AAA
Wypadek na „Lubiance” w sądzie
Wypadł, czy sam wyskoczył?
Piatek, 21 stycznia 2011r. (godz. 08:38)

Kolega poszkodowanego zeznał, że ten wleciał do wody z powodu gwałtownego skrętu motorówki. Kolega oskarżonego dziwił się, jak to możliwe, skoro z łodzi tego typu trudno wypaść nawet na stojąco. Co naprawdę było powodem ubiegłorocznego wypadku na zalewie „Lubianka”, w wyniku którego 38 - letni starachowiczanin ma niedowład ręki? Okoliczności bada Sąd Rejonowy w Starachowicach.

fot. Panthermedia
Nastepna wiadomosc:
ť Z nożem na nastolatków

Poprzednia wiadomosc:
ť Z nożem na babcię

Chodzi o zdarzenie z lipca 2010 roku. Na „Lubiance” prowadzony był kurs na sternika motorówki z wykorzystaniem sprzętu należącego do Miejskiego Centrum Rekreacji i Wypoczynku w Starachowicach. Po egzaminie uczestnicy szkolenia odbyli ostatnią przejażdżkę po akwenie. Wsiedli do łodzi kierowanej przez jednego z egzaminatorów, 39- letniego mieszkańca Kielc.


Krótko po odbiciu od brzegu jeden z pasażerów wpadł do wody. Został dotkliwie poraniony przez napęd motorówki, która po nim przepłynęła. Mężczyzna z poważnym urazem lewego barku trafił na stół operacyjny i Oddział Intensywnej Opieki Medycznej starachowickiego szpitala.

W organizmie kierującego łodzią policja wykryła alkohol. Instruktor miał 0,8 promila w wydychanym powietrzu. Oskarżony przez prokuraturę o spowodowanie wypadku odpowiada przed sądem w Starachowicach.

W czasie ubiegłotygodniowej rozprawy (11 stycznia br.) zeznawała ofiara nieszczęśliwej przejażdżki i 4 świadków: żona mężczyzny, dwóch uczestników szkolenia i drugi z egzaminatorów, członek Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Pokrzywdzony starachowiczanin przyznał, że w feralnym dniu wypił maksymalnie dwa piwa, ale to było na długo przed egzaminem, który odbył się późnym popołudniem. W każdym razie czuł się trzeźwy i dlatego wsiadł do łodzi. Dodał, że uważa się za doświadczonego żeglarza, ponieważ posiada dwa patenty jachtowe. Na kurs prowadzenia motorówki zapisał się, żeby poszerzyć dotychczasowe umiejętności. Twierdził, że samego wypadku nie pamięta. Wie na ten temat tyle, ile opowiedział mu kolega, który był wśród pasażerów łodzi i widział zdarzenie.

- Mówił, że siedziałem na dziobie, bo tylko tam było wolne miejsce i wypadłem za burtę, gdy sternik nagle dodał gazu i zrobił łodzią ostry wiraż. Z mojego dotychczasowego doświadczenia też wiem, że w takiej sytuacji możliwe jest wylądowanie w wodzie. Sam na pewno nie wyskoczyłem z łodzi. Nie zamierzałem popełnić samobójstwa - przekonywał poszkodowany.
Od dnia wypadku, mimo rehabilitacji, nie odzyskał pełnej sprawności w zranionej kończynie.

- Jestem po operacji rekonstrukcji barku, ale do dziś nie mogę podnieść lewej ręki do góry. Cały czas się leczę. W czasie pobytu w szpitalu oskarżony odwiedził mnie kilka razy. Mówił, że przeprasza za wypadek, pytał o przebieg leczenia. Jakiego wyroku oczekuję? Nie mam w tej chwili zdania – dodał mężczyzna.

Jeden z kursantów, pracujący jako ratownik MCRiW, ocenił, że poszkodowany był nietrzeźwy w czasie teoretycznej części szkolenia, czyli kilka godzin wcześniej, nim wsiadł do motorówki.

- Nie wiem, czy alkohol pił instruktor. W trakcie prowadzenia łodzi wyglądał na trzeźwego. Mieliśmy płynąć na drugi brzeg akwenu. W czasie wykonywania nawrotu zauważyłem, jak poszkodowany leci do wody – relacjonował.
Drugi z uczestników szkolenia, kolega poturbowanego mężczyzny, też widział decydujący moment.

- Przed wypadkiem wypiliśmy po piwie. Siedziałem na rufie, on na dziobie, ale nie wiem, czy w takim specjalnym siedzisku, czy na burcie. Sternik ruszył spokojnie, potem dał mocy silnikowi, zrobił zwrot i w tym momencie kolegę wyrzuciła siła odśrodkowa. Po wypadku pytałem sternika, czy pił.

Odpowiedział, że piwo, ale nie było tego po nim widać, ani czuć – przyznał.
Ostatni z przesłuchiwanych tego dnia świadków był drugim instruktorem kursu i dobrym znajomym oskarżonego. Dramatu na „Lubiance” nie widział, bo w tym czasie przebywał w domku letniskowym na brzegu akwenu. Próbował wypytać kolegę, co się stało, ale ten nie był chętny do rozmowy.

- Odparł coś w tym rodzaju, że teraz to się tylko zabić i wyszedł. Już go potem nie widziałem, Nie wiem, czy pił alkohol. Z relacji innej osoby wynikało, że ktoś wyskoczył z motorówki. Jest dla mnie dziwne, że ktoś mógł z niej wypaść. Znam te łodzie doskonale, sam je prowadzę.

Są bardzo stabilne, używane do ratownictwa na morzu, a więc w bardzo trudnych warunkach. Od 30 lat jestem w WOPR i z doświadczenia wiem, że dziób w tego typu motorówce jest najbezpieczniejszym miejscem. Przy zakręcie ma bardzo mały przechył, trudno z niej wypaść nawet wtedy, gdy się stoi. Jest to możliwe, gdy stojący się zachwieje – przekonywał woprowiec.

W czasie kolejnej rozprawy sąd chce przesłuchać dwie kolejne osoby, które mogły widzieć zdarzenie z brzegu „Lubianki”. Ma też być przeprowadzona konfrontacja między biegłym z Gdańska, a pokrzywdzonym i tymi świadkami, którzy w momencie wypadku byli w motorówce.

(iwo

PRZECZYTAJ TAKZE:
facio - 22-01-2011 07:51
no tak ktos zapominał jak to łodke na kurs wypożyczono
Obywayel St-ce - 22-01-2011 07:05
no jucz wątek Arka B nie występuję
facio - 21-01-2011 18:43
a co tu komentowac jak sprawie częsciowo łeb ukrecono
Obywayel St-ce - 21-01-2011 18:01
Jeszcze nikt nie skomentował i nie skrytykował aż dziw bierze
REKLAMA