AAA
Czcij ojca swego i matkę swoją!
Za nic mają dziś przykazanie...
Czwartek, 28 lutego 2013r. (godz. 15:01)

Wyzywają, grożą i ośmieszają. Demolują mieszkania, kopią, plują, szarpią za ubrania, a nawet biją. Oni próbują łagodzić te sytuacje i się nie skarżyć, choć przeżywają ciche dramaty, do czego nie chcą się nikomu przyznać. Bo jak tu powiedzieć, że syn, którego nosiło się kiedyś na rękach i przytulało, dziś jest tyranem, który terroryzuje.

fot. KPP w Starachowicach

Dzieci, bijących własnych rodziców jest coraz więcej, także i u nas! Tylko w ubiegłym roku odnotowano siedemnaście takich przypadków na 94 Niebieskie Karty. Nie lepiej jest zresztą dzisiaj. 14 lutego policjanci przyjęli zgłoszenie o kolejnym wyrodnym synku, który groził zabójstwem swojej 63-letniej matce. Trudno o bardziej gorzki dowód "miłości".


ZAMÓW REKLAMĘ W PORTALU WIRTUALNE STARACHOWICE

Przemoc domowa zawsze była tematem szeroko komentowanym w mediach. Zazwyczaj mówiło się jednak o kobietach bitych przez swoich partnerów. Ostatnio do głosu o swoje prawa dopuszczeni zostali także panowie. O rodzicach, których terroryzują dzieci - na razie cisza.

W Polsce nie ma statyk, pokazujących ilu dorosłych jest zastraszanych i katowanych przez swoje dzieci. Takie przypadki są podpinane pod jedną liczbę przestępstw dotyczących "domówek". Starachowiccy policjanci podają, że w 2012 roku w wyniku przemocy domowej pokrzywdzone zostały 124 osoby, w tym sześciu małoletnich mieszkających w naszym powiecie. W większości ofiarami są jednak kobiety maltretowane przez swoich partnerów. Było ich sumie 110. Przemocą dotkniętych zostało110 niewiast, ale też ośmiu mężczyzn. Nie wiadomo jednak, w ilu przypadkach byli to rodzice, którzy padli ofiarą swych dzieci.

Domowe koszmary

O stosowanie przemocy podejrzewani są zwykle mężczyźni. Na 115 takich przypadków, przemocy kobiet wobec partnerów dotyczyło trzy, poinformowała nas Monika Kalinowska, rzecznik prasowy starachowickiej policji.

Głównie mężczyźni podejrzewani są o znęcanie się nad swoimi matkami, a czasem też i ojcami. O brutalnym ich zachowaniu może świadczyć chociażby fakt, że wszystkie z zastosowanych w ubiegłym roku aresztów (w związku z art. 207 k.k. tj. za znęcanie się nad rodziną) dotyczyły wcale nie mężów, maltretujących żony czy dzieci, ale właśnie wyrodnych synów. Wszyscy mieszkają w Starachowicach. Najstarszy miał 53 lata, od stycznia 2010 do kwietnia 2012 znęcał się psychicznie, a potem także fizycznie, nad swoją 84-letnią matką. Niewykluczone zresztą, że robił to wcześniej. Rok temu w kwietniu wszczął awanturę domową, podczas której próbował uderzyć rodzicielkę kluczem francuskim, a potem przystawiając jej nóż kuchenny do szyi, zażądał pieniędzy, bo nie miał już na alkohol. Zabójstwem groził też siostrze, którą też pobił.

Podobny scenariusz rozegrał się w domu 26-letniego mężczyzny, notowanego wcześniej za kradzież. Prawie trzy lata, od czerwca 2009 roku do maja 2012, znęcał się najpierw nad ojcem, któremu groził zabójstwem, szarpał, popychał, uderzał. Matki też nie oszczędził. Od stycznia do mają zeszłego roku co rusz wszczynał tylko awantury domowe. 28 maja ub. r. złapał matkę za szyję i uderzył ją pięścią w twarz, a wszystko dla ... 20 zł, za które chciał kupić alkohol.

28 - latek, zatrzymany w grudniu zeszłego roku, znęcał się fizycznie i psychicznie nad 64-letnią matką. Wezwała policję, po jednej z serii awantur. Syn miał jej ubliżać i bić, co zdarzało się także wcześniej. Był notowany za kradzież, ale i za znęcanie.

Wszyscy sprawcy wylądowali w areszcie. Bo w tego rodzaju sprawach, jak mówi GAZECIE komendant Jarosław Adamski, policja skrupulatnie wyjaśnia wszystkie okoliczności i kiedy jest to niezbędne wnioskuje o tymczasowy areszt dla sprawców przemocy wobec najbliższych lub inne środki zapobiegawcze, jak w przypadku 36-letniego mieszkańca gminy Mirzec, który 15 lutego br. objęty został dozorem policji.

Dostał też nakaz opuszczenia lokalu i zakaz zbliżania się do swojej 63 -letniej matki, nad którą się znęcał psychicznie i groził nawet zabójstwem. Nie była to pierwsza tego rodzaju sprawa w 2013 roku. W ciągu zaledwie półtora miesiąca, od stycznia do 15 lutego, wszczętych zostało jedenaście postępowań, z czego w dziesięciu przypadkach założono Niebieską Kartę.

