AAA
Nie widziała go 2 lata, teraz zbiera na pogrzeb
Dramat wielodzietnej matki z Jadownik
Niedziela, 27 czerwca 2010r. (godz. 18:44)

Mąż pani Barbary pojechał zarabiać do Hiszpanii. Jednak zamiast pieniędzy żona dostawała od niego listy i telefony, w których błagał o pomoc w powrocie do domu. I w końcu mężczyzna powróci w rodzinne strony, ale to by ... spocząć w grobie. Jak szybko to nastąpi, zależy od tego, kiedy rodzinie uda się zebrać pieniądze na przetransportowanie ciała do Polski. A potrzeba ponad 13 tys. zł.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Bezpieczne wakacje

Poprzednia wiadomosc:
ť Pomstują i płacą

Dla pani Basi, matki sześciorga dzieci żyjącej z zasiłków i renty męża, która wkrótce się skończy, to niewyobrażalna suma. A przecież wyjazd głowy rodziny do pracy za granicą miał oznaczać nie wydatki, ale polepszenie bytu jej najbliższych. W każdym razie z takimi planami mężczyzna 2 lata temu pożegnał rodzinę i udał się w długą podróż do Hiszpanii.


- Miał legalnie pracować jako kierowca wózka widłowego. Jednak po 2 tygodniach zadzwonił, że nie pracuje, tam gdzie miał przyobiecane i praktycznie nie ma żadnej roboty. Po tym telefonie nie dał znaku życia aż przez 10 miesięcy. Potem dostałam od niego krótką wiadomość, że ma problemy z powrotem do domu. I znów kontakt się z nim urwał – opowiada pani Barbara, drobna blondynka w okularach.

Takie sytuacje powtarzały się kilkakrotnie. Małżonek telefonował i donosił o coraz dramatyczniejszym przygodach, jakie go spotykały. Że w końcu zarabia, ale to są grosze nie pozwalające na powrót. Że ukradziono mu dokumenty, wreszcie, że trafił na miesiąc do szpitala po tym, jak znaleziono go skrajnie wyczerpanego.

- Czy to była prawda, tego nie wiem – kontynuuje opowieść pani
Basia.

- Przez cały ten czas nie przysłał żadnych pieniędzy. Przyszły tylko 3- 4 listy z Saragossy. Pisał, że nas kocha, że tęskni, że chce zobaczyć dzieci. Przysłał też 2 zdjęcia budynku dla bezdomnych, w którym, jak twierdził, mieszkał i pracował w pralni. Ciągle też prosił, żeby mu pomóc wrócić do Polski. Nie umiał jednak powiedzieć, gdzie konkretnie jest, w jakim mieście. Mówił tylko, że w Hiszpanii – powtarza słowa męża.

Pani Basia nie miała wyjścia. Musiała przywyknąć do życia bez męskiego ramienia, na którym można się wesprzeć w trudnych chwilach. Sama musiała podejmować ważne rodzinne decyzje. Takie, jak choćby wydanie za mąż najstarszej 20 - letniej córki. I radzić sobie z wychowaniem szóstki dzieci, w tym najmłodszego 1,5 - rocznego Alanka.

- Ojciec nigdy go nie widział. Wyjechał, gdy byłam w ciąży – mówi ze smutkiem pani Barbara.

Ostatni raz słyszała głos męża w telefonicznej słuchawce w marcu lub kwietniu tego roku. Nie pamięta dokładnie, bo ciągle jest oszołomiona inną wiadomością.

- Przyszło do mnie pismo ze starostwa w Starachowicach, że mąż 10 czerwca zmarł w hiszpańskim szpitalu na zawał serca. Potem dzwoniła do mnie jeszcze pani z ambasady w tej sprawie. Teraz już wiem, że naprawdę zostałam sama z dziećmi – mówi cicho spuszczając głowę.

Śmierć męża to już wystarczający dramat, a przecież to nie był jeszcze koniec kłopotów. Doszły nowe problemy, tym razem finansowe. Zmarłego w dalekim kraju męża, a właściwe jego prochy, bo ciało zostanie skremowane, trzeba będzie przewieźć do Polski.

- Transport z Hiszpanii do Warszawy kosztuje 12 tys. 600 zł, a droga z Warszawy do naszej miejscowości kolejne 700 zł – mówi wdowa.

Dla niej, żyjącej skromnie z zasiłków i renty męża, zdobycie takich pieniędzy to rzecz niemożliwa. Tym bardziej że - jak mówi - ma jeszcze kredyty do spłacenia, choćby po weselu córki. Nie miała wyjścia, musiała szukać pomocy.

- Poszłam do radnego z naszej wsi pana Słowińskiego – mówi.
Samorządowiec na ubiegłotygodniowej sesji Rady Gminy w Pawłowie zorganizował zbiórkę wśród radnych i sołtysów, którzy ofiarowali w sumie 1500 zł.

- Wójt też obiecał się dołożyć. Ma mi jeszcze pomóc opieka społeczna w gminie – wylicza kobieta.

Wsparcie dla pani Basi, która została sama z szóstką dzieci, a od 9 miesięcy także z wnuczką, bo córka po ślubie zamieszkała u niej, będzie ciągle potrzebne.

Od ludzkiej ofiarności zależy, czy jej mąż wróci wreszcie z Hiszpanii do domu, za którym tak tęsknił. Choć na pewno ani on, ani jego bliscy nie chcieli, by ostatnim przystankiem w tej podróży było miejsce na cmentarzu..

(iwo)

REKLAMA