AAA
Był już na końcu świata
Starachowiczanina przygoda z miastem na siedmiu wzgórzach
Niedziela, 07 kwietnia 2013r. (godz. 12:22)

Fenicjanie nazywali ją Alis Ubbo, czyli Spokojną Zatoką. Grecy mówili o niej Olissipo. W czasach Gajusza Juliusza Cezara była Felicitas Julia. Słynie z licznych kościołów, stromych uliczek, tramwajów, najdłuższego wiszącego mostu Europy, pomnika Odkryć Geograficznych oraz z najbardziej wysuniętego na zachód punktu Europy kontynentalnej, uznawanego długo za kraniec świata. Lisbona. To właśnie tam od kilku miesięcy przebywa Kamil Jakubowski ze Starachowic, student inżynierii biomedycznej Politechniki Krakowskiej, a obecnie Universidade Nova de Lisboa.

fot. Gazeta Starachowicka

Pięknie położona nad Atlantykiem już przed wiekami sprzyjała podróżnikom. To stąd wyruszano na wyprawy do Afryki i Ameryki, tu trafiały największe bogactwa z nowo odkrytych terenów. Dzięki swemu położeniu, Lizbona przez wieki mogła się pomyślnie rozwijać. O jej potędze do dziś przypominają liczne budowle - symbole bogactwa dawnych mieszkańców tego białego miasta. Co przyciągnęło do niej Kamila Jakubowskiego ze Starachowic?


- Pomysłem na zagraniczne studia zaraziła mnie Kaja Adamowicz, przyjaciółka z uczelni, która pochodzi z Zielonej Góry. Wybraliśmy Portugalię nie tylko ze względu na poziom kształcenia, ale również z uwagi piękną przyrodę i przyjaźnie nastawionych tam ludzi - mówi Kamil. - Planując kontynuację nauki w tak odległym zakątku Europy, chcieliśmy poznać jego kulturę, ale też nawiązać kontakty ze studentami z całego świata.

Wyjazd odbył się w ramach wymiany studenckiej programu ERASMUS. Wszystkie formalności trzeba było jednak załatwiać o wiele wcześniej, w roku akademickim poprzedzającym wyjazd.

- Aby wyjechać, musiałem zaliczyć pierwszy rok studiów, mieć odpowiednią średnią z obu semestrów oraz zaliczyć test ze znajomości języka w stopniu gwarantującym aktywny udział w zajęciach na uczelni zagranicznej. Po podpisaniu umowy na wymianę studencką między Politechniką Krakowską a Universidade Nova de Lisboa, mój wyjazd był już możliwy, a nauka na kierunku Inżynierii Biomedycznej na Universidade Nova de Lisboa stała się faktem!!!

Uczy się w Portugalii

UNL powstała w 1977 roku i należy do najmłodszych uczelni portugalskich. Od 2006 r. plasuje się jednak wśród 500 najlepszych uczelni na świecie według QS University Rankings.

To właśnie tam Kamil spędzi jeden semestr nauki, z możliwością przedłużenia go na drugi. Po powrocie do Polski czeka go jednak kontynuacja drugiego kierunku studiów na Politechnice Krakowskiej. Co czuł, gdy wylądował na iberyjskiej ziemi?

- Na pewno niedowierzanie, że udało mi się to zrobić - przyznaje dzisiaj, będąc wciąż jeszcze w Lizbonie. - Po chwili entuzjazmu, nadeszła jednak chwila zmęczenia. Miałem ochotę się przespać, ale nie miałem przecież mieszkania.

Na szczęście już pierwszego dnia udało mu się znaleźć właściwe lokum.

- Portugalczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni, dlatego dość szybko nawiązaliśmy nowe znajomości. Pojawiają się jednak problemy z zapamiętywaniem twarzy, a przede wszystkim imion nowo poznanych osób. Mieszkam w domu prywatnym, ze studentami z Ugandy, Syrii, Austrii i Niemiec. Ocean, plaża, przyjaźni mieszkańcy... wszystko jest jak na razie na plus. Dla tych, którzy lubią nowe wyzwania oraz przygodę, to raj - śmieje się Kamil.

Pojechał tam przede wszystkim, by się uczyć. Na szczęście studia, co sam przyznaje, nie różnią się bardzo od naszych w Polsce, chociaż pojawiają się także "zgrzyty", jak było na początku.

- Większość wykładów prowadzona jest w języku portugalskim, na co nie byłem przygotowany. Jesteśmy z Kają jedynymi studentami z Polski, z wymiany studenckiej na kierunku Inżynierii Biomedycznej. Spowodowało to konieczność ekspresowego podszkolenia się z języka portugalskiego. Na szczęście pozostałe zajęcia prowadzone są już w języku angielskim. W tych też językach będziemy zdawać egzaminy.

Przyjemne życie studenta

- Studiowanie w Lizbonie to dla mnie przyjemność. Prowadzący wykłady są pozytywnie nastawieni, zazwyczaj pomocni i przyjaźni zagranicznym studentom, a sama uczelnia daje duże możliwości rozwoju osobowości i własnych zainteresowań. Skorzystałem z zaproszenia do uczestnictwa w akademickich rozgrywkach piłkarskich wielonarodowych drużyn, przy okazji pozdrawiam gorąco Juventę! Uczę się także surfingu na falach oceanu. Jeśli chodzi o studentów tamtejszej uczelni., to przyznam, że są bardzo pozytywnie nastawieni do nas i chętnie nam pomagają, jeśli tylko język angielski nie jest dla nich barierą. Bardzo szybko poznaliśmy się z też pozostałymi Erasmusami. Na uczelni organizowane są studenckie spotkania integracyjne, w trakcie których można spróbować lokalnych dań, poznać miejscowe zwyczaje. Nie brakuje też imprez na plaży czy wspólnych wypadów do miejscowych klubów. Nasi uniwersyteccy mentorzy organizują nam różne wycieczki do pobliskich, ciekawych turystycznie miejsc, chętnie odwiedzanych nie tylko przez Europejczyków - opowiada Kamil.

Życie jest tam bardzo przyjemne. Portugalczycy nie muszą wstawać wcześnie, ponieważ pracę na ogół zaczynają dopiero ok. 9-10.00. Wcześniej wszyscy udają się do cafeteria, gdzie piją poranną kawę. W trakcie dnia jest przerwa obiadowa, podczas której większość stołuje się w mieście, w różnych mniejszych lub większych restauracyjkach. Co robią studenci?

- Typowy, portugalski, student zaczyna dzień koło południa i kończy go późno w nocy. Zajęcia mamy 4 dni w tygodniu, pozostałe dni są "wolne", a upływają nam na zwiedzaniu, na plaży, gdzie można wciąż spotkać aktywnych zawodowo rybaków, którzy naprawiają sieci, nocnych meczach piłki nożnej, spotkaniach z innymi Erasmusami, przy melancholijnej muzyce fado.

Życie nocne zaczyna się bardzo późno, ludzie umawiają się dopiero ok. 22-23.00 i bawią się do rana, zwłaszcza w weekendy. Knajp jest bardzo dużo, wiele barów jest zamkniętych w ciągu dnia i otwieranych dopiero późnym wieczorem. Czasem przychodzi pora też na na naukę... choć w międzyczasie dobrze coś zjeść.

Raj dla smakoszy

Nieważne gdzie - w zatłoczonym barze, wygrzewając się w słońcu nad brzegami Tagu, czy w wytwornej restauracji, gdzie nie tylko doskonałe wino, ale i ceny przyprawiają o zawrót głowy - lizbończycy kochają jeść! Wyjście na obiad lub kolację nie jest w Lizbonie zarezerwowane na specjalne okazje. Każdego dnia w porze obiadowej i wieczorem wszystkie popularne bary i restauracje wypełniają po brzegi głodni lizbończycy, którzy w stopniu nie mniejszym niż turyści przyczyniają się do dynamicznego rozwoju stołecznych lokali gastronomicznych. Trudno się dziwić - portugalska kuchnia jest bardzo smaczna, sycąca i różnorodna.

Lizbończyków określano niegdyś arabskim przezwiskiem alfacinhas, czyli "małe sałaty". W XIX stuleciu faktycznie zjadali mnóstwo sałaty. Od tego czasu jednak nabrali smaku również na inne rzeczy. W ostatnich latach do tradycyjnych portugalskich potraw regionalnych podawanych w stolicy dołączyły konkurencyjne dania kuchni międzynarodowej, a szczególnie potrawy z dawnych kolonii portugalskich w Afryce, Azji i Brazylii. Te ostatnie zaczęły nawet wypierać rdzennie portugalskie specjały. Poza tym nie ominęła Lizbony fala fast foodu, popularnego - tak jak i w innych krajach - przede wszystkim wśród ludzi młodych. Co z tego najbardziej zasmakowało starachowiczaninowi?

- Ogromnym szokiem było zdanie się na gust kulinarny ojca koleżanki ze studiów, pilota portugalskich linii lotniczych TAP, który po tradycyjnej przekąsce salgados (pyszne paszteciki o pikantnym smaku z solonego ciasta) zaserwował nam wjazd na stół okazałej ośmiornicy, gotowanej w czerwonym winie z chorizo. To było prawdziwe wyzwanie - przyznaje Kamil.

Był już na "końcu świata"

- Niezwykle interesującym był dla mnie wyjazd do zamków w Sintra i zejście do robiącej niezapomniane wrażenie podziemnej, mrocznej wieży Inverted Tower. Odwrócona wieża ma dziewięć pięter w dół, a tunel ze schodami wspierany jest przez rzeźbione kolumny - opowiada GAZECIE.

Równie duże wrażenie zrobił na nim Cabo da Roca, najdalej na zachód wysunięty punkt Europy kontynentalnej. Jest to skalisty przylądek z latarnią morską i przepięknym widokiem na ocean i okolice. W tym miejscu na zachodzie Portugalii ziemia urywa się nagle, sto czterdzieści metrów niżej ginąc w oceanie. Na Cabo da Roca dla współczesnych kończy się kontynent Europy - dla starożytnych w tym miejscu kończyła się Ziemia.

- Miejsca te są częstym celem podróży wśród studentów Erasmusa w Portugalii. Spotkaliśmy tam osoby studiujące w Algavre, Porto, Madeira, Ewora - opowiada Kamil.

Ma zamiar zobaczyć jeszcze o wiele więcej, także w Hiszpanii, którą zamierza zwiedzać wspólnie z całą studencką bracią. Spełni też swoje marzenie - zobaczy stadion i pomieszczenia Realu Madryt. Póki co, jednak serdecznie pozdrawia z Costa da Caparica czytelników GAZETY.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA