AAA
Nie będzie estrady, wahania co do pomnika Dyskusja mieszkańców z projektantami na temat odnowienia starówki Piatek, 29 stycznia 2010r. (godz. 23:21)
Pracownia architektoniczna z Krakowa zaprezentowała pierwszą wersję projektu budowlanego dotyczącego modernizacji rynku. Można się było z niej dowiedzieć tego, co wiadomo od dawna, że dzisiejsza starówka zostanie oczyszczona z parkujących samochodów i że zmieni się w plac dla spacerowiczów. Ale były też nowości. Na przykład, zgodnie z życzeniem mieszkańców, zrezygnowano z budowy sceny plenerowej. I na tym pewnie nie koniec, bo starachowiczanie zgłosili kolejne pomysły. Najdłużej dyskutowano nad tym, co powinno stać się z pomnikiem upamiętniającym ofiary egzekucji dokonanej przez hitlerowców.
fot. Gazeta Starachowicka
Krakowska firma przygotowała projekt na bazie koncepcji, która przyniosła jej wygraną w konkursie pomysłów na przebudowę rynku, ogłoszonym dwa lata temu przez starachowicki urząd. W ogólnym założeniu, jakim jest unowocześnienie dzisiejszego prowincjonalnego wyglądu starówki, projekt nie odbiega od koncepcji.
Oba dokumenty różnią się natomiast szczegółami dotyczącymi pojawienia się i lokalizacji elementów wyposażenia rynku. O tych zgodnościach i różnicach opowiedział współwłaściciel firmy Marcin Brataniec na spotkaniu zorganizowanym 20 stycznia br. w sali „Olimpia” Urzędu Miejskiego w Starachowicach.
- Dzisiejszy rynek ma elementy warte zachowania, jak miejsce pamięci, czy część zieleni. Ale ma też takie, które nie powinny się na nim znaleźć, ponieważ dekomponują przestrzeń. To przede wszystkim parking, a także ta zieleń, która uległa degeneracji – mówił architekt.
Wyprowadzenie z rynku zapychających go aut jest podstawowym założeniem modernizacji zgodnym z ideą prezydenta Wojciecha Bernatowicza, który chce, by odmieniona starówka stała się przede wszystkim wielkim deptakiem. Dlatego jedną z alternatyw dla posiadaczy czterech kółek będzie obecny postój przed kościołem Św. Trójcy, ale rozbudowany na tyle, by mógł przyjąć większą liczbę pojazdów.
- Parking będzie miał dwa wloty: nie tylko od ulicy Kościelnej, ale też nowy od Rzemieślniczej. Żeby jednak w momencie, gdy będzie mniej używany nie przypominał betonowej pustyni, zaprojektowaliśmy go jako miejski placyk z tarasem widokowym – opisywał M. Brataniec.
Świętokrzyskie skały, wierzby i halogeny
Nowy rynek zyska nową nawierzchnię. Krakowianie zaproponowali wyłożenie gruntu kostką z granitu, ale jak podkreślili to nie jest obligatoryjne. Gmina może, z równie dobrym skutkiem, zastosować tańsze płyty betonowe, które sprawdziły się choćby na krakowskim Rynku Głównym.
M. Brataniec przekonywał natomiast do innego pomysłu, który nadałby rynkowi akcent związany z lokalnymi zasobami przyrodniczymi. Chodzi o wkomponowanie w nawierzchnię płyt wyprodukowanych ze skał występujących w naszym regionie.
Z kolei do historii Starachowic kształtowanej przez przemysł (wydobycie i produkcja żelaza) nawiązywałaby wystawa plenerowa „trakt żelazny”, pomyślana jako kilka miejsc ekspozycyjnych układających się w jedną ścieżkę edukacyjną.
Z istniejących już na rynku obiektów radykalną zmianę przejdzie szalet miejski. Wymaga on unowocześnienia, którego nie da się przeprowadzić w ramach obecnej budowli. Dlatego stary przybytek zostanie rozebrany, a jego miejsce zajmie nowy sanitariat: całkowicie schowany pod ziemią (a nie, jak dotychczas, z dachem sterczącym nad powierzchnią gruntu), z jednym wejściem głównym, toaletami dla niepełnosprawnych oraz specjalnym miejscem do przewijania niemowląt.
Na rynku będzie też miejsce na roślinność. Drzewa, krzewy i kwiaty zostaną posadzone na nowo w zdyscyplinowanych skupiskach. Ze starych drzew pozostaną te najładniejsze rosnące po wschodniej i zachodniej części rynku. Chodzi głównie o wierzby.
- Zostawiliśmy je, ponieważ ich nazwa wiąże się z osiedlem Wierzbnik.
Utworzą one tak zwany przez nas „ciennik”, czyli miejsce do odpoczynku na ławkach w cieniu ich konarów – wyjaśnił M. Brataniec.
Projektanci zaproponowali gminie montaż kilku rodzajów ławek począwszy od tradycyjnych po siedziska opasujące pnie rosnących w środku drzew. W czasie projekcji multimedialnej pokazali też przykładowe wzory takich „gadżetów” jak: betonowe donice na rośliny, siatki ochronne na pnie drzew, stojaki na rowery, a nawet infomaty, w których można by obejrzeć prezentację multimedialną o Wierzbniku i Starachowicach.
Nieco dłużej zatrzymali się przy oświetleniu rynku.
- Proponujemy lampy halogenowe. Są co prawda droższe, niż sodowe, ale emitują światło, które pozwala na lepsze wydobycie kolorów. Co do wyglądu urządzeń oświetleniowych to zrezygnowaliśmy z latarni żeliwnych stylizowanych na retro na rzecz lamp o nowoczesnym wyglądzie, zaprojektowanych przez włoskich architektów.
Stwierdziliśmy bowiem, że Starachowice w różnych okresach swoich dziejów zawsze były, dzięki przemysłowi, miastem dążącym do nowoczesności – wytłumaczył M. Brataniec.
Scena tu nie przystoi
- Koncepcja, którą przygotowaliśmy na konkurs uległa pewnym zmianom pod wpływem sugestii inwestora, organów zajmujących się opiniowaniem komunikacji oraz samych mieszkańców. Tak było choćby z budową stałej sceny plenerowej we wschodniej części. Miała ona stanowić dominujący element rynku. Wzbudziła jednak szereg społecznych kontrowersji, więc nie upieraliśmy się przy niej. W miejscu, gdzie miała się znajdować będzie zwykły plac, na którym można stawiać scenę przenośną. Ale można także posadzić zieleń – dawał przykłady M. Brataniec.
O tym, dlaczego nie było zgody na rynkową estradę mówiła na spotkaniu w „Olimpii” Anna Kramek, przedstawicielka stowarzyszenia założonego przez mieszkańców dzielnicy Wierzbnik. Co więcej, jak twierdziła, zna i takie opinie, zgodnie z którymi nie ma przyzwolenia na jakąkolwiek rozrywkę w miejscu, które w czasie II wojny było świadkiem egzekucji starachowiczan powieszonych przez hitlerowców na publicznej szubienicy. Przypomina o tym stojący na środku rynku duży pomnik z szarego kamienia.
- Scena została zaprojektowana dokładnie w miejscu egzekucji. Jest to nieetyczne. Tam gdzie jest płacz, nie ma zgody na zabawę – zaakcentowała.
- Ponadto rynek jest zbyt mały na duże zebrania, może pomieścić co najwyżej 1000 osób. Dobrym miejscem na plenerowe spotkania jest Szlakowisko. Nie wyrażamy też zgody na takie wybetonowanie rynku. Zbyt duża nowoczesność nie jest tu właściwa. Świętokrzyski konserwator zabytków Janusz Cedro, do którego skierowałam pismo, również popiera to stanowisko pisząc, że nie można dowolnie gospodarować przestrzenią, która została historycznie ukształtowana – cytowała A. Kramek.
- Nasze miasto, jeszcze jako Wierzbnik, dostało prawa miejskie za króla Zygmunta III Wazy. Dlatego styl retro na rynku byłby bliższy jego historii. A to, co widzimy, to wielka nowoczesność – poparła poprzedniczkę mieszkanka Starachowic Joanna Matysek.
- Niepokoi mnie też kolorystyka rynku. Zbyt dużo w niej szarości – dodała.
Pomnik – zachować, czy zastąpić tablicą?
Dłuższa polemika wywiązała się przy zagadnieniu: co zrobić z pomnikiem. Na jego temat sami mieszkańcy mieli skrajne opinie. Architekci z Krakowa proponowali przesunięcie go ze środka rynku na północną część.
- Nie chcemy, by został zepchnięty gdzieś na bok. Lepszym miejscem byłaby zieleń w części wschodniej, bo dokładnie tam stała niegdyś szubienica. Taką mamy wizję i do niej będziemy dążyć – podkreśliła A. Kramek.
- Lokalizacja pomnika po stronie wschodniej sprawi, że stanie się on architektoniczną dominantą rynku. Wówczas starówka nabierze charakteru martyrologicznego, stanie się placem pomnikowym, a nie miejscem życia publicznego. Każde miasto ma w swojej historii jakieś tragiczne doświadczenie, ale to nie znaczy, że one powinny dominować. Choć oczywiście, należy je upamiętniać – argumentował M. Brataniec.
- Jest ogólne wrażenie, że pomnik jest duży i brzydki. Czy nie lepiej zrobić tablicę pamiątkową, która zabierze mniej miejsca ? – zastanawiała się Halina Walęcka z ulicy Kilińskiego.
- Dobrym rozwiązaniem byłoby umieszczenie takiej tablicy jako płyty w nawierzchni rynku. Pomnik jest ohydny i wcale nie przynosi nam chwały - przyklasnęła Joanna Matysek.
- Forma pomnika nie jest najładniejsza i nie widzę powodu, by w takim kształcie był elementem wybijającym się na całą przestrzeń. Brakuje takiego elementu w państwa planie. Może pomyśleć o jakiejś rzeźbie plenerowej – rozważał Dariusz Nowak, radny miejski i mieszkaniec Wierzbnika.
- Wybijającym się detalem miała być scena plenerowa, ale ten pomysł upadł – przypomniał M. Brataniec.
Liberalna komunikacja i gigantyczna wymiana sieci
Elementem przebudowy rynku jest też nowa koncepcja jazdy po tym miejscu i po przyległych ulicach. Propozycja krakowskich architektów długo czekała na zatwierdzenie. Konsultacje z różnymi organami (m.in. ze starostwem, policją, przedsiębiorstwami komunikacji publicznej) i wprowadzanie poprawek trwało kilka miesięcy.
Koncepcja doczekała się pozytywnej opinii dopiero w ostatnim dniach minionego roku. Pisaliśmy już o tym w naszej „Gazecie”, łącznie z podaniem szczegółów dotyczących zmian, z jakimi w przyszłości muszą się liczyć kierowcy. O komunikacji była też mowa na spotkaniu w „Olimpii”. Architekci mówili, że ostateczna wersja w porównaniu do pierwszej została bardzo zliberalizowana.
- Na początku zakładaliśmy większe wyłączenie ruchu pojazdów. Ostatnie ustalenia są takie, że przejazd po nowym rynku będzie mniej więcej zgodny z tym, do czego się wszyscy przyzwyczaili. Ulica Iłżecka pozostanie dwukierunkowa, na Kościelnej zostaje zjazd na płytę rynku. Główny przejazd przez rynek będzie się odbywał południową stroną, a potem ulicą Niską. Jednak ulica Wysoka też będzie przejezdna, choć zyska drugorzędne znaczenie w stosunku do Niskiej.
W nowym sposobie komunikacji drogi przejazdowe będą opasywać rynek, a nie jak dotychczas przecinać go – spuentował M. Brataniec.
Dodał, że jego firma robi też projekt przebudowania tego, co jest pod rynkiem i najbliższymi ulicami, czyli m.in. sieci kanalizacji sanitarnej i infrastruktury odprowadzającej wodę deszczową. Zajmie się też uporządkowaniem linii energetycznych.
- Jest to gigantyczny temat, bo duża część urządzeń jest skorodowana i bliska śmierci technicznej. Wymagają one budowy od nowa – mówił M. Brataniec.
Prośba o więcej parkingów
Przy omawianiu kwestii komunikacyjnych uwaga mieszkańców skupiła się przede wszystkim na parkingach. Były obawy, że zakaz nieograniczonego zatrzymywania się na rynku odbije się negatywnie na tamtejszym handlu i że plac postojowy przed kościołem może się okazać za ciasny.
- Prosimy o możliwość parkowania w rynku, bo niemożliwa jest zmiana psychiki klienta, który jeśli nie podjedzie pod sklep samochodem, to do niego nie wejdzie. Nie róbcie w rynku tylko betonowiska z ławeczkami. Powinien być też parking czasowy, powiedzmy do pół godziny, czy do 40 minut - domagał się jeden z mieszkańców.
