AAA
Gminie zależy, a właścicielowi?
Temat brudnego zalewu na sesji
Czwartek, 14 lipca 2011r. (godz. 19:19)

Zbiornik wodny w gminie Brody mógłby przyciągać turystów, tymczasem od wielu lat odstrasza odorem i plagą sinicy, szkodliwego dla zdrowia glonu. Władze gminy przedstawiają całą listę starań o oczyszczenie akwenu, ale tłumaczą, że w praktyce nie mogą nic, bo to nie ich własność. Zarządca urzęduje w Warszawie, a stamtąd do Brodów daleko. Na ostatniej sesji rady gminy zjawił się jednak jego regionalny przedstawiciel z Ostrowca. I przekonywał, że centrali też nie jest wszystko jedno. Potrzeba jednak dużych pieniędzy, a te nie leżą na wyciągnięcie ręki.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť I znów porażka

Poprzednia wiadomosc:
ť Z promilami za kierownicą

Gminie Brody na pewno nie można zarzucić obojętności na problem zbiornika. Bo choć to cudza własność, ale kłopot lokalny. To mieszkańcy gminy każdego lata narzekają na smród roztaczany przez masy zanieczyszczonej wody (zalew ma ponad 260 hektarów!). I kierują skargi, ale nie do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie, tylko do urzędu gminy.


Choćby z tego powodu lokalne władze co najmniej od 2003 roku nie tylko szukają, gdzie się da pomocy dla zbiornika (parlamentarzyści, ministerstwo środowiska, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej i jego terenowe jednostki), ale i wydają na ten cel pieniądze.

Przykładem jest tu choćby zlecone w 2005 roku Kieleckiemu Towarzystwu Naukowemu badanie, po którym powstało opracowanie wskazujące źródła zanieczyszczeń i metody ich usunięcia. Kolejny dowód to dokument "Analiza stanu czystości wody w zbiorniku Brody Iłżeckie i opracowanie sposobu jego oczyszczenia" przygotowany w 2008 roku przez Instytut Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie za środki unijne pozyskane przez Stowarzyszenia "Brody nad Kamienną".

Z inicjatywy gminy Brody doszło też do dwukrotnych spotkań w miejscowym urzędzie z przedstawicielami RZGW w Warszawie, ministerstwa ochrony środowiska, Narodowego i Wojewódzkiego FOŚiGW, urzędu marszałkowskiego oraz profesora Macieja Zalewskiego z Międzynarodowego Centrum Ekologii Polskiej Akademii Nauk.

Od 2009 roku w oczyszczanie zalewu zaangażowały się położone na terenie gminy Zakłady Górniczo -Metalowe "Zębiec". Firma znalazła współpracowników - kadrę akademicką Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz specjalizującą się w czyszczeniu akwenów firmę Aerator.

Ci z kolei przedstawili konkretną ofertę rekultywacji zalewu polegającą na natlenieniu wód i zmniejszeniu w niej ilości fosforu. Czynności te miały stworzyć niekorzystne warunki do rozwoju uprzykrzonych sinic. Delegacja z "Zębca" wraz z przedstawicielami władz gminy pojechała do Warszawy, by zainteresować metodą RZGW.

Właściciel zażądał jednak dowodów jej skuteczności w postaci opinii zarządców zbiorników, w których również przeprowadzono takie zabiegi. Gminie udało się zebrać pozytywne oceny, jednak RZGW uznał je za niewystarczające.

Ostatecznie, po długich negocjacjach, zarządcą dał zgodę na wypróbowanie metody na odnodze zalewu - zbiorniku Ruśnia nazywanego przez mieszkańców "małym stawem". Stosowne porozumienie zostało podpisane w czerwcu 2010 roku. To jednak nie koniec biurokracji.

Konieczne było jeszcze uzyskanie pozwolenia od marszałka województwa świętokrzyskiego na wprowadzanie do Ruśni substancji hamujących rozwój glonów, co nastąpiło dopiero w kwietniu br. W maju w ramach przygotowań do czyszczenia między Ruśnią a zalewem brodzkim została zamontowana zapora z drewna i słomy hamująca wymianę wody między akwenami. W czerwcu ruszyła właściwa rekultywacja przy pomocy tzw. aeratora, czyli specjalistycznej łodzi.

Przeprowadzone po zabiegach badania wody w "małym stawie" są obiecujące. Wykazały zmniejszenie ilości sinic, jednak konieczne są dalsze analizy, by mieć pewność, że metoda przyniesie trwałe efekty. Podstawy prawne do dalszych badań są, ponieważ pozwolenie marszałka jest ważne do końca 2012 roku.

Współpracownicy "Zębca" podkreślili jednak, że samo czyszczenie nie wystarczy. Należy je połączyć z zahamowaniem co najmniej o połowę dalszego napływu związków fosforu niesionych do zbiornika przez wody rzeki Kamiennej, a dostarczonych tam przez ścieki z oczyszczalni w Skarżysku - Kamiennej i Starachowicach.

Dotychczasowe działania gminy wynikające z troski o zbiornik zostały przedstawione na ostatnim posiedzeniu Rady Gminy w Brodach. Na obradach gościł przedstawiciel RZGW, była więc okazja do zapytania, co w tej kwestii robi sam właściciel akwenu. Stanisław Wójtowicz, kierownik Zlewni Kamiennej i Radomki w Inspektoracie RZGW w Ostrowcu Świętokrzyskim przyznał, że zbiornik w Brodach nie jest dla warszawskiej centrali priorytetem.

- Wynika to z jego funkcji, którą jest ochrona przeciwpowodziowa. I na to głównie kładzie się nacisk i znajduje środki. Na dalszym miejscu jest rekreacja, czy wędkarstwo. Jesteśmy zainteresowani czystością zbiornika, jednak ogranicza nas znacznie brak środków finansowych na ten cel. RZGW znalazł pewne pieniądze w 2008 roku. Zawarł wtedy umowę z Europejskim Regionalnym Centrum Ekohydrologii w Łodzi. Jednostka ta przeprowadziła szereg analiz w zbiorniku Brody. Niestety, gdy skończyły się pieniądze, skończyły się też badania.

Pozostało tylko opracowanie, w którym ustalono przyczyny zanieczyszczenia, opracowano koncepcję rekultywacji i ochrony zbiornika. Podjęte przez gminę i firmę "Zębiec" działania są zasadne, bo najpierw trzeba wypróbować metodę. Ale istotne jest też to, co piszą profesorowie, że w pierwszej kolejności trzeba ograniczyć dalsze zasilanie zbiornika zanieczyszczeniami. Jak mogliśmy, to szliśmy na współpracę. Jednak pomocy finansowej, przynajmniej w tym momencie, z naszej strony być nie może - nie pozostawił złudzeń kierownik Wójtowicz.

- Ale właśnie chodzi o to, by znaleźć ścieżkę dotarcia do pieniędzy - uważał przewodniczący Rady Gminy w Brodach Jerzy Stąporek.

- Rząd przymierza się do ustawy o likwidacji Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej i przekazaniu zbiorników w ręce wojewodów. Trudno dziś mówić, czy to dobrze, czy źle. Być może województwa będą miały łatwiej w pozyskiwaniu pieniędzy? - przypuszczał S. Wójtowicz.

- Dalej zostajemy z problemem, bo to my jesteśmy oceniani przez perspektywę zbiornika. Naszych mieszkańców nie obchodzi, czyj on jest, ale to że śmierdzi - zauważył Ernest Kumek, inspektor ds. ochrony środowiska w Urzędzie Gminy Brody.

- Nawet dziś odebrałem w tej sprawie telefon. Jesteśmy postrzegani jako ci, którym nie zależy na zdrowiu ludzi. Gmina nie jest właścicielem zbiornika. Mimo to od 2003 roku podejmuje różne starania, a firma "Zębiec" przeznacza własne pieniądze. To właściciel powinien się bardziej postarać o środki - podsumował urzędnik.

Słuszna uwaga, tylko czy coś z niej wyniknie?

(iwo)

PRZECZYTAJ TAKZE:
stce123 - 14-07-2011 22:27
Priorytetem dla kogo? Zająć się zalewem ma gmina Brody, a ona wiele Ci przy Lubiance czy Piachach nie pomoże...
Pawelizda - 14-07-2011 21:03
Tak to prawda. Obawiam się tylko aby brodzki zalew nie stał się priorytetem, bo jakoś moje brzydsze są mi bliższe.
Peter - 14-07-2011 20:40
Twoje myślenie jest bardzo krótkowzroczne, stokroć ładniej jest w okolicach zalewu na Brodach niż na Piachach, które otaczają zakłady przemysłowe.
Pawelizda - 14-07-2011 19:50
W d....e mam Brody gdy Piachy i Lubianka wymagają ratunku.
REKLAMA