AAA
Zmarnowali trzy lata?
Ilu radnych, tyle głosów
Sobota, 12 grudnia 2009r. (godz. 11:46)

- Dzielna dyrekcja i dyletancki zarząd – w takim tandemie szpital daleko nie zajdzie, sugerowali na czwartkowej sesji Rady Powiatu radni opozycji. Ich zdaniem, przez ostatnie lata rządzący nie zrobili nic w zakresie poprawy służby zdrowia. Kłóciło się to jednak z argumentami przedstawionymi przez dyrekcję lecznicy. Jak wygląda sytuacja szpitala po dziewięciu miesiącach jego funkcjonowania w tym roku?

fot. hmr
Nastepna wiadomosc:
ť Prezes MAN zrezygnował

Poprzednia wiadomosc:
ť Wykorzystali szansę

Według radnych opozycji, nie za dobrze. Dali temu wyraz podczas uchwalania Strategii Rozwoju Gospodarczego Powiatu Starachowickiego, kiedy to wytknęli Zarządowi Powiatu tchórzostwo, niekonsekwencję w działaniu i marnotrawienie czasu, który można było przeznaczyć na przekształcenie lecznicy w spółkę. Zdaniem radnych Klubu PSL, zablokowanie przez powiatową prawicę reformy szpitala było nie tylko ryzykowne, ale także wielce niebezpieczne - stwierdził Bronisław Paluch.


- Trudne warunki wewnętrzne i zewnętrzne, brak kontraktu, nadwykonania, pogłębiające się zadłużenie, problemy kadrowe – to wszystko było od lat – mówił radny. –Jeśli szpital ma wytrzymać konkurencję i przetrwać, musimy mu pomóc. A co robi zarząd? Pozostawia tę archaiczną strukturę, mimo ofiarnej pracy pani dyrektor, a w nagrodę dostaje brawa od związkowców, którzy widzą tylko koniec własnego nosa. Zarząd pracował źle, po dyletancku – ganił radny. – Dzielna pani dyrektor pozostała sama na placu boju, atakowana przez wrogów zewnętrznych i wewnętrznych.

Zdaniem Mariana Mroza, ostatnie trzy lata zmarnowano.

- W 2007 roku Rada Powiatu przyjęła uchwałę intencyjną w sprawie przekształcenia szpitala. Mieliśmy robić wszystko, by doprowadzić do restrukturyzacji. Przeciwny był wtedy tylko Klub SLD, za co otrzymał brawa związkowców, takie same, jak dziś zarząd, gdy wycofał się z przekształcenia. Stanowisko zarządu ma się nijak do rzeczywistości – mówił radny M. Mróz.

Wzięli w obronę


Takiej oceny nie podzielali jednak lekarze, dość licznie zasiadający w Radzie Powiatu. Zdaniem Pawła Ciszewskiego od jakiegoś czasu można mówić o pozytywnym wizerunku szpitala.

- Dokonała się przeprowadzka, pacjenci są bardzo zadowoleni z opieki, powstają nowe oddziały, poradnie. Dostępność do usług jest coraz większa. Służba zdrowia w naszym powiecie ma naprawdę dobrą opinię. Nie mamy się czego wstydzić – przekonywał.

Podobnego zdania była Jolanta Bernatowicz, która mówiła o procedurach, jakie w ostatnim czasie wprowadzono na oddziałach.

- Nie mogą one jednak dyktować kogo i jak leczyć – przekonywała. – A leczenie często tylko pogłębia deficyt szpitala.

Doskonale rozumiał to także Mirosław Wojciechowski, bądź co bądź dawny szef starachowickiej lecznicy.

- Spółka byłaby rozwiązaniem optymalnym, ale problem długów pozostałby nadal – uważa radny. - Nie chciałbym zostawiać naszych następców z takim obciążeniem. Być może zabrakło determinacji, która pozwoliłaby na przekształcenie. W moim odczuciu wybrano mniejsze zło. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale nowy szpital jest olbrzymią szansą. Jego wizerunek poprawia się, a największym problemem pozostaje niedoszacowanie kontraktu.

- W tym przypadku, bez wsparcia państwa, niewiele możemy zrobić – twierdziła radna Krystyna Król. – Nie jest prawdą, że przekształcenie uzdrowi szpital. Być może uzdrowi finanse, ale nie wiadomo, jaki będzie to miało skutek dla pacjentów. Długi nie są efektem złego zarządzania szpitalem, ale tego, że ratuje się tu życie, mimo że nie ma kontraktu. Restrukturyzacja to nic innego, jak ograniczenia, trzeba będzie wziąć wszystko pod ołówek i ciąć, zostawić tylko dochodowe oddziały, a te które pomagają ludziom zniszczyć.

