AAA
„Star 660 JP 2. Losy po pielgrzymce….”
Bo zawsze warto szukać...
Piatek, 27 maja 2011r. (godz. 09:42)

„Wszystko, co Polskę stanowi, to dzieje Ojczyzny, tworzone przez każdego jej syna i każdą córkę od tysiąca lat - i w tym pokoleniu, i w przyszłych - choćby to był człowiek bezimienny i nieznany” - mówił podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski błogosławiony już Jan Paweł II.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Makabryczne znalezisko

Poprzednia wiadomosc:
ť Kolejne ulice skanalizowane

Jednym z tych dzieł, stworzonym przez bezimiennych i wciąż nie do końca znanych ludzi, było starachowickie papamobile, którym poruszał się wówczas papież, i który po latach niebytu odkryli dla oczu wiernych na nowo, prawdziwi pasjonaci historii związani z naszym muzeum. O tym, jak wyglądały losy pojazdu, nazwanego przez władze samochodem specjalnym JP II, opowiadał podczas spotkania w Bibliotece Publicznej, jeden z ówczesnych poszukiwaczy, a dziś wicestarosta Dariusz Dąbrowski.


Kiedy po latach o tym wspomina żartuje, że ktoś musiał nad nimi czuwać. Bo wspólnie z Magdaleną Gorzkowską, dokonali tego, o czym wielu tylko marzyło. W małym popegieerowskim miasteczku, odnaleźli „papieża”, zapomnianego przez wszystkich, a potem pokazali go światu na nowo.

Wszystko tak naprawdę zaczęło się 4 kwietnia 2006 roku, kiedy to Krzysztof Szwed, ówczesny pracownik muzeum, przyniósł starą fakturę z 1980 r., dotyczącą zbycia pojazdu, przystosowanego do celów transportowych, z zamontowaną przedłużoną skrzynią ładunkową. Podejrzewając, że może chodzić o papamobile, jeszcze tego samego dnia rozpoczęli poszukiwania.

Towarzyszył im w nich Sławomir Wiśniewski, kierowca starostwa powiatowego. Obrali kurs na Stanomino, k. Białogardu, bo właśnie tam – jak wynikało z CEPIK – u (Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców – przyp. red) – w jednym z dawnych kombinatów miał wciąż być nasz pojazd. Ale na miejscu go nie znaleźli, a nowy właściciel spółki nie był skory do rozmów.

Ostatnią deską ratunku, jak wspominał D. Dąbrowski, była kobieta myjąca okna, którą dostrzegł z placu kościoła. Wskazała im dawne biurowce, w których nadal mieszkała Irena Błaszczyk, dawna portierka w zakładzie. Ta skierowała ich prosto do Tadeusza Krzyżaniaka, który zapytany o „stara” odpowiedział ze zrozumieniem – „o papieża wam chodzi”.

Od samego początku pojazd zwracał uwagę – był biały, miał wykładzinę dywanową, tapicerkę na drzwiach i niklowane elementy obok lusterek. Ale został sprzedany, do Rejonu Dróg koło Szczecinka, co nie zostało odnotowane w ewidencji pojazdów.

- Możemy dziś podejrzewać, że nie przypadkowo przeniesiono go z jednej firmy do drugiej – uważa D. Dąbrowski.

Jadąc w kierunku Szczecinka wybrali najbardziej na wschód oddaloną miejscowość – Marcelin - co zresztą okazało się trafną decyzją. Na terenie dawnej bazy istniała już inna prywatna spółka – Inreco Emulsja, której prezeska była ostatnim dyrektorem Rejonu Dróg Publicznych, a później jego likwidatorem i wciąż posiadała dokumentację. Wizytę starachowiczan skwitowała: „A mówiłam, że jeszcze ktoś będzie go szukał”. I tak trafili do mechanika, który wskazał im szybko nabywcę auta.

- W zeszłym tygodniu nim jeszcze jechałem, jak przewoziłem drewno – powiedział, gdy zadzwoniliśmy do niego – wspominał Dariusz Dąbrowski.