Winny alkohol!

- Przyczyn przemocy można wymienić wiele - uważa komendant - począwszy od niezaradności życiowej w przypadku młodych partnerów, przez patologie, takie jak alkoholizm, który napędza większość awantur, po problemy zdrowotne czy finansowe. Czasem pojawiają się także problemy osobiste, związane z utratą pracy. Wygląda to bardzo różnie, jednak najczęściej zaczyna się od wyzwisk i poniżania, czyli znęcania psychicznego, potem przychodzi także fizyczne.

Policjanci z "domówek" przyznają, że najczęściej nad matką i ojcem "pastwią się" alkoholicy. Albo domagają się emerytury, albo wyrzucają na ulicę, każąc im żebrać, gdy pieniędzy już zabraknie.

- Często są to te same osoby, które wcześniej stosowały przemoc wobec żony i dzieci, ale na skutek eksmisji wracają do rodzinnego domu i dalej kontynuują przemoc, tyle że wobec swoich rodziców - mówi Monika Charemska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

114 Niebieskich Kart i 125 postępowań, nie odzwierciedla do końca problemu, ukrywanego w czterech rodzinnych ścianach.

- Podejrzewam, że jeszcze więcej takich przypadków jest na terenach wiejskich, gdzie z jednej strony mamy większą anonimowość, bo ludzie mieszkają w domach, a z drugiej społeczność jest znacznie mniejsza, co jeszcze bardziej zniechęca z uwagi na wstyd przed sąsiadem. Stąd też uważam, że ta liczba jest znacznie większa. Gdybyśmy pomnożyli te 125 postępowań przez 2, a nawet i 3, bylibyśmy bliżsi już prawdy - uważa komendant.

Przerwać milczenie

Duży odsetek osób starszych nie chce rozmawiać o takim problemie, przyznają pracujące w Punkcie Interwencyjno-Konsultacyjnym dla Ofiar Przemocy w Rodzinie - Monika Charemska oraz Renata Cybuch.

- Mówienie o tym jest dla nich trudne i bardzo bolesne. Często są to osoby starsze, które kilkadziesiąt lat już przeżyły, a u schyłku swojego życia nie chcą się błąkać jeszcze po sądach. Żadna z tych kobiet nie chce zeznawać, bo w końcu jest to jej dziecko - mówi Renata Cybuch. - Więc najpierw się kryje przed sąsiadami, a później także przed rodziną. Nie wszystkie przypadki są ujawnione.

- Bywa, że ktoś sprawuje opiekę nad niepełnosprawnym rodzicem i wtedy dochodzi jeszcze przemoc ekonomiczna - dodaje Monika Charemska.

Wszczęcie postępowania wobec "marnotrawnych" przez policję lub prokuraturę powinno być niezależne od chęci czy woli poszkodowanego. Ale policja aż nazbyt często pozostaje bezradna wobec sekretów ukrywanych w domu. Jeśli na przykład matka z uporem będzie twierdziła, że spadła ze schodów, policja niewiele może zrobić, co najwyżej przewieźć delikwenta do izby zatrzymań. Ale o tym, co dalej, decyduje chęć współpracy z organami ścigania.

- Jeśli jej nie ma, to nasze możliwości wykrycia przestępstwa, które dzieje się w czterech ścianach, sporadycznie, są prawie znikome - mówi komendant. - Sąd podejmując decyzję opiera się przecież na faktach, a nie domysłach.

Krokiem w dobrym kierunku było stworzenie zespołów interdyscyplinarnych, złożonych z przedstawicieli policji, Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej, Stowarzyszenia Pomoc Rodzinie "Przystań" i kilku innych podmiotów. Daje to bowiem szersze pole widzenia i większe możliwości działania.

- Spotykamy się średnio raz na miesiąc lub na dwa miesiące i omawiamy wszystkie Niebieskie Katy, jakie w tym czasie otrzymał zespół. Analizujemy je z różnych stron i jeśli zachodzi potrzeba powołujemy grupy robocze i monitorujemy sytuację. Robimy to tak długo, dopóki zachodzi taka potrzeba. Czasem jest to rok, innym razem pół roku, a w jeszcze innym przypadku trzy miesiące - mówi Renata Cybuch. - I nawet jeśli ofiary nie wykazują woli współpracy, a przemoc ustała, nie kończymy procedury. Przez pewien czas monitorujemy sytuację. Informujemy także, że w przypadku wystąpienia podobnych, mogą skorzystać z naszej pomocy i konsultacji.

- Póki nie będzie sprzeciwu wobec takich zachowań ze strony nie tylko ofiar przemocy, ale także i otoczenia, nie będziemy mogli nic zrobić - uważa komendant. - Sam mieszkam w bloku i wiem doskonale, że jeśli jest awantura, to echo się dobrze niesie. Wystarczy, że współlokator złoży do nas zawiadomienie. Zgłoszenie może być przecież anonimowe, nikt nie będzie żądać podania nazwiska - zapewnia komendant. - Nie możemy być obojętni na to, co się dzieje za ścianą. Bo jeśli wspólnymi siłami nie będziemy walczyć z tym procederem, policja nie jest w stanie sama sobie poradzić.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA