AAA
Wyższe podatki dla dobra mieszkańców?
Okiem obserwatora
Niedziela, 13 listopada 2011r. (godz. 20:52)

Nierzadko z mediów można uzyskać enigmatyczną informację o tym, że radni przegłosowali nowe stawki podatkowe. Informacja ta, wobec braku szeroko dostępnej wiedzy mieszkańców na temat samego procesu podejmowania takiej decyzji, może powodować zupełnie inne postrzeganie tej sprawy przez mieszkańców.

Grzegorz Walendzik - radny w latach 1990-2010
Grzegorz Walendzik - radny w latach 1990-2010
fot. Gazeta Starachowicka

Podatki od wieków były jedną z najważniejszych rzeczy dotykających zwykłych ludzi, bo są zwykle nakładane pod przymusem i groźbą ewentualnej sankcji za ich niepłacenie. W dojrzałych demokracjach podatki są jedną z głównych spraw charakteryzujących różne ugrupowania i ich wysokość jest poważnym punktem sporu politycznego. Tymczasem u nas przyjęło się udawać, że podatki uchwalają jakieś bezimienne osoby bez nazwiska i funkcji. Natomiast po ich uchwaleniu, jakoś tym nikt się nie chwali.


Jak to wygląda u nas. Praktycznie propozycję stawek podatkowych przedstawia prezydent (obecnie p.o. prezydenta Sylwester Kwiecień) i to on ponosi główną polityczną odpowiedzialność za ich wysokość. Radni otrzymują przygotowany projekt uchwały i właściwie, oprócz próby wniesienia i przegłosowania poprawek (do tego należy uzyskać większość), nie są w stanie nic więcej zrobić.

W tym roku została podjęta próba utrzymania stawek podatkowych na zeszłorocznym poziomie (taką poprawkę zgłosił Michał Walendzik). Z tego, co mi jest wiadome (nie ma jeszcze protokołu sesji na stronach internetowych Urzędu), niewiele brakowało, a zakończyłaby się ona powodzeniem.

Zagłosowali za nią radni PO, PiS -u i Spółdzielczości, a przeciwko byli radni Forum 2010, SLD oraz radny Waldemar Tuz. Poprawka nie przeszła, gdyż w głosowaniu uzyskano wynik 11:11 (od głosu wstrzymała się jeszcze radna Dorota Nowakowska-Boska). Brakło więc jednego głosu do jej przyjęcia.

Można dywagować, co by się stało, gdyby choć jeden radny zagłosował inaczej, ale to już nie ma znaczenia. Moim zdaniem, pomysł zahamowania wzrostu obciążeń podatkowych w okresie kryzysu jest sensowny. W takim okresie warto dbać nie tylko o wzrost dochodów, ale przede wszystkim o redukcję wydatków, wynikających z oszczędniejszego zarządzania w Urzędzie i instytucjach miejskich. Utrzymanie stawek podatkowych na dotychczasowym poziomie musiałoby zmusić prezydenta i jego służby do dokładnej analizy planowanych wydatków na rok przyszły. A moim zdaniem, znając dobrze sferę samorządową, jest na czym zaoszczędzić - wystarczy tylko chcieć.

Podatki na przyszły rok wzrosną więc o poziom inflacji (uznano, że jest to 4,2%). Zastanawiająca jest jednak myślenie, czasami nazywane polityką, że budżet gminy nie może stracić dochodów. Nikt nie zauważa lub nie chce zauważyć, że większość mieszkańców w dobie kryzysu traci realnie swoje dochody. Mieszkańcy muszą więc ponosić skutki kryzysu, a instytucje publiczne nie. Trochę to dziwna polityka.

W tym miejscu od rządzących otrzymam na pewno odpowiedź, że to populizm (na sesji padają jeszcze inne epitety w stosunku do adwersarzy typu pan jest młody lub za młody) i brak odpowiedzialności, bo należy finansować tak wiele rzeczy, w tym między innymi pomoc społeczną i podległe instytucje. Ja na to mam prosty argument, a może należałoby przejrzeć zasadność wydatków bieżących dokonywanych przez Urząd i miejskie jednostki organizacyjne. Każda przeciętna rodzina wie, że gdy zaczyna brakować środków należy zacząć oszczędzać, bo tak postępują ludzie odpowiedzialni. Może więc warto uczyć się odpowiedzialności od zwykłych ludzi?

Nie mogę nie skomentować choć w części uzasadnienia do uchwały podwyższającej podatki. W końcowej jej części znajduje się zapis, który zawsze budzi moje zdziwienie, gdyż jest chyba rodem z innej epoki. Brzmi on następująco: Skutki jakie gmina poniesie w 2012 roku z tytułu obniżenia górnych stawek podatkowych wyniosą w granicach 4.000.000 złotych.

Oznacza to, że władze lokalne informują nas, jakie to straty i wyrzeczenia ponoszą nie podnosząc podatków do maksymalnej ich wysokości, takiej jak na przykład w Warszawie. Cieszmy się więc i weselmy, że tak łagodnie nas potraktowano!

Grzegorz Walendzik
(radny w latach 1990-2010)

Dołącz do nas na Facebooku!

REKLAMA