AAA
Na świat patrzy z wnikliwością złodzieja
Spotkanie autorskie z Wojciechem Kuczokiem
Sobota, 20 pazdziernika 2012r. (godz. 12:30)

W ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, Instytut Książki, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach oraz Miejska Biblioteka Publiczna w Starachowicach zorganizowały spotkanie autorskie z Wojciechem Kuczokiem. Jest błyskotliwym, z dużym poczuciem humoru, wykształconym, czterdziestoletnim człowiekiem, stroniącym niekiedy od światła i ludzi.

fot. Gazeta Starachowicka

Z krótkiego dossier Wojciecha Kuczoka dowiadujemy się o jego owocnym paraniu się: prozą, poezją i najbardziej ulubionym przez niego - ze względu na profity - scenariuszem filmowym. Ukończył Uniwersytet Śląski a po przeniesieniu się z rodzinnego Chorzowa do Krakowa zapragnął machnąć sobie doktorat z filmoznawstwa (czego to ludzie nie wymyślą) na UJ.


W pojęciu Kuczoka, krytyk filmowy jest człowiekiem pióra, który próbuje dialogować z filmowym tekstem, stara się werbalizować te intuicje, które reżyser filmowy zasugerował obrazami. Krytyk to również ten, kto uwalnia filmowca od obowiązku mówienia na głos, to ten, który twórcy obrazu wyjmuje słowa z ust; to ten wreszcie, na którego opinię czeka twórca z przejęciem, a wszystko po to, by dowiedzieć się, jaki film naprawdę nakręcił.

Właśnie krytyk wyjaśni jemu i światu prawdziwą wartość nakręconego materiału. Krytyk, a tym bardziej mający dr przed mgr to ważna figura i dobrze czasem być takim krytykiem. A może lepiej przedzierzgnąć się czasami w pisarza? Być pisarzem, jak wyznał w jednym, z wywiadów, to jedna z tych profesji, w której sprawne udawanie mądrzejszego od siebie jest niezbędnym warunkiem powodzenia. Najczęstszym bohaterem jego powieści jest polski wąsacz mentalny, odgrywający rolę gardzącego sobą i swoim otoczeniem naprawiacza świata.

Pierwszą, udaną książką prozatorską tego autora jest "Gnój", przejmujący, autopsyjny obraz rodzinnej udręki opowiedzianej przez dziecko (narratora). Autor przyparty do muru zbywa czytelnika twierdzeniem jakoby prowadził grę z własną biografią, często użyczając swojego imienia lub nawet obdarza bohatera własnymi inicjałami. Chociaż "Gnój" czyta się świetnie, to krew się gotuje.

Opisywany bohater był słuchem swojego pokolenia, tylko słuchem, bo głosu nikt mu nie udzielał. Skąd i od kogo było brać przykład skoro rodzice nie mieli pomysłu na życie, jak i później na starość. A starość polega na tym, że wszędzie ma się daleko...za daleko. Książka została zauważona i jak z rogu obfitości posypały się nagrody: Literacka Nagroda Nike, Paszport Polityki, Nagroda Krakowska Książka Miesiąca. Poza tym film "Pręgi" Magdaleny Piekorz, oparty głównie na opowiadaniu "Diaboł" z motywami "Gnoju", dostał niedawno Złote Lwy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. J

akby tego było mało, Wojciech Kuczok często podwija rękawy smarując teksty m.in. do: "Gazety Wyborczej - Wysokie Obcasy", " Dziennika Polska - Europa - Świat", " Newsweeka", "Playboya", "Tygodnika Powszechnego", "Kina", "Rzeczpospolitej", "Metropolu", "Zwierciadła i... gdzie się tylko da, z felietonami sportowymi włącznie. Jak twierdzi - pisanie jest przykrą koniecznością, natomiast filmoznawstwo było kilkuletnią przygodą wsłuchiwania się w słowa ludzi mądrych. Wynikało z tego, iż o złych filmach trzeba milczeć, co uważane jest za rodzaj kary dla nieudaczników.

Niech nikt nie myśli, że pan doktor postuka tekścik na klawiaturze, wyśle gdzie trzeba, przeliczy wierszówkę i w przerwach na degustację vermuta lub mixed drinks kręci młynka na brzuchu . Nic podobnego. Mając wolną chwilkę, podzwoni do przyjaciół po kaloszach i hajda pod ziemię. Nie mówimy tu o jakim tam undergroundzie, lecz o poważnych wyprawach speleologicznych. Jaskinie są dla Kuczoka najważniejsze. Pisanie stało się dla niego jakąś tam pasją, bez której może żyć, natomiast światło życia znajduje w ciemnościach - wielkie miasta duszą naszego wrażliwca.

- Niekiedy bywa też niebezpiecznie - wspomina - wtedy modlę się ze strachu. Najczęściej o szczęśliwy powrót i o ciepło. Jak dotąd wszystko układa się pomyślnie i aż się dziwię, że On (Bóg) mnie jeszcze tam słyszy. Rację miała mama, mówiąc, że jestem wieczny dzieciak, któremu coś się od losu dostało. Być może przyjdzie taki czas, kiedy będę nędzarzem i skończę jak ten Norwid. Tymczasem dobrze się bawię! Być może bawi mnie sama myśl, że do końca świata kartografowie będą znaczyć na mapach punkt z jaskinią Kuczoka.

Nie ukrywa, że prawie wszędzie go pełno: Słowenia, Chorwacja, Sardynia, Wyspy Kanaryjskie i oczywiście rodzime, kochane Tatry. Jest to nagroda za kilkudziesięcioletnią męczarnię od kultury do natury. Człowiek tęskni za pajęczyną na pysku, pogwarkami z okolicznymi pannami przy wódce. Od dawna nie ukrywa, że jak ma dość własnej rodziny, idzie do mamy, jak ma dość miasta, wyjeżdża w góry, a jak ma dość świata, wchodzi pod ziemię. Jaskinie uczą nie bać się momentu, że kiedyś zespolimy się z naturą w doskonałej ciszy i ciemności. To nastąpi, bo musi, ale póki co, górskie porażki smakują bardziej niż tryumfy życia codziennego. Smakują ekstremalnie.

- Przeżywanie Tatr, jest świadome i głębokie, jest zawsze podszyte grozą. Żaden stopień doświadczenia górskiego odebrać jej nie powinien, nie tylko z powodów śmiertelnych niebezpieczeństw, czyhających jednakowo na żółtodziobów i rutyniarzy, ale z powodu braku smaku; kto się Tatr nie boi, nie rozumie, jak smakują szczęśliwe powroty - pisał w sierpniowym "Zwierciadle" 2008 roku.

No cóż, gdyby z jaskiniami wszystko było jasne, to nie byłoby żadnych tajemnic, które pociągają Kuczoka do ciemności. Wydawać by się mogło, iż na dobre zarzucił pisanie i w głowie ma tylko góry, groty i jaskinie. Bo jak można wytłumaczyć rekordową ilość - ponad 800 obiektów jaskiniowych odkrytych lub współodkrytych w ciągu 28 lat? Z prostych rachunków wynika, iż co niespełna dwa tygodnie nanosił na swoją mapę nowe ścieżki prowadzące w głąb ziemi. Otóż tak nie jest, tylko czasami wydaje się, że z powodu klarowania się jasnych pomysłów, desperacko stawia na wszystkie konie.

Ostatnio pisze o synu, typowym mieszczuchu, nie stroni też od autoironii prezentując swoje "zdechlactwo". Właśnie z powodu nadwątlonego zdrowia trafił kiedyś do szpitala, stąd powstały opisy ludzi starych. Gdy spotka go podobna gratka, zawsze przygląda się każdemu z wnikliwością złodzieja. Słuchając przedwojennej kawalerki w podróży, kolejce do kasy itp. "wykrada" im cząstkę ich długiego i ciekawego życia. Zazwyczaj, gdy sędziwym seniorom nadarzy się pilny słuchacz, chętnie otwierają się, ponieważ najczęściej są osamotnieni po stracie przyjaciela, co jest równoznaczne z przejściem do żałosnego stanu samotności, którego nikomu na życzę.

Nie wiedzieć czemu, na interesujący wieczór autorski, pięknie przygotowany i prowadzony przez Magdę Mroczek i Jolantę Sopińską przybyły prawie same kobiety?

Marek Oziomek

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA