AAA
„Śluby rycerskie” w Wąchocku
Kamera pracuje, cisza na planie i... akcja!
Sobota, 06 listopada 2010r. (godz. 16:02)

Michał Chorosiński, Mateusz Młodzianowski, Mariusz Bonaszewski, czy Henryk Talar – to tylko niektórzy z aktorów, jakich można było zobaczyć na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”, kręconego tydzień temu w Wąchocku. Obok profesjonalistów pojawili się zwykli mieszkańcy, którym powierzono role statystów. Efekty tego można będzie podziwiać już w grudniu na antenie TVP 1.

Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
fot. Gazeta Starachowicka
Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
fot. Gazeta Starachowicka
Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
Na planie zdjęciowym do filmu „Śluby rycerskie”
fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Pojedziemy szybciej

Poprzednia wiadomosc:
ť Potencjalni samorządowi przywódcy

Po zdjęciach do „Ojca Mateusza” przyszła kolej na następną filmową produkcję w Wąchocku. Tym razem „Śluby Rycerskie czyli epilog Grunwaldu”, realizowane dla Telewizji Polskiej. Jest to opowieść o wydarzeniach po wielkiej bitwie 1410 roku, które miały miejsce podczas Soboru w Konstancji, gdzie za sprawą dyplomatyczno - intelektualnych rozgrywek Polacy po raz kolejny zwyciężyli Krzyżaków.


Zdjęcia do filmu były kręcone w trzech przepięknych wnętrzach klasztoru – refektarzu, gdzie mieściła się niegdyś wspólna jadalnia zakonników, kapitularzu - miejscu obrad mnichów oraz fraterni zwanej często salą braci. A w głównych rolach obsadzono znanych polskich aktorów: Michała Chorosińskiego (kanonik Paweł Włodkowic), Mateusza Młodzianowskiego (Zawisza Czarny), Mariusza Bonaszewskiego (dominikanin Jan Falkenberg), Henryka Talara (Wielki Mistrz Zakonu Michael Kuchmeister), Krzysztofa Wakulińskiego (bp. Fracesco Zabarella), czy Sylwestra Maciejewskiego, znanego wszystkim z popularnego serialu „Ranczo”.

Nim jednak zapadł pierwszy klaps, ekipa przeprowadziła casting wśród mieszkańców na najlepszych statystów. Poszukiwano około czterdziestu osób, w tym głównie rosłych i dojrzałych (w wieku 35 – 45 lat) brodaczy, którzy mieli zagrać rycerzy oraz Krzyżaków. Mile widziani byli także starsi panowie między 45, a 60. rokiem życia, nadający się doskonale do ról biskupów, kardynałów i zakonników. Szansę na udział w filmie dano także chłopcom między 6, a 8. rokiem życia, którzy mieli zagrać rolę żmudzińskiego pacholęcia.

Wstępna selekcja odbyła się w środę w Miejsko – Gminnym Ośrodku Kultury pod okiem reżysera – Macieja Pawlickiego. Przebiegała w luźnej, a czasem wręcz w bardzo zabawnej atmosferze.

Większość tych, którzy przybyli do MGOK – u , dostało angaż. Ale musieli jeszcze udowodnić swoje umiejętności na planie filmowym, gdzie pracowali z prawdziwymi zawodowcami. Było to dla nich naprawdę ogromne przeżycie, a zarazem doskonała przygoda, którą będą pewnie długo wspominać. Niewielu ma bowiem okazję spotkać się oko w oko z ulubionym aktorem, a jeszcze mniej może z nim porozmawiać. Im się to jednak udało, podobnie zresztą jak naszej GAZECIE. I co ciekawe, wielu z tych znanych słyszało o naszych stronach, a byli i tacy, jak Krzysztof Wakuliński, którzy spędzili tu młode lata.

- To nie jest moja pierwsza wizyta ani w Wąchocku, ani w Starachowicach – powiedział nam aktor. - Niegdyś spędzałem tu każde swoje wakacje i ferie w przepięknym dworku, który należał wówczas do huty, a dziś mieści się w nim siedziba PTTK w Starachowicach. Tam mieszkała moja rodzina. Można powiedzieć, że wyrosłem w tym mieście. Hutę zwiedzałem z ukochanym stryjem - Władysławem Rogowskim, a niedaleko klasztoru w Wąchocku mieściła się kiedyś apteka, która należała do mojej rodziny. Mam więc spory sentyment do tego miejsca.

Równie ciepło na temat Wąchocka i jego mieszkańców wypowiadał się reżyserujący film Maciej Pawlicki, z którym udało się nam porozmawiać w przerwie między zdjęciami. A oto czego się dowiedzieliśmy...

- Jak to się właściwie stało, że trafiliście właśnie do Wąchocka?

- Niestety, nie mamy w Polsce zbyt wielu średniowiecznych zabytków, zwłaszcza romańskich. Większość została zniszczona podczas różnych najazdów, nie tylko szwedzkich. Dzięki Bogu ocalały niektóre klasztory, a wśród tych cysterskich niewątpliwie najpiękniejszy jest w Wąchocku. Słyszałem dużo o tym miejscu, ale dopiero, gdy tu przyjechaliśmy, miesiąc temu, zobaczyliśmy jak piękny jest kapitularz, refektarz, a także krużganki. Drugiego takiego miejsca po prostu nie ma. Było dla mnie oczywiste, że jeżeli nie mogę kręcić na dużej scenie, w Konstancji, to miejscem, które najlepiej odda tę atmosferę jest Wąchock.

- To było pana pierwsze spotkanie z tym miastem?

- O Wąchocku słyszałem dotąd głównie dowcipy, a teraz już wiem, że to wspaniałe miejsce, tętniące życiem, a także historią, do tego niezwykle magiczne, co każe mi o nim myśleć w zupełnie inny sposób. Co więcej, okazało się że pradziadek mojej żony pochodzi właśnie stąd. Zupełnie o tym nie wiedziałem. Był powstańcem, rannym w Powstaniu Styczniowym i leży tu gdzieś na cmentarzu. Jeśli tylko wystarczy mi czasu, pójdziemy poszukać jego mogiły.

- Z tym chyba może być trudno, bo tempo macie raczej zawrotne.

- To nie jest duża produkcja. Gdybyśmy mieli większe fundusze, pewnie posiedzielibyśmy tu jeszcze z tydzień. Mam nadzieję, że projekt będzie kontynuowany i uda się nam tu jeszcze wrócić. W tej chwili kręcimy tylko najpotrzebniejsze sceny. Ale jeśli dałoby się go rozwinąć, chcielibyśmy bardziej wykorzystać to niezwykłe miejsce.

- Jest szansa, że udałoby się to jeszcze w tym roku?

- Nie. Na razie musimy zamknąć projekt w takiej wersji, jak planowaliśmy, pod tytułem „Śluby rycerskie”, produkowanej dla Narodowego Centrum Kultury i Programu Pierwszego Telewizji Polskiej, która zostanie wyemitowana prawdopodobnie pod koniec roku, bo jest swoistym podsumowaniem obchodów 600 – lecia bitwy pod Grunwaldem. Pokazujemy to jako zwycięstwo dyplomatyczno – intelektualno – prawno – duchowe Polaków, zwłaszcza Pawła Włodkowica na Soborze w Konstancji.

Niewiele osób dzisiaj pamięta, że Krzyżakom udało się przez kilka lat skutecznej propagandy doprowadzić do takiego przekonania, że owszem była wielka bitwa wygrana polskich mistrzów, ale są to dzicy ludzie, którzy napadli na chrześcijan. I to, że Włodkowic potrafił się przeciwstawić w Konstancji całemu światu i wygrać, było tak naprawdę punktem przełomowym w rosnącej pozycji Polski w ówczesnej Europie.

- Mówi pan o tym z ogromną pasją. Czyżby historia była pana drugą miłością?

- Tak, myślę, że skłania do tego magia tego miejsca. Mam tu poczucie sakrum, zwłaszcza gdy wchodzę do kapitularza i myślę sobie, że był tu kiedyś Jagiełlo, a teraz my przechadzamy się tymi samymi krużgankami z kamerą. Czuję że nie robię tu zwykłej fikcji, tylko próbuję odtworzyć wydarzenia, które naprawdę miały tu miejsce.

- Scenariusz przedstawia prawdę czy raczej fikcję?

- Zdecydowanie prawdę, choć pewnie niektóre niuanse są przez nas wymyślone. Nie ma dokładnych zapisów, jak przebiegały przesłuchania świadków. Ale kluczowe sceny oparte są na źródłach. Większość tekstów Falkenberga, pochodzi z jego przekazów, podobnie, jak wypowiedzi Włodkowica i pozycja kilku innych postaci, jak na przykład kardynała Fracesco Zabarelli, który był protektorem i przyjacielem Włodkowica, ale ostrzegał go również, że może skończyć jak Hus, którego bronił, jeśli posunie się tylko za daleko.

I oczywiście moja ulubiona scena, którą wczoraj w nocy zrealizowaliśmy, przedstawiająca polską delegację pod przewodnictwem Zawiszy Czarnego, która wdarła się siłą do papieskich apartamentów, wywracając straże i wyłamując drzwi, tylko po to, by papież ją wysłuchał. To także prawda, choć mało znana. Scena jest bardzo efektowna i myślę, że mówi dużo nie tylko o szalonej odwadze Polaków, ale też o bardzo ważnej umiejętności mówienia wielkim tego świata prawdy prosto w oczy i bronienia swoich racji, z czym różnie bywa we współczesnym świecie. Włodkowic to potrafił. A włamanie się do apartamentów papieskich nocą oznaczało ogromną determinację w bronieniu prawdy.

- Ogromne wydarzenia, ale i ogromni aktorzy obsadzeni w tych rolach...

- Bardzo się cieszę, że udało się namówić naprawdę świetnych aktorów - Mariusz Bonaszewski, Henryk Talar, Krzysztof Wakuliński, Michał Chorosiński, Łukasz Lewandowski, Michał Czarnecki czy Sylwester Maciejewski. To jest naprawdę pierwsza liga, która zgodziła się wziąć udział w tej skromnej produkcji, za 1/5 swoich zwykłych gaż, bo widzi cel tego przedsięwzięcia.

- Oprócz sław, są tu także statyści z Wąchocka, których wybraliście w środę podczas castingu. Jak sobie radzą?

- Na początku chyba nie zdawali sobie sprawy, jak dużo cierpliwości do tego potrzeba. Ale dzisiaj zachowują się już jak prawdziwi artyści. Można spotkać ich wszędzie. Grają krzyżaków, biskupów, a nawet dworzan. Niektórzy występują w kilku rolach, jakby byli co najmniej pół zawodowcami. Cieszę się, że udało się nam ich znaleźć i możemy razem pracować. Mam nadzieję, że nie po raz ostatni.

- Ja również. Liczę, że uda się nam jeszcze porozmawiać. A póki co dziękuję za miłą pogawędkę.

Anna Ciesielska

REKLAMA