- To bardzo słuszna uwaga, która miasto musi uwzględnić. Przy dzisiejszym wygodnictwie klienta właściciele sklepów mogą stracić. Nie zamierzamy pozbywać się swoich praw do zysków w imię urody miasta. Bo to nie jest tak, jak panowie architekci ocenili w swojej koncepcji, że kupcy przenieśli się w inne rejony i rynek stał się tylko miejscem zamieszkania.
Stary Wierzbnik i jego drobni handlowcy też płacą miastu podatki od nieruchomości z działalności gospodarczej i są one bardzo znaczne. Ludzie są pełni obaw, że to pójdzie w złą stronę i stracą źródło utrzymania - przekonywała A. Kramek.
- Zmodernizowany rynek będzie prawie pozbawiony parkingów. Może dałoby się wygospodarować takie miejsce na poboczu ulicy Kilińskiego przy jednoczesnej zmianie ruchu na jednokierunkowy? – myślała głośno H. Walęcka.
- By zaopatrzyć sklepy i punkty usługowe w rynku potrzeba co najmniej trzy razy tyle mniej parkingowych – ocenił Janusz Mierzyński, prezes Zrzeszenia Kupców Polskich w Starachowicach.
- Koło kościoła jest teren po dawnym „ekonomiku” dziś sprzedanym w prywatne ręce. Jak wieść niesie ma tam powstać kolejny supermarket, który wytworzy większy ruch samochodowy – dodał.
- Obawiamy się, że parking pod kościołem będzie nie tyle dla mieszkańców odwiedzających rynek, co dla klientów przyszłego marketu – dopowiedziała J. Matysek.
Mieszkańców próbował uspokoić Szymon Jarosz, kierownik Referatu Architektury i Planowania Przestrzennego UM w Starachowicach. Mówił, że obiekt, który tam powstanie, na pewno będzie miał własny parking, bo jest on elementem zagospodarowania przestrzeni.
Co z pieniędzmi i terminami?
O to na zakończenie spotkania pytała jedna z mieszkanek. Chciała wiedzieć, ile będzie kosztować rewitalizacja rynku, skąd gmina weźmie na to pieniądze oraz kiedy i od czego zaczną się prace.
- Pierwsze roboty planujemy już w tym roku, a rozpoczną się od budowy szaletu miejskiego – poinformował Dariusz Leszczyński z Referatu Inwestycji Miejskich i dodał w odpowiedzi na uśmieszki z sali:
- Od czegoś trzeba zacząć, a szalet to obiekt potrzebny w mieście. Na braki w tym zakresie skarżą się sami mieszkańcy.
Unowocześnienie rynku to inwestycja przewidziana na lata 2009 – 2013. Całość kosztów (łącznie z zapłaceniem architektom za dokumentację oraz wymianą instalacji podziemnych i elektryki) oszacowano na 21 mln 280 tys. zł.
O pozyskanie części pieniędzy gmina wystąpiła w minionym roku do Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego.
- Na podstawie preumowy przyrzeczono nam 9 mln 800 tys. zł – przypomina Paweł Żmudziński, naczelnik Wydziału Rozwoju Miasta.
- To 60% z 16 mln zł 500 tys. zł, czyli kwoty, którą mogliśmy zgłosić do dofinansowania. Całość kosztów nie kwalifikowała się bowiem do pomocy – tłumaczy naczelnik.
Preumowa nie oznacza jeszcze, że gmina ma dofinansowanie, ale, jak wyjaśnia P. Żmudziński, pieniądze zostały dla nas zarezerwowane, a ich przyznanie to tylko kwestia czasu.
- Musimy złożyć do RPO wszystkie dokumenty związane z inwestycją, w tym projekt budowlany przygotowany przez krakowską pracownię architektoniczną. Wówczas możemy aplikować o zawarcie umowy. Jeśli przedstawimy komplet dokumentów, nie ma podstaw, by nie podpisano z nami umowy – uspokaja naczelnik.
Architekci mieli zdążyć na 16 grudnia 2009 roku, ale nie udało się z powodu długich negocjacji przy zatwierdzaniu organizacji ruchu. Gmina dała im nowy termin do końca kwietnia br. Na pytanie, skąd miasto weźmie resztę pieniędzy na rynek, czyli ponad połowę, nie ma jeszcze konkretnej odpowiedzi.
- Będziemy o tym myśleć. Na razie musimy sobie radzić we własnym zakresie. Pierwszy wydatek oszacowany na 1 mln zł zapisaliśmy w budżecie już w tym roku. Będzie to budowa szaletu - powiedział „Gazecie” prezydent Wojciech Bernatowicz.
(iwo)