AAA
Namalowany według wskazówek z nieba
Starachowiczanim sprowadził do Mirca drugą wersję obrazu Jezusa Miłosiernego
Sobota, 30 kwietnia 2011r. (godz. 00:06)

Stefan Niewczas, którego staraniem obraz został odkupiony od wileńskiej malarki podkreśla, że jest on bardziej wiarygodny od znanego katolikom malowidła „Jezu, ufam Tobie”.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Przeciw bezdomności zwierząt

Poprzednia wiadomosc:
ť Nie będzie apelacji

- Przedstawia postać Chrystusa dokładnie tak, jak opisała święta Faustyna na podstawie swoich wizji – przekonuje mężczyzna.


Pan Stefan zajmował się w przeszłości przewodnictwem pielgrzymek odwiedzających polskie sanktuaria. Na obraz Jezusa Miłosiernego natrafił w 1983 roku w czasie wyjazdu do Radomia. Mieszkała tam pani Hermanowicz, Polka, emigrantka z Wilna, którą do naszego kraju przywiodły wydarzenia będące konsekwencją II wojny światowej.

- Była znaną malarką, w Radomiu wykładała w liceum plastycznym. W czasie okupacji namalowała obraz dokładnie według zapisków świętej siostry Faustyny Kowalskiej – informuje pan Stefan.

Wskazywane przez niego dzieło wyraźnie różni się od tego, którego kopię można spotkać w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach i w niemal każdym polskim kościele.

- Ten obraz namalował wcześniej profesor Kazimierski. Nie umiał jednak oddać tego, co napisała siostra Faustyna o wyglądzie Jezusa, który jej się objawił. Namalował więc Chrystusa podobnego do księdza Sopoćki (spowiednik św. Faustyny - przyp. autorki).

Wiem to od pani Hermanowicz, która znała Kazimierskiego. Gdy ona malowała zażyczyła sobie wcześniej przejrzeć zapiski siostry Faustyny. I przedstawiła Jezusa dokładnie według nich. Na jej obrazie Chrystus nie stoi na posadzce, tylko unosi się nad ziemią nie dotykając jej stopami, bo przychodzi z nieba. Dlatego jej dzieło to oryginał– podkreśla pan Stefan.

- Gdy zobaczyłem ten obraz u pani Hermanowicz postanowiłem go odkupić. To był 1983 rok, czas drugiej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Chciałem uczcić tę uroczystość – tłumaczy powody swojej decyzji.

Malowidło trafiło do Polski razem z jego właścicielką.

- Wcześniej znajdowało się w kościele św. Jakuba w Wilnie. W czasie bombardowania cała świątynia została zniszczona, natomiast obraz przetrwał nietknięty wraz z filarem, na którym wisiał. Gdy pani Hemanowicz wyjeżdżała do Polski nasi biskupi namówili ją na zabranie obrazu ze sobą – dodaje pan Stefan.

Przewiezienie dzieła nie było proste. Wizerunek jest wielki, ma ponad 3 metry wysokości. Oprócz tego malarka musiała otrzymać specjalne zezwolenie sowieckich władz. Mimo to już na początku podróży robiono jej trudności.

- Gdy zawiadowczyni stacji w Wilnie dowiedziała się o obrazie, kazała wagon z nim odstawić na bocznicę. Wtedy pani Hermanowicz za ostatnie 5 rubli w złocie namówiła polskich pracowników kolei, żeby w nocy obraz wykradli i schowali pod ten wagon, którym jechała do Polski. Gdy dotarła do Radomia i tu zamieszkała oddała obraz miejskiemu muzeum. Ponieważ zwiedzający zaczęli się przy nim modlić, kierownictwo placówki nakazało jej go zabrać. Pani Hermanowicz postawiła więc obraz w swoim domu. Stał tam 50 lat do czasu aż go u niej wypatrzyłem – przypomina Stefan Niewczas.

Do malarki trafił przez przypadek. W jednym z radomskich sklepów szukał obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej wielkości cudownego oryginału z Jasnej Góry. Sprzedawca nie miał takiego, dał mu więc adres artystki z wileńskimi korzeniami. Pani Hermanowicz przyjęła zlecenie na wizerunek Madonny i w ciągu miesiąca skończyła pracę. To wtedy starachowiczanin pierwszy raz zobaczył u niej także obraz Jezusa Miłosiernego.

Zaproponował odkupienie, ale ostatecznie zbagatelizował sprawę i do transakcji nie doszło. Dopiero w czasie ponownych odwiedzin nabył dzieło za pieniądze przekazane przez pielgrzymów i postanowił ofiarować je parafii św. Leonarda w Mircu. Obraz został tam przeniesiony w uroczystej procesji zorganizowanej przez pana Stefana w Boże Ciało 1983 roku. W tamtym czasie był to nie lada wyczyn. W Polsce rządziła wrogo nastawiona do religii partia komunistyczna, nadał obowiązywał także wprowadzony w 1981 roku stan wojenny. Starachowiczanin miał jednak szczęście.

- Procesję zrobiłem bez zezwolenia, ale władze nic mi nie zrobiły. Może dlatego, że wszystko odbyło się kulturalnie, po katolicku, bez antypaństwowych haseł? – zastanawia się.

- Przeszliśmy z Tychowa Nowego przez Tychów Stary do kościoła w Mircu. Trasa liczyła 700 metrów – przypomina sobie.
Takim to sposobem druga wersja obrazu propagującego kult Miłosierdzia Bożego znalazła się w mirzeckim kościele i wisi tam od 28 lat. Sprawca jego pojawienia się w tym miejscu mówi, że obecny rok w szczególny sposób łączy się z tym wizerunkiem.

- Obraz był kupiony z okazji pielgrzymki Jana Pawła II do Polski i przedstawia Jezusa Miłosiernego. A 1 maja, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, która jest Niedzielą Miłosierdzia Bożego odbędzie się beatyfikacja Naszego Papieża - zwraca uwagę na zbieżności pan Stefan.

Analogii można znaleźć jeszcze więcej. To Jan Paweł II kanonizował siostrę Faustynę, ustanowił święto Bożego Miłosierdzia, a sam zmarł w przeddzień jego obchodów.

- Może ludzie wiary będą chcieli 1 maja przyjechać do Mirca, żeby zobaczyć obraz, który jest jedyny w świecie i którego historię znam dziś już tylko ja? Pani Hermanowicz zmarła rok po okupieniu od niej tego dzieła – kończy swoją opowieść starachowiczanin.

- O historii obrazu, który wisi w prezbiterium kościoła, można sobie poczytać na znajdującej się obok tabliczce – mówi ksiądz kanonik Daniel Kobierski, proboszcz parafii p. w. św. Leonarda w Mircu.

- Kto chce w najbliższą niedzielę zobaczyć obraz może to zrobić przy okazji uczestnictwa we mszy świętej. Msze zostaną odprawione o godzinie: 8.00, 10.00, 12.00 i 17.00 - dodaje kapłan.

(iwo)

REKLAMA