AAA
Odblaskowy Anioł w okolicyNiezwykła misja pewnego szczecinianina Sobota, 12 czerwca 2010r. (godz. 21:28)
Choć nie ma skrzydeł czy piór, w pełni zasłużył sobie na taki przydomek. 26 -letni Maciek Stawinoga od półtora roku jeździ po Polsce, ratując życie starszym i młodszym rowerzystom. Dla swojej misji rzucił nawet rodzinę i pracę. Tydzień temu można go było zobaczyć także i u nas. W miniony wtorek zawitał do Wąchocka.
Maciek Stawinoga
fot. Gazeta Starachowicka
Maciek Stawinoga jeździ po całej Polsce i za darmo rozdaje dzieciom odblaskowe gadżety: kamizelki, opaski, a także własnoręcznie wycięte z folii znaczki. Wręczył ich już kilka tysięcy. A porusza się zwykłym ... rowerem.
Mówią o nim Odblaskowy Anioł, bo tak właśnie nazwały go maluchy spod Poznania. Trudno zresztą się dziwić. Jego rower i podwieszone doń torby, kurtka, czapka, kask oraz chlapacze - toną w odblaskach.
Wystarczy w ciemności poświecić na niego latarką, by zajaśniał niczym anioł. A jeździ głównie w nocy. Wtedy może pokonać nawet 200 kilometrów. W dzień - najwyżej 100. Swoją posturą przypomina zapaśnika, ale w przeciwieństwie do niego nie ma srogiej miny, za to cały czas się wesoło uśmiecha.
Wysoki i postawny, w prawdziwym odblaskowym kombinezonie, przykuwa uwagę wszystkich, których napotka na swojej drodze. Bez pardonu zatrzymuje obcych, by wręczyć im odblaskową opaskę. Na ogół spotyka się z życzliwą reakcją.
- Należy się panu uznanie. Popieramy pana akcję! - mówią przypadkowi ludzie. - Do czegoś takiego trzeba mieć samozaparcie – przyznają wszyscy.
A gdy dowiadują się, że napotkany „anioł” ma zaledwie 26 lat, są pod jeszcze większym wrażeniem.
Maciek pochodzi ze Szczecina. Ponad półtora roku temu rzucił rodzinę i pracę, by poświęcić się swojej misji rozdawania odblasków.
- Gdybym miał dzieci, to też bym je „zaodblaskował” – śmieje się.
Postanowił działać
Jego spontaniczna akcja wzięła się z potrzeby serca.
- Wciąż za mało mówi się o bezpieczeństwie na drogach – uważa. – Rowerzyści zapominają o podstawowych zasadach, w tym odpowiednim stroju podczas jazdy. W efekcie mamy coraz więcej wypadków. Sam był świadkiem jednego z nich…
- 13 stycznia 2009 roku za moimi plecami na przejściu dla pieszych zginęła mała dziewczynka, potrącona przez samochód – mówi zdawkowo. – Właśnie wtedy postanowiłem, że muszę coś zrobić, by było bezpiecznej na drogach. To jest taka moja prywatna inicjatywa. Żadna akcja pod czyimś patronatem – mówi GAZECIE.
Odblaski bierze z sieci sklepów detalicznych oraz stacji paliw, które zostały w magazynach po promocjach.
- Teraz jadę do Tarnowa po ścinki folii z produkcji znaków drogowych. To najlepszy towar do wykorzystania. Wycinam z nich znaczki, którymi obklejam później rowery. Dzięki temu są one widoczne z dużej odległości, nawet kilometra.
Nigdy nie wie, ile ich dostanie. Ale stara się kombinować, by obdarować jak najwięcej dzieciaków. Był już Gdańsku, Poznaniu oraz Warszawie. Potem odwiedził też Rzeszów, Wrocław, Kraków i Lublin. Przez Starachowice przejeżdżał już trzy razy. Nigdy jednak nie zabiegał o rozgłos medialny.
Sami dowiedzieliśmy się o nim przez przypadek, od Macieja Kamińskiego, kierownika zaprzyjaźnionego sklepu Auto Cezar w Wąchocku, do którego zawitał prosząc o coś ciepłego do picia. Zrobił na nim duże wrażenie.
- Należy mu się naprawdę duże uznanie – mówi kierownik sklepu. – To niebywałe, że są ludzie, którzy potrafią się tak poświęcać. Bo idea jest naprawdę szczytna. Każdy rowerzysta, a nawet motocyklista powinien mieć takie odblaski – stwierdza M. Kamiński.
