AAA
"Teatr to moje życie"
Sołtys Śmiałek z "Pierwszej miłości" w Starachowicach
Niedziela, 24 czerwca 2012r. (godz. 23:00)

- Co mówić młodym ludziom, którzy chcieliby być artystami? W zasadzie to samo innym. Żeby robili to, co naprawdę lubią - radził Paweł Okoński, pochodzący z Wąchocka aktor scen polskich, kreator niezapomnianych postaci filmowych, scenarzysta i reżyser.

fot. Gazeta Starachowicka

Aktor gościł w Starachowicach na zaproszenie Aldony Adamczyk. W Bibliotece Pedagogicznej spotkał się z przyjaciółmi i opowiadał o wpadkach, "suspendach", które potrafią odmienić karierę, grzechach młodości oraz o teatrze, z którym splotło się jego życie.


Zdolności aktorskie przejawiał już w szkole: podstawowej w Wąchocku i w starachowickim II LO, współtworząc akademie, wieczornice, kabaret czy chór. Do historii przeszedł jako autor piosenki "Już mi niosą ściągi w kanapkach" czy tancerz z męskiego "Jeziora łabędziego". Ukończył Szkołę Teatralną we Wrocławiu, która otworzyła mu drogę do świata teatru i filmu. Przez ponad 20 lat zagrał ponad 70 ról teatralnych i kilkanaście filmowych, wystąpił w kilkunastu teatrach telewizji i kilku spektaklach muzycznych.

W Teatrze Polskim we Wrocławiu miał szczęście pracować z wieloma wybitnymi reżyserami, m.in. Krystianem Lupą, Andrzejem Wajdą, Maciejem Wojtyszką, Tadeuszem Bradeckim, Jerzym Jarockim, Barbarą Sass, Maciejem Englertem czy Mikołajem Grabowskim. Szerszej publiczności dał się poznać z telewizyjnych seriali: "Świat według Kiepskich", "Lokatorzy", "Na kłopoty Bednarski" czy "Pierwsza miłość", gdzie gra postać sołtysa Śmiałka. Ma fantastyczne poczucie humoru, lubi dawać ludziom radość i z tą misją wiąże się jego kolejne wyzwanie - Wrocławski Teatr Komedia, który współtworzy z Wojciechem Dąbrowskim od 1997 roku. Z powodzeniem mierzy się z najnowszym światowym repertuarem komediowym.

Czarował gości

Teatr przyciąga, urzeka i uzależnia - to jego słowa. Tym razem jednak to on urzekł gości swymi opowieściami o świecie filmu i teatru.

- Co mówić ludziom, którzy chcieliby być artystami? W zasadzie to samo, robić to, co się lubi - mówił Okoński, który przećwiczył to dobrze na sobie.

- Występowanie przed publicznością zawsze mnie pociągało do tego stopnia, że kiedyś nie dałem się nawet z tej sceny zgonić - żartował aktor, który z farsą i komedią związał się stosunkowo niedawno.

Przez lata pracował w teatrze dramatycznym, a karierę w nim zakończył jako książę Konstanty z Kordiana. Dziś śmieje się tylko, że może lepiej by było, gdyby ta dramatyczna scena pojawiła się wcześniej, niż przy końcu spektaklu. Bo mimo sporych wysiłków ze strony aktorów, część zgromadzonej wówczas widowni najzwyczajniej ... zasnęła. To jednak nie zdarza się teraz, kiedy prowadzi Teatr Komedia. Wspólnie z Wojciechem Dąbrowskim, znanym z serialu "Plebania" (grał tam komendanta policji), postanowił otworzyć teatr, który z konieczności będzie musiał być komercyjnym, ale za to przez szlachetne "K".

- Postaraliśmy się, żeby to było zawodowo, bo w teatrze jest to najważniejsze.Można wówczas go lubić lub nie, ale nikt nam nie może zarzucić, że nie jest profesjonalnie.

W uzyskaniu licencji pomógł im Wojciech Pokora, który przekonał agentów, że jednak można. Dziś mają repertuar, który "chodzi" w teatrach francuskich, angielskich, a nawet amerykańskich, choć oczywiście kosztowało to wiele pracy.

- Z czasem okazało się, że tych rozmów o "padaczce" jest coraz mniej, dziś ludzie dzwonią i mówią - proszę o bilet. Kiedy pytamy, na co, słyszymy: na cokolwiek. Mamy w repertuarze kilkanaście spektakli na stałe, łącznie z "Zemstą" Aleksandra Fredry - mówił Okoński. - Bo nie boimy się ani nie wstydzimy polskiego repertuaru.

Już myślą o wystawieniu czegoś dla młodzieży, np. "Moralności pani Dulskiej", gdzie tytułową rolę zagrałaby Emilia Krakowska.

- Większość teatrów brzydzi się komediami twierdząc, że jest to gorszy gatunek sztuki, zapominając, że dobrze zagrać komedię to wielka sztuka, bo nie jest łatwo szczerze rozbawić widza. Z naszych spektakli ludzie wychodzą z uśmiechem - mówił aktor.

Przypadki kierują życiem

W powstaniu teatru dopomógł im, nieżyjący już, Mariusz Łukasiewicz, młody biznesmen i przyjaciel, założyciel Lucas Banku. Lew biznesu z grupy młodych pistoletów, jak mówił o nim Okoński. To właśnie dla niego, w największym hotelu w Zakopanem, wystawili swój pierwszy spektakl "Kochane pieniążki", podczas dużej pracowniczej imprezy.