Wtedy uwierzyli, że akcja ma coraz realniejsze szanse. Trop wiódł do miejscowości Wierzchowo, do niejakiego Józefa Kakao.

- Był kiedyś kierowcą, pracował na pługopiaskarce, na którą przerobiono starachowickie papamobile – opowiadał D. Dąbrowski.

Okazało się potem, że auto stacjonowało u szwagierki pana Józefa. Właścicielem natomiast był syn jego brata – Waldemar Kakała (który zmienił nieco nazwisko).

- Pojazd, który właściciele nazywali jeepem, miał tylko dwie osie, uciętą ramę, został skrócony o most, wmontowano do niego silnik od walca, także elementy drewniane. Jednym słowem, przedstawiał dziwną konstrukcję – opisywał wicestarosta.

Dostrzegli w nim jednak związki z dawnym papamobile. Były to głównie ślady białego lakieru na felgach.

- „Starów 660” nie malowano w tym czasie w takim kolorze. Nie miał jednak oryginalnego silnika, przez pewien czas woził sól, miał więc wżery na ramie. Z początku zastanawialiśmy się, czy warto go kupić. Potem przez ponad miesiąc negocjowaliśmy cenę – dowiedzieli się uczestnicy spotkania.

W końcu dobili targu na parkingu, przed urzędem gminy w Wierzchowie. Tego samego dnia muzeum zawarło umowę, po pojazd wyjechał samochód, a już na drugi dzień - 5 maja 2006 roku, papamobile wrócił do Starachowic i zameldował się w naszym muzeum. Niedługo potem wybuchła afera, gdy na jednej z konferencji Marek Adamczak, który przez pewien czas współpracował z muzeum, pomówił poszukiwaczy o próbę wyłudzenia pieniędzy.

Poddawał także w wątpliwość autentyczność papamobile, twierdząc że to on jest posiadaczem prawdziwego auta. Podczas, gdy jak twierdzili muzealnicy, zakupił on tylko dublera, czyli podwozie nr 2, które nigdy nie zostało zamontowane w papieskim papamobile. O tym, że do Starachowic trafił autentyk świadczyły rozmowy z ludźmi.

- Okazało się, że pojazd był malowany powtórnie w Sanoku, gdzie rozpylono na niego talk, aby lakier nie świecił pod wpływem fleszy – podał jeden z argumentów D. Dąbrowski.

Ekspertyza wykonana w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym, potwierdziła w warstwie lakieru na naszym samochodzie obecność talku.

- Był to niezbity dowód, że trafiliśmy na fragmenty pojazdu, który uczestniczył w wizycie papieża - przekonywał wicestarosta.

Nim przywrócono mu dawny blask, minęło sporo czasu. Pomogli w tym dawni konstruktorzy, którzy zachowali mnóstwo dokumentacji, a także wspomnień. Trudno było także odnaleźć wyposażenie, które trafiło do muzeum archidiecezji. Dziś cieszy on oko nie tylko starachowiczanin, co tylko utwierdza poszukiwaczy w przekonaniu, że warto szukać i nigdy nie rezygnować.

- Wypełniliśmy to, co zalecał Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski:„Wszystko, co Polskę stanowi, to dzieje Ojczyzny, tworzone przez każdego jej syna i każdą córkę od tysiąca lat - i w tym pokoleniu, i w przyszłych - choćby to był człowiek bezimienny i nieznany”. Bo papamobile było dziełem wielu bezimiennych i nieznanych ludzi.

- My zadbaliśmy o to, aby mógł przetrwać dla potomnych - stwierdził Dariusz Dąbrowski.

Wspomniał też o najnowszym wydaniu książki Anny Zyskowskiej „Polski samochód dla Jana Pawła II”, do której wspólnie z dyrektor naszego muzeum, Magdaleną Gorzkowską dopisał oddzielny rozdział. „Pysznym” akcentem spotkania była degustacja papieskich kremówek, na którą dyrekcja biblioteki zaprosiła uczestników.

(An)

REKLAMA