Maria Salwa, lekarz i radna powiatowa, z urodzenia niemal krajanka Świętej Pamięci Jana Pawła II, z wyboru starachowiczanka. Poznała Go w czasie studiów medycznych w Krakowie, gdy należała do duszpasterstwa akademickiego jezuitów. To była ulubiona wspólnota Papieża. Dlatego jej spotkania z Ojcem Świętym były wyjątkowo serdeczne. Miała zaszczyt być bliżej Papieża, niż inni wierni. Dzięki temu ma dziś naprawdę piękne wspomnienia.
Pani Maria pochodzi z okolic Krakowa. To ziemie bliskie także Janowi Pawłowi II, tu leżą jego rodzinne Wadowice. Może więc uważać Papieża za swojego ziomka.
- Wadowice są położone w stronę Andrychowa, a moja rodzinna miejscowość Sułkowice leży bliżej Myślenic. To jest wszystko region Beskidu Wyspowego. Czyli „górskie okolicie”, jak się śpiewa w jednej z papieskich piosenek – mówi pani Maria.
Z pobliskim Krakowem związała się już jak nastolatka, gdy zdała do tamtejszego liceum ogólnokształcącego imienia Stanisława Wyspiańskiego. Potem, ze względu na przepełnienie szkoły, przeniosła się do innego ogólniaka świeżo wybudowanego przy ulicy Sądowej. Tam uczyła się aż do matury. Jeszcze w czasach licealnych jej starszy brat wciągnął ją do środowiska studentów skupionych w jednym z duszpasterstw akademickich Krakowa.
- To był początek lat 70 – tych. Byłam w drugiej klasie, gdy zaczęłam chodzić do Wspólnoty Akademickiej Jezuitów, w skrócie WAJ. Należeli do niej głównie studenci medycyny. Jezuici mają bowiem swoją bazylikę na Kopernika, a to jest typowa ulica klinik medycznych. W czasie mojego pobytu w WAJ jego duszpasterzem był ojciec Czesław Drążek, rektor kolegium jezuitów, które kształciło kandydatów na zakonników z całej Polski południowej - opowiada Maria Salwa.
Jak wspomina, w tym czasie obserwowało się w Polsce bardzo duże ożywienie ruchów studenckich związanych z kościołem. Była to odpowiedź na przykład dany przez późniejszego Papieża, a wówczas kardynała Karola Wojtyłę, który zapoczątkował to zjawisko w Krakowie w latach 50 - tych.
W parafii p.w. świętego Floriana stworzył grupę studencką słynną z panujących w niej niemal rodzinnych więzi między młodymi ludźmi, a ich opiekunem.
Studenci zwracali się do przyszłego następcy świętego Piotra „wujku”, wyjeżdżali z nim na górskie wyprawy i spływy kajakowe. Karolowi Wojtyle bardzo zależało na rozwoju takich postaw. Dlatego z radością przyjmował powstawanie nowych wspólnot. Właśnie takich jak WAJ, czy „Beczka” przy kościele dominikanów.
Zakonnik – przyjaciel
W 1973 roku pani Maria zdała na medycynę. Jako pełnoprawna studentka jeszcze głębiej poczuła się związana ze swoją grupą. Decydujący wpływ miał na to ojciec Czesław, ukochany „przywódca” WAJ - owiczów. Jego kontakt z młodymi można porównać do fenomenu więzi, jakie Jan Paweł II potrafił nawiązywać z młodymi całego świata.
Miał charyzmę, cieszył się wielkim szacunkiem, ale jednocześnie był dla swoich podopiecznych prawdziwym przyjacielem. Ci nazywali go pieszczotliwie „Bacą” na pamiątkę wspólnych wędrówek po górach. Przyszły Papież szybko wyczuł w zakonniku bratnią duszę i zaczął coraz częściej bywać w jezuickiej gromadzie. Obecność dwóch tak wspaniałych osobowości wprowadziła do WAJ- u niezapomnianą atmosferę.
- Bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili. Karol Wojtyła widział w ojcu Czesławie swoją prawą rękę do kontaktów z młodzieżą. Spotykaliśmy się w kaplicy w podziemiach bazyliki jezuitów, którą urządziliśmy sami. Przychodziliśmy codziennie o godzinie 20.00 na msze święte odprawiane przez ojca Czesława. Wtedy studenci naprawdę chętnie chodzili do kościoła – podkreśla pani Maria.
- Po nabożeństwie gromadziliśmy się w salce nazywanej „dwójką” od numeru na tabliczce. Te zebrania były już bardziej luźne, wypełnione śpiewem, bo ojciec Czesław był jego wielkim zwolennikiem. To były bardzo fajne spotkania – uśmiecha się do wspomnień.
- Przez jakiś czas naszym dyrygentem był Jacek Siemiątkowski prowadzący zespół wokalno - taneczny „Słowianki”, który działał przy Uniwersytecie Jagiellońskim. On nas trochę podciągnął muzycznie. Śpiewaliśmy na kilka głosów (ja byłam „altem”), z towarzyszeniem instrumentów, zaczęliśmy wyjeżdżać na sacrosongi (festiwale współczesnej muzyki religijnej – przyp. autorki).
Występowaliśmy w Przemyślu, Toruniu, Warszawie. To były czasy rozkwitu piosenki religijnej zainspirowanej ruchem oazowym. A także wielu form pracy duchowieństwa z młodzieżą. Księża szukali różnych sposobów, które byłyby atrakcyjne dla ludzi młodych.
Nas oprócz śpiewu łączyły też wspólne górskie rajdy. Wyjeżdżaliśmy na nie ze studentami innych krakowskich uczelni. Najpierw pociągiem, lub autobusem, a potem pieszo po Beskidach i Tatrach. Ojciec Czesław organizował nam też krótsze wypady za miasto, do dolin podkrakowskich. Ale takim jego autorskim pomysłem były piątkowe konferencje. To już były poważne zebrania z udziałem ludzi nauki.
Pamiętam na przykład wykład o Całunie Turyńskim wygłoszony przez profesora z Poznania. Bardzo ciekawe były spotkania z doktor Wandą Półtawską (serdeczna przyjaciółka Jana Pawła II – przyp. autorki). Prowadziła ona przy kurii biskupiej w Krakowie poradnictwo rodzinne. Przyszłemu Ojcu Świętemu bardzo zależało na odpowiednim przygotowaniu młodych do sakramentu małżeństwa, do właściwego pojmowania przez nich roli żony, męża, ojca i matki.
Doktor Półtawska potrafiła wyjątkowo ciekawie opowiadać o tych zagadnieniach. W czasie jej wykładów sala były pełna, ludzie chłonęli każde słowo. Interesujące były też spotkania z ojcem Jackiem Walczewskim. To był jezuita, który, co ciekawe, zrobił doktorat z fizyki – opowiada pani Maria.
Przyszłego Papieża poznali przez „Bacę”
Naturalną konsekwencją przynależności do WAJ- u było poznanie kardynała Karola Wojtyły. Pani Maria nie pamięta dokładnie dnia, w którym po raz pierwszy Go spotkała. Po prostu w jakimś momencie przyszły Papież z Polski zaczął odwiedzać gromadkę „Bacy”.
- Kardynał odprawiał dla nas msze na rozpoczęcie roku akademickiego z poświęcaniem skryptów studenckich. Innym momentem spotkań były „Jasełka” i wieczory kolęd. Gdy powstała dominikańska „Beczka” też zaczęła zapraszać kardynała Wojtyłę. On jednak jakoś nie mógł się z nami rozstać, wyraźnie wolał być z nami. A my również odwlekaliśmy moment pożegnania. Kardynał mówił, „Wybaczcie, ale muszę jeszcze iść do „Beczki”, a my próbowaliśmy go zatrzymać śpiewając coraz głośniej.
Ponadto śpiewaliśmy mu kolędy w czasie wizyt składanych w jego siedzibie na ulicy Franciszkańskiej. Bardzo dobrze pamiętam też jedno ze spotkań z okazji imienin kardynała, które przypadały 4 listopada. Po mszy świętej w pałacu biskupów krakowskich poszliśmy na poczęstunek. Tyle, że gdy my weszliśmy na salę już niewiele było na stołach, bo przed nami spora grupa ludzi składała życzenia kardynałowi i przy okazji się posilała. Wypatrzyliśmy jednak tort. Byliśmy porządnie głodni, więc nasza koleżanka niewiele się zastanawiając pokroiła go i zaczęliśmy jeść. Tymczasem wszedł kardynał, który skończył się żegnać z grupą gości i ... Zaczął szukać tortu? Nie, nie on, tylko grupa, która przyniosła mu ciasto w prezencie – pani Maria wybucha śmiechem.
- Śmialiśmy się wszyscy z tego zdarzenia. Kardynał potrafił fantastycznie rozładować atmosferę. Był zawsze radosny i otwarty. Przy nim człowiek czuł się swobodnie, bo nie stwarzał dystansu, choć zajmował wysokie stanowisko w kościele. W jego towarzystwie czuliśmy też uniesienie, oderwanie od ziemskich trosk. To był człowiek zarażający dobrocią - pani Maria dzieli się przechowanym w pamięci obrazem Karola Wojtyły.
Zapamiętała Go też jak pasjonata śpiewania. Kardynał był miłośnikiem zarówno religijnych, jak i świeckich melodii.
- Uwielbiał piosenki rajdowe, harcerskie, studenckie. Nasza schola śpiewała mu więc z towarzyszeniem harmonii mojego brata „Hawiarską kolibę”, „Studentkę”, „Krakowiankę”. On się przy tym najserdeczniej rozluźniał i bawił. I śpiewał z nami, a głos miał bardzo dobry. To były takie nasze „pogodne wieczory” organizowane po mszy odpustowej w bazylice jezuitów na święto Serca Pana Jezusa. Pamiętam też występ naszej scholi na uroczyści ku czci świętego Stanisława w kościele „Na Skałce”. Słyszeliśmy, jak stojący z tyłu kardynał śpiewał wszystkie pieśni razem z nami – opowiada pani Maria.
Prorocza myśl
Miłość do muzyki została Karolowi Wojtyle na całe życie. Nie zmienił tego wyjazd do Watykanu na urząd papieski. Urząd, który sprawił, że Polska była na ustach całego świata. Jednak ona sama z opóźnieniem przeżywała euforię z wyboru kardynała na Papieża Jana Pawła II.
Komunistyczna cenzura sprawiła, że wielu Polaków w dniu 16 października 1978 roku nie wiedziało, że od tej daty na Stolicy Piotrowej zasiadł ich rodak. Maria Salwa była jednak w gronie szczęśliwców, którzy poznali od razu radosną nowinę.
- Dokładanie to pamiętam. Wrócę jednak jeszcze do pewnego wydarzenia z września 1978 roku, czyli sprzed Konklawe. Urodziłam wtedy córkę i przebywałam u rodziców w Sułkowicach. Na niedzielnej mszy świętej ksiądz przekazał, że zmarł papież Jan Paweł I i że należy się modlić o wybór jego następcy. Stałam w kościele i nagle przeszła przeze mnie myśl „Co by było, gdyby nasz kardynał został papieżem?”. To było tak niespodziewane, że aż się przestraszyłam. 16 października mama wróciła z kościoła i mówi „Słuchajcie, ksiądz się dowiedział w radiu watykańskim, że kardynał Wojtyła został papieżem”.
Pamiętam, że zadrżałam. Bo skąd wziął się u mnie taki proroczy przebłysk? Czekaliśmy, kiedy zostanie podany oficjalny komunikat. W tym samym dniu go nie było, telewizja przekazała informację znacznie później – wspomina lekarka.