- Nie wiadomo, czy więcej tam było krwi w alkoholu, czy alkoholu we krwi - mówił o publiczności.

Potem zagrali oficjalną premierę w Teatrze Kameralnym przed bardziej wymagającą publiką: ministrami, zaufanymi prezydenta i innymi oficjelami w krawatach i koszulach pozapinanych pod szyję.

- Początkowo nie było żadnej reakcji, jak by to byli Węgrzy, w dodatku głuchoniemi - wspominał z uśmiechem Okoński.

W środku spektaklu, totalna klęska - walizka, w której były pieniądze nagle się otworzyła, co oznaczało, że trzeba będzie opuszczać kurtynę, gdy znowu powędrowała w górę, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli - widownia pękała ze śmiechu. I to był ich sukces, a z takich przypadków złożone jest życie i dzięki takim "suspendom" sukcesem zakończyło się wiele jego spektakli.

Zabawnych historii aktor opowiedział więcej. Okazało się na przykład, że jest także autorem tytułowej piosenki do serialu "Pierwsza miłość", którą napisał pod pseudonimem Korneliusz Karpiński, wygrywając w konkursie nawet z Jackiem Cyganem. Było też o wpadkach, telefonach, które dzwonią podczas spektakli, ale i grzechach z przeszłości. W obecności kilkudziesięciu osób, a także byłych nauczycieli, przyznał publicznie, że wspólnie z kolegami urządzali w liceum potajemnie zabawy, a w spiskowaniu pomagał im ... woźny Kaptur.

Nikt jednak nie potrafił na niego się gniewać. Wykorzystując swój talent aktorski, przytaczał anegdoty, rozbawiając widownię do łez. Widząc dawnych nauczycieli trudno mu było jednak ukryć emocje. Z rozrzewnieniem wracał do lekcji łaciny i języka polskiego z prof. Korpantową, dzięki której wszystkie cytaty z literatury miał wyryte na "blachę", znał je tak dobrze, że na egzaminie wstępnym w Krakowie posądzono go o ściąganie. Przydała się też znajomość niemieckiego, gdy w jednym z filmów grał niemieckiego turystę.

- To właśnie dzięki tym ludziom jestem dzisiaj takim, a nie innym człowiekiem. Potrafili we mnie wskrzesić tę iskrę i pasję do tego, co robię - mówił Okoński. A najważniejszą rzeczą dla niego był i jest - obok rodziny - teatr.

-Gdy człowiek się mu za bardzo odda, może go wchłonąć, a nawet i zjeść - stwierdził.

Nieprzerwanie na deskach

15 czerwca br. minęło dokładnie 20 lat odkąd nieprzerwanie gra główną rolę w najpopularniejszym spektaklu Teatru Polskiego - komedii "Mayday" R. Cooneya w reżyserii Wojciecha Pokory. Natomiast w Teatrze Komedia od kilku lat gra drugą część czyli "Mayday 2", która powtarza sukces jedynki.

- Ludzie uwielbiają do nas przychodzić. Może dlatego, że po skończonym spektaklu nie uciekamy do garderoby, a schodzimy do publiczności. Emilia Krakowska wita się i całuje z paniami w pierwszych rzędach. Rozmawiamy, odbieramy kwiaty. Tworzy się fajna atmosfera, oddychamy jak gdyby jednym powietrzem - mówił Okoński.

- Kariera? Jest w Hollywoodzie - to miliony dolarów, setki brylantów. Ja się jednak cieszę, że mogę robić to, co lubię i jeszcze żyć z tego. Bywają różne dni, takie, w które człowiek nienawidzi swojego zawodu i takie, w których go kocha do bólu. Trzeba odnaleźć pasję i słuchać swojego serca, które bije raz mocniej, raz słabiej, ale przez cały czas dla teatru. I to pozwala przetrwać. Parcie na szkło? Na pewno nie ma się go po 50 -ce. Cieszę się bardzo czytając listy od 14 - letnich dziewczynek, które piszą: "Jestem pana fanką, cieszę się jak pan gra", bo to naprawdę piękne. A grywanie w serialach... to jest łaska pańska, która na pstrym koniu jedzie. Tak naprawdę z tyłu każdego serialu toczy się drugie życie, polegające na wzajemnych animozjach. Teatr jest natomiast jak sanatorium. Tu nie ma pośpiechu, wszystko toczy się własnym rytmem, a nie jak na planie. Dlatego chcę tu być do końca, tak długo, jak będę żył.

Planów ma mnóstwo. Najbliższe, jak zdradził GAZECIE, to przeprowadzka teatru do nowej siedziby, budynku dawnej loży masońskiej, co ma nastąpić w ciągu dwóch lat. Myśli o wystawianiu sztuki "Trzy razy w łóżku" w języku niemieckim, a obecnie jeździ po małych miejscowościach, m.in. Karpacz, Sobótka, gdzie wystawia komedie. Kiedy można będzie zobaczyć go u nas?

Tego na razie nie wiemy. Dyrektor Tomasz Kordeusz zadeklarował, że postara się zorganizować spektakl na deskach naszego SCK, a Marian Susfał, dyrektor Miejsko - Gminnego Ośrodka Kultury w Wąchocku wręczył artyście zaproszenie na Turniej Sołtysów. W końcu jako były sołtys Wadlewa ("Pierwsza miłość") spokojnie mógłby wziąć udział w tej rywalizacji.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA