AAA
Chcą się leczyć w Starachowicach!
Władze powiatu i kierownictwo szpitala kontra pacjenci
Sobota, 20 czerwca 2009r. (godz. 02:25)

- Zostaliśmy potraktowani nie jak chorzy kardiologicznie, a umysłowo- napisała w mailu do GAZETY uczestniczka spotkania dotyczącego usług kardiologicznych w Starachowicach. - Sam fakt nie zaproszenia przedstawicieli Polsko – Amerykańskich Klinik Serca wskazuje na niezbyt czyste intencje, a ton rozmowy pokazał niewiarygodną arogancję władz – uważa.

fot. Gazeta Starachowicka

- Nas nie obchodzą papiery, przepisy. Od tego są urzędnicy. Pacjent powinien być pacjentem – mówili zgodnie pacjenci. I choć rozmowy ze starostą i kierownictwem szpitala trwały ponad dwie godziny, to wydaje się, że cały spór między dyrekcją PZOZ, a AHP wciąż jest dla nich nie zrozumiały. A jedyne, czego pragną, to leczyć się we własnym mieście.


Spotkanie zorganizowano z inicjatywy starosty Andrzeja Matyni, po tym jak lawinowo zaczęły napływać do niego protesty pacjentów w sprawie umowy zawartej przez szpital z ostrowiecką lecznicą na świadczenie usług z zakresu kardiologii inwazyjnej. Doszło do niej po wygranej w konkursie, do którego nie przystąpiły Polsko – Amerykańskie Kliniki Serca.

- Uważaliśmy, że jest on bezzasadny, bo umowa podpisana z PZOZ jest ważna do końca roku – tłumaczyli szefowie klinik.

Dyrekcja szpitala uznała ją jednak za nieważną, tłumacząc to wadami prawnymi, które podobno zawierała. Dokument został podpisany bez przeprowadzenia konkursu, do czego obliguje ustawa o finansach publicznych. Jednak naprawienie tego błędu okazało się trudniejsze niż sądzono.

Sytuację skomplikowały dodatkowo złe nastroje społeczne, czego można się było zresztą spodziewać, bo który z pacjentów zgodzi się na jazdę z zawałem aż do Ostrowca, gdy ma nowoczesną klinikę na miejscu? A właśnie takie perspektywy stwarzała umowa podpisana przez dyrekcję szpitala z lecznicą w Ostrowcu.

W obawie o dobro pacjentów w sprawę zaangażował się Zarząd Powiatu i Narodowy Fundusz Zdrowia. Najpierw w starostwie odbyło się spotkanie zwaśnionych stron, na którym mediacji podjął się starosta Andrzej Matynia. W efekcie doprowadziło ono do podjęcia przez strony deklaracji o chęci dalszej współpracy dla zapewnienia wysoko specjalistycznych usług medycznych w zakresie kardiologii dla mieszkańców powiatu starachowickiego.

Gotowi na każde pytania

Starosta Andrzej Matynia, by uspokoić pacjentów, postanowił zorganizować kolejną rozmowę, tym razem z ich udziałem, która odbyła się w minioną środę.

- Rozesłaliśmy ponad 200 imiennych zaproszeń – poinformował na samym początku Andrzej Matynia.

Adresatami byli pacjenci podpisani pod listami protestacyjnymi, których uzbierało się aż cztery segregatory.

Pisma były tej samej treści.

„Jako pacjent Polsko - Amerykańskich Klinik Serca w Starachowicach z dużym niepokojem śledzę zagrażające klinice poczynania nadzorowanej przez Pana Dyrekcji Szpitala Powiatowego w Starachowicach. Niezrozumiałe jest dla mnie i mojej rodziny utrudnianie działalności medycznej placówce, która w ciągu ponad rocznej działalności pomogła tak wielu z nas. Protestujemy przeciwko wysyłaniu nas na leczenie do innych miast” – czytał starosta, który poczuł się w obowiązku wyjaśnić sprawę.

- Tym, co łączy powiat i Kliniki jest tylko umowa dzierżawy – stwierdził. – Nie mamy nic przeciwko ich działaniu w Starachowicach, a wręcz przeciwnie. Gdy trwały rozmowy w sprawie wydzierżawienia pomieszczeń dla nich, słyszeliśmy jeden argument – chcemy leczyć ludzi bezpłatnie – relacjonował A. Matynia – w oparciu o kontrakt. Gdyby AHP uzyskało go bezpośrednio z NFZ, nie byłoby problemu. Ale że było to niemożliwe, zgodziliśmy się im pomóc. Jedynym sposobem było podpisanie umowy na podwykonawstwo ze szpitalem. I w oparciu o tę umowę odbywało się dotychczas leczenie – tłumaczył starosta.

- Pani dyrektor zlecała je, kierując pacjentów do Klinik. Za usługi płacił szpital, który dopominał się potem o zwrot pieniędzy od NFZ. W moim odczuciu spór dotyczy dwóch kwestii: rozliczeń finansowych i kolejności leczenia pacjentów.

By strony mogły zawrzeć kompromis w duchu poszanowania prawa i dobra pacjentów, odbyło się już wiele spotkań. Powiat zrobił dużo w kierunku zabezpieczenia kompleksowego leczenia. W ciągu dwóch ostatnich lat dla lecznictwa uczyniono więcej niż kiedykolwiek, co dobrze rokuje na przyszłość.

Ale by móc to ocenić, potrzebna jest znajomość kilku faktów – stwierdził.
I właśnie te fakty chciał przedstawić pacjentom. Ale mało brakowało, a zostałby wygwizdany.

- Minutą ciszy wyraźmy dezaprobatę i przejdźmy do dyskusji – apelował do zebranych.

W gorącej atmosferze

Szybko jednak pojawiły się kolejne okrzyki:

- Czemu na spotkanie nie zaproszono nikogo z Polsko – Amerykańskich Klinik Serca – pytali zdenerwowani pacjenci.

- Bo listy otrzymałem od państwa, a nie od Klinik – tłumaczył starosta. - Zresztą nasze drzwi są zawsze otwarte.

Z czego skorzystał obecny na sali Marian Mróz, doradca Zarządu AHP. Wywołany niejako do „tablicy”, zdecydował się zabrać głos. Ale, gdy tylko zakomunikował, że jest radnym powiatowym mało brakowało, a podzieliłby los starosty. Pacjenci bynajmniej nie zareagowali na to przyjaźnie. Później było już tylko lepiej. A gdy przywołał statystki dotyczące leczenia w AHP, zebrał gromkie oklaski.

- Uważamy, że umowa podpisana ze szpitalem jest ważna do końca 2009 roku i nadal będziemy ją realizować – zapewnił przedstawiciel Klinik.

- Problem nie dotyczy procedur medycznych, tylko spraw organizacyjno – prawnych – przekonywała Jolanta Kręcka, dyrektor starachowickiej lecznicy.

– Po kilku analizach finansowych okazało się, że umowy z AHP nie są ważne. Musieliśmy ogłosić konkurs na podwykonawstwo – tłumaczyła.

– Rok czasu trwały rozmowy z Klinikami, by zrozumiały, że są tylko podwykonawcą. Zamiast być nam wdzięczni za pomoc w zdobyciu kontraktu, miały nam za złe, że negocjowaliśmy go bez ich udziału. Ale to nie my ustalamy warunki. AHP nie informowało nas o pacjentach, a przecież każdy z nich musi trafić najpierw na SOR i zostać umieszczony w rejestrze głównym szpitala, by NFZ mógł za niego zapłacić. Zdarzało się, że przyjmowały chorych z Południa, a dla naszych nie było już miejsca. Jest jeszcze wiele spraw, o których nie chciałabym mówić.

Konkurs ogłosiliśmy z konieczności i od początku był czysto fikcyjny – twierdziła J. Kręcka. – Wiadomo, że Kliniki będąc na miejscu, są naszym naturalnym partnerem. Żałuję, że nie złożyły swojej oferty. W tej chwili czekamy na decyzję NFZ. Wciąż nie wiadomo, czy podmiot z zewnątrz, jakim byłaby ostrowiecka lecznica, może świadczyć takie usługi. Wiem jedno, że jako dyrektor odpowiadam za respektowanie ustawy o finansach publicznych. I muszę właśnie w ten sposób postępować – stwierdziła szefowa szpitala.

Głosy dezaprobaty, w odpowiedzi pani dyrektor, próbował opanować starosta.

- Sam przyłożyłem rękę do tego, by Kliniki działały w Starachowicach – powiedział. – Ale jeśli dowiedziałbym się, że w ciągu najbliższego roku w naszym mieście powstanie kolejny zakład, który leczyłby pacjentów, to bym się cieszył. Bo pacjent powinien mieć wybór.

Plany szpitala, a doświadczenia pacjentów

Między innymi dlatego poparł niedawno plany dyrekcji dotyczące zakupu nowego urządzenia, jakim miał być angiograf. Aparatura mogłaby być wykorzystywana przy schorzeniach kardiologicznych, ale także naczyniowych.

- Chciałbym, by szpital, który na to zasługuje, miał własny angiograf – mówił Grzegorz Fitas, ordynator szpitalnej kardiologii. – Świadczenie wysokopłatnych procedur jest niezbędne do dalszego rozwoju.

- Ale nas nie interesuje rozwój, tylko czy będziemy jeździć do Ostrowca i czyim kosztem – rzucił z końca sali jeden z pacjentów.

- Miesiąc temu mój mąż miał zawał o godz. 4.00, a o 6 byłam już u niego na intensywnej terapii po zabiegu. Gdyby musiał dojechać do Ostrowca, byłby zapewne w Rudniku lub Nietulisku, a ja byłabym już zapewne wdową – mówiła jedna z kobiet obecnych na sali.

- Dzięki Klinikom żyjemy i oddychamy po ludzku – stwierdził kolejny adwersarz.

- Po raz pierwszy poczułam się pacjentką. Wreszcie miałam zaufanie do lekarza, wiedziałam, że zrobi wszystko, co w jego mocy, i że zrobi to dobrze – mówiła starachowiczanka.

– Pan, jako mediator, powinien doprowadzić do tego, by pacjenci czuli się bezpiecznie – kierowała swe słowa do starosty.

- Nas nie interesują papiery i przepisy, bo od tego są urzędnicy. Pacjent powinien być po prostu pacjentem.

I właśnie z tego powodu szefowa szpitala - co stwierdziła publicznie - nie chciała ujawnić szczegółów konfliktu z AHP.

- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze –skwitowała krótko.

– Kliniki czują się niezależne i przyjmują pacjentów z całej Polski. Nie miałam jeszcze partnera, z którym współpracowałoby mi się tak ciężko. W sprawie Ostrowca nie czuję się winna. Winę ponoszą AHP, które nie złożyły swojej oferty. A my, jeśli zaprzestaniemy kupować dodatkowy sprzęt, to doprowadzimy do zamknięcia oddziału, bo nie będzie miał finansowania z NFZ – wyjaśniała J. Kręcka.

- Wbrew pozorom chodzi nam o to samo – przekonywał A. Matynia – by móc leczyć kardiologicznie w Starachowicach w jak najszerszym zakresie, niezależne od tego czy w szpitalu, AHP, czy w jeszcze innej jednostce.
Na te słowa przyklasnęła mu większość przybyłych na spotkanie pacjentów.

Robili wodę z mózgu

- Narobił nam pan wody z mózgu – stwierdził jeden z mężczyzn w pierwszych rzędach. – Kapitalizm wciskał nam to samo. Ale nie o ilość, a jakość tu chodzi. Chcemy jednej kliniki, a świadczącej wysokiej klasy usługi.

- To pan robi ludziom wodę z mózgu – oburzył się starosta. – Ja chcę tylko, żeby to do pacjenta należała możliwość wyboru kliniki, w której się będzie leczył, o co wszyscy się tu przecież dopominacie.

- Zawsze najważniejszy był dla mnie pacjent, ale gdy słucham tego wszystkiego wydaje mi się, że trudno pracuje się w Starachowicach i coraz bardziej zastanawiam się, czy nie warto wrócić do Łodzi i zostawić pacjentów w tym starachowickim piekiełku… - powiedziała pani dyrektor.

- Bez takich tu – oburzyli się mieszkańcy. – Nie jesteśmy żadnym piekiełkiem.
- Od kogo zależy, czy AHP będzie dalej w Starachowicach? – pytał ich starosta i dodał: tylko od AHP. - Umowę dzierżawy podpisaliśmy na 10 lat. Nikt nie zamierza jej zmieniać - zapewniał.

I choć nie ma jeszcze oficjalnej decyzji z NFZ w sprawie świadczenia usług przez ostrowiecką lecznicę, starosta podejrzewa, że będzie ona odmowna.

- Zapętliliśmy się porządnie – przyznała J. Kręcka. – Ale nie z naszej winy.

W zeszłym roku zmieniły się przepisy dotyczące rozliczania procedur. Przeszliśmy na jednorodne grupy pacjentów. My zmieniliśmy swoje umowy z NFZ, a Kliniki z nami nie chciały. I stąd wszystkie problemy – tłumaczyła.

Ale na niewiele się to zdało. Wciąż pojawiały się te same pytania i żądania.

- Chcemy leczyć się w Starachowicach – mówili mieszkańcy.

Starosta wspólnie z obecnym na sali przewodniczącym Rady Powiatu, Janem Wzorkiem, zapewnił, że zrobią wszystko, by zapewnić mieszkańcom powiatu odpowiednią opiekę medyczną.

(An)

REKLAMA