Jednak dla wspólnoty WAJ radosny fakt wyboru Papieża z Polski miał poważne konsekwencje. Oznaczał pożegnanie z uwielbianym opiekunem.
- Jan Paweł II zażyczył sobie, by ojciec Czesław koniecznie pracował w Rzymie. I pojechał: najpierw do radia watykańskiego, a po kilku latach, gdy otwarto polską redakcję pisma „L`Osservatore Romano”, został jej dyrektorem. I tak straciliśmy naszego „Bacę” - wzdycha pani Maria.
Przed WAJ- em Watykan stał otworem
Pożegnanie odbyło się w 1980 roku. Ojciec Czesław przekazał pieczę nad WAJ- owiczami młodemu jezuicie Jerzemu Sermakowi. Wtedy pani Maria była już rok po studiach i mieszkała w Starachowicach, do których zabrał ją mąż.
Przyznaje, że przeprowadzała się tu z niechęcią. Zostawienie rodziny i Krakowa, z którym wiązało ją tyle wspaniałych przeżyć, było niemalże tragedią. Ostatecznie zwyciężył jednak pragmatyzm życiowy: w Starachowicach bez problemu znalazła pracę w szpitalu. Dostali także z mężem mieszkanie. A potem jak mówi, w ich rodzinie pojawiały się kolejne dzieci i w końcu „góralka” na dobre zapuściła korzenie w nowym miejscu.
- Ale ciągle był kontakt z Krakowem, Watykanem i z całą wspólnotą WAJ. Na przykład na imieninach ojca Czesława, na które przyjeżdżał do Polski z Watykanu, a także na pielgrzymkach Ojca Świętego do naszego kraju
(nawiasem mówiąc byłam na wszystkich).
Ale w końcu powstała myśl, żebyśmy wyrwali się zza tej „żelaznej kurtyny” i pojechali go odwiedzić. Dostać paszport na początku lat 80 – tych było ogromnie trudno. Mojemu mężowi odmawiali cztery razy z „ważnych przyczyn społecznych”. Dopiero potem, po pierwszym przyjeździe Jana Pawła II do ojczyzny, po jego mocnym kazaniu na Placu Zwycięstwa w Warszawie, po powstaniu „Solidarności” nastała pewna odwilż. I pojechaliśmy do Rzymu jako pielgrzymka WAJ- owska. Potem byłam z nimi jeszcze trzy razy i raz indywidualnie z moją ciocią. W sumie odwiedziłam Jana Pawła II pięć razy – podsumowuje pani Maria.
Pierwszy wyjazd był długi i uciążliwy. WAJ-owicze pojechali do Rzymu autobusem. A ponieważ wybrali okrężną, wiodącą przez Francję trasę, podróż trwała aż 2 tygodnie. Pielgrzymów nie było stać na zakupy na Zachodzie i praktycznie przez całą drogę żywili się zapasami z Polski. Jedli suchy prowiant, albo gotowali makarony i zupy w proszku na butlach gazowych w czasie przystanków na polach namiotowych.
- Jechaliśmy wtedy z kolejnym duszpasterzem WAJ ojcem Jakubem Roztworowskim. Miał on za sobą pobyt we Francji i dzięki niemu Francuzi pięknie nas powitali. Mogliśmy się wreszcie porządnie umyć i zjeść normalny obiad. W końcu dotarliśmy do Rzymu. Spotkanie z Ojcem Świętym nie było proste, należało je uzgodnić z papieskim sekretarzem Stanisławem Dziwiszem. Ale na słowo „WAJ” drzwi stawały otworem. Nie wiem, czym sobie zasłużyliśmy, że Jan Paweł II tak lubił tę naszą wspólnotę – zastanawia się pani Maria.
Rozśpiewane audiencje
Papież przyjął ich w ogrodzie swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Było to spotkanie w duchu rajdowym: z ogniskiem, gitarami. I oczywiście ze śpiewem, jak za dawnych czasów.