Nie jest łatwo
Dla Maćka stało się to życiową misją. Stara się przekonać do tego innych, jeżdżąc po Polsce. U niektórych nocuje, inni poczęstują go herbatą, dadzą jeść. A gdy nic się nie znajdzie... śpi na stacjach. Wcześniej siada jednak i wycina odblaski, żeby je potem rozdawać.
Na pytanie, kiedy ostatnio jadł coś ciepłego, odpowiada: to nie jest takie ważne. Jego paliwem stała się kawa zmieszana z napojem energetycznym.
Dzięki temu może przejechać ponad 70 godzin bez snu. O siebie nie dba za wiele, ważne, by rower był sprawny. I choć jego rumak „przebiera” jeszcze kołami, widać, że ma już za sobą sporo kilometrów.
Jest ochlapany błotem, ale na grubych oponach, wciąż jeszcze migają lampy. Wszędzie są także kolorowe odblaski, które niczym anielskie pióra wystają z kieszeni Maćka. To już jego drugi rower, prezent od właściciela sklepu rowerowego w Łodzi.
Pierwszy nie wytrzymał próby czasu i kilometrów. Choć i jego następca ma z tym pewne problemy. W Lublinie za darmo naprawili go pracownicy sklepu sportowego przy Bramie Krakowskiej.
Przy okazji sami mogli sprawdzić, ile waży ten obładowany odblaskami jednoślad. Sprzęt jest tak ciężki, że trudno go podnieść nawet przy użyciu dwóch rąk.
- Przynajmniej nie rzuca go na wietrze - śmieje się właściciel, który przejechał już ponad 76 tys. km.
- Jeździłem nim w deszczu, a nawet śniegu czy mrozie, przy temperaturze poniżej 25 stopni Celsjusza. Ale nie ma co opowiadać, było minęło – mówi skromnie. – Przełamałem pierwsze lody, a potem drugie i trzecie – śmieje się.
– Zastanawiałem się nawet nad zamontowaniem płozy zamiast tego przedniego koła, ale było już późno. Może pomyślę o tym w przyszłym roku.
Bo z pewnością nie zrezygnuje ze swojej odblaskowej misji.
- Gdy widzę nieoznakowanego rowerzystę, albo dzieciaki idące szosą do szkoły, zatrzymuję się i pytam, czemu nie mają odblasków. Rozdaję im, co mam, by były bezpieczne. Wystarczy nawet mała opaska na rękę. Bez niej kierowca może zauważyć rowerzystę za późno – przekonuje Maciek.
Ile ich rozdał?
- Na pewno tysiące. Ale tu nie o liczby chodzi – przekonuje odblaskowy anioł. - Nawet jeśli dzięki nim uratowałem tylko trzech ludzi, to przecież było warto.
Bo każde życie jest na wagę złota.
Nie zrezygnuje
Po Maćku widać zmęczenie, ale wcale nie szuka noclegu.
- Od niedawna wożę ze sobą namiot. Rozbijam go u życzliwych ludzi. Czasem jest tak miło, że aż nie chce mi się odjeżdżać – mówi.
Ale jego akcja musi trwać nadal, bo wciąż za mało uwagi poświęca się bezpieczeństwie w ruchu drogowym rowerzystów, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.
- Cieszę się, że wreszcie ruszyła ogólnopolska kampania „Rowerem bezpiecznie do celu” – mówi Maciek. – O tym problemie trzeba mówić jak najwięcej, bo nasza świadomość jest ciągle bardzo mała – przekonuje.
Dzięki odblaskowemu aniołowi wie o tym coraz więcej ludzi, choć on sam przypłacił to dwoma wypadkami, przez które wylądował nawet w szpitalu. Po jednym ma jeszcze bliznę na czole.
- Ale to nieważne – mówi. – Bo jedyne, co się liczy, to te odblaski – pokazuje na żółte prostokąciki, które niedawno skończył wycinać. – Dlatego głowa do góry i kopyta do przodu – mówi śmiejąc się.
Co odblaskowy anioł robi teraz? Z pewnością jest znów w drodze. Wkrótce można go będzie wypatrywać w Tarnowie, skąd uda się do Jędrzejowa, gdzie spotka się z przedszkolakami. Potem ruszy wzdłuż granicy dookoła Polski, na tereny, którym niedawno zagroziła powódź.
- Trzeba pomóc tym ludziom. Po tym, co ich spotkało nie będą mieli pieniędzy na jedzenie, a co dopiero odblaski... – mówi ze smutkiem.
Życzymy szerokiej drogi i samych życzliwych duszyczek na jego ziemskiej drodze.
(An)