Nie umieją sprzedać sukcesu?


Argumenty te nie trafiały jednak do radnych opozycji, którzy zarzucali rządzącym brak konsekwencji w działaniu, a przy tym pomysłów na rozwój i wyprowadzenie lecznicy z długów. Miało się to jednak nijak do tego, co mówiła jej szefowa.

- Zarząd to jedyna wspierająca mnie dusza – przekonywała Jolanta Kręcka. – Nie jestem ani PiS – owska, ani SLD – owska, szanuję wszystkie opcje. Moją funkcją jest zarządzenie i zabezpieczenie opieki medycznej w naszym powiecie. Udaje mi się to dzięki współpracy z zarządem. Żałuję, że nie widzicie państwo jak wiele udało się zrobić. Nie umiecie cieszyć się z tego, co zrobiliście, jako Rada i sprzedać własnego sukcesu.

Zauważyła to również radna Maria Salwa.

- Zapanowała jakaś zła cecha – mówiła radna – Nic tylko narzekamy i widzimy wszystko w czarnych barwach, zapominając o tym, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje... Niech służba zdrowia nie będzie przedmiotem przetargów politycznych – apelowała do swoich kolegów.

Ale trafiała jednak na “opór materii”.

- Jesteście państwo niekonsekwentni w swoich działaniach. Nie respektujecie podjętych wcześniej ustaleń – powtarzał po raz wtóry Andrzej Maciąg, który miał za złe zarządowi rezygnację z przekształcenia.

- To spółka miała utrzymać w ryzach finanse szpitala, a państwo się z tego wycofaliście. Jesteście niekonsekwentni, nieprawdomówni i wyborcy to ocenią – prorokował.

O dyletantach i pułapce w programie


- Mówicie dyletanci, biedna pani dyrektor, nic nie robiący zarząd. Każda okazja jest dobra, by pokazać “troskę, kompetencję i dobre pomysły” – żachnął się starosta. – Według mnie, cel określony w strategii sformułowano wadliwie.

Forma organizacyjna jednostki może co najwyżej służyć realizacji celu, a nie być nim samym w sobie. Chciałbym oświadczyć, że zarząd jest zdolny do samodzielnego myślenia i oceny okoliczności, które mają wpływ na podejmowane decyzje. Potrafi wyciągnąć wnioski, zaproponować formułę i ją obronić. Walczymy na argumenty, w odróżnieniu od niektórych.

Nazwał nas pan dyletantami – mówił zwracając się do Andrzeja Maciąga - ale zgodnie ze słownikiem poprawnej polszczyzny, dyletant to osoba, która nie ma wystarczającej wiedzy na dany temat. A my ja mamy!

Dla mnie poważnym partnerem do rozmów na temat przekształcenia szpitala jest osoba, która zna dokładnie rządowy program i naszą uchwałę. A jednym z podstawowych warunków, by realizować program jest zapewnienie z NFZ możliwości kontraktowania usług przez najbliższe pięć lat.

Jak niby mieliśmy to zrobić, skoro wiemy, że kontraktów nie będzie, a jeśli będą to najwyżej na 3 lata. To była pułapka w samym programie. Dlaczego żaden szpital nie skorzystał z tego programu? Byli za mało odważni, czy może wiedzieli w czym rzecz? – pytał z przekorą. – Korzyści są bardzo wątpliwe, a zyski trudne do określenia, za to pewne straty. Trzeba zagwarantować środki na zobowiązania, a jak mamy to zrobić? Rezygnując z inwestycji? PZOZ ma jedną przewagę nad spółką – nie może upaść.

Nie jest dobrze


Sytuacja szpitala jest trudna, co przyznawali wszyscy obecni na sali. Za dziewięć miesięcy 2009 roku PZOZ uzyskał przychody ze sprzedaży wielkości ponad 41 tys. zł (74 proc. planu rocznego). Koszty działalności (m.in. zużycie materiałów, energii, usługi obce, podatki i opłaty, wynagrodzenia, świadczenia na rzecz pracowników) wyniosły w tym czasie ponad 49 mln zł, co stanowi 77 proc. planu rocznego. Wynik ze sprzedaży zamknął się kwotę ponad 7 mln zł.

Przychody finansowe (odsetki od założonych lokat i środków na rachunku oraz należności i umorzonych odsetek od podatku na lata 2005-2008) wyniosły ponad 261 tys. zł, a koszty finansowe (odsetki od zobowiązań, odsetki publiczno – prawne, odsetki od kredytów i pożyczek) blisko 1,5 mln zł.

Wynik finansowy netto zamknął się zyskiem w kwocie ponad 583 tys. zł. Należności wyniosły ogółem ponad 7 mln 666 tys. zł, zaś zobowiązania i rezerwy na nie - ponad 48 mln zł.

Od trzech lat sytuacja pogarsza się. Jak dowodził Marian Mróz, wzrosły przychody, koszty, również te związane z funduszem płac. Powiększył się także ujemny wynik finansowy osiągnięty przez szpital.

- Niepokojące jest to, że zobowiązania rosną, a dużą część stanowią zobowiązania cywilnoprawne – mówił podpierając się odpowiednimi liczbami. - Boję się , że w 2010 roku pracownicy za ciężką pracę nie dostaną wypłat. Jeżeli szpital nie będzie miał pieniędzy na płace, nie będzie spłacał również kredytu - argumentował.

- W tym roku szpital płacił tylko odsetki – zauważył A. Maciąg. – W przyszłym dojdą raty kredytu. Czy powiat jest gotów spłacać je za szpital? – pytał radny.

- Jeśli nic się nie zmieni, obawiamy się, że za rok na jesieni do szpitala może zapukać komornik – mówił radny Cezary Berak. – Dyrekcja powinna zaproponować jakiś program naprawczy, by poprawić tę sytuację.

- Zamiast planu naprawczego, potrzebny jest tu raczej plan rozwoju – dopowiedziała Krystyna Król.


Plany były i są


A dyrektor słuchała i nie mogła się temu nadziwić.

- Odnoszę wrażenie, że jestem taką małą dziewczynką, która zarządza szpitalem bez żadnej koncepcji i żadnej logiki. Byłam jedną z pierwszych osób, która organizowała w Starachowicach niepubliczną opiekę zdrowotną. Szpital jest instytucją pro publico bono.

Z jednej strony ma zabezpieczać zdrowie mieszkańców, z drugiej – musi się bilansować. Wszyscy bierzemy za to odpowiedzialność. Patrząc po wynikach za trzy kwartały, powinnam zwrócić się do państwa o podjęcie decyzji w sprawie zamknięcia szpitala. Ale tego nie zrobiłam.

Inne szpitale zaciągają kredyty, ja nie przychodzę do was i nie proszę o pieniądze, choć sama przeprowadzka kosztowała nas ok. 1 mln 700 tys. zł. W przyszłym roku musimy zwiększyć przychody. Nie sądzę, że dostaniemy wyższy kontrakt.

Od roku myślimy o wysoko specjalistycznych procedurach. Zaczęliśmy wszczepiać rozruszniki serca i mamy dalsze plany związane z kardiologią.

Koszty będziemy mogli zwiększyć także dzięki RPO, z którego zakupiliśmy licencje do oprogramowania. Pozwolą one na stworzenie centrali informatycznej, która odciąży pracowników, uszczelni system i ograniczy koszty. A w ciągu pierwszego kwartału 2010 roku będziemy mogli powiedzieć, ile kosztuje szpital każda procedura i porównać, ile płaci za nią NFZ.

Wkrótce nastąpią redukcje w zatrudnieniu, ale tylko w pionie nie medycznym. Brakuje nam lekarzy specjalistów. Mamy niedobory w kardiologii, neurologii i chirurgii. 30 procent pielęgniarek znajduje się albo na kursach, albo na specjalizacjach – mówiła szefowa PZPZ, nie chcąc zdradzać szczegółów, do kondycji finansowej lecznicy, o co dopominał się M. Mróz.

Konkurencja nie śpi


- Nie mamy nic do ukrycia, ale jesteśmy przedsiębiorstwem – tłumaczyła J. Kręcka. - Pan Marian Mróz pracuje w firmie konkurencyjnej (jest doradcą Zarządu AHP – przyp. red.). Ja też chciałabym wiedzieć, jakie zarobki są w AHP i ile kosztuje np. cewnik. To bardzo ułatwia funkcjonowanie na rynku. Ale jeśli ma być konkurencja, to niech ona będzie zdrowa – apelowała dyrektorka.

Zresztą przyłączył się do tego starosta, który dopytywał radnego, czy w swojej pracy zawodowej wykorzystuje informacje uzyskane jako radny.

- Nie będę odpowiadał na to pytanie. Uważam, że jest ono nietaktem – stwierdził M. Mróz.

Do tematu szpitala na sesyjnych obradach trzeba się będzie przyzwyczaić, bo z pewnością powróci nie na jednej.

(An)

REKLAMA