzy poznali życie inne niż dotąd. Udział w projekcie był dla nich sporym wyzwaniem, dającym poczucie, że uczestniczą w czymś wyjątkowym.

- To była wspaniała wycieczka do wymarzonej wolności – mówił Andriej, który od czterech lat przebywa na „Piaskach”. – Projekt doskonale odzwierciedlił więzienne życie, a jego autorom udało się przeniknąć do naszych dusz, zrozumieć tutejszą mentalność, a także pragnienie wolności, miłości i dobra. Dla Mariusza, który przebywa w więzieniu od 16. roku życia, stało się to ziszczeniem dziecięcym marzeń, a przy okazji pozwoliło na oderwanie się od monotonii, towarzyszącej temu miejscu. Natomiast samemu autorowi uświadomiło, jak ważna jest w życiu miłość, a także rodzina.

To jeszcze nie koniec

W przyszłości osoby przebywające w areszcie będą mogły oglądać wystawę podczas projekcji w świetlicy.

- Chciałbym, żeby zobaczyła ją także młodzież – mówi Maksymow. – Może zmusiłaby co niektórych do zastanowienia się nad tym, co w życiu ważne i do czego może prowadzić alkohol. Bo problemy większości wzięły się właśnie z niego. Myślę, że mogłoby by to być dla nich dobrą przestrogą. Bo nie możemy zapominać o tym, że sami wychowujemy takich ludzi. Nie kto inny, jak nasze społeczeństwo jest za to odpowiedzialne.

To właśnie trudne tematy są jego specjalnością.

- Niektórzy lubią fotografować modę, fashiony, przyrodę i niech to robią, skoro sprawia im to jakąś przyjemność. Ja chciałbym natomiast pokazywać patologie, problemy, które dotykają naszą społeczność – mówi P. Maksymow, zastrzegając, że nie chce być nazywanym fotografem.

- Zdjęcia może robić każdy. Ja chciałbym robić sesje, które skłaniają do myślenia i niosą ze sobą jakiś „grubszy” przekaz.

Jak się dowiedzieliśmy, szykuje się już do następnego projektu.

- „Jedną nogą” jestem w następnym dziwnym miejscu. Na pewno wystawię to na 8 marca przyszłego roku. Ma to coś wspólnego z kobietami, ale nie będzie to już środowisko więzienne – zapewnia artysta.

Do tej pory fotografował już Cyganów, stare hale i synagogi, ale tylko te, do których drzwi były mocno zamknięte. Raz nawet naraził się przez to na konflikt z prawem, gdy został nakryty na wspinaniu się na żydowską świątynię.

- Była tak piękna, że nie mogłem się powstrzymać – mówi z błyskiem w oku. – Nie zauważyłem tylko, że naprzeciwko niej znajduje się komenda policji i stąd całe zamieszanie – śmieje się.

Czym nas jeszcze zaskoczy? Przekonamy się wkrótce.

(An)

REKLAMA