AAA
Szabrują stary szpitalTrudno w to uwierzyć, ale... Sobota, 24 pazdziernika 2009r. (godz. 16:05)
Wejść do opuszczonych obiektów starego szpitala mógł każdy, gdyż nam zajęło to mniej niż jedną minutę. A przy tym nie wymagało żadnej finezji, ani nadzwyczajnych umiejętności. Dodajmy, że dokonaliśmy tego w środku dnia i nie raz, a dwa razy, licząc, że w końcu zostaniemy przyłapani. Ale do niczego takiego nie doszło, mimo że powiat na ochronę starego szpitala wydaje co miesiąc 4 tys. zł. Dopiero po interwencji GAZETY sprawą zajęli się urzędnicy.
Do zbadania sprawy skłonił nas jeden z mieszkańców, który twierdził, że do budynku starego szpitala może wejść każdy, podając siebie za przykład. Przekonał się o tym 1,5 miesiąca temu, gdy podczas niedzielnej przechadzki natknął się na otwarte okna. Z czystej ludzkiej ciekawości postanowił sprawdzić, co znajduje się w środku. Myślał, że zastanie puste ściany, ale nic z tych rzeczy.
Jak wynikało z jego relacji, na wielu salach wciąż jeszcze stały łóżka, z których część podsunięto pod okna. Były też stoły operacyjne na chirurgii, duża wanna na porodówce, a na dole - rentgen, a także podświetlana tablica do oglądania zdjęć, która wciąż jeszcze działa. W brudowniku natomiast zalegały stare prześcieradła i fartuchy. Choć opowieści te wydały się nam z początku nieprawdopodobne, postanowiliśmy udać się na miejsce, by to sprawdzić.
Już z daleka zauważyliśmy okna otwarte na przestrzał. Do ubiegłego tygodnia było ich kilka. Większość znajdowała się na wysokości pierwszego piętra, co teoretycznie mogło zniechęcić potencjalnych miłośników takich wspinaczek. Ale w rzeczywistości nie stanowiło większego problemu. Wystarczyło bowiem wdrapać się po okratowaniu, nieznacznie podciągnąć, choć w przypadku osób o większej posturze było to zbyteczne, i przełożyć nogę na parapet, by znaleźć się na jednym z oddziałów.
My jednak nie zdobyliśmy się na aż tak duży wysiłek i wybraliśmy prostszy sposób, idąc za wskazówkami naszego rozmówcy. Wystarczyło sprawdzić okna w podpiwniczeniu, by przekonać się, że część z nich jest rzeczywiście otwarta. Potem należało już tylko rozchylić okno i przełożyć nogę, by znaleźć się w pracowni radiologicznej, gdzie wciąż jeszcze znajdowały się szpitalne urządzenia.
A jednak możliwe
Nie wymagało to wielkiej finezji, ani nadzwyczajnych umiejętności. Nawet dziecko potrafiłoby to zrobić i niewykluczone, że jakieś tego spróbowało. Sądząc po wyglądzie pomieszczeń, ktoś musiał w nich być. Na podłodze wciąż jeszcze można było zobaczyć mnóstwo rozbitego szkła... chyba że tak właśnie zakończyła się wyprowadzka za starego obiektu, choć w to raczej trudno było uwierzyć.
Większość drzwi prowadzących do środka budynku była zamknięta, z wyjątkiem jednych, przez które dostaliśmy się na korytarz, a stamtąd do biura analitycznego i na schody prowadzące na kolejne piętra. Przy okazji mogliśmy podziwiać śmieci kłębiące się pod schodami. A później przejść na chirurgię i oddział ginekologiczno – położniczy mieszczący się na samej górze. Gdzie niegdzie widać było pozostałości po dawnym wyposażeniu.
Na ginekologii na przykład zachowała się jeszcze ubikacja w toalecie dla personelu. Ubogo za to przedstawiała się sama sala porodowa, gdzie jeszcze niedawno nasz rozmówca odnalazł łóżko z tajemniczymi ... butami. Podczas naszej wizyty nie było już po nim śladu, zresztą podobnie jak po innych rzeczach, które jeszcze niedawno znajdowały się w środku.
Zachowały się natomiast lampy na jednej z operacyjnych sal. Sądząc po ich wyglądzie, wcale nie takie ostatnie. Ale jeszcze ponad miesiąc wcześniej można tam było znaleźć więcej cenniejszych sprzętów, o czym świadczyły wykonane wówczas zdjęcia.
Aż dziw, że do takiego budynku mógł wejść każdy i uciąć sobie małą wędrówkę. Sądząc po łatwości, z jaką można było to zrobić, skorzystał z tego niejeden ciekawski, lub co gorsza, miłośnik metalowych sprzętów. Dwóch takich delikwentów zatrzymali na początku sierpnia br. starachowiccy dzielnicowi. Mężczyźni schodzili właśnie ulicą Radomską, pchając przed sobą wózek inwalidzki, w którym znajdowała się metalowa skrzynka służąca do wyparzania lekarskich narzędzi.
- Dotarli prawie do skrzyżowania u zbiegu ulic 1 Maja i Krzosa, nim zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy – mówi nam Kamil Tokarski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach. - Cała sytuacja miała miejsce 7 sierpnia, ok. godz. 11.00, a jej sprawcami byli dwaj mieszkańcy Starachowic: 22 i 31 – latek, którzy tłumaczyli, że sprzęt znaleźli w okolicy szpitala. Obaj zostali ukarani wysokimi mandatami, a sprzęt wrócił do prawowitego właściciela, czyli szpitala.
Tyle tylko, że do całej sytuacji w ogóle nie powinno dojść, bo budynek winien być należycie zabezpieczony, zwłaszcza że wciąż stanowi on mienie powiatu i to nie byle jakie, bo warte blisko 6 mln zł, o czym informował na jednej z ostatnich konferencji prasowych starosta. Co więcej, od kilku miesięcy trwają rozmowy z Sądem Okręgowym w Kielcach w sprawie zamiany budynków.
Jak dużo nieruchomość straci na wartości, jeśli dalej nie będzie należycie zabezpieczona? Czuliśmy się więc w obowiązku poinformować o naszym „śledztwie” starostę, który nie krył zdziwienia.
Gdzie się podziała ochrona?
- Nie mam podstaw, by wątpić w te słowa – powiedział ze zrozumieniem Andrzej Matynia, dziękując za przekazane informacje. – Jesteśmy wprawdzie właścicielem tego budynku, ale w związku z tym, że PZOZ się przeniósł do nowej siedziby, podpisaliśmy z nim porozumienie dotyczące zabezpieczenia tego obiektu. W zamian za to zobowiązaliśmy się ponosić odpowiednie opłaty. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że musi to kosztować.
Do czasu, aż nieruchomość wróci do powiatu, nadzór nad nią sprawuje dyrekcja, za co szpital, jak się dowiedzieliśmy, otrzymuje co miesiąc 4 tys. zł brutto.
- 31 lipca br. podpisaliśmy porozumienie w sprawie ochrony obiektu starego szpitala przez PZOZ – poinformował Andrzej Pruś, asystent Zarządu Powiatu. – Obowiązuje ono do 30 października br. Dotyczy zarówno ochrony własności, jak i dewastacji przez osoby trzecie. Dokument przewiduje, że pieniądze w kwocie 4 tys. zł będą przelewane na konto szpitala na koniec każdego miesiąca.
Jak wyglądała ochrona obiektu?
- Większość dozorców przebywa w tej chwili na zwolnieniu – poinformowała Jolanta Kręcka, dyrektor lecznicy.
- Dopiero od 15 listopada będziemy korzystać z usług firmy ochroniarskiej. Wówczas patrole będą sprawowane co dwie godziny – zapewniła szefowa szpitala.
- Opłakany stan techniczny budynku starego szpitala uniemożliwiał jego właściwe zabezpieczenie. W niektórych miejscach wystarczyło przyłożyć rękę, by szyba wyleciała z okna. Trzeba byłoby je wszystkie pozabijać deskami – uważa J. Kręcka. Co zresztą szybko zostało szybko zrobione.
Dzień później, pracownicy szpitala, wspólnie z wicestarostą Andrzejem Sendeckim i Zygmuntem Bernaciakiem, dyrektorem Wydziału Geodezji, Ochrony Środowiska i Rolnictwa dokonali przeglądu całego obiektu.
- Niektóre z okien zostały faktycznie niedbale zamknięte – potwierdził A. Sendecki. – A w jednym nie było w ogóle zapadki. Natknęliśmy się także na pewne urządzenia. Musimy teraz zbadać stan ich używalności. Sądzę jednak, że zostaną przeznaczone do utylizacji. Sprzęt, który nadawał się jeszcze do użytku, już dawno znalazł się w budynku nowego szpitala.
Podobnie zapewnienia usłyszeliśmy od dyrektor lecznicy.
- W budynku starego szpitala nie ma nic cennego – stwierdziła. – To, co nadawało się jeszcze do użytku, przekazaliśmy jakiś czas temu stowarzyszeniu z Końskich. Pozostałe urządzenia będą w sposób specjalistyczny zniszczone.
Budynek, po interwencji GAZETY, zostanie należycie zabezpieczony, zapewniły nas władze powiatu. Szkoda tylko, że trzeba się było do niego włamać, by zapewnić mu bezpieczeństwo.
(An -Ju)