- Znów wykonaliśmy dla Niego ulubione piosenki. A On tak bardzo się cieszył! Potem zrobiliśmy koło, chwyciliśmy się za ręce i na koniec zaśpiewaliśmy „Cichy zapada zmrok”. Nasze pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym to był taki „pogodny wieczór”, podobny do tego, jakie mieliśmy z Nim jeszcze w Krakowie.
W trakcie którejś kolejnej wizyty staliśmy na placu Świętego Piotra z transparentem naszej wspólnoty. Jan Paweł II, pozdrawiał wtedy zgromadzonych z okna swojej rezydencji. Zobaczył nasz transparent i powiedział „Witaj WAJ- u, będzie ci tu jak w raju”. A znów innym razem żartował z nas tak: „Głosy te same, ale włosy już nie”. Po prostu zobaczył siwiznę na naszych głowach – wybucha śmiechem pani Maria.
- Ale cóż, taka była prawda, czas leciał. Gdy kończyliśmy studia mieliśmy po 25 lat. Więc pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II byliśmy już ludźmi po 50- tce – dodaje.
Ale nadal uważali się za WAJ- owiczów, choć oficjalnie zastąpiły ich we wspólnocie nowe pokolenia studentów. A raz koleżanki i koledzy pani Marii zabrali do Rzymu swoje dzieci. Wspólne zdjęcie, które wtedy sobie zrobili z synami i córkami pani Maria nazywa fotografią „młodszego WAJ- u”. W swoim albumie ma mnóstwo pamiątek z pobytów u Ojca Świętego. Wiele z tych zdjęć wykonał Arturo Mari, słynny papieski fotograf.
- Ojciec Święty chętnie z nami pozował, bo wiedział jaki to będzie dla nas niesamowity prezent. W czasie audiencji, gdy ojciec Czesław przedstawiał nas po kolei Papieżowi, każdy z nas starał się z Nim indywidualnie porozmawiać. Ale tylko kilka słów, bo na tyle pozwalał czas.
Najczęściej była to prośba o duchowe wsparcie, Pamiętam, że raz poprosiłam Go o błogosławieństwo dla nowo budowanego szpitala w Starachowicach i dla jego pracowników. Jeszcze uścisk dłoni i tyle, i już podchodziła następca osoba. Zresztą uważaliśmy, że nie powinniśmy zbyt zamęczać Papieża swoimi osobami.
Zwłaszcza, gdy w miarę upływu czasu widzieliśmy jak zmieniła Go choroba, cierpienie i starość. Jak bardzo był zmęczony, jak z coraz większym trudem wymawiał słowa. Nam wystarczała sama Jego obecność – podkreśla pani Maria.
WAJ- owicze nigdy nie zapominali o muzycznych zamiłowaniach Papieża. Na spotkania z nim szykowali specjalny repertuar, na który składały się preferowane przez Ojca Świętego piosenki rajdowe, legionowe, wojenne i religijne.
Na ostatnie spotkanie przywieźli kawałek Polski
Przyjazdy do Rzymu były dla WAJ- owiczów także okazją do odwiedzin ojca Czesława. Służył im wtedy za przewodnika po Wiecznym Mieście, które przez tyle lat zdążył doskonale poznać. Na watykańskiej placówce przebywał do końca swoich dni. Zmarł w minionym roku.
Jan Paweł II odszedł 3 lata wcześniej niż niezapomniany „Baca”. Pani Maria widziała się z Papieżem ostatni raz na rok przed Jego śmiercią.
- To był sierpień 2004 roku. Czuliśmy, że to nasze ostatnie spotkanie z Ojcem Świętym za Jego życia. Tym bardziej chcieliśmy Mu jeszcze pośpiewać. Zwłaszcza, że ojciec Czesław zapewniał, że Jan Paweł II słucha naszych piosenek nagranych na płytę. Zastanawiałam się wtedy, jak znajduje na to czas w takim natłoku spraw i obowiązków – mówi z podziwem pani Maria.
- Na spotkanie przygotowaliśmy więc jak zwykle wokalną składankę, a także zabraliśmy z Polski olbrzymi bukiet polnych kwiatów. Bo Papież lubił piosenkę religijną o takim tytule. Mieliśmy też dla Niego folder ze zdjęciami wykonanymi przez mojego brata, przedstawiającymi akweny Pojezierza Pomorskiego, po których Jan Paweł II pływał kajakami z młodzieżą.
Prezenty wręczyliśmy Mu podczas drugiego dnia audiencji w Castel Gandolfo. Wcześniej spotkaliśmy się z Nim na dziedzińcu. Ojciec Święty już wtedy nie chodził, został przywieziony na wózku. Na Jego widok wszyscy płakali. Ale zdołał jeszcze wygłosić krótkie kazanie i wysłuchać naszych piosenek. A potem wieczorem przyjął nas jeszcze raz jako jedyną grupę.
Mój syn Paweł wręczył mu polne kwiaty, a potem śpiewaliśmy. Ojciec Czesław uprzedził, że być może Papież zdoła wytrzymać 10- 15 minut. Tymczasem słuchał nas ponad godzinę! Na tym spotkaniu był także dziennikarz TVP 1 Piotr Kraśko. W ten sposób zostaliśmy pokazani w „Wiadomościach” z komentarzem, że Jan Paweł II przyjął grupę swoich przyjaciół z dawnych czasów studenckich – podkreśla z satysfakcją pani Maria.
Cierpiący Papież znalazł też siły na uściśnięcie WAJ-owiczom rąk i na wspólne zdjęcia. Ale w końcu trzeba było się pożegnać. Ten moment w myślach pani Marii urasta do rangi symbolu.
- Służby porządkowe skierowały wózek z Papieżem w stronę drzwi. Patrzyłam, jak powoli je przekracza i jak ta wielka brama się za Nim zamyka. To był ostatni zapamiętany przeze mnie obraz Ojca Świętego. Na Jego pogrzeb niestety nie pojechałam, był na nim jednak mój syn. Odwiedziłam dwa raz grób Jana Pawła II.
Myślę, że spotkania z Nim, uściski dłoni, kontakt były dla współczesnych ludzi tym samym, czym dotknięcie szat Chrystusa dla osób żyjących w jego czasach. Nasz WAJ ciągle istnieje, dalej się spotykamy. Planujemy pojechać na beatyfikację Jana Pawła II. Mam nadzieję, że w końcu się tego doczekamy.
Iwona Bryła
Internet światłowodowy (FTTH/FTTB) (81)
II Starachowicki Test Coopera (0)
Świętokrzyski Turniej Piłki Nożnej Olimpiad Specjalnych w Starachowicach (0)
Zrób dziecku paszport na Dzień Dziecka (0)
Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa (0)
Pełnowymiarowe boisko z zapleczem sportowym wkrótce w Starachowicach (0)
SMS Absolwenci dają kibicom kolejne powody do radości (0)
Trwa budowa basenów letnich w Starachowicach (0)
Powstała wizualizacja przejścia nad torami w Starachowicach Zachodnich (3)
Starachowice coraz wyżej w rankingu "Wspólnoty"
Rusza budowa nowych mieszkań w Starachowicach
Pożar budynku mieszkalnego, 1 ofiara śmiertelna
Nieruchomości
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(0) Mam do wynajęcia(0) Poszukuję do wynajęcia(0)
Motoryzacja
Sprzedam(0) Kupię(1) Zamienię(1)
Praca
Zatrudnię(9) Szukam pracy(0) Dodatkowa(0)
Komputery
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0)
Telefony
RTV / AGD
Sprzedam(1) Kupię(0) Zamienię(0)
Edukacja
Sprzedam(0) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Dla domu
Sprzedam(5) Kupię(0) Zamienię(0) Oddam(0)
Flora i fauna
Różne
Sprzedam(25) Kupię(1) Zamienię(0) Oddam(0) Usługi(21) Towarzyskie(0) Urzędowe(0) Różne(8)