AAA
Ortopeda uwikłany w korupcję
Mieli mu płacić za recepty i zwolnienia
Sroda, 15 grudnia 2010r. (godz. 23:20)

Zarzut dwukrotnego przyjęcia łapówki usłyszał w poniedziałek(6 grudnia) 48 – letni lekarz w starachowickim szpitalu, szefujący obecnie jednemu oddziałów szpitalnych. Miał się tego dopuścić jeszcze w ubiegłym roku, gdy wynajmował gabinet w jędrzejowskiej przychodni. W grę mogły wchodzić niewielkie kwoty, kilkudziesięciu złotych.

fot. hmr

- Chodzi o przyjmowanie korzyści majątkowych w zamian za między innymi zwolnienia lekarskie, wystawianie recept, ale i zapewnienie o lepszej opiece, podczas przyszłego pobytu w szpitalu – mówi GAZECIE prokurator Sławomir Mielniczuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach, która od dłuższego czasu badała sprawę lekarskich łapówek.


Nazwisko medyka ze Starachowic pojawiło się w niej całkiem przypadkiem. Cały ciężar zarzutów od samego początku spoczywał na 68–letnim lekarzu pierwszego kontaktu, który przyjmował w przychodni w Jędrzejowie.

W tej zresztą samej, w której jeszcze w ubiegłym roku nasz ortopeda wynajmował gabinet. W poniedziałek usłyszał on dwa zarzuty przyjęcia korzyści o stosunkowo niewielkiej wartości. Został przesłuchany, a następnie zwolniony do domu za poręczeniem majątkowym w kwocie 25 tysięcy złotych. Wrócił także do pracy.

- Doktor jest dziś w szpitalu, operuje – poinformowała we wtorek dyrektor szpitala Jolanta Kręcka, która o całej sprawie nic nie wiedziała.

- Nie mam też żadnych oficjalnych informacji z policji ani z prokuratury – oświadczyła, dodając przy tym, że nikt nie zwracał się do niej o przekazanie dokumentacji w celu jej zabezpieczenia.

Co zresztą nie dziwi, bo cały proceder, jak zapewnił prokurator Mielniczuk, miał się odbywać w ubiegłym roku, gdy ortopeda przyjmował jeszcze w Jędrzejowie. Zarzuty usłyszało już dziesięć osób podejrzanych o wręczanie korzyści lekarzom.

- Część pacjentów usłyszała również zarzuty podżegania do poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Chodzi na przykład o nakłanianie do stwierdzenia, że ktoś nie jest w stanie pracować – tłumaczy prokurator Sławomir Mielniczuk.
Wszystko odbywało się niemal bez słów.

Pacjent wchodził, wyjmował pieniądze, a w zamian dostawał żądany dokument, receptę lub zaświadczenie, na które obowiązywał stały cennik: 10 zł za receptę i do 50 zł za zwolnienie (w zależności od tego na ile dni). Dopiero we wtorek wieczorem, prokurator przedstawił zarzuty drugiemu z lekarzy.

- Czynność ta odbyła się w szpitalu, gdzie po zatrzymaniu trafił podejrzany 68- latek, którego stan zdrowia nagle się pogorszył – tłumaczy prokurator. - Zarzuty, jakie mu przedstawiono, obejmują ponad 220 zdarzeń związanych z przyjmowaniem korzyści majątkowych w zamian za wystawianie tzw. „lewych” zwolnień lekarskich, a także recept.

Prokuratura wystąpiła o tymczasowe aresztowanie 68-latka, a sąd – po posiedzeniu, które także odbyło się w szpitalu – przychylił się do tego wniosku. Lekarz został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.

- Podejrzany jeszcze dzisiaj zostanie specjalnym transportem przewieziony na oddział szpitalny Aresztu Śledczego w Krakowie – informował w środowe popołudnie prokurator Sławomir Mielniczuk.

Jeśli nie pojawią się nowe dowody, które mogłyby zaprzeczyć zarzutom, starachowickiego medyka czeka akt oskarżenia i sprawa w sądzie.

(An)

REKLAMA