AAA
"Od Prasłowian do Polaków"
Tłumy na festynie…
Sroda, 21 wrzesnia 2011r. (godz. 21:59)

Wizyta w salonie modystki, domu mieszczańskim czy sklepie kolonialnym, warsztaty z gancarstwa, lepienia z gliny, robienia witraży i czerpania papieru - to tylko jedne z wielu atrakcji, jakie czekały na uczestników festynu historycznego "Od Prasłowian do Polaków", który już po raz czwarty odbył się na terenie Ekomuzeum w Starachowicach. Tym razem odwiedziły go tłumy młodych starachowiczan.

Festyn "Od Prasłowian do Polaków"
Festyn "Od Prasłowian do Polaków"
fot. Gazeta Starachowicka
Festyn
Festyn "Od Prasłowian do Polaków"
fot. Gazeta Starachowicka
Festyn
Festyn "Od Prasłowian do Polaków"
fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Oskarżyciel przyjść nie może

Poprzednia wiadomosc:
ť Odpowie za kradzież

Tegoroczna impreza skierowana była głównie do dzieci oraz młodzieży szkolnej, stąd jej poniedziałkowy termin, powiedziała nam Małgorzata Gorzkowska, dyrektor Muzeum im. Jana Pazdura w Starachowicach. Organizatorzy zabrali uczestników na wycieczkę do drugiej połowy XIX wieku, by mogli się dobrze przyjrzeć, co było "kamieniem milowym" dla cywilizacji przed 150 laty.


- W tym roku ideą festynu jest wielki boom, a także postęp, jaki nastąpił w XIX wieku - mówiła dyrektor. - W zależności od tego, jakie motto przyświeca imprezie, która odbywa się w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa, to taki wiek na niej prezentujemy. Były już dwa festyny, na których przedstawialiśmy Średniowiecze, a teraz drugi poświęcony XIX- wiecznym realiom.

Nie dziwiły więc nikogo gwarne domy mieszczańskie, barwne i kolorowe salony modystek, czy wreszcie pachnące orientem sklepy, do których można było wejść i czegoś spróbować.

- Salonik był wizytówką każdego domu - opowiadała Wioletta Sobieraj, przebrana za jedną z ówczesnych "pań domu". - To tu organizowano życie. Nie można go spłycać tylko do plotek. Poruszano tu wiele ważnych tematów, jak kwestie polityczne, czy kulturowe. Mówiono o tym, co warto czytać i czego warto słuchać. Także jego wyposażenie było bardzo bogate. Dbano o wszystkie dodatki: dywany, makatki, kilimy, które tutaj widzimy - pokazywała na "salon".

- To wszystko miało oznaczać, że gospodarz jest osobą zasobną, majętną i warto odwiedzać jego salonik. Bo tak naprawdę wszystkie domy mieszczańskie prześcigały się w tym, aby odwiedzali je wartościowi goście. I tak zresztą jest u nas. Mamy poezję, serwujemy kawę, a nasze dzieci piją tylko gorącą czekoladę. Zajmują się nimi bony i guwernantki.

Wonią ziół oraz przypraw kusił sklep kolonialny.

- Chcemy uświadomić dzieciakom, czym tak naprawdę był i co można było w nim kupić - wyjaśniała Magda Gorzkowska, przebrana za XIX- wieczną zielarkę. - Dziś mówiąc kolonie, większość kojarzy tylko wakacje. A mało kto wie, że w XIX wieku był wielki boom na kolonie, czyli dalekie kraje pod wodzą bogatych krajów europejskich, a w sklepie kolonialnym panował jeden wielki "misz - masz". Można było kupić i maści, i zioła, przyprawy z dalekich krajów, a także dowiedzieć się dużo na temat różnych sposobów leczenia.

- Kora cynamonowca, gałka muszkatołowa, rośliny sprowadzane z dalekich krajów, ale także liść laurowy, który wprawdzie w Polsce nie występuje, ale rośnie dość blisko, w basenie Morza Śródziemnego czyli w Europie. No i oczywiście pijawki, do których wraca się coraz częściej - prezentowała na stanowisku dyrektor muzeum. - Każdy może podejść oraz powąchać rośliny, które były sprowadzane. Pokazujemy też, w jaki sposób sieka się rośliny do wysuszenia. No i jeszcze to dziwne urządzenie - pokazuje na stojący obok samowar. - Niewiele dzieci dziś nie wie, że właśnie w nim parzyło się kiedyś herbatę.

Dziewczynki z wielkim zapałem odwiedzały salon modystki.

- Mamy tu mnóstwo strojów odtwarzanych na wzór XIX- wieczny - mówiła jedna z "modystek" starachowickiej "Dekoratorni". - Jest także maszyna do szycia i inne dodatki, takie jak choćby naparstek. A co najbardziej ciekawi dzieci? Oczywiście maszyna - śmieje się kobieta. - Każdy może sobie popedałować. Większość zna tylko te elektryczne.

Zachwycone tym miejscem były głównie dziewczynki, które przebierały się w różne suknie.

- Czuję się w niej jak księżniczka - powiedziała nam Oliwia Iwińska, która chodzi do klasy czwartej Szkoły Podstawowej nr 1 w Starachowicach. Była zachwycona sukienką.

-Wszystkie mi się podobają - przyznała. - A tę doradziła mi pani, naprawdę ma świetny gust - chwaliła z uznaniem modystkę.

Fajną zabawę miały też starsze dziewczyny. Zarówno Natalia Ziółkowska, jak i Patrycja Abram ochoczo przyznały, że mogłyby chodzić w takich sukienkach nawet na co dzień.

- Fakt, trochę w nich ciepło i coś jakby kłuje, ale obie są piękne - zachwycały się dziewczyny. Były także na innych stoiskach. Lepiły z gliny i malowały witraże.

Sporym zainteresowaniem cieszył się też warsztat garncarza, gdzie samodzielnie można było toczyć naczynia na kole, albo malować na glinianych tabliczkach. Każdy z uczestników mógł też stworzyć własną niepowtarzalną kartkę papieru, spróbować swych sił w ręcznym wybijaniu monet, pisaniu na maszynie, gęsim piórem, czy odciskaniu czcionek drukarskich.

Tym, z duszą odkrywcy, spodobało się laboratorium, gdzie można było zobaczyć jak napompować balon sodą i octem, włożyć całe jajko do szklanej butelki, czy wiele innych zaskakujących doświadczeń. Mateusza, Szymka, Norberta oraz Karola z Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 w Starachowicach zaciekawiła z kolei fotografia otworkowa, czyli jak zrobić zdjęcie za pomocą zwykłego pudełka.

- Nazywa się ono kamera obscura, co w dosłownym tłumaczeniu z łaciny oznacza ciemną komnatę - tłumaczył pan Zbyszek. - Obiektyw zastępuje niewielka dziurka. Światło przechodzi przez nią, a w kamerze powstaje obraz. Najpierw utajony, a po wywołaniu, już całkiem normalny. Warunki są tu dość prymitywne - uprzedzał fotograf. - Ale po około minucie w wywoływaczu, obraz powinien się już pojawić, powoli jak na filmie. Co zresztą sami mogliśmy zaobserwować.

Zdjęcia były wprawdzie mniej ostre, niż te zrobione obiektywem, ale miały w sobie coś z magii i nawet na uczniach zrobiły spore wrażenie.

W trakcie trwania imprezy, młodzież miała okazję zmierzyć się z quizem historycznym, a także poznać zasady, jakie obowiązują w muzeum. Pogadanki na temat ochrony dóbr kultury, w ramach projektu "Huta pod ochroną" prowadził asp. Janusz Kowalewski z Komendy Powiatowej Policji, a także kpt. Marcin Nyga z Państwowej Straży Pożarnej w Starachowicach.
Tego dnia odwiedziło muzeum około tysiąc dzieciaków.

(An)

Dołącz do grona fanów Portalu Wirtualne Starachowice na Facebooku!

REKLAMA