AAA
Ach, Kieleckie jakie cudne!
Głośne czytanie nocą
Piatek, 08 lutego 2013r. (godz. 23:24)

Jeżeli miało to być 25. Głośne Czytanie Nocą, to koniecznie musiało odbyć się 25 stycznia. Powstała w ten sposób magiczna fuzja numerologiczna, przez którą (zdaniem Andrzeja Rojka) mogli pomóc bezpiecznie przejść tylko znający teren i związane z nim legendy, specjaliści z Koła Przewodników i Pilotów Turystycznych im. Edmunda Massalskiego w Starachowicach.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Gospodarcza współpraca

Poprzednia wiadomosc:
ť Jest czysto, ciepło i sucho

To nie w kij dmuchał, ponieważ przyrównując naszą magiczną liczbę 25 do rocznicy zawartego w pewnym sensie ślubu z Czytelnikami, jak nic wychodzi, że była to "srebrna rocznica". Czy była huczna? - zapytają ciekawscy. Można odpowiedzieć nieco enigmatyczne - zależy, co kto rozumie przez huczność. Jeżeli unikatowe w skali miasta (być może województwa) zjawisko kulturalne określimy ilością gości, to owszem.


W rzeczy samej, dla uczestników, każde GCN jest zapewne satysfakcjonującym przeżyciem, natomiast dla występujących okresem wzmożonej pracy i stresu związanego z dbałością: "żeby się nie wyłożyć", a dla organizatorów urwaniem kapelusza z przemeblowaniem czytelni i niepewnością o wystarczającą ilość miejsc.

Zazwyczaj jest tak, że trzeba dostawiać. Bóg raczy wiedzieć, ile pokładów pomysłowości drzemie jeszcze w głowach personelu kierowanego przez Annę Gębską w kwestii usadowienia wszystkich gości. Można mieć pewność, że nawet gdy zabraknie krzesełek, nie do pogardzenia będzie podłoga.

Ponieważ rok obecny ogłoszony jest rokiem przewodników turystycznych, stąd czytający goście wieczoru byli spod znaku jelonka świętokrzyskiego. Szefem starachowickiego koła jest Krzysztof Szwed, który wraz z podopiecznymi, w wieku dojrzałym do wszystkiego, przygotował ciekawe legendy dotyczące ziemi świętokrzyskiej. W roli protagonistki, starającej się związać wszystko w całość, była kobieta ...No, właśnie. Tu wystąpiła pewna trudność w określeniu wieku oraz płci. Na pierwszy rzut oka: kwiecista chusta, na plecach zapaska, biodra przystrojone w pasiastą spódnicę, na szyi czerwone korale, a w żylastej "rączce" miotła brzozowa. Wypisz, wymaluj, dziarska gospodyni z Krajkowa lub Baszowic...tylko te wąsy i dziwny język w gwarze raczej górali spod Białki Tatrzańskiej. Gdy pod wełnianą chustą zrobiło się gorąco, ukazało się wreszcie szlachetne, zroszone czółko gospodarza GCN Andrzeja Rojka. Więc nie ona, tylko On przywitał, machnął miotłą i tak zaczęło się czytanie.

Przerywnikiem wokalnym każdego czytania było wspólne intonowanie regionalnego hymnu: "Ach, Kieleckie jakie cudne". Podpierając się rzekomymi zaślubinami, wszyscy uczestnicy uważali, iż kochankowie muszą ze sobą kooperować, aby doszło do konfiguracji - oczywiście w znaczeniu muzycznym, stąd chóralne popisy. No cóż, na pierwszy ogień poszedł wiersz zmarłej 16 stycznia br. poetki, Marii Cedro-Biskupowej z Wilkowa pt. "Przygody Boruty", udatnie przeczytany przez Krzysztofa Szweda. Wzruszenie ogarnęło Marcina Maruszaka, gdy czytał "Legendę o dębie Bartku".

Przyznał też, że w czasach, gdy pobierał nauki w zagnańskim technikum, ulegając legendzie właśnie, często z kolegą zachodzili pod Bartka z nadzieją poznania królewny lub przynajmniej księżniczki. Robili tak ale tylko w czasie odwiedzania Bartka przez wycieczki szkolne z ładnymi dziewczętami. Następną legendę o rycerzu Wacławku ze świty króla Jagiełły przedstawiła Elżbieta Durlej. Urzeczony pięknem naszej ziemi podziękował królowi za okazane honory i osiadł u podnóża Gór Świętokrzyskich. Z mitu wynika także, iż dzielny rycerz ufundował kaplicę, którą z czasem rozbudowano do wielkości obecnego kościoła z klasztorem w Świętej Katarzynie.

Ciekawe opowiadanie Henryka Kołodziejskiego przedstawił nam Michał Surma. Autor, opisując tereny przyległe do granic aktualnych Starachowic, używa dialektu zbliżonego do obecnie używanego na wsiach świętokrzyskich oraz obowiązującą wówczas modę, którą nazywa: "Makyjoż nad rzeką Kamienną". Tajemniczy matyjoż polegał na pokrywaniu ciała czerwoną glinką z okolic Grzybowej Góry - obecnie nazwanych przez naukowców "Rezerwatem Rydno". Watro dodać, że kopalnie ochry, czyli hematytu, istniały 20 tys. lat temu (późny paleolit).

Miło nam też donieść, iż niniejszą legendę napisał teść równie zdolnego poety, rysownika i ilustratora Adama Cieślika. Z całą przyjemnością i uwagą wysłuchano Anny Molendy, która przedstawiła mit dotyczący "Strachów z Jeleniowskiej Góry". Tekst pobrzmiewał przestrogą sugerującą chłopom słuchania się swoich rezolutnych bab. Nie zapominajmy, że po prawie każdym czytaniu rozbrzmiewało gremialne: "Ach, Kieleckie..."

Duże brawa zebrał też Krzysztof Kasprzyk (sporo tam mają tych Krzysztofów) za wyczerpującą legendę o Ameryku, znanego również jako Emeryk. Ponieważ autor pochodził z Bielin, podczas pisania nie miał trudności z używaniem gwary znanej od dziecka. Wspomniano także nieodżałowanego tekściarza, z którego bogatego dorobku garściami czerpał T. Chyła czy kabaret "Elita". My usłyszeliśmy okruch ze stołu mistrza noszący tytuł: "Z pamiętnika autostopowiczki" - palce lizać.

Żeby utrzymać ten miły nastrój, zaśpiewano: "Dziś do ciebie..." w połączeniu z obowiązującym hymnem: "Ach, Kieleckie...". Trzeba przyznać, że jakoś wyszło (?). A jakże, czerpano również z "Przewodnika turystycznego po Wąchocku" - B. Kułagi i M. Gonciarza, a na dobranoc podano: "Sabat czarownic" opisujący historię gosposi księdza z Bielin.

Oprócz uznania dla personelu Czytelni i gospodarza GCN, wielkie brawa za uroczy wieczór należą się: Elżbiecie Durlej, Annie Molendzie, Bogdanowi Zaborskiemu, Krzysztofowi Kasprzykowi, Krzysztofowi Majchrowi za wspaniałe wręcz widowisko - monodram o zbóju Szydło i powstaniu Szydłowca. Michałowi Surmie i na koniec nie mniej zaczytanemu Krzysztofowi Szwedowi.

W roli przeszkadzacza, coraz mniej aktywny (ale zawsze), wystąpił despotyczny twórca i założyciel jednoosobowej "loży szyderców" poeta Włodzimierz Kowalczyk.

Marek Oziomek

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA