AAA
Wspaniała rocznica państwa Wójcików
Weselne dzwony zagrały im 60 lat temu
Piatek, 17 czerwca 2011r. (godz. 22:35)

Pytany o receptę na tak długie małżeństwo Józef Wójcik wymienia umiejętność przepraszania i wybaczania. Kryzysy są w każdym małżeństwie, ale jeśli mąż i żona czują, że naprawdę chcą ze sobą być, to potrafią je pokonać. Tak jak on i jego Janina.

Ona pochodzi z Osin w gminie Mirzec, on z Pakosławia koło Iłży. Poznali się przez najbliższych krewnych. Brat Józefa i jedna z trzech sióstr Janiny byli już małżeństwem, gdy i oni wpadli sobie w oko.


- W rezultacie dwóch braci ożeniło się z dwiema siostrami w jednej rodzinie - mówi z uśmiechem Zofia, trzecia z sióstr.

- Janeczka miała tylko 15 lat, jak ją szwagier poznał - uzupełnia.
Dlatego z ożenkiem trzeba się było jakiś czas wstrzymać. Czekali dwa lata, aż Józef odsłuży wojsko. W tym czasie on wyznawał jej uczucia za pomocą listów. Pobrali się zaraz po jego powrocie, w 1951 roku w Mircu. Najpierw w urzędzie stanu cywilnego, potem w kościele.

- Ślub dawał nam ksiądz Mnich. W tym samym roku przeprowadziliśmy się do Starachowic. Pojechaliśmy za pracą - opowiada pan Józef.
Dobre, bo pewne zatrudnienie dawała wtedy Fabryka Samochodów Ciężarowych. Gorzej było z mieszkaniem, w mieście dopiero zaczynały powstawać pierwsze bloki.

- Najpierw zamieszkaliśmy prywatnie na ulicy Iłżeckiej, potem w baraku na Majówce. Mieszkanie w bloku dostaliśmy po 20 latach czekania - mówi.

Oboje z żoną zatrudnili się w FSC. Pani Janina z zawodu krawcowa, najpierw pracowała w szwalni, a potem w biurze fabrycznej filii szyjącej m.in. plandeki samochodowe. Pan Józef musiał przedwcześnie zrezygnować z pracy. W 1973 roku po ciężkim zawale serca przeszedł na rentę, a gdy przyszedł właściwy wiek od razu na emeryturę.

Państwo Wójcikowie nie dochowali się dzieci. Najbliższą rodzinę stanowią dla nich obecnie dwie siostry Janiny i siostra Józefa. Sami małżonkowie liczą sobie: on 84 lata, ona 77 lat. Przed 5 laty pani Janina ciężko zachorowała. Wymaga troskliwej opieki, bo nie wstaje z łóżka. Utraciła też zdolność mowy.

- A mogłaby tyle opowiedzieć - mówi z żalem pani Zofia.
Przejęła na siebie gros obowiązków przy pielęgnowaniu siostry, ponieważ zdrowie szwagra też poważnie szwankuje. Pan Józef ma m.in. problemy z chodzeniem, porusza się o lasce. Ale stara się pomagać, jak tylko może.

- Nauczyłam go włączać pralkę - śmieje się pani Zofia.

Do domu Wójcików przychodzi codziennie. Do godz. 15.00 wyręcza ją opiekunka z MOPS, popołudnia i wieczory należą do niej. I jest stale pod telefonem. Pani Zofia wspomina jeden z dramatycznych epizodów z życia szwagra. Dotyczy on II wojny światowej.

- Razem ze swoim ojcem i bratem, który był w AK, został wywieziony na roboty do Niemiec. Zabrali wszystkich mężczyzn z ich domu - podkreśla.

- Nie miałem jeszcze 18 lat - wtrąca poruszony pan Józef.

- Byliśmy w obozie pod Berlinem, pracowaliśmy przy wycinaniu lasu. Niemcy sami nie mieli co jeść, więc i nam nie dawali. Po dwa dni nie jedliśmy. Zimą kradliśmy drzewo, żeby się ogrzać. Gdy nas ruscy oswobodzili z obozu byłem chudy jak palec. Do domu wróciłem chory - opowiada.

Kłopoty zdrowotne towarzyszą panu Józefowi do dziś. Liczne dolegliwości ograniczają życiową aktywność. Dlatego niemal cały czas spędza w domu. Wychodzi tylko wtedy, gdy musi, np. do lekarza. Wolny czas wypełnia mu telewizor, czytanie gazet, rozwiązywanie krzyżówek. Jako jeden z najstarszych mieszkańców Starachowic obserwował zachodzące w nim zmiany. Mówi, że jedne mu się podobają, inne nie.

- Nie ma pracy i mieszkań. Ale w sklepach jest wszystko. Nie tak jak kiedyś, gdy trzeba było stać godzinami, żeby kupić kawałek kiełbasy krzesełkowej - mówi.

- Tak się ją nazywało, bo kosztowała 44 złote, a kształt czwórki kojarzy się z krzesełkiem- tłumaczy pani Zofia.

- To był najgorszy rodzaj kiełbasy Jednego dnia pani kupiła, a drugiego "chodziła" - dodaje.

Rocznica ślubu państwa Wójcików przypada dokładnie 24 czerwca, jest to także dzień imienin pani Janiny. Obłożna choroba żony i nie najlepsze samopoczucie męża wykluczają huczne świętowanie. Nawet tak wspaniałych okazji, jak 60 - lecie małżeństwa. Ale uroczystość będzie, została zaplanowana na niedzielę 26 czerwca. Na ten dzień pani Zofia zamówiła mszę w intencji jubilatów. Krewni na pewno zjawią się z gratulacjami. Będzie kameralnie, ale serdecznie i wspomnieniowo. Tak, jak to bywa w czasie rocznic wydarzeń ważnych dla bliskich sobie ludzi. Pytany o to, co trzeba robić, by utrzymać związek przez 60 lat pan Józef odpowiada, że pokonać trudności.

- Byliśmy dla siebie dobrzy, ale i u nas było raz na wozie, raz pod wozem. Mnie nawet żona na jakiś czas odeszła, ale przeprosiłem ją, obiecałem poprawę i słowa dotrzymałem.

Życzymy pani Janinie i panu Józefowi polepszenia stanu zdrowia, optymizmu i jak najwięcej radosnych chwil w jesieni ich małżeńskiego życia.

(iwo)

REKLAMA