AAA
Wsadzili nam prezydenta za kratki
Starachowiczanie w szoku...
Czwartek, 08 wrzesnia 2011r. (godz. 22:16)

"Korupcja w Starachowicach" , "Kolejna afera…." - tak media w minionym tygodniu donosiły o naszym mieście. Stało się to za sprawą zatrzymania przez CBA prezydenta, miejskiej urzędniczki i przedsiębiorcy z Pawłowa. Prokuratura zarzuciła im przyjmowanie oraz wręczanie łapówek. Dziś, kiedy emocje słabną, słychać o referendum i marszach przeciwko korupcji. Coraz częściej wraca także pytanie - kto złożył donos...?

fot. Gazeta Starachowicka

Ogromny szok i zaskoczenie - taka była reakcja starachowiczan na to, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu. Dokładnie dziesięć dni temu, prezydent został zatrzymany przez CBA na polecenie krakowskiej prokuratury, która zarzuciła mu przyjęcie łapówek, na łączną kwotę ok. 96 tys. zł.


Jednym z tych, który miał mu je wręczać był 69 - letni biznesmen z Pawłowa, właściciel składu węgla, zaopatrującego ZEC. Ogniwem łączącym obu miała być 28 - letnia Justyna Z., pracująca w urzędzie, wnuczka przedsiębiorcy, posądzona o pośrednictwo i też zatrzymana przez CBA. Jako jedyna została wypuszczona na wolność jeszcze tego samego dnia. O losie panów Sąd Apelacyjny w Krakowie zdecydował we wtorek.

Przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował wobec nich areszt. W przypadku biznesmena z Pawłowa dopuścił możliwość zwolnienia go za kaucją. W stosunku do prezydenta orzekł natomiast trzy miesiące aresztu.

Ale cofnijmy się do feralnego poniedziałku...

Tego się nikt nie spodziewał

Około godziny 6.40. agenci zatrzymali trójkę zamieszanych w tę sprawę - Wojciecha B., prezydenta Starachowic, 28 - letnią Justynę Z., pracującą w urzędzie, ostatnio na stanowisku kierownika Referatu Finansowego oraz 69 - letniego Mariana S., jej dziadka, radnego Pawłowa, a zarazem właściciela firmy węglowej.

- Wszystko odbyło się bardzo spokojnie, nikt z nich nie stawiał oporu - stwierdził Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Warszawie.

Niedługo potem, jeszcze przed godz. 8.00, agenci pojawili się w magistracie. Byli w kilku pokojach, m.in. prezydenta i urzędniczki, gdzie zabezpieczali dokumenty. Mniej więcej w tym samym czasie trójka podejrzanych została przewieziona do Krakowa. Tam bowiem, w Prokuraturze Apelacyjnej, miały się odbyć przesłuchania. Nikt jednak w Starachowicach nie znał jeszcze wtedy szczegółów.

- Zostałem poinformowany o sytuacji, która miała miejsce w dniu dzisiejszym - potwierdził w poniedzialkowej rozmowie GAZETĄ wiceprezydent Sylwester Kwiecień. Nie potrafił jednak powiedzieć niczego więcej.

- Wiem tylko o zatrzymaniu - dodał.

Jako pierwszy zastępca, przejął prezydenckie obowiązki.

- Mam nadzieję, że czynności wykonywane przez agentów, szybko się skończą. Liczę, że wszystko w najbliższym czasie wróci do normy - mówił tuż przed godziną 14.00.

Niedługo potem Paweł Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie poinformował media o postawieniu prezydentowi korupcyjnych zarzutów. Chodziło o przyjmowanie korzyści majątkowej na kwotę nie mniejszą niż 96 tysięcy złotych, co miało mieć związek z działalnością miejskich spółek w latach 2008 - 2010.

Włodarz nie przyznał się jednak do winy. Odmówił też składania jakichkolwiek wyjaśnień. Zatrzymana urzędniczka, której postawiono zarzut pośrednictwa we wręczaniu łapówek, zaprzeczyła wszystkiemu. W przypadku Mariana S., przedsiębiorcy z Pawłowa, prokuratura postawiła mu zarzut wręczania korzyści majątkowej, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Także i on twierdził, że jest niewinny. Złożył jedynie krótkie wyjaśnienia.

Ale to właśnie na nim i prezydencie, miały ciążyć największe zarzuty, o czym świadczyły wnioski prokuratury o środkach zapobiegawczych. Żądano dla nich tymczasowego aresztu na okres 3 miesięcy. Kobieta jeszcze tego samego dnia wyszła na wolność. Prokuratura zgodziła się, aby odpowiadała z wolnej stopy. Zastosowano wobec niej dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju oraz poręczenie majątkowe w wysokości 9 tysięcy złotych, które wpłaciła. Podczas rozmowy z nami nie chciała tego komentować.

- Media wydały już wyrok na mnie, na prezydenta i nasze rodziny, więc proszę wybaczyć, ale nie będę nic więcej mówić - odpowiedziała nam łamiącym głosem.

W sprawie Wojciecha B. oraz Mariana S. miał się wypowiedzieć we wtorek sąd. Po nocy spędzonej w celi, biznesmen nie przyznający się dotąd do winy, niespodziewanie zmienił front zeznań.

- Złożył obszerne wyjaśnienia, w których przyznał się do wręczenia jednorazowej korzyści majątkowej - poinformowała nas Katarzyna Płończyk, naczelnik Wydziału do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Z uwagi na to, że zdecydował się na współpracę z organami ścigania, sąd dopuścił możliwość jego wyjścia z aresztu za kaucją, która miała wynosić 50 tysięcy złotych. Musiał ją jednak wpłacić w ciągu 14 dni, co nastąpiło na drugi dzień.

Tuż przed godz. 17.00 (ciągle jeszcze we wtorek) zapadła decyzja o aresztowaniu prezydenta na okres 3 miesięcy. Podstawą do jej podjęcia, jak tłumaczyła prokurator, była surowa kara tj. do 10 lat więzienia, grożąca podejrzanemu, a także obawa matactwa, czyli możliwości wpływania na świadków. Włodarz podtrzymał przed sądem, zeznania złożone w prokuraturze. Potwierdził, że jest niewinny i nie chciał składać jakichkolwiek wyjaśnień.

Prokuratura nie chce na razie ujawniać, jak wyglądał mechanizm korupcji i za co prezydent miał brać pieniądze. Zdradza jedynie, że miało to związek z działalnością spółek gminnych. Ilu dokładnie, tego też nie podaje. Z pewnością nie jednej, jak usłyszeliśmy od prokurator Katarzyny Płończyk. Nie ulega wątpliwości, że chodzi o Zakład Energetyki Cieplnej w Starachowicach, któremu od dwóch miesięcy przyglądali się bacznie agenci.

I któremu firma Mariana S., dostarczała opał. W świetle jego zeznań przed sądem, miał wręczyć prezydentowi łapówkę. Ale nie był ponoć jedynym. Bo kwota 96 tys. zł, na której oparty jest zarzut, dotyczy także korzyści od innych osób. Jakich? Na ten temat prokuratura na razie milczy.

Szymon Szumielewicz, były prezes miejskiej spółki Zakładu Energetyki Cieplnej mówi, że aresztowanie prezydenta mocno go zdziwił

- Wiadomość o zatrzymaniu była dla mnie dużym zaskoczeniem, bo choć uważam, że prezydent postąpił ze mną krótko mówiąc bardzo nieelegancko, to jednak to gospodarz miasta. Miasta, które zasługuje na godziwego włodarza. Miasta z pięknymi tradycjami i osiągnięciami przemysłowymi, które znów znane jest w Polsce tylko z afer - ocenia prezes Szumielewicz, który w lutym br. został zwolniony ze stanowiska prezesa w niejasnych okolicznościach.

Decyzję podjęła Rada Nadzorcza ZEC, a prezydent ją zaakceptował. Pytany o powody twierdził, że chodzi o wewnętrzne problemy spółki. Nie chciał jednak podać konkretów zasłaniając się dobrem zakładu. Nie wytłumaczył się przed załogą, ani przed radą miejską, na co skarżył się na jednej z sesji przewodniczący klubu radnych PO Tomasz Jarosław Capała.

Jak podkreśla były prezes ZEC, kondycja spółki w latach 2008 - 2010, czyli w okresie, w którym według CBA prezydent miał się dopuścić łapownictwa, była zadowalająca.

- W 2006 roku przeszliśmy kontrolę NIK, po której wszystko, co było możliwe zostało poprawione. Za miniony rok było wypracowane ponad 450 tys. zł zysku - daje przykłady.

Dlaczego w takim razie Szymon Szumielewicz musiał odejść?

- Prezydent sam nie potrafi tego racjonalnie wyjaśnić, bo prawdziwe przyczyny są nie do upublicznienia i pozostają jego słodką tajemnicą - powiedział GAZECIE prezes. Dodał, że obiecano mu powrót do pracy w ZEC w innym charakterze.

Bazując na tej deklaracji Szymon Szumielewicz zaproponował, że obejmie stanowisko w pionie technicznym, z racji swojego doświadczenia wynikającego z wieloletniej pracy w gminnej spółce ciepłowniczej.

- Jednak wiceprezes, a obecnie prezes ZEC, Norbert Gross kategorycznie stwierdził, że nie ma dla mnie miejsca w tym zakładzie. To była krótka i nerwowa rozmowa, po której wyszedłem z firmy i do dziś się w niej nie pojawiłem. Znajomym z ZEC zapowiedziałem, żeby się ze mną nie kontaktowali, bo to może im zaszkodzić Niedługo potem z pracą w spółce pożegnała się moja żona zatrudniona od 1995 roku, zajmująca się fakturowaniem i analizą dostaw ciepła - mówi były prezes.

Próba rozmowy telefonicznej z obecnym prezesem spełzła na niczym. Stanęło na tym, abyśmy przesłali pytania drogą elektroniczną. Odpowiedź na nie nadeszła w piątek, tuż przed 15.00, dosłownie czterozdaniowa. "Z firmą z Jadownik ZEC Sp. z o.o. w Starachowicach współpracuje od 2004 r. W tym okresie firma ta miała zlecane różne ilości dostaw w wyniku rozstrzygniętych przetargów. Dostarczany towar był dobrej jakości. W ZEC nie ma żadnych nieprawidłowości związanych z przetargami" (podpisano - PL, z polecenia prezesa).

Jakkolwiek lakoniczna miała to być odpowiedź, zabrakło w niej jednej, kluczowej informacji: kto podpisał umowę z powyższą firmą i na jakiej podstawie. Bo właśnie o nią chodzi w sprawie, a w 2004 r. Bernatowciz prezydentem jeszcze nie był.

Faktem jest, że oprócz dokumentacji z przetargów ZEC, agenci sprawdzali także Miejski Zakład Komunikacyjny i Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Starachowicach, ale o ich wynikach śledczy milczą, natomiast zapowiedzieli amnestię dla tych, którzy zgłoszą się dobrowolnie i opowiedzą, jak i komu wręczali łapówki. Ale póki co cisza…

Media donosiły też o wysokich nagrodach przyznawanych przez prezydenta prezesom i dyrektorom spółek, którzy rzekomo musieli się nimi z nim dzielić. Co na to prokuratura?

- Nie mogę potwierdzić, ani zaprzeczyć - powiedziała Katarzyna Płończyk.

Wielu zaniemówiło

Jedno jest pewne, sprawa zszokowała mieszkańców.

- Trudno jest mi powiedzieć, czy prezydent jest winny, czy nie, po prostu nie znam go osobiście - powiedziała nam 59 - letnia pani Grażyna, która chciałaby jednak, aby został oczyszczony z zarzutów, bo przez aferę, jak twierdzi, po raz kolejny ucierpi miasto.
Dla 25 - letniego Tomasza sprawa wydaje się prosta: - Wszyscy biorą łapówki, tylko prezydent dał się na tym przyłapać. Myślę, że konkurencja mogła maczać w tym palce - powiedział GAZECIE.

- Co sądzę? Ciężko powiedzieć, prezydent wydawał mi się uczciwym człowiekiem, w dodatku na poziomie - stwierdził 24 - letni Mateusz. - Ale być może pozory mylą....

- Skoro zatrzymało go CBA, to pewnie jest winny - uważa 18 - letni Dawid. - Ale nie chciałbym, aby tak było. Zawsze darzyłem go sporą sympatią.

- Taka służba jak CBA raczej nie powinna się mylić - twierdzi 27 - letnia Małgorzata. - Choć z drugiej strony, może go ktoś wrabia...

- Dla mnie jest winny - mówi stanowczo 22 - letnia Magdalena. - Śmiem twierdzić, że większość ludzi na wysokich stanowiskach nie do końca ma czyste sumienie.

- Gdyby prezydent nie był winny, to CBA nie wzięłoby go chyba pod lupę i w końcu nie zatrzymało. Mam nadzieję, że inni z tej sytuacji wyciągną wnioski - stwierdził 67 -letni pan Józef

Zdecydowana większość starachowiczan nie chce się wypowiadać. Mówiąc o prezydencie, podają przykłady, co zrobił dla miasta i mieszkańców. Zupełnie inaczej odbierają to ludzie z zewnątrz, mówiąc o drugiej aferze starachowickiej.

Wówczas chodziło o przeciek tajnych informacji z MSWiA do osób podejrzanych o kontakty przestępcze. Obecny wiceprezydent Sylwester Kwiecień był wtedy prezydentem. Znów stoi przed nim trudne zadanie. Bo ciężko będzie Starachowicom pozbyć się aferowej "łatki".

Nasze miasto cieszy się wielowiekową tradycją, a dziś, niestety, kojarzone jest głównie z aferami. Trudno się dziwić samorządowcom, którzy dyplomatycznie milczą. Starosta Andrzej Matynia nie chce komentować decyzji organów ścigania. Zszokowana sytuacją była Jolanta Kręcka, której prezydent w imieniu Forum 2011 kilka dni wcześniej udzielił poparcia w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

- Nie mam zupełnie kontaktu ani ze strukturami Urzędu Miejskiego, ani z prezydentem, więc nie będę zabierać głosu - stwierdziła na konferencji. - Poparcie udzieliło mi stowarzyszenie Forum, organizacja, która zrzesza wiele osób, nie tylko prezydenta. Trudno przekładać tę sytuację na to poparcie, które uzyskałam - mówiła Kręcka.

Konsternacja w radzie


Zdawkowi w słowach są także starachowiccy radni.

- Nigdy nie podejrzewałbym, że prezydent mógłby się czegoś takiego dopuścić - powiedział Krzysztof Różycki. - To bardzo przykra i smutna sprawa, która znów rzuci cień na nasze miasto. Nadal nie mogę w to zresztą uwierzyć. Jako człowiekowi na pewno współczuję. Trudno mi jednak wyciągać wnioski, a już na pewno oceniać. Razem z koleżanką reprezentujemy w radzie klub spółdzielców. Jesteśmy raczej szeregowymi radnymi, poza koalicją, przez co nie mieliśmy zbyt bliskich kontaktów. Uczestniczymy jedynie w pracach komisji i rady.

- Jesteśmy zaskoczeni przebiegiem tej sytuacji. Na wszystkich komisjach przerabialiśmy dokumentacje finansowe spółek na koniec 2010 roku. Na papierze nic nie budziło naszych zastrzeżeń. Większość spółek odnotowało zysk. Ale zarzuty dotyczą czegoś innego - stwierdził Piotr Nowaczek, szef miejskich struktur SLD.
- Będziemy się spotykać i rozmawiać. Chcemy wypracować jakieś stanowisko - mówił w zeszłym tygodniu. - Urząd Miejski funkcjonuje bez żadnych zakłóceń. Obowiązki prezydenta przejął pierwszy zastępca. Czekamy na rozwój zdarzeń - dodał.

Od komentarzy wstrzymuje się też Zbigniew Rafalski, przewodniczący Rady Miejskiej w Starachowicach.

- Do czasu, kiedy nie zapoznam się z nią bliżej, nie chciałbym się wypowiadać - tłumaczył swoją decyzję.
Bardziej rozmowny był radny Tomasz Jarosław Capała, szefujący miejskim strukturom Platformy, jeszcze niedawno wiceprezydent. Formalnie to on odpowiadał w tym czasie za spółki gminne. Dziś twierdzi jednak, że była to fikcja.

- Regulamin regulaminem, ale to kodeks spółek handlowych regulował wszystkie stosunki - mówił w rozmowie z nami. - A zgodnie z nim, organami, które mogą coś zrobić jest Zarząd, Rada Nadzorcza i Zgromadzenie Wspólników, a osobą reprezentującą - prezydent. I tak zresztą było - twierdzi T. J. Capała. Podległość spółek wiceprezydentowi nazwał natomiast czystą fikcją.

- W większości posiedzeń nie uczestniczyłem, albo nie byłem na nie w ogóle zapraszany. Nie miałem także dostępu do dokumentacji przetargowej w spółkach. Widzieliśmy pewne symptomy. Przeczuwaliśmy, że to nie idzie w dobrym kierunku, dlatego m.in. zdecydowałem się na start w wyborach prezydenckich. Ale czy prezydent działał niezgodnie z prawem? Tego nie dostrzegałem. Być może posłuchał ludzi, którzy źle mu podszeptywali...

Poseł Krzysztof Lipiec wątpliwości nie ma:

- To efekt odtrącenia przez prezydenta jego zaplecza politycznego, w postaci radnych PiS oraz bratanie się z ludźmi z dawnej afery - stwierdził na konferencji.

Mimo otwartej niechęci, posła do prezydenta i prezydenta do posła, a także radnych jego formacji, z której przecież się wywodził, dopiero na kilka dni przed zatrzymaniem, doszło do wykluczenia Wojciecha B. ze struktur PiS.

- Po tym, jak w toczącej się kampanii wyborczej poparł on starachowicką kandydatkę do Sejmu z listy PSL, Jolantę Kręcką - informował poseł Lipiec, dodając, że prezydent sam sobie jest winien.

- Stało się, mimo naszych ostrzeżeń, które artykułowaliśmy podczas ostatniej kampanii wyborczej w 2010 roku. PiS wystawiło na prezydenta Danutę Krępę, która szła w tej kampanii z bardzo wyrazistym hasłem: "Dla ludzi, przeciw układom". Dawaliśmy wyraźny sygnał, że w starachowickim samorządzie nie jest najlepiej - droga woda, ceny śmieci, ciepła. Mogę powiedzieć dziś, że mam głupią satysfakcję i, że wyszło szydło z worka. Ale to przecież nie na tym rzecz polega. Starachowiczanie nie zasłużyli sobie na takie traktowanie... - mówił na konferencji, wzywając mieszkańców do ostrej reakcji.

Będzie referendum i marsz?

- Nie może być tak, że prezydent mógłby zarządzać miastem zza krat. Jest to wystarczający powód, by zwołać referendum w sprawie odwołania - twierdzi poseł Lipiec. - Jestem przekonany, że wniosek uzyska stosowane poparcie.

Mogą go złożyć zarówno radni, co zadeklarował poseł, jak i mieszkańcy. W pierwszym przypadku pod wnioskiem muszą się znaleźć podpisy co najmniej 1/4 ustawowego składu rady, co w tym przypadku oznacza sześciu samorządowców. Do przyjęcia uchwały w tym trybie potrzebne jest poparcie co najmniej 3/5 ustawowego składu rady, czyli minimum 14 głosów. Obecnie rządząca w mieście koalicja Forum 2010 i SLD liczy łącznie 10 radnych. W opozycji jest 11 rajców z PO i PiS. Poza koalicją są też "Spółdzielcy". Czy uda się zgromadzić większość?

- To dobre pytanie - przyznał na konferencji Lipiec. - Będzie to test dla radnych. Trzeba sprawdzić, czy układ w życiu publicznym jest w Starachowicach głęboki.

Jeśli zgłoszony wniosek nie uzyska wymaganej większości głosów, kolejny będzie mógł być zgłoszony nie wcześniej niż po upływie 12 miesięcy od poprzedniego głosowania. Do przyjęcia uchwały konieczne jest głosowanie imienne. Trzeba mieć jednak świadomość także i tego, że jeśli referendum zostanie przeprowadzone na wniosek rady, a mieszkańcy będą przeciwni odwołaniu włodarza, to rozwiązana zostanie rada. Dlatego o wiele bardziej prawdopodobna wydaje się opcja z inicjatywą mieszkańców, od czego również nie odżegnuje się PiS.

- Starachowice powinny zrzucić z siebie to jarzmo, którym się je niesłusznie obrzuca - grzmiał poseł.- Jestem przekonany, że wybory na urząd prezydenta odbędą się w jak najkrótszym czasie i starachowiczanie postawią wreszcie na właściwego człowieka.

A póki co wspólnie ze swoim środowiskiem chce zorganizować marsz przeciw korupcji, taki sam jak w 2003 roku, kiedy kilkadziesiąt osób przeszło ulicami miasta z transparentami : "Korupcji Stop"..
- Musimy odtruć sytuację w Starachowicach - przekonywał. - Miastu potrzebne są radykalne działania nie tylko partii politycznych, elit czy stowarzyszeń, ale również mieszkańców. Poprzez uczestnictwo w takim marszu jesteśmy w stanie wszyscy zaprotestować, że nie godzimy się na takiego typu działania ze strony władzy publicznej - mówił poseł.

Marsz miałby się odbyć w ciągu miesiąca. Poseł chce również zwołania sesji nadzwyczajnej Rady Miasta na temat zaistniałej sytuacji. Wnioski w tej sprawie miały zostać złożone w ubiegłym tygodniu, ale kiedy zamykaliśmy numer, do przewodniczącego Zbigniewa Rafalskiego nie dodarł żaden.

Tymczasem prezydent, po zatrzymaniu przez Centralne Biura Antykorupcyjne, złożył zażalenie, które rozpatrzył we wtorek sąd, jeszcze przed podjęciem decyzji o trzymiesięcznym areszcie. Ocenił on, że zatrzymanie było legalne i zasadne, jak poinformował nas Paweł Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Na ten moment może złożyć kolejne zażalenia na tymczasowe aresztowanie. Wówczas wniosek w tej sprawie rozpatrzyłby Sąd Okręgowy w Krakowie. Z zażaleniem może wystąpić także jego obrońca w ciągu 7 dni od wydania decyzji o zastosowaniu trzymiesięcznego środka zapobiegawczego.

W czwartek(1 września) w magistracie pojawili się znowu agenci. Jak poinformował nas rzecznik CBA Jacek Dobrzyński, zabezpieczali dokumenty związane ze sprawą.

(An)

Dołącz do grona fanów Portalu Wirtualne Starachowice na Facebooku!

PRZECZYTAJ TAKZE:
Oscar - 09-09-2011 13:03
Zmarli nie kandydują do sejmu. Chyba ze coś się w naszym prawie zmieniło?
keirson - 09-09-2011 12:43
Rzeczywiście jesteś "bydlewludzkiejpostaci".
bydlewludzkiejpostaci - 09-09-2011 12:40
Dlatego należy głosować na Andrzeja Leppera, on i jemu podobni nie oszukają nikogo.
Priest - 09-09-2011 12:01
a czy to ważne, kto złożył donos? lepiej, że ktoś to zrobił bo byśmy nadal byli okłamywani i okradani ;/
REKLAMA